Różności > Opowiadania, wiersze...
Opowiadania
Karoiiina:
"Polowanie"
Biegnę, ile sił w łapach.
Biegnę, choć za mną pustka.
Lecz dalej słyszę strzały polowań.
Ile zwierząt w męczarniach musiało zginąć?
Ile braci mych z Ziemi tej odeszło?
Zmęczona już tym biegiem staję.
Rozglądam się wokół.
Pustka...
Znikąd nad drzewami płomień się zjawia.
Wystraszone ptaki prędko uciekają.
"To koniec" pomyślałam.
"Matko Ziemio! Ratuj!
Spójrz, jak ludzkie istoty są bezduszne!
Szacunku dla nas nie mają!"
Stukot kopyt jakby się przybliżył...
Salwa strzałów w niebo poleciała.
Gdybym tylko mogła biec dalej...
Gdybym chociaż zawyła...
Lecz skowyt w piersi mej zamiera.
Łapy posłuszeństwa odmawiają.
Myśliwi broń szykują.
"Niech ta męka się już skończy"
Pomyślałam i zamilkłam.
Nagle piorun strzelił z nieba.
Deszcz zaczął padać.
Konie się wystraszyły,
Ludzi porzuciły...
Człowieki broń zostawiły,
Uciekli...
Pożar gasł powoli.
Wszystkie zwierzęta wyć zaczęły -
ze szczęścia i wygranej.
Deszcz kończył padać.
Na polanie - pustka.
Jaskinie zrujnowane,
Nory zawalone,
Gniazda zepsute.
Ludzie potrafią być bezlitośni,
A zwłaszcza - dla zwierząt.Takie badziewie przed lekcjami nabazgrałam.
Nero01:
Fajne, ja za chwilę też dodam.
Nero01:
Te wszystkie zabawne i szczęśliwe chwile... Nie będą trwać wiecznie"
Nagisa Furukawa, Clannad
Arisha powoli otworzyła oczy. Oślepiły ją promienie słońca. Leżała na miękkim, fioletowym dywanie. Wstała i rozejrzała się. Shinobu tu nie było. Dziwne, pomyślała. Przed oczami miała sceny z wczorajszej nocy. Była wstrząśnięta. Nie wiedziała, co to było. Bała się o siebie i o Shinobu. W głowie nadal słyszała szepty tych potworów. Przyprawiły ją o dreszcze.
-Spiro! – krzyknęła, a jej głosem rządziła rozpacz.
Objęła się ramionami, przerażona. Trzęsła się. Wiatr delikatnie poruszał białą firanką. Podeszła do okna i je zamknęła. Instynktownie spojrzała na drzewo. Wyglądało zwyczajnie, tak samo jak las, który wczoraj wyglądał przerażająco, jak po jakiejś poważnej bitwie.
Na parapet z drugiej strony okna usiadł mały, żółty ptak. Arisha aż zamarła, wystraszona. Odetchnęła z ulgą. Ptaszek śpiewał radosną pieśń, i delikatnie stukał brązowym dziobem w okno. Arisha zacisnęła usta w cienką linie i z nienawiścią wpatrywała się w ptaka. Cofnęła się o kilka kroków i szybko zasłoniła okno grubymi, fioletowymi zasłonkami. Westchnęła.
-Spiro? – głos jej się łamał. Było kompletnie cicho. Na jej twarzy malował się niepokój. Zmrużyła oczy, czując, że zaraz zacznie płakać. Nagle w pokoju uniosła się mała mgła, z której powstał mężczyzna w białej pelerynie. Arisha aż pisnęła uradowana i bez ostrzeżenia rzuciła się na szyje swego Demona, tuląc się do niego ze łzami w oczach.
- Co się stało? – spytał rozbawiony odwzajemniając jej uścisk. – Ar?
- Spiro… pamiętasz co stało się ze zwiadowcą?
Spojrzał na nią zdziwiony.
-Nigdzie nie było jego Ducha… po prostu… - nie mogła mówić dalej.
-Arisha, ale co się stało?
Dziewczyna spojrzała na niego gniewnie.
- Jak to „co” ?! – uniosła brew. – Mówię o wczorajszym wydarzeniu. Ciągle nas coś spotyka! Mam tego dosyć! To wszystko przez nią! To wszystko przez Shinobu!
Zasłoniła usta ręką. Miała nadzieję, że jej siostry nie ma w pobliżu.
- Opanuj się. – powiedział Spiro stanowczym głosem.
- Spiro, w co ty grasz?! – mówiła przez zaciśnięte zęby. – Pamiętasz co się z nią wczoraj stało? Co to w ogóle było?? Jej oczy… Te głosy…
- Arisha… - usiadł obok niej na łóżku. Jeszcze nigdy nie była tak wystraszona. – Powiedz mi co się stało.
-Jak to n-ie, nie wiesz?
Pokręcił przecząco głową. Białowłosa nabrała głośno powietrza.
- Wczoraj byłem z tobą cały czas. Zresztą nie mogło być inaczej. – uśmiechnął się. – Nic się nie wydarzyło Arisha. Zupełnie nic.
Dziewczyna przełknęła ślinę.
- Chyba zaczynam wariować, Spiro. – zaczęła się gorzko śmiać. Otarła łzy i wstała z łóżka.
- Chodźmy do Shinobu. – odwzajemniała uśmiech Ducha, ale nie był on tak szczery jak zazwyczaj. Nadal nie mogła zrozumieć co się wczoraj stało.
- Niech ta błazenada się wreszcie skończy. – powiedziała szeptem wychodząc z pokoju. Spiro rozmył się we mgle, i Arisha poczuła znajome uczucie. Uczucie, które mówiło jej, że nie jest sama.
„Zagłuszanie bólu na jakiś czas sprawia, że powraca ze zdwojoną siłą.”
Joanne Kathleen Rowling, Harry Potter i Czara Ognia
Obszukała cały dom i niegdzie jej nie zastała. Nie było jej na polu obok domostw, ani w ogrodzie.
- Na Łąkę ani na Rynek by nie poszła, za daleko. – mówiła do siebie. – Ruiny odpadają. Ona nigdy się nie oddala… Myśl Ar! - poganiała siebie. – Szkoła zaczyna się dopiero jutro… Ech… - westchnęła.
Jedynego miejsca, którego nie sprawdziła była stajnia, i tam właśnie ją znalazła. Dziewczynka opierała się o Nivis, a jej klatka piersiowa powoli podnosiła się i opadała – spała. Podeszła do niej i delikatnie zaczęła potrząsać by wstała. Gryf przyglądał się jej wyraźnie zadowolony. Starała się powstrzymać uśmiech, i na szczęście jej to wyszło. Shi delikatne otworzyła oczy.
- Ar? – powiedziała ziewając.
- Co ty tu robisz?? – Arisha hamował swój gniew.
- Hm? – dziewczynka na chwile się zamyśliła.- Ah… tak.. już pamiętam. Ty zniknęłaś, więc kto miał nakarmić Nivis? Przyszłam tu, a że było już bardzo ciemno… najwyraźniej zasnęłam – streściła.
- Ech… wstawaj. – rozkazała starsza siostra. Shinobu wykonała jej polecenie z uśmiechem na ustach, a razem z nią wstał gryf. Arisha spojrzała na niego gniewnie i od razu się skulił.
Czuć było napięcie. Zmieniła się. Nie podoba mi się to, mówiła w myślach Arisha.
- Jak to zniknęłam?
- Poszłaś do Terico i nie wróciłaś. – mówiła przygnębionym głosem.
- Aha…
Szarooka wyciągnęła do niej rączkę, lecz ta zignorowała ten gest i ruszyła w stronę domu.
"Przywiązanie jest ograniczeniem samego siebie."
Itachi Uchiha, Naruto
Były już obok domu. Wiatr delikatnie uginał trawę. Była typowa wiosenna pogoda. Dziewczynka ledwo co nadążała za swoją siostrą. Zatrzymała się gwałtownie łapiąc oddech.
- Arisha? - Dziewczynka zgięła się w pół, łapiąc za brzuch. Z ust pociekła jej krew. Na jej chudych, bladych policzkach widać było łzy. Padła na kolana, płacząc. Ból przeszywał całe jej ciało. Drżała. Brakowało jej tchu. Arisha nawet się nie odwróciła. Usta zacisnęła w cienką linie, i ze wzrokiem utkwionym w niebo czekała. Czekała, aż to się skończy.
Mijały kolejne minuty. Było coraz zimniej. Shinobu głośno nabrała powietrza. Powoli wstała. Oddychała ciężko. Wytarła ręką usta brudne od krwi. Patrzyła w lęku na siostrę. Zrobiła krok do przodu, a Arisha słysząc to ruszyła w stronę drzwi. Nic nie powiedziała, nawet na chwilę się nie odwróciła.
„Patrzę w twoje oczy i czuję, że wszystko się skończyło.”
Saraph
Shi od razu poszła do swego pokoju. Zamknęła się, i płakała. Męczyło ją jedno pytanie: co stało się z jej siostrą. Zawsze była dla niej ciepła i miła. Nabrała powietrza i powoli się uspokoiła.
- Musiało się coś stać. Niedługo wróci jej humor. – mówiła do siebie.
Z kieszonki wyciągnęła dwie małe rzeczy. Jedna czarna, druga biała. Były nimi laleczki voodoo. Dotknęła je i uśmiechnęła się szeroko. Następnie przypięła je sobie do prawego boku. Podeszła do okna, rozsunęła niezdarnie firanki i uśmiechnęła się - radośnie i szczerze. Było tam coś, co poprawiało jej nastrój. Odetchnęła z ulgą, czując, że nic jej nie grozi
Arisha w tym czasie poszła do salonu. Usiadła na sofie głośno oddychając.
- Co ja robie? – starała się powstrzymać napływające jej do oczu łzy. Schowała twarz w ręce. Miała mętlik w głowie. Chciała, aby to się skończyło. Wstała i wybiegła z domu. Nie potrafiła tego dłużej ciągnąć. To co się stało przy Shinobu, było tego prawdziwym dowodem. Jej prawdziwa natura powoli się odradzała.
„Tęsknię za cierpieniem, które uczyni mnie gotowym i żądnym śmierci.”
Hermann Hesse
Pobiegła na łąkę Kwiatów Krwi. Nie było już tam ani jednego motyla. Rośliny były zwiędłe, ciemno zielone… Wiatr okrutnie szarpał gałęziami drzew. Niebo robiło się coraz ciemniejsze.
- Tylko nie znowu… - błagała.
Była cała spocona. Włosy lepiły jej się do twarzy, a ubranie kleiło do ciała. Oddychała głęboko.
Nagle usłyszała głośne wycie wilka. Zamarła. Musiał być gdzieś niedaleko. Czuła go. Rozglądała się w panice. Z lasu wyszedł wysoki mężczyzna, o długich czarnych włosach, które delikatnie powiewały na wietrze. Wąchał czerwoną różę, a z ręki, w której ją trzymał, ciekła mu krew od jej kolców. Uśmiechał się. Ścisnął mocno kwiat, a ten w jednej chwili zwiędnął. Stawał się kruchy aż w końcu zamienił się w proch. Podniósł wzrok na Arishe i uśmiechnął się złowieszczo, ukazując swoje długie kły.
-Arato… - Arisha wypowiedziała jego imię pół szeptem.
Rozległ się śmiech, który za chwile ustał. Zamknął oczy i zwrócił twarz ku niebu. Zaczęło padać.
Chłopak wyglądał jakby o czymś myślałam. Uśmiechnął się pod nosem i wyprostował prawą rękę w stronę Arishy. Tuż przy jego stopach ziemie przebiła ogromna dłoń z pędów i korzeni, której palce kończyły się długimi, skalnymi pazurami. Pędziła w stronę dziewczyny.
~Arisha! – usłyszała krzyk Spiro w jej umyśle. Szybko zrobiła unik. Była cała roztrzęsiona. Dłoń zapadła się pod ziemie, i to dosłownie. Arato skręcił nadgarstkiem i przed jej oczami ukazała się ta sama łapa. Już ją miał, gdy nagle pojawił się Spiro parując cięcie pazurów swoimi sztyletami. Płynnym ruchem pociął pędy.
Arato spojrzał na nich z ironią. Dziewczyna stanęła obok Demona. Wyciągnęła rękę do przodu, tak samo jak jej napastnik. Skupiła się i z dłoni wystrzeliła kula ognia.
Źrenice jej się zwężyły. Chybiła. Arato już dawno tam nie było. Wszystko działo się tak szybko. Zdenerwowała się jeszcze bardziej. Była zbyt rozkojarzona aby walczyć. Serce dudniło jej jak oszalałe.
Usłyszą za sobą szept.
- Za dużo sobie pozwalasz, Hiryu.
Odwróciła się, i zobaczyła twarz Arato wykrzywiąną w grymasie, który miał przypominać uśmiech. Zamachnęła się ręką, a od niej poszła silna fala powietrza, która odepchnęła Wika. Skrzywił się.
- Koniec zabawy Arisha! - warknął wściekły.
Zgiął się w pół i rozpoczął przemianę. Czarne futro zaczęło wyrastać z każdej części jego ciała. Kły powiększyły się, a oczy z prawie czarnych zabłysły czerwienią. Wyrósł mu ogon. Pochylił się i stanął na tylnich łapach wyjąc. Arisha miała przed sobą ogromnego wilka. Przyjrzała mu się dokładnie. Nie! Z głowy wyrastały mu dwa rogi wyglądające jakby były stworzone z korzeni drzew. To oznaczało, że jest połączony ze swoim Duchem. Walczą razem w tej postaci. Nie każdy ujawnia postać swego Ducha. Demony głównie odpowiedzialne są tylko za moc. Nie każde potrafią walczyć, czy też się bronić. Są potężne, ale jednocześnie tworzą najsłabszy punkt istoty. Gdy ginie Duch, istota zostaje pozbawiona mocy i strasznie osłabiona. Kombinacja, którą stosuje Arato nie pozwala na zranienie Ducha, i nie ważne jak wielkich obrażeń by doznał.
Zaczął kierować się w jej stronę. Wybrał sobie idealną chwile by zaatakować. Arisha była wstrząśnięta i niezdolna do walki jak nigdy… Miała jedną szanse. Spiro stanął obok niej i położył rękę na jej ramieniu. Czuła przepływ mocy. To jego talent.
Wyprostowała obie ręce i poczuła straszny ból. O mało co nie upadła. Żywioły eksplodowały.
Z rąk wydobyły się cztery promienie. Jeden rozorał ziemię, drugi przeszył powietrze, trzeci wystrzelił kulą ognia, a czwarty lodowymi ostrzami.
Usłyszała pisk psa. Ten otrząsnął się z pyłu i zawarczał. Była w szoku. Nic mu się nie stało. Pokazał wielkie kły. To jest już koniec?? - pytała w myślach. Spiro był wykończony a ona niezdolna do walki. Naprawdę, idealny moment wybrał.
Nero01:
Aszbal- rozdział 1
wtorek, 29 lipca 2008 23:52
„To nie był mój szczęśliwy dzień”- tymi słowami Mizuno skończył kolejny dzień w szkole. Nasz bohater jest chudym, wysokim i wiecznie nieuczesanym 16-letnim chłopcem chodzącym do liceum w Yotimie. Budynek położony jest tuż nad lasem, do którego nikt poza specjalnie przeszkolonymi leśniczymi wchodzić nie może. Sama szkoła jest dość duża, w końcu musi pomieścić uczniów z kilku pobliskich miast, gdyż w promieniu kilkunastu kilometrów nie ma żadnego innego liceum. Tutaj znajduje się też akademik, w którym mieszka Mizuno. Jest on położony się on po prawej stronie szkoły i oddalony jest od niej o około 200 metrów. Do szkoły uczęszcza mniej więcej 1200 uczniów, a w akademiku mieszka 230 w tym nasz bohater. Cały teren jest dobrze ogrodzony, szczególnie w tej części, która graniczy z lasem. Powiedzmy teraz może o samym zakazanym miejscu za murem szkoły:
Las został odgrodzony od reszty miasta, okolicznych zabudowań i wsi przez to, że jest on bramą do innego świata, można by powiedzieć, że do alternatywnego względem tego, w którym żyjemy my. Sam nie jest zbyt wielki, ale świat znajdujący się tuż za bramą jest naprawdę ogromny i zamieszkiwany nie tylko przez ludzi, ale także przez różnego rodzaju stworzenia nieznane nam. Pewnie zastanawiacie się po co są ci specjalnie wyszkoleni drwale, otóż są oni czymś w rodzaju strażników, czy odźwiernych, którzy albo wypędzają niebezpieczne stwory lub przeprowadzają ludzi z jednego świata do drugiego i na odwrót, a sama Yotima jest miejscem gdzie mieszkają ludzie z jednego i drugiego wymiaru, chociaż ci drudzy są raczej tutaj anonimowo i dokładnie nie wiadomo kto pochodzi zza bramy. Podobna sytuacja jest po drugiej stronie gdzie także istnieje takie miasto, w którym mieszkają ludzie z obu wymiarów zwane Mitologi. Zapomniał bym powiedzieć o kilku innych ważnych sprawach. Pierwszą z nich jest to, że alternatywny świat został nazwany Aszbal. Druga to, że w, dla nas, w drugim wymiarze trwa nadal coś na wzór naszego średniowiecza, które nie tylko wspomagane jest orężem, ale i także wszechobecną magią dzielącą się na kilka rodzajów, ale to tym kiedy indziej.
Wróćmy teraz do rzeczywistości. Po skończonym kolejnym nudnym dniu nauki Mizuno ruszył przed siebie zmęczonym, powolnym krokiem w stronę akademika. Marzył już tylko o prysznicu i miękkim łóżku. Myśląc, że już nic gorszego od dzisiejszych wydarzeń już być nie może. Aby zrozumieć sytuację naszego pechowca cofnijmy się do dzisiejszego poranka...
Dryńńń... „Co jest?? Kurcze, która godzina. O w mordę to już siódma, jak zaraz nie wstanę to się spóźnię. Cholercia. Mam tylko pół godziny.”- Mizuno, szybkim ruchem ręki wyłączył budzik i pobiegł do łazienki, gdzie czekała już na niego tylko zimna woda, gdyż pewnie Azuma, dziewczyna, z którą mieszkał w akademiku, i Winc, który także był jego współlokatorem, zużyli całą ciepłą wodę. Nie zastanawiając się zbyt długo i nie wybrzydzając nasz bohater umył szybko zęby i twarz zimną wodą i ruszył do swojego pokoju. Nie było to zbyt wielkie pomieszczenie, po lewej stronie pod ścianą stało łóżko, a tuż przy nim mała szafka, na której stał budzik, talerz z niedojedzoną wczorajszą kolacją i kubek po herbacie. Nad łóżkiem wisiał duży plakat, ze zbiorem bohaterów jego ulubionego anime. Po w prawym końcu pokoju znajdowała się szafa, zasłaniająca niemal całą ścianę. Mizuno szybko zabrał z niej potrzebne rzeczy i spakował do wysłużonego plecaka, a raczej torby, którą przewiesił przez ramię, jeszcze ostatni raz spojrzał na gitarę elektryczną leżącą pod oknem, i przypomniał sobie wczorajszy wieczór kiedy to trochę za długo zabalował u kumpli grając na niej różne znane kawałki gitarowe, ze słynnych przebojów. Wyszedł z pokoju i skierował się do kuchni. Pierwsze co zrobił to zajrzał do lodówki, „Uff.” westchną z ulgą, gdyż zauważył, że Azuma zostawiła dla niego coś ze śniadania, i dzięki temu nie będzie musiał się tak bardzo śpieszyć. Wyją kanapki z lodówki i położył je na stole, z którego wcześniej sprzątną jakieś stare papierzyska i talerze, które były pozostawione najprawdopodobniej przez Winca. Następnie sprawdził czy jest ciepła woda i ku swojemu zadowoleniu stwierdził, że tak. Natychmiast zaparzył sobie kawę, przy której zjadł swoje śniadanie. Po czym wyszedł z wynajmowanego pomieszczenia w akademiku i zaraz po zamknięciu drzwi ruszył szybkim chodem w stronę szkoły. Na schodach spotkał lokatorkę z klatki niżej, chodzącą razem z nim do jednej klasy. Załączę jeszcze do tego, że ona bardzo podobała się naszemu bohaterowi. Mimo wszystko Mizuno, był zbyt nieśmiały i strachliwy, żeby się z nią umówić. Na korytarzu, jednak tylko wymienili szybko spojrzenia i każde ruszyło osobno. I wtedy, tak jak często zdarza się w takich opowiadaniach, czy książkach, szczęście opuściło licealistę i biegnąc do szkoły wpadł na prof. Zionga Hue, któremu niezbyt spodobał się pośpiech ucznia i kazał mu iść za sobą: „Mizuno! Za mną, bez gadania. Lepiej, żebyś robił co karze, albo inaczej porozmawiamy.”- powiedział nauczyciel i skierował się do schowka tuż przy bramie do lasu. „Ale panie profesorze, ja mam zajęcia za piętnaście minut, jak mnie pan przytrzyma to się spóźnię i będę miał problemy. Jeżeli bym mógł to może po lekcjach?”- próbował się usprawiedliwić, ale niestety rozzłoszczony mężczyzna nie dał się przekonać i nadal kazał iść mu za sobą. Chcąc nie chcąc, a raczej musząc Mizuno ruszył za profesorem do schowka. „Teraz powiem ci co masz szukać. Znajdź mi cztery pierwsze tomy książki zatytułowanej „Aszbal- kraina cienia.” Masz na to dwie godziny lekcyjne, nie martw się usprawiedliwię ci je, ale nadal to zachowanie będziesz miał uwzględnione”. Bohater spojrzał na wielki stos różnego rodzaju śmieci, zniszczonego sprzętu, połamanych desek i innych wyrzuconych tu rzeczy. Nie zastanawiając się długo zaczął przeszukiwać pudła z papierami, starymi dokumentami, dziennikami i innymi książkami. Po dłuższej chwili udało mu się zebrać trzy z „zamówionych” książek. Niestety nadal nie mógł znaleźć tej ostatniej czwartej. Gdy zagłębiał się dalej w głąb schowka, nagle poczuł, że stracił grunt pod nogami i runą w dół. Gdy się ockną, zauważył, że spadł do jakiegoś dolnego schowka, przed nim widział schody prowadzące do wyższej części śmietnika, ale zanim stąd wyjdzie postanowił trochę poszperać tutaj na dole. „Dziwne, nigdy bym nie pomyślał, że jest tu jeszcze jakiś inny schowek, oprócz tego nade mną. Hmm, spójrzmy na tą półkę. „Magia dla podróżnych”, „Oręż dobry dla każdego”, „Inny świat”, „Historia Aszbal”... co to za dziwne książki? O jest „Aszbal- kraina cienia TOM IV”. Mam szczęście. Zobaczmy, która godzina, o kurcze mam mało czasu już muszę jak najszybciej stąd wyjść.”- i po chwili czekał ze wszystkimi czterema książkami na zewnątrz komórki. Niedługo po tym pojawił się także profesor. Widać, że rozchmurzy się trochę, po tym wypadku rano. „I jak znalazłeś książki?”- „Tak. Oto one. Wszystkie cztery tomy ostatni znajdował się w piwniczce schowka. Miałem szczęście, że na nią wpadłem.”- „Tak? Myślałem, że jest tam tylko górna część. Ale cóż mimo że to była kara, dziękuję, że poświęciłeś czas na szukanie książek. Teraz biegnij na następne zajęcia, bo inaczej znajdę ci po lekcjach następne zadanie.” Po oddaniu szukanych tomów Ziongowi Mizuno ruszył w stronę szkoły. Na trzeciej lekcji miał zajęcia z chemii, które uważał na jedne z najnudniejszych. Siedząc na lekcji i bawiąc się długopisem wysłuchiwał jednym uchem wykładu nauczyciela. Po chwili zagadną do niego Winc, z którym siedział razem w ławce. Chłopak ten był nieco wyższy od Mizuno i znacznie lepiej zbudowany, ale tego można się spodziewać po osobie grającej w szkolnej drużynie piłkarskiej, której oczywiście był gwiazdą. Miał on szare oczy, krótkie zestrzyżone na „jeża” włosy i zawsze beztrosko uśmiechnięta twarz, będącą przeciwieństwem wiecznie poważnej i zamyślonej twarzy naszego bohatera. „Wiesz, że ostatnio zniknęło ze szkoły trzech uczniów i tyle samo przbyło nowych wczoraj? Dziwne prawda? Niektórzy mówią, że to sprawka bliskości lasu i nawet nauczyciele wydają się być poddenerwowani. A ty co myślisz?”- „Bo ja wiem, dla mnie to jest las jakich wiele w naszym kraju. Może po prostu wymiana pomiędzy szkołami, albo coś w tym stylu. Ale rzeczywiście, nauczyciele wydają się ostatnio lekko zdenerwowani. Jednak uważam, że jest to spowodowane nadchodzącą inspekcją.”- „Może i masz racje. Ale nadal wydaje się to dziwne.”- I na tym skończyła się ich rozmowa, gdyż profesor chemii przerwał ją kasłając nad nimi. Resztę lekcji Mizune wpatrywał się w okno spoglądając przede wszystkim w las. Nagle gdzieś pod koniec lekcji zauważył dziewczynę poruszającą się w zbroi jak ze średniowiecza w lesie. I gdy już miał o tym powiedzieć sąsiadowi z ławki zadzwonił dzwonek, który skierował jego wzrok na drzwi, gdy znowu popatrzył się na las nic już tam nie było. Uznając to za przywidzenie spakował się i wyszedł z klasy. Następne lekcje także upłynęły pod znakiem nudy i zbliżających się ferii letnich, na które czekali wszyscy uczniowie. Mizune wciąż wpatrywał się w las, żeby upewnić się czy mu się aby coś nie przywidziało i stwierdził, że jednak tak, bo później nie widział niczego innego, co wzbudziło by jakieś podejrzenia nadprzyrodzonych mocy znajdujących się pomiędzy gęstwiną drzew. Jednak to nie był koniec niespodzianek i pechu tego dnia. Gdy licealista wszedł do klasy na ostatnią tego dnia lekcję pani prowadząca ją oznajmiła, że w szkole pojawił się nowy uczeń, a dokładnie uczennica. Po krótkiej chwili do klasy weszła... osoba, którą Mizune widział w lesie. Była to szczupła, ciemnowłosa, dziewczyna o bursztynowych oczach i średnim wzroście. Przedstawiła się jako Nair i usiadła dwie ławki przed zesztywniałym ze zdziwienia bohaterem. Winc zauważając dziwne zachowanie kolegi z ławki, zapytał się go o co chodzi? Ten odpowiedział „Nie nic takiego, chyba ją z kimś pomyliłem.” i wrócił do swojego normalnego stanu. Do końca lekcji zastanawiał się czy to rzeczywiście ta dziewczyna z lasu, czy też może coś mu się pomieszało? Po zakończeniu zajęć gdy wracał już do akademika myśląc nad dzisiejszym dniem zaczepił go przed drzwiami szkoły profesor Hue. „Mizune, poczekaj chwile. Nie rób takiej miny, tym razem to nie kara, ale mimo to mam dla ciebie zajęcie. Masz może chwilę?”- „Niby tak.” odpowiedział wiedząc, że jeżeli odmówi narazi się na niepotrzebny stres. Tak więc ruszył za nauczycielem ścieżką z tyłu szkoły dzielącą ją od muru, która prowadziła do małego zagajnika drzew gdzie znajdowała się pracownia Zionga. Mizune nie za bardzo wiedział co się w niej znajduje, dlatego mimo niechęci do wykonywania jakiejkolwiek pracy do tej podszedł ze szczególną ciekawością. Gdy weszli do środka niewielkiego murowanego budynku jego oczom ukazała się cała masa map, książek i tym podobnych papierzysk, z której ogromną część stanowiły zatytułowane lub poświęcone jakiejś mistycznej krainie zwanej Aszbal. Kiedy zdziwienie i zaszokowanie opadało zobaczył siedzącą w kącie Nair. Gdy spojrzał na jej pasek zobaczył wystający z pochwy przypiętej do niego dość sporej wielkości nóż. Mizune poczuł, że włosy jeżą mu się na karku i zaczął żałować, że zgodził się na tą robotę. „Cz... cz... cześć.”- wycedził z siebie przełykając przy tym głośno ślinę. „Cześć.”- odpowiedziała dziewczyna najwyraźniej niezbyt zadowolona z tego, że musi tu siedzieć. „Podejdź tu chłopcze. Proszę o to twoja robota. Masz uporządkować te książki leżące na stole według alfabetu, a ja tym czasem mam coś do przygotowania dla twojej koleżanki.”- powiedział profesor po czym znikną w drzwiach do sąsiedniego pokoju. „Eeee, mam do ciebie pytanie. Czy to ciebie widziałem... eee... dzisiaj w tym, no... eee lesie? Bo widzisz, bardzo mi tamtą przypominasz... eee... ale jednak to nie ty?”- wydukał Mizune nie odrywając wzroku od książek. „Tak to ja. Mam nadzieję, że tego nikomu nie powiedziałeś, nie chcę przecież nikogo zranić już pierwszego dnia w tym świecie.”- odpowiedziała Nair kwaśno śmiejąc się i kładąc rękę na nożu. Widząc to licealista o mało nie zemdlał, ale zebrał się w sobie i odpowiedział łamiącym się głosem, że nie. Dziewczyna przestała się śmiać i kontynuowała „rozmowę”. „Pewnie nie wiesz, ale obok ciebie żyją osoby z zupełnie innego świata, ale prawdopodobnie myślisz, że mieszkamy w tym lesie. Otóż nie, las to tylko brama, a prawdziwy świat rozpościera się dopiero za nią. Tym światem jest Aszbal, a ten człowiek, którego nazywacie profesorem zajmuje się jego badaniem jako mieszkaniec tego wymiaru, z drugiej strony jest też ktoś taki, kto zajmuje się tą stroną. Obaj często wymieniają się różnymi rzeczami i używają do tego posłańców, tym razem jestem to ja i niestety, ale jednak będę musiała tu spędzić trochę więcej czasu niż normalnie zajmowało by to, a to z powodu corocznego zamknięcia bramy na 3 dni, nie dosłownego, ale nikt nie może ani wyjść, ani wejść przez nią przez te kilka dni chyba, że strażnicy zaśpią na posterunkach. Wiem, może ci się ta opowieść wydawać bezsensowna i nie zdziwię się jak potraktujesz to jako bzdury, ale mówię prawdę, która jest ukrywana przez te drzewa. Może kiedyś sam się o tym przekonasz.”- po wysłuchaniu opowieści Nair Mizune zauważył, że przez ten czas poukładał książki i poszedł to powiedzieć profesorowi. Hue zwolnił go po tym do domu, a sam oglądając wyniki pracy licealisty zagadną do dziewczyny „I co myślisz o tym chłopaku, nadaje się? Wiesz jak trudno w tych czasach znaleźć kogoś z mocą po tej stronie. Ale gdy tylko go zobaczyłem wiedziałem, że ten chłopak ma coś w sobie, może i jest to ukryte pod warstwą powierzchownej słabości i bojaźliwości, ale czuje, że pod tym kryje się coś więcej.”- „Jestem podobnego zdania. I myślę też, że nie tylko on ma jakieś pokłady mocy. Przekonamy się o tym w najbliższym czasie, na razie pozostaje nam czekać, jak długo nie wiem. Najlepiej, żeby wydarzyło się coś co obudzi w nim, nie w nich moc.”- „Tak myślisz? Może masz rację. Pożyjemy zobaczymy.”- Po tym jak skończyli rozmowę nowa uczennica liceum ruszyła w kierunku akademika, gdzie także wynajmowała pokój, a profesor przeglądał księgi przez nią sprowadzone z Aszbal.
Jesteśmy z powrotem w momencie gdzie Mizune wraca do swojego mieszkania ledwo ruszając nogami. Wchodził po schodach jakby miał przypięte do siebie ołowiane ciężarki. Gdy w końcu dostał się do wynajmowanego pokoju zauważył Winca i Azumę, siedzących przy stole i najwyraźniej wyczekujących jego powrotu. Dziewczyna od razu wstała i podbiegła do niego wypytując się co go tak długo zatrzymało. Współlokatorka niewysoka, o długich blond włosach i dużych piwnych oczach panna wszędzie węsząca romanse i typująca pary w całej szkole, a do tego największa plotkara akademika w jednym od razu walnęła prosto z mostu, czy to z powodu dziewczyny spóźnił się na kolację? I właśnie przez to ostatnie słowo odezwał się żołądek Mizune w głodowym marszu, a sam uczeń osuwając się na podłogę z powodu nagłego ataku słabości zdążył wymamrotać tylko „Jeeeść...” po czym Winc pomógł mu wstać i dojść do kuchni gdzie czekała na niego obfita kolacja, zapewne łapówka od Azumy w zamian za opowiedzenie całej prawdy, samej prawdy i tylko prawdy. Nie zastanawiając się długo wziął się za jedzenie i w mgnieniu oka wyczyścił wszystkie talerze na jakich znajdowało się jakieś żarcie. Po czym przy pomocy Winca udało mu się uniknąć przesłuchania współlokatorki i cichcem uciec do swojego pokoju. Zamknąwszy szybko drzwi położył się na wyrko myśląc o wszystkim co dzisiaj się wydarzyło, od przeszukiwania schowka, poprzez dziewczynę w lesie i kończąc na sprzątaniu pracowni. W myślach próbował siebie przekonać, że to tylko zły sen i zaraz się obudzi, ale niestety choć nie wiem jak próbował zapomnieć o wydarzeniach dnia dzisiejszego tym bardziej one utrwalały się w jego pamięci i co chwila wracały do niego jak bumerang, który wyrzucony wróci do rzucającego. Nie mogąc zasnąć i pogrążyć się w swoim świecie wziął z półki odtwarzacz, nałożył słuchawki na uszy i nadal próbował wymazać złe wspomnienia. „A zapowiadał się miły dzień... Life is brutal~” Powiedział po czym nagle poczuł ukłucie w boku i coś jakby pobudziło nagle wszystkie jego zmysły i wyrwało umysł z otępienia spowodowanego zmęczeniem. Mizune kierowany dziwnym przeczuciem wstał i zajrzał do okna. Wychodziło ono bezpośrednio na rozciągający się po najbliższej okolicy las. Wtem gdzieś między drzewami ujrzał słabe światło koloru czerwonego. Stawało się coraz jaśniejsze i jaśniejsze, aż w końcu gdy oświetliło cały akademik i teren szkoły nastąpił wybuch. Huk był na tyle głośny, że obudził wszystkich mieszkających niedaleko lasu, a rozbłysk można było zobaczyć na odległość ładnych paru kilometrów. W miejscu eksplozji zamiast drzew ukazały się dwie kolumny połączone u góry łukiem, a pomiędzy nimi rozbłyskiwała niebieska poświata. Po krótkiej chwili błękitny blask stał się mocniejszy, a wokoło zaczęły pojawiać się wysokie zakapturzone postacie. W ułamku sekundy rozległy się kolejne wybuchy i z „bramy” wychodziły coraz to nowe postacie i inne rzeczy, które ciężko by nazwać, a nawet porównać do ludzi- były niezbyt wysokie, posiadały długie kościste kończyny zakończone równie kościstymi ostro zakończonymi ostro zakończonymi łapami, gdyż nie sposób było powiedzieć gdzie kończyła się stopa, a gdzie rozpoczynały pazury. Tułów płaski, lekko trójkątny, niewielkie czerwone oczy połyskiwały w mroku niczym małe żarówki. „Trzeba wiać. I to jak najszybciej...” pomyślał Mizune po czym ściana tuż za nim rozległ się huk, a on sam legł nieprzytomny...
Nero01:
Towarzyszą nam od dawna. Codziennie. Nawet ich nie dostrzegamy. One kroczą za nami, wierne jak Psy- Cienie...
Późny wieczór. Miasto zaległo w ciemności i tylko gdzieniegdzie światła lamp rozjaśniają drogę pieszym , którym zbyt długo zamarudzili poza domem. Okryci w ciepłe płaszcze, gdyż wieje zimny wiatr z zachodu przemierzają wyciszone miasto. Tylko od czasu do czasu mignie w kącie oka samochód.
Poza granicą przestrzeni oświetlonej przez lampy przesuwał się jakiś kształt. Niby pies, jednak był jakiś dziwny, jakby falujący. Może to tylko noce złudzenie, kto by się przejmował. Zmęczone oczy potrafią widzieć nawet to co nie istnieje. Albo to jawa miesza się ze snem.
***
Szum znikał powoli i oddalał się od miejsca zbrodni. Krwawe ślady stanowiły dla niego barierę nie do przejścia. Kolejny stracony. Z wolna narastał hałas ciszy.
Nawet oddychający bezgłośnie kot błyszczący swoimi oczami w ciemności. Każdy jego łyk powietrza zdawał się być hukiem pocisku. Czuły nos zwierzęcia ledwo wytrzymywał słodko- ciężki zapach krwi unoszący się w powietrzu. Ciało już zdążyło nadgnić, pogrążone w sczerniałej wodzie.
I mimo że żarówka migając z przerażenia, co chwila rozświetlała niezwykle białą łazienkę, nigdzie nie padł cień. Nie z lustra, nie z szafki, nie z kredensu, nie z pułki, nie z kraty wentylacyjnej, z niczego nie padał cień. Tylko z jednego zatrwożonego zwierzęcia skulonego pod blednącą powłoką mroku. Pojawił się Toh.
***
Poruszający się po szarzejącym niebie cień przynosił na myśl chmurę, która zgubiwszy się nocą pozostała czarna. Nawet gdy dotykały jej pierwsze promienie nowego dnia. Była jednak dziwna uciekała goniona przez światło. Tylko od czasu do czasu zniżając lot i stając się jeszcze bardziej bezkształtną.
-Ytr... Ytr... - szeptała zamieniając się w Kruka - Gdzie jesteś?
Zza drzew wyłonił się falujący nienaturalnym rozmyciem Wilk. Spojrzał na Cień przed sobą i kiwną na niego łbem. Po czym warkną bezgłośnie gdzieś w sobie i odszedł w stronę brunatnych bloków. Ptak podążył zanim szybując nisko nad ziemią.
-Znalazłeś Szum? Ytr, powiedz... znalazłeś?
-Cisza. On jest w pobliżu. Ruthord zamilcz na chwilę. - Kruk przestał nawet oddychać i wpatrywał się w tropiącego towarzysza. - Szelest się oddala, Szum już stąd zniknął. W pobliżu pojawił się Toh, mam nadzieję, że Nawałnica nie zaszła za daleko.
Z oddali słychać było cichy dźwięk oddalającego się morza, a od północy ciągnął zapach słonej wody. Wypełniał przestrzeń pomiędzy domami z szarej płyty. Nic już się nie dało zrobić.
Burza nadchodziła z zastraszającym tempem. Przybyła w te strony za wezwaniem Toh. Trzeba je jak najszybciej odnaleźć, nim ściana świetlistego deszczu zaleje niemal cały Mrok. Kruk i Wilk zwrócili swoje głowy na zachód przybierając kształty podobne do człowieka. W ciemności nikt nawet nie pomyślał, że mogą oni nie być Homo Sapiens, dyskrecja była ważna. Zbyt ważna, aby nią zaniechać. Liczyła się każda sekunda i minuta.
Po drugiej stronie pogrążonego w śnie miasta. Przez ulice przemieści sunęły po oświetlonym asfalcie cienie. Ukryte pod podszewką Nocy, nie dostrzegane przez zwykłych ludzi.
Pod jedną z latarni siedział Pies, a właściwie nie-pies. Bezkształtny, falujący Cień. Zawarczał. Pod lampę przypełzło kilka stworzeń. Pająk, Wąż, Jaszczurka i Skorpion. Każde pozbawione stałej cielesnej powłoki. Ich właściciele zmarli już dawno temu. Kiedyś stanowili cześć człowieka, teraz pozostawali tutaj chowając się przed Burzą. Czekali, aż minie i pozwoli im wejść do ich Raju.
Nie mijała.
Z dnia na dzień przybywało upadłych Toh. Cieni gnanych chęcią zemsty, powstałych z negatywnych wspomnień, z bólu i krwi.
-Niob. Na terenie blokowiska pojawił się kolejny On. - zauważył Pająk - Mam nadzieję, że coś z tym zrobiłeś. Szum znowu się oddalił. - Pies nawet się nie poruszył słysząc to, tylko wpatrywał się w dal, za rozjaśniający się horyzont.
-Powiedz coś Kundlu. - Wąż sykną złośliwie i szykował się do odparcia ataku.
-Ytr i Ruthord są już na miejscu. Zapach słonej wody wraca. - Niob odwrócił się w końcu i wciągnął w niewidzialne nozdrza duży haust powietrza. - Ale Burza się tak szybko nie cofnie. Gotujcie się wyruszamy na wschód. Chyba... chyba, że tutaj stawimy czoło Świetlistemu Deszczu i ruszymy do Raju?
-Głupi! Nie sprzeciwimy się Jemu. - Skorpion zatrząsł się i skulił żądło - Uciekajmy na wschód, do Ostatniej Bramy. - trząsł się dalej, jakby zmroził go nagły podmuch chłodnego powietrza - Wygnajmy Toh... jak najszybciej. Nie chcę Burzy...
-Uspokój się idioto, Szum nie jest jeszcze stracony. Masz jednak rację musimy skorzystać z przejścia w Moskwie. Nasza misja już się skończyła. - Pies powstał i skierował się w kierunku dalekiej Rosji - Ruszajmy, Ytr i Ruthord nas dogonią. Jednak zanim skorzystamy z Bramy poczekam na Zaklinacza.
-Gdzie ten twój wybawiciel z przepowiedni?! Nie ma go! Uświadom to sobie, on nie istnieje. Darmstadt nie powróci. Nie ma już nikogo kto by zaklął Nawałnicę. - Pająk ostatnie zdanie wypowiedział przepełnionym bólem szeptem.
Tymczasem w powietrze stało się orzeźwiające i lekkie. Tak jak za dawnych czasów, kiedy Burze kończyły się szybko. I można było usłyszeć głos „Zawsze pozostaje nadzieja"...
***
Ytr będąc już na skraju sił warczał na kształt przed nim. Ruthord leżał nie ruszając się. Czy było już za późno? Nie jeszcze żył. Przynajmniej dopóki nie nadejdzie świt. Musiał coś zrobić. Toh był jednak za silny. Wypełnił luki pomiędzy blokami i jaśniał coraz gorętszym światłem.
„Czas się kurczy... Czas się kurczy..." powtarzał w myślach Wilk. Nic już nie wiedział, nic nie widział. Jego srebrne oczy stawały się ślepe, a sił starczało na zaledwie kąsanie napastnika.
Usiadł.
Wycie przepełnione zgrozą niosło się wzdłuż i wszerz miasta. To ostatnia rzecz jaką mógł zrobić. Czuł się taki bezsilny i stary. Jakże dawno widział tę łąkę, która przypełzała do niego w snach sprzed Burzy. Czemu nie ruszył wtedy? Teraz wszystko stracone. Niob i reszta już ruszyli. Nie wiedzieli, że ich towarzysze umierają w agonii.
I powietrze się odmieniło.
Zaklinacz rozpoczął swoją pieśń...
Nawigacja
[#] Następna strona
Idź do wersji pełnej