Różności > Opowiadania, wiersze...
Opowiadania
Demon:
Super... *.*
To założę się, że Danka Ci wysłała a mi to już nie raczyłaś przesłać?
Jędza...
Demon:
Opowiadanie pt. "Nina" napisane przez Akirę
Nina - wstęp!
Moje życie było cudowne!
Mieszkałam z siostrą i rodzicami w małym miasteczku na południu kraju, gdzie wszyscy się znali i wszyscy sobie pomagali.
Mój ojciec był miłośnikiem zwierząt i podróż i tą swą pasją zaraził całą naszą rodzinę. Chciaż mieszkaliśmy, że tak powiem w dziurze to on potrafił zrealizować swe marzenia.
Mama była drobną kobietką, która zawsze wspierała ojca i nas i służyła dobrą radą, pomocą.
Całą swoją karierę aktorki zniszczyła by zamieszkać z ojcem w miasteczku.
Ja z Alex to siostry, więc wieczne kłótnie o byle co rozchodziły się po domu.
Chociaż i tak się kochałyśmy - no bo jak nie kochać swej drugiej połówki? Siostry bliźniaczki.
Jednak to wszystko się skończyło, to wszystko to tylko cudowne wspomnienia dawnego życia, które znikło i nigdy nie powróci!.
Nigdy!
A dlaczego? Pewnie chcesz mnie zapytać.
Ja ci odpowiem.
Było to tak, już od paru miesięcy planowaliśmy wyjazd do Europy, zwiedzić całą Europę, gdzie nigdy nie byliśmy.
Jednak nawet nie zdążyliśmy opuścić naszego rodowitego kraju.
Jechaliśmy samochodem w stronę miasta zakochanych -Paryża, opowiadaliśmy sobie kawały, tata -jak to już na naszego tate przystało -opowiadał zabawmne historie a mama płakała ze śmiechu. Ja z Alex walczyłam o mp4.
Jechaliśmy jakoś dwupasmową drogę, gdzie nie było żadnego życia, brak ludzi, brak domu... nic prócz gęstego lasu, który otaczał jezdnię.
Nagle przed nami pojawiła się ciężarówka wioząca jakiś ciężki ładunek. Mężczyzna, który nią kierował jechał slalomem. Tata starał się jak mógł by uniknąć zderzenie, jednak prędkość była za wysoka.
Wpadliśmy do fosy a na dodatek za nami wpadła ciężarówka, która nasz samochód przygniotła miażdżąc go.
Dalej to nie wiem co się stało, zemdlałam i obudziłam sie kilka dni później w szpitalu na dziale intensywnej terapii.
Od razu wiedziałam, że coś strasznego się stało gdyż zjechałą się cała rodzina, która na mnie patrzyła i starałą się ukryć łzy.
Po chwili sobie przypomniałam wypadek.
-Co się stało? Gdzie są rodzice, Alex?! - łzy zaczęły mi ściekać z oczu.
Zapadła cisza, a następnie szepty.
-Ona musi się dowiedzieć, musi znać prawdę -mówiły ciotki między sobą.
-Co się stało?! -prawie że krzyknęłam.
-Kochanie - zaczęła babcia - Twoi rodzice nie żyją, zginęli. - powiedziała i mnie przytuliła.
-Jak to?! Żrtujesz! Chcesz mnie nabrać! -nie chciałam do siebie dopuścić tej mysli.
-A Alex?
-Alex jest w sali obok, wczoraj miała zabieg, ale już jest wszystko dobrze.
Zaczęłam płakać *oni na serio nie żyją, zostawili mnie* - myślałam i aż ryczałam żałośnie.. to nie był płacz to był jęk, tak żałosny, tak prezszywający, ze mój głos roznosił się po całym budynku.
Kolejny szok!
Gdy już ochłonęłam doszło do mnie, że nie czuję nóg! Odsłoniłam kołdrę i spojrzałam na nie, chciałam ruszyć prawą nogą - nic.
Lewą - to samo.
Z wrażenia zemdlałam.
JEDEN DZIEŃ Z MEGO ŻYCIA
(Jestem już w domu, babci).
Noc przespałam niespokojnie, śniły mi się dawne rzeczy, historie kiedy to żyli moi rodzice. Nagle wypadek, wylądowanie w fosie. Spadłam z łóżka na samą tą scenę.
-Czy kiedyś zdołam o tym zapomnieć?! -chciałam krzyknąć, lecz był środek nocy i nnie chciałam nikogo obudzić.
Leżałam tak chwilę na miękkim dywanie i myślałam jakby tu wstać?
Wcale to nie jest takie łaptwe jak sie nie czuje ciała od pasa w dół.
Przeturlałam się na brzuch i jakoś wczołgałam się na łóżko.
Gapiłam się w sufit i coraz bardziej przekonywałam się z tym, że jestem tylko ciężarem dla moich bliskich, że jestem kaleką, że nie umiem o siebie zadbać! Te myśli mnie przerażały.
Gorąca łza spłynęła po policzku, zaczęłam cicho płakać, szlochać.
Na łóżko wskoczył mój najlepszy przyjaciel -rudy kocur z białym pyszczkiem, brzuszkiem, łapkami i końcówką ogona.
Zaczął się łasić, tulić po czym wlazł pod kołdrę i usnął wtulony w miękkie swe foterko.
Jeszcze bardziej mi się chciało m i się płakać, zaczęłam go głaskać i tulić a on tylko pomrukiwał do mnie jakby chciał mnie pocieszyć.
-Oj staruszku tylko ty mi zostałeś, tylko ty mnie rozumesz - szeptałam głaskając go.
-Obiecaj, ze mnie nie opuścisz - polała się kolejna dawka gorących łez.
Rano obudziły mnie promienie słońca, które wpadały do mojego pokoju przez ogromne szklane drzwi, prowadzące na duży taras, do mego prywatnego raju.
Rozejrzałam się po pokoju i pocałowałam Timona w czółko.
-Nina, obudziłaś się już? -zapytała cicho Alex, która stała za drzwiami.
-Tak -odpowiedziałam cicho.
Moja siostra weszła do pokoju radosna, chciała sobie jakoś radzić ze śmiercią rodzićow i postanowiłą po prostu zapomnieć.
-Jak się czujesz kochana? -zapytała
-A jak mam się czuć~? Nic sama nie mogę zrobić, nawet nie opanowała technikę samodzielnego wsiadania na wózek! - krzyknęłam i ledwo wstrzymałam łzy.
Alex nic nie powiedziała tylko mnie przytuliła
-wszystko będzie dobrze -szepnęła.
Jakoś się pozbierałam i windą zjechałam na parter do kuchni.
Cała rodzina złożyła się na to by przebudować dom tak by mi się łatwo po nim przemieszczało. Roznosił się cudowny zapach płatków cynamonowych zalanych gorącym mlekiem. Ze smakiem zjadłam i spojrzałam na piękny ogród.
Wjechałam do swego pokoju a potem na taras, obserwowałam bawiące się dziec na drodze.
Dziewczynki skakały na skakankach, grały w klasy i chłopcy grali w "jedno podanie" przy naszej bramie.
Szczerze to z zazdrością na nich patzryłam, dawniej to by mnie tam nie obchodziło że się bawią itp. a teraz to jak widziałam ze mogą biegać, skakać to mnie zazdrość zżerała, że ja tak nie mogę.
Nagle coś się stało - zemdlałam.
Spadłam z wózka i mocno wyryłam głową o podłogę.
Babcia z Alex szybko przybiegła, zadzwonili po karetkę.
I znów pobudka w szpitalu.
Doktorzy nie wiedzieli czemu zemdlałam, jednak to był pikuś przy tym co stało się potem.
Przeszłam wiele badać, które miały wykazać co mi jest...
Wreszcie nastąpiła noc, dali mi odpocząć.
Zaczęłam myśleć co mi moze być?
Całą noc nie przespałam. Słońce zatrzeło powoli wychodzić zza horyzontu
*To już świt?* - pomyślałam lekko przestraszona - dzisij wyniki badań.
Koło 9.00 salowa roznosiła śniadanie, obrzydliwą jakąś paćkę nie do zjedzenie. Wsadziłam łyżkę do tego czegoś a ona stała na baczność jak wmurowana
-Fuuu - wykrzywiłam się.
-Nie grymaś już tyle, biedne dzieci w Afryce to by się zabijały o to - powiedziała do mnie chamsko ta pani co roznosi jedzenie.
W pokoju obok doktor rozmawiał na osobności z moją babcią, słayszałam jak ta płacze.
*Moja babcia płącze? Coś musiało się strasznego mi stać!*
Po bardzo długim czasie, który ciągnął się i ciągnął wreszcie weszli do mnie.
Babcia cała czerwona z płaczu a doktór z twarzą jak skała.
Z tego co wiem, to raczej nie będzie kolejnej części, zobaczymy co Akira wymyśli.
Demon:
Opowiadania Emen'a który usunął tu konto ale dał swoje opowiadania, szkoda by się zmarnowały, może ktoś je kiedyś przeczyta, więc je tu kopiuję.
Ola i Szymuś w Krainie Snów
Opowiem wam historię o
Oli i Szymusiu i o krainie snów (Ola ma 8 lat a Szymuś 11 lat )
Zapraszam !
Rozdział 1
Krzak Patolipaju
Rodzina Oli i Szymusia była biedna nie mieli zabawek więc poszli bawić się w śniegu .
( Zima , 1866r.) Nagle gdy tak kopali w śniegu dokopali się do zamarzniętego lodu rozkruszonego jak sól – Szymusiu pacz to sól !– krzykła Ola – sól pewnie będzie dużo kosztować teraz w mieście strasznie jej brakuje ! – powiedział Szymuś – szybko biegnijmy do mamy .
Mama przyszła dzieci były tak zadyszane bo szybko biegły aby ktoś nie zebrał soli .- mamo zobacz sól – powiedziała Ola wyciągając rękę z rzekomą solą – to jest sól !!- zdenerwowała się mama – jeśli to jest sól to ja nazywam się Karina Balzerte ( tak naprawdę nazywała się Aniela Kałużniak ) –
To co to ? – zapytał cicho Szymek – to lód a teraz do sklepu po prawdziwą sól !- tylko burkła mama …
Dzieci szły i szły i nagle zobaczyły rzepichę ( przezwisko sąsiada Jana Rzepaka ) grzebiącego w śniegu podbiegły i grzecznie zapytały – co pan tu tak grzebie ? – a on na to – drogie dzieci Czysz wy nie wiecie że przywiozą nam tu nowy kwitnący krzew patolipaju - - krzew pato… palo… patolipaju ? a po co on nam tu ?– zapytała Ola – by się zanurzyć w snach …-roześmiał się rzepicha-bo podobno gdy zje się jego owoc przenosi was do krainy snów !
A Szymuś myślał i myślał - ale jak to?! Przecież jest zima kwiaty teraz się chowają a nie kwitną! Jak to możliwe?!- zapytał znieruchomiały Szymuś – a widzisz moje dziecko – pokiwał palcem Rzepicha – to zaczarowana , magiczny krzew lecz nie wiadomo czy bezpieczny bo kto zjadł owoc i przeniósł się do krainy snów już nigdy prze nigdy nie wrócił –
Hm… dziękujemy panu już późno a my nie mamy soli dowidzenia panu – powiedział Szymuś i dzieci szubko pomknęły do sklepu pani alibali ( przezwisko pani Anny Baliny ) . Pani alibali akurat robiła jakiś nawóz – do czego pani ten nawóz ?- zapytała cicho Ola – najpierw to się mówi dzień dobry ! dzieciaki a nawóz to do krzewu patolipaju by dobrze rósł i szybko –uśmiechnęła się pani alibali – pani też o tym patolipaju ! aa… proszę kilo soli – machnął ręką
Szymuś.
Państwo Bonkowie przywieźli krzew patolipaju .
Upłynęła 2 dni , 3 dni i nic dzieci codziennie przychodziła podlewać krzew .Pani alibali przywoziła codzinnie nawóz d krzewu .
Minęły 2 tygodnie a z śniegu wydobyła się mała łodyżka z małym owocem i kwiatem na którym było napisane „Zjedz mnie a zobaczysz tajemnice tajemnic„ dzieci gdy przyszły podlać krzew tak się ucieszyły z wyrastającej łodygo je nie zauważyły napisu lecz zauważyły owoc podzielili go na pół i już mieli zjeść by sprawdzić czy kraina snów naprawdę istnieje –Szymusiu potrzebne nam będzie kilka rzeczy ! naprzykład jedzienie , picie ?!-powiedziała Olka – tak masz rację – opowiedział Szymuś i dzieci pobiegły do domu wzięły jedzenie , picie , lekarstwa , bandaże , line , i przydatne rzeczy . wtedy złapały się za rękę i ugryzły owoc patolipaju .
Rozdział 2
Droga do Krainy Dobrych Snów
Nagle dzieci stanęły po środku ciemności z jednej strony był znak „Kraina Dobrych Snów” a po drugiej stronie „Kraina Koszmarów” –i co teraz ?-zapytała Ola –jak co? Idziemy do Krainy Dobrych Snów !- stanowczo oświadczył Szymuś. A więc dzieci szybkim krokiem zaczęły maszerować w kierunku Krainy Dobrych Snów . Przeszli Może 200 metrów! a Ola już się zmęczyła i musieli zrobić krótką przerwę. I tak szli i szli aż po 4godzinach marszu doszli do małej chaty w której mieszkał dziwny pan Grantfonury . Miał blado biała twarz , brązowe włoży zaprawione w kucyka , szaro ciemne oczy , dość długi nos i czerwone nie przestające się uśmiechać usta . Był ubrany w biały garnitur pod spodem miał czarną jak smoła koszulę i długi krawat na nogach miał czarne połyskujące buty w których można było zobaczyć swoje odbicie . Dzieci zapukały do drzwi chaty , otworzył oczywiście pan Grantfonury –Witam pana – powiedział cicho Szymuś –czy mogli byśmy z siostrą przenocować u pana ?- uśmiechnął się szeroko pan Grantfonury i otworzył szerzej drzwi ( co znaczyło że wpuszcza dzieci ) dzieci bez wahania weszły bo były bardzo głodne i zmęczone .
Gdy przekroczyły próg domu otworzyły szeroko oczy i szeroki uśmiech pojawił się na ich twarzach . zobaczyły ogromny dom , górę z zielonego lukru i spływającą po niej wodospad czekolady wszędzie były rozrzucone mordoklejki , krówki , landrynki , cukierki , paski kwaskowe , gumy i wszelkiego rodzaju słodycze . –A więc drogie dzieci nazywam się pan Grantfonury a wy?- pomachał im rękom przed oczami –ja Ola - - a ja Szymuś – powiedziały równo dzieci – idźcie do swoich pokoi – powiedział pan Grantfonury i natychmiast udał się do kuchni . –Szymusiu ale jak znajdziemy swoje pokoje ? – powiedziała Ola – może pójdziemy za tymi strzałkami ?- Szymuś wskazał palcem na strzałki na których było napisane „ Do pokoju Oli i Szymusia tędy ->” a więc dzieci szybko pobiegły za strzałkami i znalazły drzwi na których było napisane „Pokój Oli” a na drzwiach obok było napisane „Pokój Szymusia” .Dzieci bardzo się ucieszyły i natychmiast weszły do swoich pokojów. Ola gdy weszła do rzekomo swojego pokoju zobaczyła małe pomieszczenie pomalowany na różowo w kąciku stało łóżko a w drugim kąciku biurko , krzesło oraz szaf w trzecim kąciku stało mnóstwo lalek małych i dużych . gdy Szymuś wszedł do rzekomo swojego pokoju zobaczył tak jak Ola małe pomieszczenie lecz pomalowane na niebiesko w kąciku stało łóżko w drugim biurko , krzesło i szafa w trz4ecim zaś auta duże i małe oraz książki . Nagle wydobył się głos z dołu – zapraszam na kolacyjkę !-zawołał pan Grantfonury . Dzieci szybciutko wyszły z pokoi i zbiegły po schodach na których były strzałki z napisem „Kuchnia” minęły wodospad czekolady i wbiegły w próg kuchni zatrzymały się i oczy wystrzeliły im na wierzch bo zobaczyli ogromny stół chyba na 5 metrów ! a na nim tony jedzenia tak kurczak , tu sałatka , tam ziemniaki , a na końcu stołu po drugiej stronie stał pan Grantfonury – moje drogie dzieci oto co dla was przygotowałem – pokazał ręką na stół – a i mam do was kilka pytań siadajcie – dzieci usiadły i odpowiedziały – oczywiście odpowiemy na każde z pytań – a więc – zaczął pan Grantfonury – powiecie skąd się tu znaleźliście ?- - zjedliśmy owoc patolipaju – odpowiedział Szymuś opychając się kurczakiem - a gdzie idziecie i jak się nazywacie? – zadał drugie pytanie pan Grantfonury - idziemy do Krainy Dobrych Snów ,-powiedziała Ola na chwilkę przestając jeść - a ja jestem Ola a to mój starszy brat Szymuś –
Dobrze , dobrze a więc czy znacie drogę do krainy dobrych snów ? – zbliżył się pan Grantfonury – no właśnie – powiedział Szymuś – niestety nie – a więc ja was zaprowadzę! -= krzyknął pan Grantfonury podniósł palec do góry i wstał – dobrze !- dodały dzieci – jak zjecie to idźcie do swoich pokoi ja już idę do mojego – dodał pan Grantfonury i wyszedł – Ola – powiedział Szymuś – tak Szymusiu ? – zapytała Ola – ten pan nie wydaje ci się trochę dziwny ?- zapytał Szymuś – no tak może trochę ale ja jestem śpiąca idę się porządnie wyspać tobie też to radzę jutro idziemy – powiedziała Ola i też wyszła . Chwilkę po niej wyszedł i Szymuś .Godzina 6.30 – tutururu…! – grają głośne fanfary . Dzieci natychmiast wybiegły przed drzwi swoich pokoi ( były w piżamach ) nagle usłyszał wołanie – Jeśli chcemy dotrzeć do Krainy Dobrych Snów przed zachodem słońca musimy już wyruszać !!- pomyślały „ To pewnie pan Grantfonury „ – weźcie torby i potrzebne rzeczy ja też zabrałem torbę i lekarstwa , jadenie , picia …-pan Grantfonury zaczął tak wymieniać i wymieniać a w trakcie tego wymieniania dzieci przebrały się i przygotowały do drgi.
Godzina 7.00 w końcu wychodzą są 500metrów od domu i robią przerwę jedzą 10 potraw! I piją 4 soki ! – Jeszcze 4 godziny drogi – powiedział pan Grantfonury – jeszcze! – zesmutniała Ola – no przecież chcecie dotrzeć do krainy dobrych snów ?- dodał pan Grantfonury – oczywiście ! – odrzekł Szymuś - no to ruszajmy ! – powiedział pan Grantfonury zapakował to co wypakował i wszyscy wstali zaczęli maszerować w stronę Krainy Dobrych Snów przy maszerowaniu pan Grantfonury wsunął do plecaka Szymusia 5 dolidów i powiedział mu na ucho – tym się płaci w krainie snów masz 5 dolidów w plecaku - . Co jakiś czas widzieli tabliczki z napisem „ Do Krainy Dobrych Snów tędy „ i była pokazana strzałka w przód . Końca nie było widać dochodziła godzina 11.00 w końcu zobaczyli…
Rozdział 3
W starej ruderze Krainy Dobrych Snów
Malutkie miasto mieszczące się na ludzkiej dłoni – No to jesteśmy – powiedział dumnie pan Grantfonury –ale to miasto jest strasznie małe !- wykrzyczał Szymuś –jak my się tam zmieścimy ?- - jak to jak? – powiedział zdziwiony pan Grantfonury – przejdziemy przez zaczarowany portal i staniemy się tacy mali jak oni ! lub jak kto woli miasto i ludzie w nim stanom się tacy duzi jak my!- Ola zaś podczas tej dyskusji po miedzy mężczyznami przyjrzała się dokładnie miastu i zobaczyła ten zaczarowany portal – no to wskakujemy !- powiedział pan Grantfonury i wskoczył do małego portalu . Dzieci wskoczył wraz za panem Grantfonury i nagle wszyscy znaleźli się na małej drodze no teraz już normalnej drodze jeździły tam już auta i jeszcze trochę powozów za przędzonych w konie . Nagle przyjechał powóz a woźnica uchylił się nisko – Witam panie Grantfonury oraz witam pańskich gości - - no dzieciaki wsiadajcie !- i poganiał dzieci na wóz później sam wsiadł na wóz i wszyscy pojechali w powozie .
Po chwili zajechali przed starom brzydką ruderę – no wysiadamy – powiedział pa Grantfonury – - Tu wysiadamy ? – zapytał przeraźliwie Szymuś – tak tu !- popatrzył dziarsko na Szymusia – mi się podoba – uśmiechnęła się Ola ( oczywiście wcale jej się nie podobało lecz była tak miłą i uprzejmą dziewczynką że nie mogła obrazić pana Grantfonurego ) . Powóz odjechał a pan Grantfonury otworzył drzwi do rudery dzieci i pan Grantfonury weszli do rudery i zobaczyli miłą restauracyjkę wypełnioną dziećmi i milionem cukierków – zostańcie tu ja za chwilkę przyjdę – powiedział pan Grantfonury i wyszedł . Dzieci podeszły do stolika i usiadły zaczęły dyskutować .- Całkiem tu ładnie pełno cukierków i rówieśników – uśmiechnęła się Ola – tak , tak ładnie – powiedział Szymuś patrząc zupełnie w inną stronę – na kogo ty tak patrzysz ? – zapytała zaciekawiona Ola – już na nikogo- otrząsnął się Szymuś i popatrzył na Olę – może zamówimy coś do jedzenia mam 5 dolidów?- zapytała Olę Szymuś ( musicie wiedzieć że w krainie snów płacono właśnie tym ) - Dobrze – skinęła głową Ola .Więc Ola i Szymuś podeszli do lady za którą stała prze mile uśmiechnięta pani – Co wam podać kochaneczki?- zapytała przemiła pani dzieci .Szymuś odpowiedział:- poprosimy kartkę Menu- - proszę – powiedziała miła pani i podała dziecią kartę Menu –dziękujemy – powiedziały razem dzieci i zaczęły wybierać z pośród cukierków mięs i innym pysznością w końcu Ola powiedziała – ja chcę zupę z grzybów motipolu i pyszny sok z bambusa to razem 2 dolidy - - dobrze – odrzekł Szymuś – ja wezmę mięso z bażanta z ziemniakami wietrznymi i jeszcze picie z owocu Brzoski -. Dzieci podeszły do pani oddały kartę i Szymuś powiedział : - poproszę zupę z grzybów motipolu , pyszny sok z bambusa , mięso z bażanta z ziemniakami wietrznymi i picie z owoców Brzoski - . Pni podeszła do szafy wyciągła zupę z grzybów motipolu , pyszny sok z bambusa , mięso z bażanta z ziemniakami wietrznymi i picie z owoców Brzoski ,położyła na ladzie . Szymuś podał dolidy pani . Ola wzięła swój posiłek a Szymuś swój. Usiedli przy najbliższym stole i zaczęli powoli jeść.
Rozdział 4
Złoty kluczyk
Gdy dzieci skoczyły jeść do rudery wszedł pan Grantfonury – dzieciaki zabieram was do dobrej noclegowni „Noclegi pod Jednorożcem”- powiedział i zapędził dzieci do powozu który zawiózł ich tu. – Woźnico zawieź nas do Noclegowni pod Jednorożcem – powiedział pan Grantfonury i zaczął jechać, Jechali tak i jechali w końcu dotarli do Noclegowni pod Jednorożcem . – dzieci wchodźcie – powiedział pan Grantfonury i wszyscy wyszli z powozu . Pan Grantfonury otworzył drzwi przed dziećmi – wchodźcie , wchodźcie – poganiał pan Grantfonury. Dzieci wraz z panem Grantfonury weszli i podeszły do recepcji – poprosimy 1 pokój i proszę by tam były 3 duże łóżka .- powiedział pan Grantfonury. – Poproszę 20 dolidów – powiedział recepcjonista . Pan Grantfonury podał recepcjoniście 20 dolidów a recepcjonista podał klucz do pokoju. Dzieci wraz z panem Grantfonurym pognali do pokoju który dostali czyli do pokoju numer 332 – 328 , 329 ,330…- szli po korytarzu i liczyli – 332!- w końcu krzykną pan Grantfonury . Pan Grantfonury powoli otworzył drzwi do pokoju . Pokój wyglądał prze pięknie tu łóżka tak biurko tu schodki , łazienka…. – Jej ale tu ładnie – powiedziały dzieci jednocześnie wchodząc do pokoju weszli i szubko przebrali się w piżamki dzieci i pan Grantfonury . Gdy już pan Grantfonury spał , Szymuś zauważył mały kluczyk wiszący na pajęczynie w kąciku – ej ,ej Ola śpisz?- zapytał szeptem siostrę – tak – odpowiedziała dziewczynka – aha, dobrze – powiedział chłopiec . Szymuś zasną i śniło mu się że wziął kluczyk wiszący na pajęczynie i otworzył tajemnicze drzwiczki wszedł przez nie i doszedł do domu gdzie stało mnóstwo jedzenia i picia . Na ten widok ślinka leciała mu z buzi… Nagle obudzi go huk otworzył oczy i zobaczył Olę która szła do kuchni. Szymon zerwał się na równe nogi i pobiegł za siostrą – Ola! Co ty wyrabiasz!?- wrzasną cicho by nie zbudzić pana Grantfonurego który smacznie spał w swoim pokoju. Dziewczynka ocknęła się szybko –ja… ja… yyyy…- Ola stanęła w bezruchu – ja nie wiem…- wymamrotała po chwili namysłu – yyy…- skrzywił się lekko chłopiec – ahm… mama wspominała że w pełni chodzisz po domu. A teraz do łóżka…- dodał po chwili i oboje wrócili do łóżek. Szybko zasnęli. Szymuś nie miał już takiego pięknego snu wręcz był to koszmar! Błąkał się po wypalonej łące wokół był mroczny las w którym straszyło… Na niebie były ciemne burzowe chmury… Jak na 11-latka Szymek bał się bardzo ale pomyśl czy ty byś się nie bał jeśli z lasu dobiega huk łamanych kości! Gdy się obudził rano jeszcze się bał lecz nie tak bardzo jak przed godziną.
***
Przy śniadaniu Szymuś był jeszcze trochę wystraszony – Szymuś co się stało?- zapytała łapiąc go za nadgarstek gdy sięgał po następną kanapkę.
Demon:
Opowiadania Karoiiiny, która również usunęła konto.
Księżniczka.. Cz. I.
Dzień był jak zawsze nudny. Gdy tylko spojrzałam przez okno, nie spodziewałam się niczego innego. A dokładnie po raz kolejny był deszcz. W końcu zwlekłam się z łóżka. Poczłapałam na dół na śniadanie.
- Dzień dobry córeczko! - powiedział tato
Usiadłam przy stole. Nie odezwałam się ani słowem. Mama podała mi płatki z mlekiem. Popatrzyłam się na nie i zaczęłam mieszać je łyżką.
- Nie baw się jedzeniem. - powiedziała mama
Zaczęłam jeść. Powoli. Nie obchodziło mnie to, że zaraz muszę iść do szkoły. W końcu zjadłam śniadanie i poszłam do pokoju ubrać się. Schodziło mi to wieczność. Wzięłam torbę i poszłam na przystanek. W autobusie już na mnie czekała Ruta. Usiadłam obok niej i autobus ruszył.
Szkoła jak szkoła. Parter i pierwsze piętro. Piwnica. A w tej piwnicy szatnie.
Weszłam z Rutą do szatni. Pan Pączek już tam był. Pan Pączek jest nauczycielem wychowania fizycznego. Nazwaliśmy go tak, bo jest bardzo gruby..
- Ciekawe, jak udało mu się zdobyć posadę nauczyciela "włebu". - szepnęła Ruta
- Nie wiem.. - mruknęłam - Może na fejsie dał fotki sportowca..
Wybuchnęłyśmy śmiechem. Podeszła do nas Klaudia "Wścibski Nos" Barry.
- Ooo.. Nasza księżniczka raczyła przyjść do szkoły. - powiedziała
Miałam coś powiedzieć, ale Ruta była szybsza.
- Odwal się.
- No dobrze. - powiedziała i poszła z Kostką Masła na górę.
My też ruszyłyśmy pod salę lekcyjną.
Księżniczka.. Cz. II.
Zadzwonił dzwonek na lekcję. Usiadłam w ostatniej ławce pod oknem z Rutą. Nauczycielka francuskiego weszła do klasy.
- Bonjour, les étudiants! - powiedziała
- Bonjour à tous. - odpowiedzieli bez entuzjazmu uczniowie
Zaczęło mi się nudzić. Zaczęłam rysować długopisem po ławce. Oto, co narysowałam:
Nagle podeszła do mnie pani.
- Co ty wyprawiasz? - krzyknęła
Gdy zobaczyła mój rysunek, popatrzyła się na mnie groźnie.
Kolejne lekcje mijały bardzo powoli...
W końcu doszłam do domu. Weszłam do kuchni. Tata groźnie łypał oczyma na mamę.
- Co się stało? - spytałam
- My się..
Księżniczka.. Cz. III.
- My się.. rozwodzimy.. - powiedziała mama
- Mamo, która ma fajny fryz, że co? - krzyknęłam
Rodzice coś zaczęli mówić. Jednak ja ich nie słuchałam.
- Mam was gdzieś! - krzyknęłam i wybiegłam do pokoju
Rzuciłam się na łóżko. Podłączyłam słuchawki do IPada i zaczęłam słuchać.
Ktoś zaczął pukać do moich drzwi. Nie było to pukanie mamy ani taty.
- Proszę. - powiedziałam
Do mojego pokoju wszedł jakiś lokaj.
- Dzień dobry. Caroline, prawda? - spytał
Usiadłam na łóżku.
- Tak.. A co?
- Khe, khe *kaszel lokaja*. Niniejszym mam ci ogłosić, że zostałaś wybrana jako przyszła dama dworu. A teraz, jeśli łaska, wychodzimy.
- Okej.. To było dziwne. - powiedziałam
Poszłam za lokajem. Wymieniłam się z rodzicami spojrzeniem typu "kto-to-jest-i-co-on-tu-robi". Rodzice jednak się uśmiechali i machali mi na do widzenia.
Demon:
Opowiadania Cleo
Rozdział 1: Lillianna
Rozejrzałam się.Po podwórzu chodziły w grupkach inne uczennice wszystkie w obowiązkowych mundurkach,na których wyszywany jest herb szkoły.Jeszcze tylko jedna,okropna lekcja matematyki i do domu!Tylko ta myśl dodawała mi sił.
Siedziałam na ławce tuż przy oknie.Jakże wysoko się znajduje ten korytarz! Na którym jestem piętrze? Drugim? Trzecim? Już sama nie wiem...Reszta koleżanek gawędziły wesoło obok.
W naszej szkole im.Matyldy były tylko dziewczynki.Ta szkoła była chyba najbardziej wymagająca po wsze czasy.To ogromny budynek i jeśli wydaje ci się,że znasz tu każdy kąt odkrywasz jeszcze jedno pomieszczenie.Okna są tu zamknięte nawet w upalne dni,a nauczyciele,którzy akurat mają dyżur zwracają uwagę nawet za najmniejsze złe zachowania - opieranie nogi o ścianę,bieganie po szkole itd.Nawet za szepty zwracają uwagę!Tutaj należy mówić głośno i wyraźnie.
Zabrzmiał dzwonek.Nie miałam do klasy daleko,bo drzwi od sali matematycznej były naprzeciwko więc się nie spieszyłam.Gdy doszłam do klasy,nauczyciel matematyki,profesor Rayan wchodził do klasy.
Z profesorem Rayanem było najgorzej.Był chyba najsurowszy z całej szkoły.
...Za najdrobniejszą pomyłkę profesor Rayan karał najgorszą jedynką.Dobrze,że dzisiaj nie była moja kolej na odpowiadanie przy tablicy.Gdy wszyscy już zasiedli wygodnie w ławkach Rayan otworzył dziennik i uśmiechnął się złośliwie pod nosem patrząc jak uczennice wstrzymują oddech.Profesor specjalnie przedłużał czas.Jednak zamiast wybrać osobę,on wstał i zapisał na tablicę numer zadania,które będą rozwiązywać.Otworzyłam na podanej stronie podręcznik.
-Przykład pierwszy rozwiąże nam... - Nauczyciel znowu zerknął do dziennika. - A...Niech będzie,Zapraszam do tablicy Lilliannę Foutley!
No tak,mogłam się tego spodziewam.Wstałam i ruszyłam najwolniej jak mogłam do tablicy.
-Niech się panienka ruszy! Nie mam całej godziny - naskoczył nauczyciel.
Ruszyłam więc do tablicy i rozwiązałam przykład.Nauczyciel z krzywą miną poprawił moje napisane na tablicy cztery,mówiąc,że za krzywo je piszę.
,,Mów co sobie chcesz,palancie" - pomyślałam z pogardą siadając przy stoliku. - ,,Uwierz mi,mam to w nosie"
Teraz zaczął męczyć słabą z matematyki Amy.
...Co kilka minut zerkałam stale na zegar czekając aż wreszcie zadzwoni.Zaczęłam coraz szybciej rozwiązywać przykłady,które inne uczennice rozwiązywały na tablicy.Gdy okazało się,że jeden źle rozwiązałam,skreśliłam przykład i odłożyłam długopis siadając obrażona z założonymi rękoma.Widocznie dostrzegł do nauczyciel,bo podszedł do mojej ławki i spojrzał surowo na zeszyt bez notatek.
-Niech się panienka lepiej bierze za pisanie! - fuknął i odszedł.
Wreszcie zabrzmiał dzwonek.Uczennice wyparowały z klasy spiesząc do piwnicy gdzie znajdowały się szatnie.Nie spieszyłam się.Widziałam jak minęła mnie na schodach do piwnicy Emily.
-Em! Jutro na placu?! - krzyknęłam.
-Spoko! - usłyszałam.
Stary plac był raczej nieodwiedzany przez nikogo.A wejście do niego tak zarosły krzaki i chwasty,że wątpię czy ktoś o tym miejscu pamięta.Jednak ja z koleżankami spotykamy się tam kilka razy.Ten plac jest tuż obok lasu,nie mówiąc już,że w lesie.
Szłam przez piwnicę kierując się do szatni,w której pospiesznie przebierały buty dziewczęta.
W piwnicy było zimno,ale akurat to nie przeszkadzało uczennicom.Na ścianach wiszą dyplomy,puchary,medale i inne nagrody przyznane szkole nawet nie wiem za co,bo nie chce mi się tego czytać.Wiszą też obrazy,jeden jest taki fajny przedstawia jakiegoś umierającego człowieka,który siedzi na kanapie a za nim ducha w kapturze.
Weszłam do szatni,przebrałam buty i wsadziłam do worka tenisówki.Wyszłam ze szkoły akurat gdy zabrzmiał dzwonek na siódmą lekcję.
Z pobliskiego,szkolnego placu zabaw dobiegały wesołe krzyki przedszkolaków.Wesołe dzieciaczki goniły się wokół huśtawek denerwując nauczycielkę.
W końcu ruszyłam rowerem kierując się w stronę domu.Zatrzymałam się w sklepie,naprzeciwko biblioteki.Wygrzebałam z kieszeni parę złotówek i weszłam do sklepu.
Ale ktoś coś kupował.I to bardzo znany mi chłopak...
Stałam w wejściu jak zamurowana.Po chwili,gdy Nat się chciał wyjść,odwróciłam się na pięcie i wyszłam pospiesznie.Słyszałam jak za mną woła.Dogonił mnie.
-Czego chcesz - fuknęłam zrezygnowana siadając na rower.
Nat otworzył usta jakby chciał powiedzieć i zamknął od razu jakby się rozmyślił.Machnął ręką na znak,że to nie ważne.
-Nie mam zamiaru wałęsać się z tobą po lesie - mruknęłam. - Nawet o tym nie myśl.I nie zaczepiaj mnie.
Z tymi słowami odjechałam.
Nat ciągle utrzymywał,że w lesie ukryta jest jakaś wioska.Namawiał mnie ze sto razy żebym z nim tam poszła.Ale...Jak można mieszkać w lesie? To nie logiczne i nie poważne...
...Przeszłam przez bramę i oparłam rower o ścianę garażu.Weszłam do domu.Rzuciłam plecak na krzesło i weszłam do kuchni.
Kuchnia wyglądała jak każda inna.Na lodówce było sporo magnesów i kalendarz na ten rok.Zjadłam najszybciej jak mogłam naleśniki i wbiegłam po schodach do swojego pokoju.
Był bardzo mały i ciasny.Było tu duszno,ponieważ mój ojciec kiedy jest pijany zwykle pali w piecu nawet wtedy gdy jest gorąco. Taak mój ojciec pije.Prawdziwy alkoholik.
Nie mam siostry ani brata.Jestem jedynaczką.Mama jest weterynarzem,mój ojciec nie pracuje.
Błękitne ściany pokoiku były pokryte różnorodnymi plakatami ze zwierzętami.Na biurku był bałagan - książki leżały byle gdzie,lampka się przewróciła,nie gdzie walają się papierki od ciastek i butelki od tymbarków.Obok biurka stała półka z książkami.Przeze mnie nazywana ,,mini biblioteczką". Przeważały tam książki o zwierzętach i encyklopedie,ale spotkać można było też książki przygodowe czy kryminalne. Tylko w tej biblioteczce (mając na myśli cały pokoik) było wszystko uporządkowane.
Usiadłam na łóżku i przytuliłam ulubioną poduszkę.Nat mnie męczył...Oczywiście nie można powiedzieć,że jesteśmy parą.Po prostu przyjaciele,ale ile razy ja to ludziom tłumaczyłam,tyle razy nie uwierzyli i tylko kiwali głową i z ironią powtarzali: ,,Taaak,jasssnee". Nie lubię takich ludzi...Oprócz Emily i Nata nikogo nie lubię...Mamy w szkole kilka uczennic,które trzymają ze sobą i zaczepiają innych,kpią i drwią z nich i w ogóle...A nauczycielom to się podlizują.Maya,najładniejsza uczennica w szkole jest najgorsza.Ślicznotka ma zielone oczy i krótkie czarne loczki...Jej ,,psiapsiółka" Róża ma piwne oczy,ale ubiera się dokładnie tak samo co Maya.Ona jest blondynką co nie bardzo jej odpowiada.Są jeszcze inne uczennice,ale nie takie złe jak te dwie wiedźmy.
Rozejrzałam się po pokoiku szukając jakiś rozrywek.Wyszłam z pokoju,przebiegłam przez korytarz i wpadłam do pokoju mojej babci.Rozejrzałam się.Ten pokój był dużo większy od pokoiku...Miał żółte ściany i biały sufit.W kącie stały szafy,na których walały się kartki,pocztówki i stare listy.Za stolikiem stało łóżko babci z wygodnym materacem,a na stoliku były gazety,okulary i inne zbędne przedmioty.Był oczywiście też mały telewizor,który stał na niskiej szafce.Na szafce leżała mała szkatułka zamknięta na klucz.Gdzie jest klucz i co chowa ta szkatułka? Tego chyba nikt nie wie oprócz samej babci...
Rozdział 2: W lesie
O piętnastej wzięłam rower i pedałując z trudem,bo jechałam akurat pod wiatr,ruszyłam w drogę.Dojechałam po dłuższym czasie niż zwykle.Rozejrzałam się.Gdzie zostawić rower? Pod lasem to tak nie bardzo...
Bramy nie było widać.Nie było widać nawet domów mieszkalnych,które znajdowały się przed lasem,do którego wjechałam.Westchnęłam i ostrożnie położyłam rower na ziemi.Obejrzałam dokładnie miejsce,w którym powinna być brama i zaczęłam zrywać chwasty torując sobie drogę naprzód.Zajęło mi to tylko kilka nędznych chwil,aż dokopałam się do bramy.Pchnęłam lekko,ale nie chciała się otworzyć.Skrzywiłam się i rozejrzałam szukając jakiegoś wyjścia.Zaczęłam cofać się patrząc wciąż na bramę,aż na kogoś wpadłam. Odwróciłam się błyskawicznie i ujrzałam Nata.
-Oh,cześć - mruknęłam przygnębiona.
-Co ty tu robisz? - zapytał wyraźnie zdziwiony.
-Nic,tylko na plac przyjechałam spotkać się z Em.A ty?
-Idę tam,gdzie ty nie chcesz ze mną.
Z tymi słowami,obrażony ruszył w głąb lasu.Przewróciłam oczami i wróciłam do bramy.Pchnęłam ją tak mocno,że kiedy otworzyła się wpadłam do środka przewracając się na ziemię.Wstałam i wróciłam po rower.Z trudem wprowadziłam pojazd na plac,który otoczony był małym,starym płotkiem zarośniętym zielskiem podobnie jak brama.Oparłam rower o jakieś stare,ulubione drzewo nazywane przeze mnie Krzywym Drzewem,może dlatego,że można było na nim usiąść
Nawigacja
[#] Następna strona
Idź do wersji pełnej