Różności > Opowiadania, wiersze...
Opowiadania
Śnieżka (Blanka):
okej. to jak napiszesz to wstaw :)
ja jak zaczęłam pisać opowiadanie to jakoś mi się kończyć nie chciało. Napisałam jakieś dwa na komputerze i nie skończyłam teraz coś tam tez napisałam i nie skończyłam :)
Rossa:
Spoko ;)
Rossa:
cd.
-A odkąd twoje reiatsu mocno wzrosło… - znów zapadła niezręczna cisza.
-Gdzie mam teraz mieszkać?
-Poczekaj. – Rautt zniknął i kilka minut później pojawił się z kilkoma pakunkami. Rozłożył wszystko na ziemi. Był to duży namiot, śpiwory, jakaś latarka, krzesiwo, poduszki i jakiś prowiant. –Pomieszkamy sobie tutaj.
-Jak to ‘pomieszkamy’?
-Nie zamierzam wracać do Rossy. Nie po tym, jak cię potraktowała.
-Aha. – zaczęliśmy stawiać namiot, tuż obok wierzby.
…
Nie mogłam zasnąć. Może było to spowodowane obecnością chłopaka, który mnie pocałował? Nie wiem. Wiem, że nie byłam pewna, co do niego czuję. Zauważyłam, że się mu podobam, ale ja chyba tego nie czuję. Jest dla mnie raczej jak brat. Cicho wyteleportowałam się z namiotu i zaczęłam oglądać gwiazdy. Niebo było bardzo czyste, a księżyc mocno świecił. Pomimo panującego chłodu siedziałam bez bluzy…
-Piękne niebo, co? – usłyszałam głos Rautta.
-Tak. Nie śpisz?
-Nie, jakoś nie mogłem zasnąć. – skłamał. Obudził się, bo wyczuł, że mnie nie ma. Aż do świtu siedzieliśmy, nie odzywając się do siebie ani słowem.
…
-Szybciej strzelaj!
-Anioły wszechmocne, diabły cudowne. Niebo spadło na nas, a piekło je wchłonęło. Diabły, zabijcie wszystkie demony tego świata i dajcie mi siłę do walki. KULA ZNISZCZENIA NUMER 5! – z mojej ręki wystrzeliła ogromna, czerwona kula. Przypominała tą niebieską, ale z tej tryskały jeszcze pioruny.
-Dobrze! Jeszcze raz!
Powtórzyłam wszystkie czary, jakie znałam. A było ich chyba 14. Pierwszych trzech nauczyłam się już używać bez ‘zaśpiewu’, więc miałam trochę gadania z głowy.
-Jeszcze raz! Wszystko!
-Naprawdę muszę? Ćwiczę już to od rana!
-To dopiero 3 godziny! Nie przesadzaj!
-Dobra. – warknęłam cicho. –KULA ZNISZCZENIA NUMER 1! – w ostatniej chwili wycelowałam w Rautta. Niestety był wystarczająco szybki, żeby się teleportować w inne miejsce.
-Zwariowałaś!? Co ty, chcesz mnie zabić!?
-Możliwe. Daj mi chwilę przerwy!
-Przecież wiesz, że został nam niecały miesiąc, a ty prawie nic nie umiesz!
-Jak ‘prawie’ nic!? Nauczyłam się już bardzo wiele!
-Ale umiesz tylko 3 rodzaje magicznych kul bez ‘zaśpiewu’! I ty to nazywasz ‘umiejętnościami’!?
-Ty sam nie umiesz żadnej!
-Tak, ale ty masz większy potencjał! I większą energię duchową!
-Oj, cicho siedź! – weszłam obrażona do namiotu i zamknęłam się w nim. Byłam zmęczona, choć nie tak, jak na samym początku nauki magii. Siedząc chwilę w samotności, uspokoiłam się i odpoczęłam. Kiedy wyszłam z namiotu, nigdzie nie widziałam Rautta.
-Rautt! Gdzie jesteś? Wyłaź! Wiem, że gdzieś tu jesteś! – moje nawoływania nie dały skutku. Skupiłam się i faktycznie, nigdzie w okolicy nie było czuć jego reiatsu. Samotna i smutna usiadłam na ławeczce pod wierzbą. Było mi przykro, ale przecież nic mu się nie stało! Czekałam na niego i do końca dnia siedziałam w bezruchu. Nie wrócił. Następnego dnia również się nie pokazał.
Minął tydzień. Trenowałam w samotności, a i tak się sporo nauczyłam. Kolejne 4 rodzaje kul bez ‘zaśpiewu’. Byłam z siebie dumna, ale martwiłam się o kotołaka. Po kolejnym tygodniu zaczęło brakować mi jedzenia, a nauczyłam się kolejnych 5 kul. Zostały 2. Były trochę trudniejsze od innych i o wiele dłuższe. Rautt mówił, że doskonałe opanowanie ich zajmuje średni 3 miesiące.
…
-Co się stało? Już nie chcesz się zajmować naszą księżniczką? – spytała Rossa ironicznie.
-Nie. Nie chcę. Za jakieś dwa tygodnie skończy jej się prowiant, więc wtedy ją odwiedzę. – Rossa oniemiała. Była szczęśliwa, że w końcu ze mną skończył! Przytuliła go.
-Mój kochany braciszek… - powiedziała czule. W jej głosie słychać było rządze władzy nad bratem i chciała go zmanipulować. –Ale po co jej jedzenie? Poradzi sobie, w lesie jest wiele zwierząt… Przecież nie chcesz jej teraz widzieć, prawda?
-Nie, nie chcę. Próbowała mnie zabić, a potem się ze mną kłóciła!
-A to niedobra dziewczynka… Nie zasługuje na pyszne jedzonko…
-Nie, nie zasługuje…
…
Kiedy skończyło się jedzenie, byłam zmuszona do polowań. Miałam szczęście, że zwierzęta mnie nie widzą. Ale… wilki, lisy, rysie i króliki przede mną uciekały… Dziwne, skoro jestem dhampirem. Wieczorem siedziałam na ławce, patrząc w gwiazdy. Nie byłam głodna, upieczona sarna była pyszna! Tęskniłam za Rauttem. Aż tak się obraził!? Nagle za moimi plecami usłyszałam kroki. Odwróciłam się.
-Rautt! Jak się cieszę, że wróciłeś! – rzuciłam się mu na szyję. Był jak z posągu, taki nienaturalny… Nie zareagował na to, że się do niego przytulam.
-Masz tu jedzenie. Żebyś nie umarła z głodu. – podał mi kilka siatek z prowiantem.
-Gdzie ty byłeś!? Martwiłam się o ciebie…
-Nie powinno cię to obchodzić. – zniknął. Bez pożegnania opuścił miejsce, w którym spędziliśmy tyle czasu… Rozpłakałam się. Całą noc nie mogłam zasnąć. Siedziałam i zastanawiałam się, czemu Rautt tak mnie potraktował. Kolejną rzeczą, jaką musiałam ustalić, to to, czemu aż tyle zwierząt mnie widzi, a co gorsza, czemu je wszystkie rozumiem. Kolejny trening wyglądał jak każdy, który sobie sama robiłam. Już niewiele mi brakowało do nauczenia się dwóch ostatnich kul.
…
Został mi już tylko tydzień. Odkryłam, że kiedy rozmawiam z królikiem, to wyrastają mi królicze uszy i ogonek. Kiedy rozmawiam z lisem, królicze elementy znikają, a wyrastają mi lisie uszy i ogon. Tak się dzieje, nieważne z czym będę rozmawiała, o ile to mnie widzi. Czym ja, do cholery, jestem!?
…
To już ostatni dzień, który spędzam w otoczeniu moich zwierzęcych przyjaciół. Najbardziej zaprzyjaźniłam się z kilkoma wilkami, liskiem i króliczkiem – Bunny’m. O dziwo nie zjedli się. Spokojnie zasnęłam w namiocie, w otoczeniu wszystkich przyjaciół. Obiecałam, że będę ich odwiedzać, a Bunny’ego wezmę ze sobą.
…
Pierwszy dzień w nowej szkole… Gdyby nie Bunny, to dostałabym chyba zawału. Zaraz, duchy mogą mieć zawał!? Nieważne. Było tu pełno wampirów, wilkołaków, kotołaków, czarownic i wróżek. Były też chyba jakieś syreny, ale ciężko było je poznać na lądzie. Miały po prostu ludzki wygląd. Duchów – brak. Nawet nigdzie nie mogłam dojrzeć Rossy i Rautta. Nie widziałam również nikogo, kto miałby królicze uszy, tak jak ja. Większość mijanych osób dziwnie się na mnie patrzyła. Nie dziwię się im. Królicza dziewczyna – duch niosąca małego króliczka… Śmiesznie to musiało wyglądać.
Śnieżka (Blanka):
super się czyta ^^
Rossa:
Yay ^^ Dzięki
Nawigacja
[#] Następna strona
Idź do wersji pełnej