Tereny Poza Watahą > Lodowiec

Góry Lodowe

<< < (48/49) > >>

Hikarina:
wyleciałam   :(

Marvel:
Biegł już bardzo długo na ślepo,nie zauważając nawet zmieniającego się otoczenia,tego że temperatura tutaj była znacznie niższa,a zaspy prawie go  pochłaniały.
Po jakimś czasie zaczął wycieńczony spowalniać,adrenalina minęła,aż w końcu padł,znikając w śniegu.
Leżał dysząc cicho,otumaniony wpatrywał się w śnieg,jednocześnie zastanawiając się "co to może być"-jednak nie miał siły i wiedzy by odpowiedzieć na to pytanie,wiedział jedno-bał się i było mu zimno.Podkulił uszka,czując lodowaty wiatr który się o nie obijał.To miejsce nie było jego wymarzonym .

Marvel:
Po 15 minutach zaczął niezdarnie podrywać sie na łapy,co okazało się bardzo trudne,gdyż nagle czuł że jego ciało było niesamowicie ciężkie.Gdy w końcu się podniósł,zachwiał się niebezpiecznie,po czym zaczął przedzierać się przez wysoki śnieg.Wiedział że nie może się zatrzymywać,bo to może skończyć się dla niego źle,tak więc dzielnie kroczył,na chwiejnych łapkach,wspinając się po jednym z klifów.Nagle zauważył pingwina,cofnął się wystraszony nieznanym stworzeniem,a grunt pod jego łapą się zarwał,przez co runął,spadając z górki,uderzając o ziemie i zsuwając się powoli z góry.I znowu był w punkcie wyjścia,leżał i nie miał siły się podnieść,jednak i tym razem dzięki zawziętości wstał,jednakże chwile później padł,tracąc przytomność.
~Otworzył oczy,czuł woń jaśminu,którą roznosił ciepły wiatr.Wokół nie było śniegu,a miękka trawa,przeplatana barwnymi kwiatami.
Malec ,czując się o dziwo świetnie,podniósł się,rozglądając uważnie po tej bajecznej łące -jeeenyy..-westchnął zachwycony.Obraz był taki piękny,ale nie wiadomo dlaczego..nie był wyostrzony.~

Marvel:
W świecie realnym mijały godziny i drobne ciało malca pokryte było już warstwą śniegu.Bicie jego serca przypominało teraz zanikający szmer konika polnego,któremu towarzyszył płytki,nie wyraźni oddech.
~Jednak w tym lepszym miejscu minęła zaledwie chwila,gdy urwis szedł po łące.Nagle w oddali zauważył waderę o gęstym śnieżnobiałym futrze,spojrzała ona w stronę malca,po czym uśmiechnęła ciepło,a zarazem łagodnie.
-mama?-wyszeptało szczenie,w jednej chwili znalazł się przy waderze,wtulając się w nią  i ocierając,na co jego matka reagowała tym samym.Chwile zastygli w bezruchu.
-Wybacz że nie mogę być z tobą-zaczęła,ocierając się pyskiem o jego łepek-że nie jestem w stanie Cię chronić,ale niedługo wszystko się zmieni,zobaczysz..Ja teraz muszę iść,to nie jest twój czas
-Mamo nie idź..-jęknął żałośnie,zanosząc się płaczem.
-shhh..niedługo się spotkamy-po tych słowach wilczyca rozpłynęła się,a malec desperacko próbował ją odszukać,jednak na marne.Krzyczał i błagał,jednak na nic to się zdało,w kolejnej chwili świat zaczął znikać,aż w pełni się rozpłynął.~
Uchylił ciężkie powieki,z jego pyska wydobył się niemy jęk bólu,znowu czuł swoje cielesne obolałe ciało,znowu czuł chłód i pustkę w sercu,jednak czuł także ciepło,dziwne ciepło które nie pozwalało mu zamarznąć,był to rumianek,migotał jasnym światłem,rozgrzewając ciało malca i poprawiając jego stan fizyczny,jednak niestety lodowy kwiatek nie był w stanie ocieplić jego spustoszonej psychiki,gdzie wiecznie temperatura była na minusie.
Malec poderwał się niezdarnie,po czym ruszył,zdając się na ciepło kwiatka.

Rachil:
wleciała lecąc powoli szukając młodego. miała nadzieję że nic mu się nie stało
po chwili go znalazła zniżyła lot i złapała szczenię i zaprowadziła je znowu do swojej jaskini.

Nawigacja

[0] Indeks wiadomości

[#] Następna strona

[*] Poprzednia strona

Odpowiedz

Idź do wersji pełnej