Tereny Poza Watahą > Pustynia
Kanion
Marvel:
-jakaś stara sprawa..-wymruczał cicho szczeniak-nie znam szczegółów,ale każdy z nich całkiem inaczej widzi jedną sytuacje..-przetarł ślepia.
Lajna:
Biegłam na basiora i kiedy byłam blisko rozłożyłam skrzydło podcinając Razera. Sama pobiegłam jeszcze kawałem, potem zawróciłam jak byk gotowy do ponownego ataku.
Razer:
Nie zdążył uniknąć ataku wadery.Upadł i starał się podnieść.W ostatniej chwili udało mu się oderwać od ziemi i unosił się w powietrzu,machając skrzydłami.
Cynthia:
- Ciekawe - mruknęła i obserwowała. Na razie nie polała się krew, więc nie miała po co się wtrącać. Zauważyła, że basior miał ze sobą ten duchowy miecz, musiał go sobie zachować tak samo jak Yennefer swoje dwa charkamy. promień, który wystrzelił z tego dziwnego medalionu najwyraźniej nic mu nie zrobił. Ciekawe jak długo jeszcze będą się tłuc, o ile mogła to tak nazwać.
- Dokop mu! - odważyła się wrzasnąć ku Lajnie, jednakże nie ruszała się z miejsca. W razie czego musiała pilnować szczenięcia, gdyby ich walka wymknęła się spod kontroli lub gdyby ten sam próbował pobiec do nich i ich rozdzielić. Spojrzała kątem oka na małego, który już przynajmniej nie płakał.
Lajna:
Zerknęłam na waderę z błyskiem w oku. Wzniosłam się w powietrze.
-Źle wybrałeś ojj źle-zaśmiałam się podle. Wystrzeliłam ku basiorowi rozdzielając się na kawałki.
-Nie zmuszaj mnie bym użyła mocy ostatecznych-syknęłam przelatując obok niego. W trakcie scaliłam się i znów walnęłam basiora skrzydłem, tym razem w pysk. Odleciałam kilka metrów dalej i zawróciłam jak poprzednio.
Nawigacja
[#] Następna strona
Idź do wersji pełnej