Tereny Poza Watahą > Pustynia
Kanion
Lajna:
Wyszła.
Dominique:
Elegancko i sprawnie poruszał się po pustynnym piasku jakby wcale nie był wilkiem tylko fenkiem czy czymś podobnym. Mimo że jego grube futro jeszcze bardziej grzało biały kolor odrobinę ratował przed słońcem. Rozejrzał się za jakimś wysokim punktem na który by mógł się swobodnie dostać. Jest! jedno wzgórze wydało mu się idealne więc czym prędzej pognał na szczyt i się położył zadowolony z bycia na górze.
Isoschi:
Pustynia? O cholera, no nieźle Isek pobłądził. Nie dość, że gorąco to jeszcze jakaś żmijka pustynna wzięła go za jakąś kalekę i postanowiła na niego zapolować, chociaż był o wiele od niej większy, nie wielkie glisty są niezwykle odważną, czy też głupie, nie ważne.
-Ugh, ty durna glisto! Idź, zostaw, nie wolno za blisko podchodzić. Odejdź. Rozkazuję ci... - odskakiwał od węża gdy ten za blisko podchodził, próbował odbiec, jednak Iskowi szło to dość niezdarnie, niestety on nie potrafił się sprawnie poruszać po takich terenach. *Czemu ja zawsze muszę trafić zawsze na jakieś zadupie? Nie mogła to być przyjemna polanka czy cuś?* spytał sam siebie. Już mu się znudziła ta 'zabawa' z gadzinką, więc puścił się przed siebie biegiem przez piaski, parę razy łapa głęboko mu się zapadła i lądował na pysku, jednak szybko się zbierał i dalej pędził. W końcu dotarł na skraj jakieś góry, obejrzał się za siebie, gad zniknął i odetchnął z ulgą.
-Cholerne glisty, gdyby nie jad wyżarłbym wszystkie, zniszczyłbym - prychnął pod nosem i dopiero teraz zauważył znajomą sylwetkę białego basiora.
-O, cześć.
Dominique:
Odwrócił łeb w stronę osoby która go witała i ujrzał Isoschi'ego więc skinął łbem i odpowiedział
-Witaj. - Krótko się przywitał bez kwiecistego pozdrowienia bo tak szczerze mu się nie chciało i mógł sobie na to pozwolić nie to co na placu królewskim.
Isoschi:
Skinął łbem, usiadł na krawędzi i spojrzał w dół. Cisza trwała i trwała i chyba żaden jak na razie nie planował jej przerwać. Dominique ogółem był coś małomówny, nie rzucał zbędnymi słowami na prawo i lewo tak jak to robił zazwyczaj Isoschi, który teraz... chyba zaraził się tą niemową, lub też po prostu uznał, że biały przyszedł tutaj by w spokoju się posmażyć, a on tu wtargnął nieproszony, więc nie wypada zakłócać Dom'owi tego spokoju. Słońce chociaż schylało się ku zachodowi wciąż niemiłosiernie grzało, co dla Iska, przyzwyczajonego raczej do chłodnych miejsc, było istną katorgą, jednak widok był nawet piękny, więc jeszcze się nie zbierał.
-Lubisz się tak z własnej woli gotować? - spytał białego wciąż patrząc się gdzieś tam przed siebie; musiał coś powiedzieć, bo ta cisza zaczęła go męczyć równie mocno jak i ten upał.
Nawigacja
[#] Następna strona
Idź do wersji pełnej