Tereny Poza Watahą > Podziemia
Lochy
Demon:
Mroczne, ciemne korytarze. Całe lochy to system podziemnych cel, znajdujących się pod komnatami - czyli całkiem sporo pod ziemią. Wszystko tu jest oślizgłe i kapiące, idąc wybrukowanym korytarzem mija się po drodze cele. Jedne puste, w drugich zaś walają się kości, prawie w każdej kraty są poważnie przerdzewiałe, co sprawia że można tam łatwo wejść. Cele są skromnie wyposażone, w każdej znajduje się mała drewniana prycza, żelazne kajdany i ubrudzona posadzka. Wszędzie przemykają szczury i nietoperze oraz węże. To miejsce odpycha, co po niektórych przyprawia o dreszcze. Co prawda nie mieszka tu ani żaden potwór, ani nie nawiedza ich żaden duch, ale atmosfera robi swoje... Wszystkiemu towarzyszy aura rozkładu i zgnilizny, obleśnej wilgoci powietrza i ziemi.
Demon:
Wszedłem, kroczyłem pośród cel. Nie bałem się w ogóle tego miejsca, a nawet miałem tu swoją kryjówkę. Teraz właśnie tam zmierzałem, nacieszywszy się wystarczająco świeżym powietrzem.
Wilgoć, pleśń i smród nie robiły na mnie najmniejszego wrażenia. Pasował mi fakt, że nikt inny tu jak dotąd nie przyszedł, a ja sam mogłem w spokoju.
W pewnym momencie zboczyłem z kamiennego szlaku, skręcając do celi na lewo. To właśnie tam było moje leże. Mijając obojętnie swego współlokatora - stos rozsypanych ludzkich kości - jednym susem wskoczył na starą, spróchniałą już niemal pryczę, układając się wygodnie. Z sufitu coś kapało na posadzkę, czyniąc niegłośny, choć irytujący hałas. Mimo tego położyłem łeb na łapach i zacząłem drzemać, zachowując jednak czujność.
Demon:
Cisza, smród i przytłaczająca ponurość tego miejsca sprzyjała depresji. O ile trupy, szczury i nietoperze mogą taką posiadać. błyszczące w mroku ślepka szczurów wychwytywały poruszający się po murach czarny cień. Obudziłem się szedłem niczym zjawa do wyjścia. Bezbłędnie wymijałem braki w podłodze, omijając je chwiejnymi ale zgrabnymi ruchami. Wyszedłem
Demon:
Wszedłem moje uszy drgnęły; gdzieś w ciemności błysnęły ślepia. Za duże jak na szczura. Podniosłem łeb, lecz nie wyrażałem zaniepokojenia ani jakichkolwiek odczuć. Wiedziałem, że ktoś się zbliża. Że ktoś narusza mój spokój.
Byłem jednocześnie ciekawy i nieco zirytowany. Lepiej, żeby intruz miał poważny powód ku tej wizycie.
Trwałem niczym czarny posąg, czekając aż niezapowiedziany gość zjawi się w wąskim kręgu widoczności.
I się pojawił jakieś zmutowane zwierzę, które było nieco mniejsze ode mnie...
Demon:
Stało jak dziecko we mgle, na samym środku. Ze wzrokiem czarnych jak heban oczu utkwionych gdzieś na prawo od łba mojego. Zdawało się nie widzieć gdzie jest, nie zdając sobie z tego całkowicie sprawy. Po prostu to coś było. Jego ciało było tutaj, pytaniem było gdzie znajdował się umysł i ewentualna dusza tej małej zjawy. Nie drgnęło nawet, zupełnie jakby została tu postawiona po to, by ktoś mógł się jemu przyglądać. Warknąłem na to dziwne coś a ono uciekło...było słychać tylko jak biegnie i lekko dotyka łapami podłoża.
Wyszedłem...lecz nie biegłem za tym czymś tylko w całkiem inną stronę.
Nawigacja
[#] Następna strona
Idź do wersji pełnej