Tereny Poza Watahą > Dżungla
Dżungla
Karoiiina:
Po kilku godzinach grzania się na ów głazie, wadera podniosła się. Otrzepała się z wszelakich liści, ba, gałązek. Wyleciała.
Mistic:
Weszłam powoli i zaczęłam brnąć przed siebie. Uniosłam nieco głowę i rozejrzałam się, nie tu miałam iść. No tak, ta moja niezawodna orientacja w terenie. No, ale jak już tu trafiłam. Zmrużyłam oczy i wciąż podążałam przed siebie. Coś ostatnio nie miałam na nic chęci, najlepiej bym się gdzieś zaszyła i nigdy stamtąd nie wychodziła. Znalazłam jakąś tam skałkę i usiadłam na niej. Westchnęłam i wpatrywałam się w przestrzeń. Wtem wkoło zaczął unosić się ciemny dym, a po chwili znikąd pojawił się czarny wilk. Przekrzywiłam głowę, zazwyczaj dym sugerował Ivo, a nie jakiegoś basiora, jednakże wydawał on się jakiś znajomy.
- A tylko spróbuj się śmiać. - Jęknął wilk i pokręcił oczyma.
- Ivo? Od kiedy jesteś... czworonożnym? - Spytałam i przy okazji już zbierało mi się na śmiech. - Czyżby zaklęcie przestało działać?
- Zamknij się, bo nie ręczę za siebie.
- Ręczyć nie musisz, w tej postaci już nie masz tylu mocy. - Jęknęłam starając się nie wybuchnąć śmiechem.
- Mówiłem zamknij się! - Oburzony samiec usiadł naprzeciw mnie i spojrzał surowym wzrokiem.
- No co? Musiałeś nieźle narozrabiać. A właśnie. Gadaj, gdzie on jest... - Powiedziałam już nieco bardziej poważna.
- Nie wiem, kto, ale ostatnio nie miałem czasu by kogoś męczyć?
- Ty?
- A ty co taka zdziwiona?
- Bo Cię znam?
- Niekoniecznie.
- Brata - mordercy mam nie znać? Co jak co, ale ty jesteś przewidywalny i oczywisty - Prychnęłam.
Mistic:
- I po co ja się tu zjawiałem?
- Mnie się pytasz? Co ja w twojej łepetynie siedzę?
- Na szczęście nie, ale mam pewną sprawę.
- A co? Wybranka odeszła? - Powiedziałam i ponownie zaczęłam się śmiać.
- To też, ale nie w tym rzecz?
- A w czym? Znowu chcesz mnie zabić? Nie krępuj się i tak moje życie się sypie, więc proszę bardzo.
- A ty co taka?
- Jaka? Podobno coś chciałeś.
- Ta, chciałem. Właściwie chodzi mi o tę całą klątwę...
- Ej, ej, ej... Ja jestem czysta, mnie ponownie nie złapała. - Wstałam i cofnęłam się, zmierzyłam go wzrokiem.
- Nie to nie... - Basior odwrócił się i ruszył przed siebie.
- Zaczekaj. No mów. - Podbiegłam do niego.
- Chodzi mi o to całe zajście?
- To, że mnie zabiłeś? E tam i tak byś to zrobił...
- Nie słuchasz...
- Jak zawsze, gdy ty mówisz. - Wtrąciłam.
- Zamknij ten pysk i słuchaj.
- No już, już.
- Sprawa jest taka, że ja już wiem i ty pewnie też byś chciała wiedzieć. - Ivo mruknął i spojrzał w niebo.
- Co wiedzieć? Raczej wiedzieć, ale... Błagam, przestań tak gadać i mów normalnie...
- Ja Ci tu z taką sprawą, a ty krytykujesz? Jak chcesz... - Basior rozpłynął się w powietrzu, a ja stałam jak ten kołek.
- Idiota... - Prychnęłam i ponownie usiadłam.
Mistic:
Wstałam i ponownie wróciłam na kamień, gdzie położyłam się.
- No nie bądź taki, wiem, że tu jesteś... - mruknęłam i oparłam głowę o łapy.
- Jestem i? - Za mną pojawiła się sylwetka mężczyzny. Wzdrygnęłam i prawie zleciałam z tego kamienia.
- Chyba wolę Cię jako wilka.
- A ja przyzwyczaiłem się do człowieka i tobie też bym radził na chwilę nie być wilkiem.
- Co? Czemu?
- Bo dziwnie mi się rozmawia z mikrusem.
- Chyba dawno nikt Ci nie przywalił, co nie?
- Spokojnie, dzisiaj nie chcę się sprzeczać. - Ivo uniósł ręce w geście rezygnacji. - To chcesz wiedzieć? - Dodał po chwili.
- No chcę. Mów.
- Ile ty już masz lat, na te wasze wilcze?
- 4, a bo co?
- I przez tyle lat ty się nic nie domyślałaś... A to mnie zwiesz idiotą.
- Uhm, słyszałeś?
- Ta.
- Dobra, no mów.
- Jakaś ty durna.
- Chyba naprawdę dawno nie oberwałeś.
- Głupia, przez 4 lata nie mogłaś się zorientować, że ja wcale nie jestem twoim bratem? No proszę Cię, czy widziałaś mnie kiedyś jako wilka?
- No, no przed chwilą.
- Jestem czarownikiem, mam dużo mocy i nie było żadnej głupiej klątwy, po prostu chciałem Cię zabić, od tak.
- Słucham? - Przekrzywiłam głowę i wywaliłam oczy.
- No nareszcie... Ja - człowiek, ty - wilk i to mało kumaty.
- Idiota.
- Przestaniesz powtarzać to słowo?
- Idiota, idiota. IDIOTA! - Warknęłam - To ja tyle razy Ci to wszystko wybaczałam, nawet to, że chciałeś zabić mi syna, a to wszystko to tylko jakaś głupia ściema? Dureń!
- Sama nie jesteś lepsza.
- Kiedy ja Cię próbowałam zabić? Słucham...
- Nieważne. Trzymaj się. Zapewne jeszcze się spotkamy... - Ivo poklepał mnie po pysku i całkowicie się rozpłynął.
- IDIOTA! - Krzyknęłam ponownie, gdy tego już nie było...
Michonne:
Wbiegłam, słychać było głośne i wyraźne słowo "Idiota". Zaczęłam skradać się w stronę usłyszanego dźwięku. Zauważyłam waderę, chyba była zdenerwowana. Schowałam się za jakimś drzewem. Coś zaczęło mnie dręczyć. Chciałam pozostać w ukryciu, a jednak kichnęłam. Wyszłam do wadery, nie miało sensu ukrywanie się. Zachwyciły mnie jej piękne skrzydełka, błysnęło mi w oczach. Jednak nie zdradziłam swej osoby.
Nawigacja
[#] Następna strona
Idź do wersji pełnej