Tereny Pierwotnych > Ocean
Stary pomost
Menma:
-pomóc?-powtórzył,po czym roześmiał się tak jakby Razer opowiedział niesamowicie śmieszny dowcip-ależ ty dowciapny! ćwirku..sam im pomóż ! -prychną -aaah...ale pali..-syknął,rozejrzał sie po sobie,piekło go-Menma będzie miała co naprawiać..-zachichotał,cofnął się delikatnie ,po czym rzucił się w stronę ptaków-chodźcie tu gnidy! chodźcie do tatusia!-roześmiał się szaleńczo.
Razer:
Razer poczuł w sobie wielki gniew,jakby zaraz miał rozszarpać Shandiego na strzępy.Tak bardzo kusiło go,aby mu przyłożyć,lecz musiał przecież pamiętać,że to nadal jest Menma.Ruszył z pomocą Gvilith,ponieważ Vailins całkiem nieźle sobie radziła z natrętnym ptactwem.Zrzucał z jej grzbietu ptaszyska,po czym miażdżył czaszki.Gniew,który rozbudził w samotniku Shandy okazał się pomocny.Gdy pozbył się kruków z wadery kazał jej się gdzieś ukryć,a sam ruszył dalej.Wyraźnie nie nadawała się na wojownika.Gdy przypadkowo wśród chmary kruków natrafił na Shandiego znowu poczuł tą żądzę krwi.Jego pysk sam zaczął się otwierać ukazując kły,a ciało całe drżało.Była okazja,czuł ją.
Menma:
Shandy roześmiał się szaleńczo,niszcząc ptaki jeden po drugim,spojrzał na wilka.
Nagle Razer pojawił się na pustkowiu,przypominało to trochę pustynie.Sam wilk nie mógł się ruszyć gdyż jego łapy były przybite wielkimi gwoździami do ziemi(bolało xd),która o dziwo trzymała je sztywno niczym cement.
"co chciałeś zrobić?" rozległ się głos echem,jednak wilk był sam na pustkowiu."Czyżbyś czuł do mnie nienawiść ,Ćwirku?" szaleńczy chichot,który z każdą chwilą stawał się głośniejszy.
W rzeczywistości Shandy i Razer stali,wpatrując się w siebie,obaj nieobecni.Jednak nikt nie mógł zobaczyć ich postaci,ponieważ każdy był pod wpływem iluzji.Wszystko było odtworzone idealnie,z wyjątkiem ich.
Razer:
Zapiszczał głośno,gdy poczuł na swoim łapach gwoździe.Ból od razu sprowadził jego świadomość na ziemię.Ocknął się na..pustyni?To było dziwne.Uniósł wzrok i zobaczył Shandiego,który najwyraźniej był rozbawiony całą sytuacją.
-Masz w tej chwili oddać kontrolę nad ciałem Menmie,jasne!?-warknął.
Gvilith:
Gvilith kulila sie bezradnie na ziemi, zkamieniala ze strachu i bolu. Ptaki ranily ja dotkliwie i nie mogla nic na to poradzic. Dopiero gdy Razer przyszedl jej z pomoca otrzezwiala nieco i zaczela uciekac. Bylo to trudne, wilczyca miala wrazenie, ze jej nogi sa z kamienia. Przeciez on mowil, ze jest tu bezpiecznie! Po pysku zaczely zciekac jej lzy. W koncu dotarla do jakiegos glazu i ukryla sie za nim. Wyjrzala zza niego, roztrzesiona. Razer i ta druga stali na przeciwko siebie. Nie widziala wiecej, byla zbyt daleko.
Nawigacja
[#] Następna strona
Idź do wersji pełnej