Tereny Poza Watahą > Zaginione Królestwo

Labirynt.

<< < (11/13) > >>

Isoschi:
Włóczył się już od jakiegoś czasu po okolicy, na jakimś wzgórzu zobaczył coś interesującego. Ogromniasty jakiś labirynt, który nie wyglądał zbyt bezpiecznie. Idealne miejsce na zwiedzanie. Z szerokim uśmiechem na pysku zmierzał w kierunku wejścia do ów labiryntu.

Karoiiina:
Karo, ciemno-kasztanowa wadera włóczyła się bez celu po różnych terenach, znajdując różne patyki i kamienie. Nudziło jej się, fakt. Doszła do jakiegoś miejsca, co na pierwszy rzut oka nie wydawało się być czymś.. ciekawym. Wkroczyła na teren, rozglądając się uważnie. Chodziła ostrożnie, jej łapy zgrabnie omijały patyki, dzięki czemu nie wyjawiała swej obecności. Dojrzała wejście. Znaczy, zdawało się, że to wejście, bo widziała jakiś ogon niknący w ów dziurze. Nieco podbiegła, przypadkowo stając na jakiś patyk. Zapach tego kogoś był jej nieco już znany. Uśmiechnęła się pod nosem.
- Witam pana Isoschi'ego.. - mruknęła nieco nienaturalnym głosem. Przez pewien czas zupełnie się nie odzywała, a zawsze jak tak milczy, to później ma głos zupełnie do niej nie podobny. Machnęła ogonem i wyprostowała się.

Isoschi:
O, będzie jazda, już ją czuję. Groza na każdym kroku, pewnie żyją tu jakieś stwory, ciekawe jaka jest historia tego miejsca? Fajnie byłoby ją poznać nakręcał się na przygodę młody idiota. Oczy latały mu jak szalone, chcąc wyłapać wszystkie ważne szczegóły, jakieś ruszy. Kroki jego były ostrożne, aż dziwne, bo zazwyczaj człapał gdzie popadło, bez patrzenia pod łapy. Nagle coś za nim trzasnęło, złamany patyk. Stanął sparaliżowany, ledwo powstrzymując się od skoku, ugh, panujemy nad strachem panie tchórzliwy. Powoli odwrócił łeb i ujrzał znajomą sylwetkę. Niby taki uważny, a jej nie usłyszał... jak widać nigdy nie opanuje tej sztuki bycia ostrożnym, niemożliwym do podejścia.
-O, panna Karo! - ucieszył się na jej widok, na jego wystraszonym pysku znów zagościł szeroki uśmiech. -Co też panna tu robi?

Karoiiina:
- Spaceruję, nie widać? - obdarzyła go złośliwym uśmiechem, ruszając przed siebie i trzaskając go ogonem w pysk. Zaśmiała się cicho pod nosem. - Ciemno wszędzie, nudno wszędzie, co to będzie, co to będzie?
Pokręciła łbem, niemalże przewracając się ze śmiechu. Stała jakieś dwa, może trzy metry przed basiorem. Obróciła się i podeszła do niego, chichrając się pod nosem.
- A pana, panie Isoschi, co tu sprowadza? - spojrzała na Iska (tak, Isek, Iska xD) podejrzliwym wzrokiem. Westchnęła. - Dobra, mniejsza. Idziemy?
Chwilowo poczuła się jak szczeniak. Każdy wie, jak robi szczeniak jak chce się bawić, prawda? Tyłek do góry, ogon wariuje, a łeb do dołu i wywala język. Karo zrobiła podobną pozycję, lecz nie wywalała języka. Podniosła się i chwilę później przewróciła się ze śmiechu na grzbiet.
- Prze..przepraszam - nie mogła przestać. - Coś.. coś mi jest.
Podniosła się. Jej sierść była cała w kurzu i nieco w pajęczynach. Tknęła nosem basiora po szyi i przewróciła oczami.
- Choodź, będzie fajnie! - wyszczerzyła się.

Isoschi:
-Widać, widać, jednak w takim miejscu? Wydaje się dość niebezpieczne dla takich dam jak pani.- odparł z udawaną kpiną, przecież doskonale wiedział, że wadera ta to nie jakiś mięczak, tylko doświadczona, przemądrzała, oschła wojowniczka, jednak i tak ją lubił, a jeszcze bardziej lubił się z nią przekomarzać. Nieco się skrzywił gdy dostał ogonem, jednak nic nie zrobił, później się zemści. Nie odpowiedział na kolejne pytanie, było chyba oczywiste, że też włóczy się bez celu po wymarłych terenach. Skinął łbem i ruszył równo z waderą, ramię w ramię itd. Gdy wadera zaczęła się wygłupiać osłupiał, przekrzywił głowę na bok się jej przyglądając pytająco.
-Jesteś walnięta - stwierdził tylko z uśmiechem. - Niewątpliwie - dodał i pobiegł przed siebie, zatrzymując się dopiero przed pierwszym rozwidleniem drug, cóż ryzyk-fizyk, skręcił w lewo, sam nie wiedząc czemu.

Nawigacja

[0] Indeks wiadomości

[#] Następna strona

[*] Poprzednia strona

Odpowiedz

Idź do wersji pełnej