Tereny Poza Watahą > Zaginione Królestwo
Labirynt.
Karoiiina:
- Wiem - wyszczerzyła się, doganiając go. - Wszyscy mi tak mówili. Znaczy, bardziej coś w stylu "wariatka", lecz jakoś tak się przyzwyczaiłam.
Przewróciła oczami.
- Ty, ej, tam jest pajęczyna! - westchnęła, widząc na którymś zakręcie pajęczynę, przez którą nie dało się przejść. - Idziesz pierwszy. Ja już jestem brudna. Czas na ciebie!
Schyliła nisko łeb i z nudów, czy z zabawy, zaczęła warczeć na niego, na tyle, by zaczął się cofać i wlazł w pajęczynę. Wiedziała, że warczenie na niego nie zadziała, pewnie duży basior i się nie boi takich małych wader. Pokręciła łbem.
- I tak idziesz - wystawiła jęzor.
Isoschi:
-Będziemy pajączkowi psuć całą ciężką pracę? - udawał wielce zmartwionego pajączkiem, jednak gdy adera zaczęła warczeć jakoś tyłkiem wbił sie w to lepkie coś, burczał coś pod nosem.
-Ty brudna, ja doklejony... a to dopiero początek - odparł wesoło i znów odbiegł nieco od niej, wstępując w jakąś bardzo zarośniętą część labiryntu. Nie zamierzał się wycofywać, jakoś przez to przejdą... Karo zrobi trasę.
-Ekhem! - odchrząknął i stanął nieco z boku, teatralnie się kłaniając i gestem puścił waderę przodem.
-Mówią, że panny mają pierwszeństwo, a więc proszę bardzo, Panno Karo.
Karoiiina:
- Dziękuję bardzo za pana uprzejmość, lecz nalegam, by to pan ruszył pierwszy - powiedziała głosem, jakby należała do jakiegoś rodu szlacheckiego czy coś. - Ale skoro pan tak prosi, to oczywiście, pana życzenie moim rozkazem.
Ze śmiechem ruszyła przez drogę. Początkowo było łatwo, później czuła coś lepkiego na całym ciele. Idąc dalej coś złapało ją za ogon i uniosło do góry. Roślina, jakaś dziwna była, trzymała ją w górze, tuż nad Iskiem.
- Em.. hej? - zaśmiała się. - Ty, fajnie się tak widzi, tak do góry nogami. Ale idź szybciej, bo Ciebie też to coś złapie.
Mówiąc to jakoś wygięła się i zębami złapała się za roślinę, której jakaś "gałązka" zawisła niedaleko pyska wadery. Gdy ta dziabnęła kłami zielsko, to puściło ją, a ta spadła na jakiś mech. Niebieski mech. Ciekawe. Podniosła się i otrzepała
Isoschi:
Idąc za waderą miał przeogromną ochotę by ugryźć ją w ogon, tak tylko by wkurzyć, przyspieszyła czy coś w ten deseń. Chwilę się zbierał na odwagę, a gdy już wreszcie miał to zrobić to jakaś cholerna roślinka go wyprzedziła.
-Hah, mnie tam nic nie złapie, roślinki wiedzą, że nie lubię dyndać w powietrzu. - mruknął i gdy już uporała się z chwastem ruszył przodem. Niebieskie mech z każdym krokiem stawał się coraz miększy, coraz większy, a przy tym śmierdzący.
-Wkurza mnie już ten mech - sapnął.
Karoiiina:
- Cóż, bywa i tak mój drogi - wyszczerzyła się. Machnęła ogonem. Usłyszała jakiś pisk, brzmiący kak z horroru. Przełknęła ślinę.
- Może tak..się pośpieszymy? - mruknęła, gdy zdawało jej się, że coś za nimi idzie.
Nawigacja
[#] Następna strona
Idź do wersji pełnej