Tereny Pierwotnych > Las

Las

<< < (332/342) > >>

Nana:
_______________
Tak jak się patrzy i analizuje to jakieś podrywy się tu uskutecznia xD
Wiem, jest iście fascynująca xD

Ian:
- Znasz jeden wzorzec i się go trzymasz, pequeña, może czas już zawitać u psychiatry? - Gari zaczął się chichrać, jak to on; od jego śmiechu cierpła skóra i jeżyło się futro. Brzmiał trochu Jokerowato. - Chyba jakoś te szczenięce lata nie najlepiej wypadły, neh? Więcej wiary, no creyente. - zachichotał. Wyczuł przy tym, że wadera jest już bliska kresu wytrzymałości. Gareth wszystkich wkurzał, wcześniej czy później, a Nana i tak długo wytrzymała bez wydarcia się, walnięcia go bądź zabicia.
Jakoś wcześniej tak o tym nie myślałam...xD

Gari ma tylko strzępki historii, nic praktycznie nie jest połączone w całość, kiedyś się trza za to zabrać xD

Nana, Twoja historia przynajmniej składna xD

Jak, co tu się dzieje, tu siem bitwa niewerbalna pomiędzy Garim a Nanem odbywa xD Gari tylko czeka, aż go Nana walnie xD On ma bardziej rozwinięte moce potrzebne do ucieczki, niż do walki, toteż wiesz... xD Gari nie dąży do otwartej konfrontacji, tylko wkurza i zwiewa xD

Nana:
-Nie...igraj..z ogniem.- syknęła jeszcze.
Szczenięce lata? Wzór? Umysł? Nie Gareth. Nie masz prawa wiedzieć i nie wiesz. Nigdy nie będziesz wiedzieć. Może i jest drobniejsza, słabsza ale o wiele bardziej odważna i waleczna od jakiegokolwiek basiora.
______________
Poziom irytacji 96% xDD

Ian:
Gareth usiadł powoli, wpatrując się wyzywająco w oczy Nany. Wyraźnie było widać, że nie ma najmniejszego zamiaru nigdzie iść, a tym bardziej zaprzestawać czegokolwiek. Uśmiechnął się szeroko, w jego szkarłatnych oczach błysnęło rozbawienie i pewnego rodzaju niebezpieczeństwo. Z Gerethem lepiej było nie zadzierać, mimo mało pokaźnej postury i bardzo szczupłej sylwetki.
- Mi querida... - zasyczał, znów strzelając wężowym językiem, tym razem koło ucha Nany. - Ogień to mój żywioł, żaden cachorro nie będzie mi mówił, co mam robić. - wyszczerzył zęby z przeskakującymi między nimi drobnymi wyładowaniami elektrycznymi i zwinął  język w rulon. Machał długim, czarno-białym ogonem jak rozochocony szczeniak.
Trwa ładowanie, proszę czekać...xD

Nana:
Coś w jej wnętrzu pękło. Poziom irytacji, furii i wytrzymałości wyszedł ponad sto procent.
Czuła jak Dos się gotuje a ona sama się ledwo kontroluje. Jej mięśnie przestały się słuchać i były napięte, gotowe do walki.
-Czasem jeden płomień strawi drugi...- warknęła groźnie. 
Unikała walki, ale irytacja w niej była naprawdę duża. Na tyle dużą żeby mieć ochotę kogoś uderzyć. Podobnie się czuła gdy przebywała w towarzystwie Dosa gdy ten ją irytował.

Nawigacja

[0] Indeks wiadomości

[#] Następna strona

[*] Poprzednia strona

Odpowiedz

Idź do wersji pełnej