Tereny Pierwotnych > Las
Las
Ian:
- A man of words and not of deeds,
Is like a garden full of weeds.
And when the weeds begin to grow,
It's like a garden full of snow.
And when the snow begins to fall,
It's like a bird upon the wall.
And when the bird away does fly,
It's like an eagle in the sky.
And when the sky begins to roar,
It's like a lion at the door.
And when the door begins to crack,
It's like a stick across your back.
And when your back begins to smart,
It's like a penknife in your heart.
And when your heart begins to bleed,
You're dead...
You're dead...
And dead indeed. - mruknął Gareth pod nosem, mrużąc szkarłatne oczy. Wokół niego zamigotały nagle płatki śniegu, trawa urosła w oczach, sięgając już jego łokci, a las wypełnił się śpiewem ptaków. Wang-Mu zamknęła złote oczy i uśmiechnęła się lekko, słuchając wiersza.
Ian:
Greth nagle zastrzygł uszami i powoli się uśmiechnął.
- Oho... Mały Inny ma ciekawe myśli. Trzeba to sprawdzić! - wybuchnął dzikim śmiechem, brzmiącym trochę jak Joker, po czym okręcił się wokół własnej osi i zniknął w chmurze dymu i drobnych błyskawic. Wang-Mu pokręciła głową z dezaprobatą i westchnęła.
Nemhain:
Wbiegłam do lasu, od razu krzycząc:
-Nana, Nana, ratuj!
Po chwili dodałam też:
-On jest taki wielki i groźny!
Zauważyłam cel moich poszukiwań i wskoczyłam do krzaków, w których się kryła. Nie sądziłam, żeby biały wilk mnie wtedy ani dostrzegł, ani, później, dogonił - gnałam, jakby mnie sam Anioł Nocy gonił. Ale mimo to drżałam ze strachu. I wściekłości - może i samice nie są takie silne, ale wcale nie gorsze w walce, a to co powiedział to nieprawda.
-I głupi. I wredny. I zły. I ghyr. - dodałam po chwili.
Nana:
Zaskoczona przybyciem Nemhain aż wstała.
-O kim ty mówisz?- spytała zdumiona. O kim była mowa? Co się właściwie stało?
-Opowiedz mi wszystko na spokojnie. Gdzie byłaś, co się stało że tak wpadłaś i o kim mówisz?- spytała spokojnie. Jej kobieca intuicja podpowiadała jej że tym wilkiem nie mógł być Demon. On tak nie robił. Razer odpada, Gareth również, więc kto?
Będą z tego kłopoty. Jak nic!
Ian:
Ponownie buchnął kłąb purpurowego dymu, z którego wyskoczył Gareth. Zerknął na wciąż czekającą cierpliwie Wang-Mu. Jako, iż nie zapowiadało się, by miała zamiar wyjaśnić w końcu przyczynę swojej wizyty, czekała na coś innego. Gari najwyraźniej nie zamierzał sprawdzać, na co. Usiadł przed nią i wlampił się w jej złote oczy. Po chwili zerknął na Nanę i Nemhain, a potem ponownie na Wang-Mu.
Nawigacja
[#] Następna strona
Idź do wersji pełnej