- Czymże jest jeden kwiatek... Kiedy codziennie upada tyle drzew? - Gari zaśmiał się przeciągle, ale cicho. Ni z tego, ni z owego machnął ogonem z taką siłą, że drzewo mające pecha stać zbyt blisko "brzegu" łąki zatrzęsło się od uderzenia po czym runęło na inne, prawie je łamiąc. Gareth tymczasem przekręcił się na bok, wyciągając daleko łapy, niby po to, by je rozprostować, a tak naprawdę aby dotknąć lekko końcami pazurów grzbietu Nany. Ot, tylko dlatego, że natychmiast zauważył, że odsunęła się od niego, nie chciała leżeć tak blisko. A Gareth, jak to Gareth, zaraz zwietrzył szansę ponownego powkurzania wadery. Może tym razem nie zdoła się powstrzymać i go zaatakuje...?