Tereny Poza Watahą > Góry

Góry

<< < (261/274) > >>

Michonne:
Sznur już zaczął płonąć. Poczułam smutek, żal. Jedna mała łezka zakręciła się w oku, spadła w ogień.
-To była pamiątka...
Zaczęłam się telepać z zimna, ogień zgasł, a ja nie mogłam go znów zapalić. Podeszłam do Chonnuś.

Michonne:
Popatrzyłam w ślepia Chonnuś. Była gotowa do lotu, jakby chciała już stąd iść. Okrążyłam ją kilka razy.
-Poczekaj chwilę.
Zaczęłam skakać na śniegu. Niestety nie byłam dosyć wielkim wilkiem i musiałam sobie jakoś radzić. W końcu znalazłam teren gdzie nie było tak dużo śniegu. Po chwili poczułam, że pali mi się łapa i koniuszek ogona. Choć dookoła nie widziałam śladu płomieni. Po chwili otrząsnęłam się i zauważyłam, że deptałam ogień, a dookoła się paliło. Trochę mnie to zaciekawiło, ale jednak dalej biegłam.

Michonne:
Stanęłam w miejscu. Zapomniałam po co biegłam.
-To pewnie przez tam ten kamień...
Złapałam łapą bandaż i zdarłam go z głowy. Wróciłam do Chonnuś.

Karoiiina:
Ocknęła się. No, spała chwilę, jak każdy potrzebowała snu. Podniosła się i zgasiła ogień jednym ruchem głowy. Przeciągnęła się. Miała ochotę na walkę. Walkę, taką prawdziwą.

Michonne:
Usiadłam obok smoczycy. Rozglądnęłam się.
-Za dużo wilków.
Zwierzę położyło się na brzuchu.
-Za dużo wilków-powtórzyłam.

Nawigacja

[0] Indeks wiadomości

[#] Następna strona

[*] Poprzednia strona

Odpowiedz

Idź do wersji pełnej