Tereny Poza Watahą > Góry

Góry

<< < (274/274)

Karoiiina:
Świetnie. O to Karo chodziło. Wadera w pancerzu zatrzymała się nagle, nie tracąc równowagi. Unosiła się w powietrzu, delikatnie machająć skrzydłami.
- Wzrost, wzrost, wzrost, wzrost - po chwili jej ręka zaczęła się "wydzierać". Nie byłto głośny krzyk, Karo sama ledwo go słyszała, więc co dopiero inni.
- Partnerze, co powiesz na Smoczy Pocisk? - odezwała się ręka.
- Oo..okej - powiedziała. Pierwszy raz słyszała o czymś takim. No cóż, nowa moc, jeszcze wszystko przed nią.
Wystawiła rękę, skierowała ją w stronę góry po lewej stronie Nemhain. Przed dłonią wytworzyła się czarna kulka wielkości piłeczki ping-pongowej. Zaczęła powoli rosnąć. I dobrze. Tak ma być. Gdy kulka była wielkości piłki do koszykówki, wadera "popchnęła" ją w stronę w/w góry i wyprostowała się. Kula walnęła w górę, góra się zatrzęsła i wybuchła, rozrzucając wokół siebie odłamki skał.

Nemhain:
Zauważyłam, że czerwonolatacz wystrzelił coś w moim kierunku. Nie zamierzałam czekać, żeby się przekonać, co to jest.
Jednak nawet nie zdążyłam się odwrócić, kiedy szczyt góry, w który trafił pocisk, rozprysnął się. Wielkie skały staczały się po zboczu, a pozostałe, wielkości kilku metrów lub mniejsze rozprysnęły się na wszystkie strony. Zawyłam i pobiegłam w dół góry, aby jak najszybciej uciec. Szkoda, że Visage był na szczycie. Gdy metrowa skała wryła się przede mną, zahamowałam i rzuciłam się w lewo, aby uniknąć zderzenia z nią. Śnieg obsuwał się pod moimi łapami. Najpierw małymi kawałkami, potem wielkimi płatami. Pobiegłam na bok, gdzie podłoże było stabilne. Nad sobą usłyszałam ryk Visage'a, który jednak nie mógł mnie zabrać spoza zasięgu zsuwającego się lodu - nie miał jak na nim wylądować. Uderzył we mnie odłamek skalny, ruszony przez lawinę. Ale na szczęście dotarłam do lewej krawędzi doliny.
Za późno. Główna fala śniegu w tym samym momencie porwała mnie ze sobą. Nie na długo zdołałam się utrzymać na stabilnym odłamku skalnym, na którym już stałam przednimi łapami. Ktoś kiedyś opowiadał mi o lawinach, jako o zjawisku ciekawym, ale nieprzytrafiającym się w miejscu, w którym żyłam. Starałam wydostać się na powierzchnię coraz cięższego śniegu.
Wszystko znieruchomiało. Usiłowałam przesunąć się jeszcze w górę, ale tylko obsunęło się na mnie więcej śniegu.
Nagle ujrzałam światło prześwitujące przez śnieg. Wyciągnęłam się na taką długość, że zdołałam wychylić fragment pyska. Nacisk śniegu zelżał i zobaczyłam, że to Visage mnie odkopał. Spojrzałam na długą bruzdę, jaką zostawił w śniegu, starając się ustalić, gdzie jestem. Tja, bardzo by mi pomogło zostanie przeciętą na pół przez jego szpony. Na szczęście przerwał w odpowiednim momencie.
-Skąd wiedziałeś, gdzie jestem?
-Szczęście. - wyjaśnił - Nie wiem tylko: moje, czy twoje.
-Zmywajmy się stąd. Widzisz to czerwone? Chyba na mnie poluje.
Visage wytężył wzrok.
-Wygląda smoczo. - mruknął.
-Ojej, czy smoki zabijają się nawzajem?
-Raczej nie, ale nie sądzę, żeby ten tutaj o tym wiedział. Słyszałem, że smoki górskie to dzikusy. Podobno strasznie niewychowani. Jestem pewiem, że byliby zdolni do czegoś tak wrednego jak zabicie krewnego z równin. A mogłem tam zostać i napychać się owcami przynoszonymi przez zabobonnych ludzi wierzących, że przynoszę sz...
-Visage, może przeniesiemy się w bezpieczniejsze miejsce?
-Dobra, wsiadaj. Mam nadzieję, że krwawołuski nie poleci za nami.
Wdrapałam się na jego grzbiet i wylecieliśmy w inną partię gór.

Karoiiina:
Gdy lawina zaczęła się osuwać, zauważyła Nemhain. Cholera. Wadera nie miała pojęcia, że to aż tak poleci.
- Ddraig! Czego mnie nie uprzedziłeś, że to tak walnie? - warknęła spoglądając na swoją rękę.
- Partnerze, wraz z wielkością twej siły mocny będzie atak - ze spokojem odparł smok siedzący w duszy wadery.
- Świetnie. Teraz muszę latać ich przepraszać - powiedziała, "chowając" pancerz z głowy. Z ciała smoka wystawała tylko jej wilcza głowa. Karo wzbiła się w powietrze i zaczęła krążyć, szukając Nemhain. Gdy zauważyła waderę, zaczęła lecieć w dół.
z.t.

Nawigacja

[0] Indeks wiadomości

[*] Poprzednia strona

Odpowiedz

Idź do wersji pełnej