Mirabilis!
Tereny Poza Watahą => Zaginione Królestwo => Wątek zaczęty przez: Kryształowa w Kwiecień 03, 2013, 14:41:49
-
Legenda głosi, że na końcu labiryntu mieszkał kiedyś Minotaur. Są tam także skarby, ale po drodze są pułapki ! Lepiej nie iść samemu.
(http://labiryntsztuki.blox.pl/resource/labirynt.jpg)
-
weszłam.
mówią że lepiej nie chodzić samemu- powiedziałam i poszłam przed siebie.
-
Weszłam i zaczęłam skakać
-
co za głupi labirynt- powiedziałam- znowu ślepa uliczka
-
-Śnieżka-powiedziałam
-
odwróciłam się i poszłam w innym kierunku...
Lajna?- zapytałam
-
-Na przód-Zapłonęłam i paliłam krzaki-Przejście na drugą stronę gotowe-powiedziałam z uśmiechem
-
masz racje- powiedziałam i przeszłam na drugą stronę. Zatrzymałam się bo na coś a raczej na kogoś wpadłam. To był duch
-
-O cześć Delon-powiedziałam do ducha
-
Zaraz to wy się znacie?- zapytałam
-
-Tak-powiedziałam speszona
-
łał- powiedziałam
-
-Pamiętasz jak mnie nie było?-spytałam
-
no trudno nie pamiętać- powiedziałam- zniknęłaś na 1 miesiąc
-
-Wiem. Musiałam załatwić parę spraw. powiem je ale nikomu nie powtarzaj Ok?-spytałam
-
buzia na kłódkę- powiedziałam
-
-Ok-powiedziałam-1. Zawarłam pakt z duchami dobrymi, 2. Musiałam zawrzeć pakt z 5 wahatami i 3.Musiałam odebrać medalion-powiedziałam
-
5 watah? Duchy... z duchami mam sporo do czynienia
-
-A wiesz ile ja?-powiedziałam
-
myślę że też sporo- powiedziałam
-
Zapłonęłam ogniem
-Idziemy dalej?-spytałam
-
ale on tu zostaje- powiedziałam wskazując na ducha i poszłam dalej labiryntem
-
-Koniec drogi. Tu jest dom-wskazałam dom i zapłonęłam mocniej
-
wyszłam
-
(wyszłam)
-
Weszłam.... znów ten labirynt.. podążałam korytarzami...
-
nagle na mojej drodze pojawiła się Ambrii... była przestraszona
- hej duszku- powiedziałam do niej
- musisz uciekać!- krzyknęła
- ale... dlaczego??
- umierając i stając się duchem naruszyłaś naszą przestrzeń.. aktualnie masz wrogów w cały świecie duchów!
- ale.. jak to??
-
- no normalnie.. umarłaś i stałaś się duchem... a powinnaś pójść do nieba lub piekła...
- no dobrze... ale czemu się mszczą??- zapytałam
- bo ożyłaś i nie pojawiłaś się w naszej kaplicy. Powinnaś do niej pójść i tam by zdecydowali.. ale tego nie zrobiłaś przez co wszystkie duchy teraz myślą o zmartwychwstaniu.. a uwierz mi nie wszystkie mają złote serca
-
Weszłam.Spojrzałam na ducha i Blankę.
Ukryłam się.Wschluchalam się w ich rozmowę.
-
- no ta mam problem- powiedziałam
- duży... musisz teraz iść do tej kaplicy i wyjaśnić wszystko.. ale to nie będzie takie proste . Żaden śmiertelnik nie znalazł jeszcze naszej kaplicy... a w dodatku szukają cię wszystkie duchy świata magicznego...
- powiesz mi gdzie ta kaplica??- zapytałam
- ale ja nie wiem!! ona ciągle zmienia położenie... przez co bardzo trudno ją znaleźć... tylko nowe duchy posiadają taką wiedzę...
- no to trzeba takiego ducha znaleźć- powiedziałam
-
Ambrii powoli zaczęła znikać..
- więcej powiedzieć nie mogę...- powiedziała
- co... co się dzieje??
- wzywają mnie... - powiedziała po czym zniknęła
-
Podeszłam do Blanki.
-
mam... przerąbane- powiedziałam... wtedy zobaczyłam Star... podskoczyłam...
- jak długo tu jesteś.... i hej- powiedziałam z lekka wystraszona
-
_____________
mogę też przeżyć tą przygodę??
-
________________________
WPADAJ!!
-
-Prawie od początku rozmowy.Masz p********.
Powiedziałam i usiadłam.
-
Weszłam szczęśliwa. Zobaczyłam Blankę i Star.
-Hej!-powiedziałam uradowana.
-
- hej- powiedziałam do Lajny....
- nie ładnie tam mnie szpiegować i podsłuchiwać- powiedziałam do Star
-
-Co robicie?-spytałam z uśmiechem na pysku
-
- a tobie co Lajna?- zapytałam odchodząc od tematu
-
-Mi nic..A co ma być?-spytałam i siadłam.
-
nie wiem jakoś taka szczęśliwa jesteś...- powiedziałam
-
-Hay
-
*muszę znaleźć tą kaplicę* pomyślałam
- ymm.. ja już chyba muszę iść- powiedziałam już na głos i ruszyłam labiryntem w stronę wyjścia.
-
Wyleciałam
-
wyszłam.
-
wyszłam
-
Wbiegłem zdyszany.
-
Zaczołem rozglądać się po labiryncie ,ktory wydawał mi się łatwy do przebycia ..Zaczołem powoli odszukiwac dróg !
-
Po kilku minutach znudziło go to i wybiegł !
-
Włóczył się już od jakiegoś czasu po okolicy, na jakimś wzgórzu zobaczył coś interesującego. Ogromniasty jakiś labirynt, który nie wyglądał zbyt bezpiecznie. Idealne miejsce na zwiedzanie. Z szerokim uśmiechem na pysku zmierzał w kierunku wejścia do ów labiryntu.
-
Karo, ciemno-kasztanowa wadera włóczyła się bez celu po różnych terenach, znajdując różne patyki i kamienie. Nudziło jej się, fakt. Doszła do jakiegoś miejsca, co na pierwszy rzut oka nie wydawało się być czymś.. ciekawym. Wkroczyła na teren, rozglądając się uważnie. Chodziła ostrożnie, jej łapy zgrabnie omijały patyki, dzięki czemu nie wyjawiała swej obecności. Dojrzała wejście. Znaczy, zdawało się, że to wejście, bo widziała jakiś ogon niknący w ów dziurze. Nieco podbiegła, przypadkowo stając na jakiś patyk. Zapach tego kogoś był jej nieco już znany. Uśmiechnęła się pod nosem.
- Witam pana Isoschi'ego.. - mruknęła nieco nienaturalnym głosem. Przez pewien czas zupełnie się nie odzywała, a zawsze jak tak milczy, to później ma głos zupełnie do niej nie podobny. Machnęła ogonem i wyprostowała się.
-
O, będzie jazda, już ją czuję. Groza na każdym kroku, pewnie żyją tu jakieś stwory, ciekawe jaka jest historia tego miejsca? Fajnie byłoby ją poznać nakręcał się na przygodę młody idiota. Oczy latały mu jak szalone, chcąc wyłapać wszystkie ważne szczegóły, jakieś ruszy. Kroki jego były ostrożne, aż dziwne, bo zazwyczaj człapał gdzie popadło, bez patrzenia pod łapy. Nagle coś za nim trzasnęło, złamany patyk. Stanął sparaliżowany, ledwo powstrzymując się od skoku, ugh, panujemy nad strachem panie tchórzliwy. Powoli odwrócił łeb i ujrzał znajomą sylwetkę. Niby taki uważny, a jej nie usłyszał... jak widać nigdy nie opanuje tej sztuki bycia ostrożnym, niemożliwym do podejścia.
-O, panna Karo! - ucieszył się na jej widok, na jego wystraszonym pysku znów zagościł szeroki uśmiech. -Co też panna tu robi?
-
- Spaceruję, nie widać? - obdarzyła go złośliwym uśmiechem, ruszając przed siebie i trzaskając go ogonem w pysk. Zaśmiała się cicho pod nosem. - Ciemno wszędzie, nudno wszędzie, co to będzie, co to będzie?
Pokręciła łbem, niemalże przewracając się ze śmiechu. Stała jakieś dwa, może trzy metry przed basiorem. Obróciła się i podeszła do niego, chichrając się pod nosem.
- A pana, panie Isoschi, co tu sprowadza? - spojrzała na Iska (tak, Isek, Iska xD) podejrzliwym wzrokiem. Westchnęła. - Dobra, mniejsza. Idziemy?
Chwilowo poczuła się jak szczeniak. Każdy wie, jak robi szczeniak jak chce się bawić, prawda? Tyłek do góry, ogon wariuje, a łeb do dołu i wywala język. Karo zrobiła podobną pozycję, lecz nie wywalała języka. Podniosła się i chwilę później przewróciła się ze śmiechu na grzbiet.
- Prze..przepraszam - nie mogła przestać. - Coś.. coś mi jest.
Podniosła się. Jej sierść była cała w kurzu i nieco w pajęczynach. Tknęła nosem basiora po szyi i przewróciła oczami.
- Choodź, będzie fajnie! - wyszczerzyła się.
-
-Widać, widać, jednak w takim miejscu? Wydaje się dość niebezpieczne dla takich dam jak pani.- odparł z udawaną kpiną, przecież doskonale wiedział, że wadera ta to nie jakiś mięczak, tylko doświadczona, przemądrzała, oschła wojowniczka, jednak i tak ją lubił, a jeszcze bardziej lubił się z nią przekomarzać. Nieco się skrzywił gdy dostał ogonem, jednak nic nie zrobił, później się zemści. Nie odpowiedział na kolejne pytanie, było chyba oczywiste, że też włóczy się bez celu po wymarłych terenach. Skinął łbem i ruszył równo z waderą, ramię w ramię itd. Gdy wadera zaczęła się wygłupiać osłupiał, przekrzywił głowę na bok się jej przyglądając pytająco.
-Jesteś walnięta - stwierdził tylko z uśmiechem. - Niewątpliwie - dodał i pobiegł przed siebie, zatrzymując się dopiero przed pierwszym rozwidleniem drug, cóż ryzyk-fizyk, skręcił w lewo, sam nie wiedząc czemu.
-
- Wiem - wyszczerzyła się, doganiając go. - Wszyscy mi tak mówili. Znaczy, bardziej coś w stylu "wariatka", lecz jakoś tak się przyzwyczaiłam.
Przewróciła oczami.
- Ty, ej, tam jest pajęczyna! - westchnęła, widząc na którymś zakręcie pajęczynę, przez którą nie dało się przejść. - Idziesz pierwszy. Ja już jestem brudna. Czas na ciebie!
Schyliła nisko łeb i z nudów, czy z zabawy, zaczęła warczeć na niego, na tyle, by zaczął się cofać i wlazł w pajęczynę. Wiedziała, że warczenie na niego nie zadziała, pewnie duży basior i się nie boi takich małych wader. Pokręciła łbem.
- I tak idziesz - wystawiła jęzor.
-
-Będziemy pajączkowi psuć całą ciężką pracę? - udawał wielce zmartwionego pajączkiem, jednak gdy adera zaczęła warczeć jakoś tyłkiem wbił sie w to lepkie coś, burczał coś pod nosem.
-Ty brudna, ja doklejony... a to dopiero początek - odparł wesoło i znów odbiegł nieco od niej, wstępując w jakąś bardzo zarośniętą część labiryntu. Nie zamierzał się wycofywać, jakoś przez to przejdą... Karo zrobi trasę.
-Ekhem! - odchrząknął i stanął nieco z boku, teatralnie się kłaniając i gestem puścił waderę przodem.
-Mówią, że panny mają pierwszeństwo, a więc proszę bardzo, Panno Karo.
-
- Dziękuję bardzo za pana uprzejmość, lecz nalegam, by to pan ruszył pierwszy - powiedziała głosem, jakby należała do jakiegoś rodu szlacheckiego czy coś. - Ale skoro pan tak prosi, to oczywiście, pana życzenie moim rozkazem.
Ze śmiechem ruszyła przez drogę. Początkowo było łatwo, później czuła coś lepkiego na całym ciele. Idąc dalej coś złapało ją za ogon i uniosło do góry. Roślina, jakaś dziwna była, trzymała ją w górze, tuż nad Iskiem.
- Em.. hej? - zaśmiała się. - Ty, fajnie się tak widzi, tak do góry nogami. Ale idź szybciej, bo Ciebie też to coś złapie.
Mówiąc to jakoś wygięła się i zębami złapała się za roślinę, której jakaś "gałązka" zawisła niedaleko pyska wadery. Gdy ta dziabnęła kłami zielsko, to puściło ją, a ta spadła na jakiś mech. Niebieski mech. Ciekawe. Podniosła się i otrzepała
-
Idąc za waderą miał przeogromną ochotę by ugryźć ją w ogon, tak tylko by wkurzyć, przyspieszyła czy coś w ten deseń. Chwilę się zbierał na odwagę, a gdy już wreszcie miał to zrobić to jakaś cholerna roślinka go wyprzedziła.
-Hah, mnie tam nic nie złapie, roślinki wiedzą, że nie lubię dyndać w powietrzu. - mruknął i gdy już uporała się z chwastem ruszył przodem. Niebieskie mech z każdym krokiem stawał się coraz miększy, coraz większy, a przy tym śmierdzący.
-Wkurza mnie już ten mech - sapnął.
-
- Cóż, bywa i tak mój drogi - wyszczerzyła się. Machnęła ogonem. Usłyszała jakiś pisk, brzmiący kak z horroru. Przełknęła ślinę.
- Może tak..się pośpieszymy? - mruknęła, gdy zdawało jej się, że coś za nimi idzie.
-
Mruknęła coś i wyszła.