Mirabilis!
Tereny Poza Watahą => Las => Wątek zaczęty przez: Demon w Sierpień 24, 2013, 16:19:46
-
Ogromne hektary spalenizny, przy ziemi unosi się dym który pozostał po wielkim pożarze a jedyne co czuć to Smutek, Żal i Rozstanie.
Wiele wilków, Zajęcy, Jeleni straciło tu rodzinę a nawet własne życie. Pod jedynym żyjącym drzewie w tym lesie zawsze siedzi Faun który opowiada historie wszystkich rodzin i drzew które poległy w tym pożarze.
Ludzie tu nie przychodzą, więc spokojnie można przybyć i porozmawiać z innymi zwierzętami które przyszły opłakiwać swoich przodków. Nieraz idzie napotkać tu duchy.
(Zakaz atakowania!)
Mapa lasu zanim spłonął:
(https://scontent-a-vie.xx.fbcdn.net/hphotos-prn2/1376489_545503918851639_486514529_n.jpg)
-
Weszłam i zobaczyłam stadko jeleni.W brzuchu mi burczało ale jest zakaz
-Jakoś wytrzymam. -Powiedziałam
Poszłam na zachodnią część gdzie był mój dom.Znalazłam dobrze znaną mi grotę i spalony kikut drzewa pod którym sie bawiłam.(łza w oku wilka)
Nazbierałam kamyków, kawałek płaskiego drewna i zwęglony patyk których jest tu cała masa.Przed wejściem ustawiłam stos i tabliczke na której koślawo napisałam.
"Tu spoczywają kości dwojga wilków którzy oddali życie za swoje szczenięta"
Stanełam zabaczyłam swoje dzieło i wruciłam do jaskini. :'(
-
Weszła.Rozglądała się.
-
Patrzyła z niedowierzaniem na spalone drzewa i krzewy.Zakręciła się jej w oku łza
-
Weszła.-O cześć-powiedziała.
-
-cześć...-powiedziała smutnie
-
-Coś sie stało-powiedziała podchodząc.
-
-nie nic...Spójrz..jak wszystko popalone...
-
-Racja-powiedziała-kiedyś ten las...ehh-powiedziała.
-
-Dokończ...chętnie posłucham
-
-Piękny i żywy-powiedziała.
-
-Aha...ciekawe co spowodowało pożar...
-
-Taaa ciekawe -powiedziała a z jej skrzydeł wypadło jedno pióro.
-
Włazi.
-Dzieńńńńń dobry!
-
-Holly- krzynęła i skoczyła na nią.
-
-Deffy! - uchyliła się przed nią.
-
-aaa-krzyneła wpadła na jakieś drzewo, -Holly!!- rzuciła już złowieszczo i skoczyła TYM RAZEM CELNIE na Holly.
-
-Spadaj, jesteś ciężka! - ryknęła i zwaliła się na bok zrzucając z siebie Deferę.
-
-Krew mnie zalewa jak na was popacz jak wy się bijecie!-rozdzieliła je
-
-Dupa tam. To hipopotam jest!
-
-a ty krową i jest po równo
-
Weszłam.
-
-Wal się.
-
-Nie sprzeciwię się i co mi zrobisz?
-
-Skoro się nie sprzeciwisz to niby czemu mam Ci coś robić?
-
-Spokój!!-krzykneła -hipopotam ma coś do powiedzenia!-powiedziała po chwili.
-
-No to mów, hipopotami przyjacielu.
-
-Nie mam nic do powiedzenia xDD-zaczeła się śmiać.
-
weszłam
-przyjemnie odwiedzić dawny las ...rodzinny las.-i łza naciekła mi do oka.
-jeżeli dobrze pamiętam to była susza i trzasną piorun w środku nocy, w środek lasu. - bezwładnie powiedziała jak pod wpływem czaru.
Podeszła do grobu ułożonego wcześniej .
- ile to czasu mineło ...jakieś trzy, cztery lata .Ciekawa ile wilków stracilo tu rodziców, rodzeńctwo, siebie...
-
wyszła
-
-Od pewnego tygodnia gadam bzdury i nawet nw co mówię więc nie oskarżaj mnie o byle co!-Popatrzyła na Def i przewróciła oczami i strzepnęła spadającą grzywkę na oczy .
-
Dorysowała sb zegarek na łapie
-Uuu jak późno...hehe musze lecieć papa!-Szybko wyleciała
-
Wyłazi.
-
Wybiegłam.
-
Wybiegłam.
-
weszłam i sie rozglądałam
-
Wchodzi. Rozglada sie.
-
-hej...szubur tak? -zapytala potchdządz do wilka
-
Zauwaza wilka , rozpoznaje go i mowi :
-Witaj Zuzm
-
-byłeś tu kiedyś ? Ja tu miałam dom ...choć pokarze ci -i ruszyła w strone polany
-
Pobiegl za nia
-Tak ... miszkalem tu kiedys.
-
-serio...a...gdzie ...znałam cie...nieeee
-
-To bylo tak dawno ... sam juz nawet nie pamietam gdzie on byl...
-
wilki doszly do jaskini przed którą stał stosik kamieni
-o tu ...mieszkałam
-
-Co sie tu stalo ?
-
-a nic ...pożar ...po 2 latach wróciłam i ułożyłam ten stosik
-
-Co ? Pozar ? Wraz z moimi rodzicami ledwo z jednego ucieklem ...
-
-niesłyszaleś o wielkim pożarze
-
-Ledwo z niego ucieklem ...
-
-ja uciekalam w ostatniej chwili z dwoma siostrami
-
-Jak sie one nazywaja ?
-
-niewiem niepamiętam ...pamiętam że są starsze
-
-Musze juz isc ... Do zobaczenia.
Wychodzi
-
Wyszłam za Szuburem.
-
Wchodzi.
-Jak tu pięknie.
-
Wchodzi.
-Aszli! A Tobie co się stało? Masz potargane futro i morderczy wyraz pyska!
-
-A nic takiego, pobiłem jakiegoś basiora oczywiście nie dał mi rady, zamiast mnie czarną magią atakować to uciekł.
-
-Na Ciebie czarna magia wgl. działa? A zresztą, to gratulację. Moja krew, moja Czarna Krew!
-
-Jeszcze nikt mnie nie bił z czarnej magii, ale wiem że fizyczne i psychiczne ataki są zbędne.
-
Wychodzi.
-
weszłam
-pch jaka przyjemna cisza -zawyłam do słońca
-
podeszłam pod zachodnią granice i położyłam sie na plecach padsząc na chmury
-
Wszedłem
-już znalazłaś zajęcie?
-
-No co, lubię patrzyć w chmury - Mruknęłam pod nosem.
-Może ty też pooglądaj.
-
-Nie, spoko nic do ciebię nie mam.
Gwiazdy są lepsze.- usiadlem i spojrzałem na Zuzm
-
-mi jest troche obojętne na co patrze tylko żeby zawsze móc coś zauwarzyć -powiedziałam coraz wolniej
-lubie tak czasami odpoczać od polowania i czuć sie jak małe szczenie ze swoją rodziną
-
-Ty miałaś rodzinę, ja tylko siostrę....
-
wstałam
-mówiłeś że matka niechciała ci powiedzieć imienia ...mnie ssostry trzymały przy zyciu z przymusu
-
-2dni po moim urodzeniu rodzice zginęli. Nawet nie nadali mi imienia. Siostra mnie wychowała i dzięki niej żyje.
-
znowu upadłam na ziemie
-szkoda ...mi umarli po roku -powiedziałam
-przyjemnie sie z tobą gada
-
Wchodze
-Dzieeeeen Doooobry
-
-łojej -krzyknęłam
-szubur zachowuj sie z poszanowaniem dlla zmarłych -powiedziałam z oburzeniem
-
-Dzięki, z tobą też-uśmiechnołem się i Położyłem
-Witaj, wyspałes się?
-
-Ta .... cala noc o czyms myslialem . Ale nie wazne,
-
-Nie będę się pytał, bo nie lubię się wtrącać w Noe swoje sprawy
-
zachichotałam
-dobra ja troche popatarze
-krótka informaca :zbieram na rakszasa z wystawy
-
-To dobrze ...
-Co tam u was ?
-
-Nic ciekawego.
-
-dlaczego mam cały czas wrażenie że sie kłucicie ...możecie sie pogodzidź ...niechce was reanimować ...tak wiem że jesteś latoroślą-powiedziałam z oburzeniem
-
-Ale o co chodzi? Przecież ja się nie kłóce
-
Weszła. Słysząc rozmowę i śmiechy stwierdziła że nawet jak się schowa i tak będą wiedzieć gdzie jest. Stanęła obok drzewa które kiedyś pochłoną ogień.
-
_________
Jaką latoroślą? Ja zielarz
-
-wiem ale te wasze rozmowy tak dziwnie brzmią-przetoczyłam sie nabok
-nana nieukrywaj sie ...ja wiem wszystko co chce
(zieLAŻ NA POZIOMIE latorośli)
-
-Skad , my sie nie klocimy ...
-
Miała ochotę kogoś udusić ale powstrzymała się. Z gracją podeszła bliżej i machnęła ogonem.
Spojrzała na Niewidzialnego i Szubura.
-
-koniec tematu o klotni
-
(sory za te duże litery ja niewiem skąd one sie biorą)
-dziękuje nano i tak niemiałaś co podsłuchiwać
-
-My się znamy?
-
Wlazłem i wdrapałem się na drzewo..
-
-Nie obchodzi mnie kto się z kim kłóci...czasem można usłyszeć ciekawe informacje...Podsłuchwanie to zupełnie inna bajka...-warknęła groźnie.
-
-wy może nie ale ja wszystko wyczuwam -powiedziałam równie spokojnie
-nana to niewidzialny ...niewidzalny to nana
-co to taki tlok -krzyknęłam i wstałam
-
-Kto jest na drzewie ?
Spoglada na Zuzm
-
-Arser, a gdzie Lajna?
-
-Nie lubię się przedstawiać..są pewne wyjątki.-szepnęła.
Zuzm zaczynała ją irytować.
-
-Witam wszystkich , Szubur jestem ...
-
-dobra kto idzie ze ną podlać wielkie drzewo ...to troszke drogi- odeszłam dalej od grupy
-
- Zaraz powinna przyjść,a jak nie to ją zaraz wywleke gdzieś -zaśmialem się..
-
-niezły sposub-powiedzialam niedwracajac sie
-
odeszłam w strone drzewa
-
Zeskoczyłem z drzewa na równe łapy i zacząłem zmierzzać ku wyjściu...Chciałem iść po Laj..
-
Stała z nieco napuszonym i podniesionym ogonem. Czubek ogona chował się w cieniu.
-
-Idę z tobą Zuzm
-
byłam już pod drzewem
-droga naturo prosze miej w opiece to oto drzewo ...-machneła łapą na bok i nad drzeem zaczeły latać motyle spuśczające kolorowe kropelki prosto na korzenie
-dziękuje
-
Z powrotem usiadła.
-Eh...-mruknęła kładąc się pod drzewem.
-
Pobiegłem do Zuzm
-Ale magia
-
-Zobacz , Niewidzialny nawet pod drzewo z toba chodzi haha
-
Siada kolo Nany
-
Wyszedłem ..
-
-Zazdrosny, znowu
-
-Nie mam o co byc zazdrsony ... fajna razem wygladacie . Usmiechnol sie
-
odwruciłam sie
-najpiękniejsza na świecie -otarła oczy
-te krople to czyste życie ...niepij tego bo ty masz swoją krople o tu-pokazała na serce
-to cie moze uśmiercić ...
motyle zaczeły sie rozpływać aż wreszcie zniknęły
-
-Zostaw mnie w spokoju...-mruknęła do Szubura.
-
-Wielkie mi halo...
-
-Tak? A ty wogule potrafisz zagadać do samicy?
-
-wiecie co poprost z wami sie nieda wytrzymać-powiedziałam i poszlam w głąb lasu (do tej dudki co jest na mapie)
-
Staje sie niewidzialny i wychodzi
-
-Ej, ale on.... A z resztą nie kłóce się.
-
Wstała gwałtownie i posłała mordercze spojrzenie Niewidzialnemu i Szuburowi.
-
podeszłam do budki
-duchy pomuszcie mi wytrzymać ...wstąpcie w nich pogudźe ich ...pomocy
-
-Idę się przejść- wstał i poszedł w głąb lasu
-
poszłam do nany
-czy ty ich słyszysz -zapytałam i usiadlam naprzeciwko w odpowiedniej odległości
-
-Ja slysze ...
-
Poszła schować się w cieniu.
-Nie słyszę duchów...słyszę tylko jak pnącza oplatają się wokół mojej ofiary i łamią jej kark.-mruknęła z zadowloeniem.
-
Usiadł pod jakimś drzewem
-
-dobra ja ci już zostawie-i poszłam dalej
-
Zwinęła się w kłębek w cieniu.
-
-Hej , nie boj sie :)
-
Spojrzał w niebo
-
-Jeśli to było do mnie to zaraz zobaczysz co to jest bać się...-warknęła głośno.
-
-zobaczyłam niewidzialnego
-widze że ty sie niekłucisz a poz tym mogłabym wezwać misty i ona by ci dała popalić-zaćmiała sie i usiadła obok
-
-uspokuj sie ...
-
-To zostaw mnie w spokoju...
-
-Niby za co miałaby mi dać popalić?-spytałem patrząc na chmury
-
-niewiem może za szubura ...ja niemam pojęcia ...-położyłam sie na plecach
-
-Ja też nie wiem. A Szubur sam zaczął
-
-wsumie -zamknęłam oczy
-niewiem o co mu chodziło
-
-hah , czy ja wiem , ze za mnie ? Usmiechnol sie
-o nic mi nie chodzilo ...
-
-ah dobra może najlepiej niewracajmy do tago ...żyjmy teraźniejszością
-
-A nie przeszłością-dokończył
-
Wstała i wyszła z cienia. Przeciągnęła się i parę razy machnęła ogonem. Rozejrzała się po lesie. Wyszła.
-
-nana skończyła podsłuchiwać-zaśmialam sie
-
-Niom, a Szubur do niej zarywac
-
Wszedł i zaczął iść między usmażonymi pniami drzew, niby pożar był tu tak dawno a wciąż było widać jego ślady tutaj, zapach spalenizny. Średnio przyjemne miejsce, ale przyszedł tutaj, wiedziony ciekawością. Usłyszał jakieś wilki, głos wadery wydawał mu się znajomy, więc podszedł bliżej.
-O cześć Zuzm i pozostali i Ty... - powiedział miło.
-Jestem Demon - przedstawił się gdyż nie znał tego czarnego basiora, więc i on raczej go nie znał.
-
Zrobiłęm się niewidzialny i wdrapałem się na drzewo..
-
-demon to jest szubur mój przyjaciel z dziecństwa
-
-Witaj Demon . Ja jestem Szubur
-
-Witaj Demonie
-
Zwisałem z drzewa wpatrując się w nich..
-
Nieznacznie się uśmiechnął, gdy poznał imię obcego, nieznanego wilka.
-Miło poznać - odpowiedział i skinął łbem. Przeniósł wzrok na Niewidzialnego, ostatni raz kiedy to widział to dotarło do niego, że chodzi on z jego córką, i go ta wiadomość nieźle zamurowała, ale teraz gdy znów spotkał basiora starał się zachowywać jakby nigdy nic.
-
-demonie nieuwierzysz ale Szubur taż tu dorastał
-
Spojrzałem na Demona
_________
A nagle gałąź pękła i Ari spadł...
-
Zeskoczyłem z drzewa i położyłem się z dala od nich..
Huehuheuheeueh aż taki ciężki nie jest..No dobra to klops jak to Blue mówi xD
-
-który mi złamał gałąź - uderzył piorun
-
_________
xD
-
-Ale, że tu? W tym lesie tak jak i ty? -zapytał z niedowierzaniem Zuzm i usiadł.
__________________
Haha no właśnie, trzask i Ari spadł
-
-hah ...
-
-Tak .. w tym lesie
-
Gałązka spadła ..
Ej no bo czuje się gruby xD
-
-on tu mieszkał niedaleko od mnie -powiedziałam rozglądając się za niszczycielem gałęzi .Skoczyłam i złapałam gałąź w zęby ...zawarczałam
-
________
Nie obrażać kapitana Ariego Sparrowa xD
-
Wstałem...Nie miałem na kogo nawrzeszcześ wiec wyszedłem ..
Huehuheuheheu no wlaśnie,bo ja posiadam czarna perłe !!!!!!
-
___________
A ja latającego Holendra
-
zawiało powietrze ...puściłam gałąź która poszybowała prosto w miejsce złamanie i sie zrosla od nowa
-trzeba sie cieszyć że bogowie wysłuchali
-
O ty jesteś moim wrogiem xD
-
-Zawiało nudą...
_____________
Potpiszemy sojusz i git
-
-Jakos nudno sie robi ...
-
Nuel ty zawsze bd moim wrogiem xD
-
-TO TYLKO DRZEWO PRZECIEŻ - POWIEDZIAŁ PATRZĄC NA ZUZM.
-
_______________
Nie, ja jestem tym.... No co zostanie kapitanem latającego Holendra...
-
Willem nwm jak on miał dalej ,ale Ari go nie lubi xD
-
-Moze i drzewo ... ale to przyroda
-
-sory Demonie ale to drzewo to jedyne co mi zostało z dzieciństwa ...jak zniszczymy te wspomnienia to duchy niebędą tu przychodzić i nigdy niespotkam chociaż ducha moich rodziców...myślisz że dlaczego ja tu przychodze co?! -cofnęłam sie i zawinęłam w kłębek
-
załkałam głeboko
-
Podeszłem do Zuzm
-Nie płacz, skąd miał wiedzieć....
-
Weszła z powrotem nie wiedząc czego szuka. Za nią wleciał czarny kruk na którego bez wahania się rzuciła i przygwoździła do ziemi.
-
-Duchy? - zapytał i zrobił wielkie oczy, gdyż zbytnio nie wierzył w takie rzeczy.
-Ehem... dobra... spoko. Naturę chociaż spaloną należy dalej szanować. Przepraszam - rzekł cicho.
_______________
Will Sznurówka!!
-
-Nana tu niewolno zabijac-krzyknęłam
-
Pan sznurówka...xD
-
-Zostaw kurka w spokoju!
-
Spojrzał na Nanę.
-
Rzuciłam krukiem a on zmienił się z powrotem w wilka.
-Zdrajca...-warknął rzucając się na Nanę.
-
Oplotła pnączami wilka i rzuciła go ponad drzewa.
-
nagle za Zuzm pojawił sie wielki biały wilk o delikatnym obliczu (mój tatuś)
(http://i829.photobucket.com/albums/zz216/artisenens/blue/0a9fe3d7f0103b17c31793aa012b755f.jpg)
-
Pchnalem wilka i przytrzymałem
-
(ja będe za niego pisać i za mnie terz ok)
wilk zamienił sie w powietrze i odrodził na gałęzi drzewa (dalej byłam kłębkiem ale już niepłakałam)
-
-Piękny las...piękne miejsce naszej rozłąki...-rzucił Niewidzialnym o drzewo i doskoczył do Nany.
-Wiem że boisz się ognia!-zawył i zapłoną żywym ogniem.
__________
ej! to mój wilk (Dos)
-
(bedą dwa duchy jeden mój tata a drógi ten twój)
-
Pojawiły się czarne pnącza i związały wilka
-
A ja szpieg....Wilki się leją!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
-
Przeskoczyła nad Dosem.
-Ty spaliłeś ten las...dawno temu?
-Ja nie zostawiam po sobie śladów...Dlatego czas śmierci nadszedł!-warknął.
-
Pojawił się duch śmierci i zakuł wilka w kajdany
-
Oplotła pnączami Dos'a i rzuciła nim o drzewo.
-Wariatka...-zaśmiał się a drzewo się zapaliło. Wyrwał się z kajdanów posyłają śmierć tam gdzie jej miejsce.
_______________
jego tak łatwo się nie załatwi ;)
-
(Nana zrubmy tak ze dos to zło a mój duch to dobro i oni sie zaczną tłuc ok)
-obudziłam sie i na drzewo spadła wielka kóla wody niszczac ogień
-
Duch znikł
__________
Zawołać strażaka sama!! Drzewo w ogniu!!
-
*Zenmdlał* xD
-
jeden duch został latał nad nami skacząc z kikuta na kikut i przyglądajac sie co robimy (to ten dobry)
-
(Nie..to będzie głupie ._. )
-Zatłukę cię tak samo jak ty zatłukłaś mnie i moją potęgę.-złapał Nanę za gardło i rzucił nią o drzewo.
-
moja kolej nie pisać
-
Stal sie niewidzialny . Zaszedl od tylu Dosa i zaatakowal ognistym pazurem . Dziwna sila go odepchnela. Jego lapa zaczela krwawic i byla zlamana.
-
Usiadł przy drzewie.
Wezwał polykacza dusz i zaczął wciagac do siebie złego wilka
-
-Myślicie że mnie..Patrona da się tak ot zabić...? Mylicie się i to bardzo!- powiedział zmieniając się z powrotem w kruka. Zawisł nad leżącą Naną.
-A z tobą się jeszcze policzę...-powiedział i uciekł.
-
Wstała poobijana.
-Nic wam nie jest?-spytała rozglądając się.
-
Polykacz znikł.
Podbieglem do Szubura.
-Nic ci nie jest?
-
*Zawsze gdzie się pojawię musi się coś dziać?!* warknał w myślach i obserwował wszystko dalej siedząc. Nie zamierzał na razie interweniować, w końcu cała to zamieszanie go nie dotyczyło, zbytnio nawet nie zajarzył o co biega.
___________
zw
-
Usiadła oddychając głęboko.
*To drań...Obiecywał że będzie mnie chronić...Wiedziałam że zniknął tylko po to by pozabijać..*-pomyślała.
-
-Egh ... Moja lapa ....
-
-Widzę... Nie jestem jeszcze w tym ogarnięty...
-
(serio musieliscie pisać ja taką fajną historyjke miałam)
-co to miało być ?!
-(biały duch sie ukazał) to był duch zła cierpienia i bólu on jeszcze wruci i będzie prubował was zabić -duch znikną
-(Zuzm na to) i co demonie niema duchów co
-
-Demon, pomóż!
-
-Dosoyoto to nie duch...To mój Patron, jest moim przeciwieństwem i teraz chce zabić mnie, was i wszystko co się z wami wiąże. Robi to tylko po to aby mieć rozrywkę-powiedziała cicho.
________
ma zw Dx
-
(demon zaraz wruci )
-o kórcze jest źle jest źle -podbiegłam do szubura i niewidzialnego
-dobra mów co ci bedzie potrzebne
-
________
Wiem
-
Podeszła do Szubura.
-To raczej nic nie da ale trzeba jakoś usztywnić łapę aby mógł dojść do lecznicy...-szepnęła.
-
-Przeniesiemy go do lecznicy
-
-Gheh .. zaraz ... si..e .wyy.kr..wa..wie
-
-Demon ma to obcykane, ja tylko na ziołach się znam....
-
-Może i jesteś upierdliwy ale nie zginiesz z łapy tego drania.-powiedziała po czym mocno oplotła pnączami łapę, usztywniając ją i jakoś tamując krwawienie.
-
-ok ok to może-podałam gałązke i nadleciało troche wody -nagle zamarłam
-życie...czyste życie to oczywiste -zaczełam kopać i wykopałam małą wielokolorową kropelke
-
podbiegłam do szubura i włożyłam mu krople do ust
-łykaj łykaj!
-
Lykna krople
-Ah... dzieki wam ...
-
-Demon rusz zadek w kroki i idzesz za nami. Bierzemy go do lecznicy-wziąłem na grzbiet Szubura i szedłem w stronę wyjścia
-
-życie zawsze pomoże ...NANA skąd ty żeś go wytrzasneła
-
Wyszłam żwawo za Niewidzialnym pilnując aby pnącza ani na chwile się nie zluzowały.
-
wyszłam za "pochodem do lecznicy"
-
Wyszedłem
-
Wyszedlem
-
Wyszedł
______________________________________________________________
Chwile mnie nie ma i już tyle napisane.
-
Wszedłem i zacząłem się rozglądać..W umyśle szalaly mi przerożne myśłi..
-
Zawyłem nagle monotonnie po czym upadłem na ziemie...Poczułem się tak jakby ktoś wlasnie wysysał ze mnie całe życie..
-
Otworzyłem szeroko oczy i czyłem tak jakby ktoś mnie opentał...Nie byłem sobą..
-
Wylazłem
-
Wszedł ze spuszczoną głową.Kroczył powoli,a śnieg zostawiał za nim ślady.Wiedział po co tu przyszedł.Skierował się w stronę lasu,raczej tego co z niego zostało.Nie słychać było ptaków,tylko wiatr.Gdy dotarł już do lasu rozejrzał się w poszukiwaniu "tego miejsca".Wszędzie leżał śnieg,jednak tylko w jednym miejscu go brakowało.Było to małe wzniesienie.Basior podszedł do niego,obwąchał i wiedział,że to tutaj.Usiadł,zamknął oczy i opuścił głowę,a wiatr delikatnie popieścił jego sierść,jakby próbował go pocieszyć. Razerowi ponowie przeszły przed oczyma wspomnienia.Wilk zacisnął zęby i ukazał kły.To nie był gniew to była rozpacz.Położył uszy i powiedział:
-Tyle czasu minęło,a ja próbuję zapomnieć,jednak nie potrafię.Leżysz tutaj,a ja stąpam po tej ziemi,choć na to nie zasłużyłem...To ja powinienem leżeć tutaj...nie ty...-Basiorowi spłynęła po pysku łza.
-TO JA POWINIENEM ZGINĄĆ!-wrzasnął basior z całych sił,a z jego oczu spływało coraz więcej łez.
-Zostałem sam!Całkiem sam!Dlaczego tak się to skończyło!?-
-To przeze mnie,przeze mnie!-
-Przepraszam...tak bardzo przepraszam!-
Razer padł na ziemię i zakrył mokre oczy łapami
-
-Mogło to się potoczyć inaczej...-
-Jestem mordercą!-krzyknął basior
-
Powoli, z czujnością, weszłam. Coś się zadarło, ale było to nie wyraźne usiadłam obok jakiegoś drzewa.
-
Usłyszałam ciche wciąganie nosem. Zlokalizowałam cel, był gdzieś tam. Podbiegłam tam i schowałam się za drzewem.
-
"To znowu on"-pomyślałam. Poczułam chęć zemsty za zniesławienie sznureczka...
-
Basior uderzył łapą w śnieg.
-Dosyć tego!Płaczę jak zwyczajny mięczak!(małżxD)-Razer podniósł się.
-Było minęło,nic już nie zmienię...Piętno mordercy nigdy mnie nie opuści-powiedziawszy to położył się pod drzewem i zamknął oczy.
-
Po pewnym czasie zastanowienia postanowiłam wyjść.
-Ty! (Hey you! xD ) Dlaczego płakałeś?
-
-Śledzisz mnie?!Od jak dawna tu jesteś?!-rzekł basior wstając
-Wcale nie płakałem!-po chwili dodał.
-
-Nie śledzę!-krzyknęłam.- Niedawno przyszłam. Nie musisz się wstydzić kim naprawdę jesteś-nieco się uspokoiłam.-Gorzej jak nie wiesz kim jesteś.
Basior wyglądał nieco na zmieszanego.
-Po za tym nikomu nie muszę mówić, nie?
Uśmiechnęłam się lekko.
-Tak w ogóle zastanawiam się nad czymś.
-
-Niby nad czym?-zapytał
-
-Nad zemstą...-burknęłam.
Zaczęłam się śmiać niczym psychopatka. Z tym śmiechem co krzyczałam "Przygoda!". Czułam się "nienormalnie".
-Z resztą czemu by nie i teraz, nie?
Uśmiechnęłam się.
-
Spojrzał na nią z niepokojem.Odchylił lekko głowę do tyłu.Nie wiedział co robić.
-
-Niepewność?-cicho zapytałam.-Nie warto być niepewnym...
Nadal się uśmiechałam, łapą rysując jakieś znaki.
-
Czuł narastający niepokój.Zwłaszcza,że był ranny i nie miał jak za bardzo się bronić czy atakować.Cofnął się o jeden krok.
-
Podniosła łapę do basiora.
-Nie bój się. Nic ci nie zrobię. Nie chcę cię mieć na sumieniu-powiedziałam spokojnie.-A jeśli nawet jakbyś chciał uciec, jestem szybsza...
Uśmiechnęłam się do niego.
-A tak w ogóle Michonne jestem, a ty?
-
-Je..jestem Razer i..wcale się nie boje!-
-
-Jesteś jak małe szczenię. Uparte i zawzięte!
Zaśmiałam się lekko.
-
Zmarszczył brwi.
-Właśnie,że nie!-
-
-Normalnie widzę już podobieństwo!
-
-Yhhhhhhh!-położył się na ziemi
-
-Wygrałam!
Zaczęłam tańczyć taniec zwycięstwa.
-Tak w ogóle skąd jesteś?
-
-Na pewno nie stąd.-powiedział i schował głowę w śniegu.
-
"O nie! Umarł!"-pomyślałam. Wzięłam jakiś patyk podeszłam nieco bliżej i zaczęłam go szturchać.
-Hello, koleszko, nie umieraj!
-
Uniósł głowę i spojrzał na nią
-Nie-szturchaj..-
Położył się na bok,grzbietem do wadery.
-
-Nie odwracaj się tyłem!
Przywaliłam mu kijem w bok.
-
-Ał!-odskoczył i odwrócił się do Michonne.
-
-No co?
Patrzyłam się na niego, przecież nic nie zrobiłam.
-
Razer zawarczał cicho na nią i odszedł kawałek dalej,po czym znowu się położył.
-
Usłyszałam warczenie.
-Może ty nie jesteś wytresowany, ale ja jestem i mam bardzo dobre zmysły.
Usiadłam. Znów zaczęłam rysować na śniegu różne znaki.
-
Milczał przez chwilę.
-Sam siebie "tresuję",rozwijam umiejętności.Tutaj na nic sztuczki daj głos czy podaj łapę.-
-
-Wiem co sobie myślisz, ale tresura to nie tylko sztuczki. Tresura pozwala zaufać swojemu panu, treserowi...
Położyłam się na brzuch, ale dalej malowałam swoje znaczki.
-
Przestałam rysować te znaczki i zaczęłam kopać w ziemi. Kopałam sobie coś na kształt posłania. Po chwili wróciłam do mego cudownego zajęcia.
-
-Zaufać komu?panu,treserowi?Kogo masz na myśli?-Zwinął się w "kłębek"
-
-Nikomu...-burknęłam.-Z resztą ty pewnie nie umiesz zaufać nikomu.
-
-Zaufanie to dla mnie zwykła fikcja. W końcu i tak ktoś ciebie oszuka,zdradzi.To tylko kwestia czasu.Ja zaufałem,straciłem ty ponoć również...-
-
-I co cię to obchodzi czy je straciłam!-warknęłam.
-
-Nie obchodzi.W ogóle.-wstał i podszedł do wadery,unosząc wyżej głowę,aby wydawać się jeszcze większym.
-
-Co ty chcesz?
Popatrzyłam na niego pytająco.
-
-Nie podnoś na mnie głosu.Cierpliwość ma swoje granice...-ukazał kły.
-
Zaśmiałam się kpiąco.
-Zły krok, koleszko...
-
-Ta?Niby dlaczego kundlu?-zapytał z ironią
-
Zirytowana odeszłam od basiora.
-Nie jestem kundlem, nigdy nim nie byłam...
-
-Myślisz,że jak zaczniesz żyć wśród wilków to nim będziesz?Może z wyglądu jesteś,jednak w środku zawsze będziesz zwykłym-głupim-brudnym-psem!-*prowokuje ją*
-
-Nie słucham tych, którzy nie mają co robić i naśmiewają się z innych. Nie jestem już ani wilkiem ani psem, chociaż to drugie potrafi zaufać, potrafi się poświęcić, potrafi pomóc. To co robisz jest prymitywne, prostackie. Ty się zwiesz nazywać wilkiem?! Wilki mają w sobie urok, a ty? Ty nie masz nic.
-
Najeżyła się sierść na jego karku.Uniósł wysoko ogon i zawarczał groźnie,powoli zbliżając się do Michonne.
-
Zaczęłam się telepać z zimna. Jednak szłam dalej, słyszałam mocne i pewne kroki.
-
Zaczął biec w kierunku wadery.Otworzył szeroko pysk i złapał ją za tylną łapę,szarpiąc nią.
-
Patrzyła się tylko na to zdarzenie.
-Puść moją łapę, to boli.
-
Ciągnął waderę po ziemi trzymając jej łapę. Nie zamierzał jej puścić.
-
Użyłam swojej jednej mocy. Zaczęłam mrozić basiorowi tylne kończyny. Czułam jak jego kły wbijają się mi w łapę. Ból też był całkiem silny. Jednak były gorsze sytuacje od tej.
-Puść mnie!-warknęłam.
-
Basior kątem oka spojrzał na zamrożone kończyny.Zamknął oczy i zacisnął kły jeszcze mocniej.
-
W końcu uderzyłam go kawałkiem twardej ziemi, później lodem.
-Masz mnie puścić!-warknęłam.-W tej chwili!
-
Sprawiło mu to ogromny ból,jednak postanowił,że tym razem się nie podda.W jego oczach było widać cierpienie,ale kły i tak trzymały się łapy Michonne.
-
-Masz mnie puścić!
Zaczęłam warczeć i wiercić się gryząc basiora po pyszczku, uszach.
-
Razer puścił waderę.Odszedł kilka kroków.Złapał się łapą za głowę,gdzie miał ślady po kłach.
-
Zaczęłam bardzo, ale to bardzo cicho piszczeć. Powoli, nieco kulejąc na tylną łapę oddaliłam się i położyłam pod jakimś drzewem.
-
Spojrzał na waderę.Nie powiedział ani słowa.Włożył głowę w śnieg,aby ukoić nieco ból.Szybko dyszał,ale to ze zmęczenia.
-
Ułożyłam się w kłębek. Przestałam myśleć o bólu, co sprawiało, że był słabszy.
-
Basior również cicho piszczał.Ból nie pozwalał mu leżeć w bezruchu.Przewracał się na wszystkie strony i machał łapą,jakby próbował biec.
-
Powoli i ostrożnie wstałam. Stanęłam na zranionej łapie, syknęłam z bólu i szybko ją podniosłam. "Dam radę!"-myślałam. Przyłożyłam trochę lodu do łapy i ponowiłam próbę stanięcia-bezskutecznie. Powtarzałam tą czynność aż w końcu mi się udało. Pokonałam ból, jednak nadal był odczuwalny. Krążyłam wokół drzewa, szukając czegoś.
-
Przyglądał się waderze.Sam stanął na chwilę,chcąc zaatakować ponownie Michonne. Zawarczał,zrobił kilka kroków w jej stronę i się przewrócił.Ponawiał próby,jednak ciągle kończyło się tak samo.
-
-Pomogę ci.
Podeszłam do basiora.
-
-Nie potrzebuję twojej litości!-krzyknął basior,próbując wstać.
-
-Każdy jej potrzebuje. Dlaczego puściłeś? No dlaczego?
-
-Bo tak chciałem!-skłamał
-Weź idź już lepiej do tej swojej watahy,chyba,że chcesz mieć ze mną do czynienia...-zakaszlał krwią
Wstał i zawarczał na waderę.
_________________________________
Ten kaszel jest winą poprzednich ran.
-
-Jestem tam tylko opcjonalnie, tak jestem sama... Z resztą jak zawsze.
Podbiegłam do miejsca gdzie rysowałam różne znaki. Walnęłam w nie łapą, zasypując je.
-
Wszedł w spalone krzewy i zniknął waderze z oczu.Hałas pękających gałęzi zbliżał się do niej.Podszedł do drzewa,pod którym siedziała.Stanął na dwóch łapach i popchnął je.Drzewo zaczęło przechylać się na wilczycę.
-
Usłyszałam jakieś trzeszczenie, uniosłam głowę do góry. Drzewo się zawalało. Zbyt mało czasu na wykonanie uniku. Drzewo runęło na mnie, ale ja przez nie przeniknęłam.
-Serio? Drzewo?-warknęłam do basiora.
-
Razer zauważył,że drzewo nie poskutkowało.Złapał gałąź i uderzył Michonne prosto w twarz.
-
Wyczarowała kawałek metalu, rzuciła nim w pysk Razera.
-
Basior stracił równowagę i przewrócił się puszczając kij.
-
Skoczyłam na basiora, który się przewrócił. Wzięłam kij i uderzyłam go kilka razy w pysk.
-Ja ci tu zaraz pokażę!-burknęłam.
Rzuciłam gdzieś kij podpalając go, wróciłam do przewróconego drzewa.
-
Podniósł się powoli.Spojrzał na nią złowrogo i głośno oddychał.
-
Zaśmiałam się.
-Atak masz?
-
Uniósł głowę do góry i westchnął próbując się opanować.
-
- To nic nie da-burknęłam.
-
-Zamknij się!-krzyknął.Próbował powstrzymać chęć kolejnego ataku.
________________
Jakie słownictwo o.o.Nieładnie...xD
-
-Haha-zaśmiałam sie.-Nie zamknę się. Z resztą nie będzie mną rządził jakiś dureń jak ty.
-
Zaczął biec prosto na waderę.
-
Zrobiłam barierę z ziemi.
- Nie nie, bądź oazą spokoju.
-
Nie zdążył się zatrzymać i uderzył w barierę.
-Jaką oazą spokoju?!-
-
Podeszłam do basiora. Popatrzyłam na niego i powiedziałam:
-Wyczyść umysł i serce wtedy będzie ci łatwiej się uspokoić.
-
______________________________
Wyczyść umysł? Nie, że coś, ale co poniektórzy go nie mają. xD
-
-Niby jak?-zapytał
____________________
Na przykład ja!xD
-
-A bo ja wiem?! Ludzie tak do siebie mówili i śmiali.
-
Westchnął.
-Serca to ja nie mam jak widać-
-
-Każdy ma serce, o tutaj-wskazałam lewą część płóc (?).-Uwierz mi każdy je ma.
-
-Lecz bije dla dobra,bądź zła.-Basior uniósł głowę i spojrzał gdzieś w dal.
-
-Co tam widzisz? Jedzenie? Nie wiem jak ty, ale ja głodna jestem.
-
-Stado saren-odpowiedział krótko
-
-Idę!
Zaczaiłam się między spaloną trawą, zaczęłam okrążać stadko. Po chwili wróciłam do basiora.
-A ty jesteś głodny?
-
-Nie..-zaburczało mu w brzuchu(xD)
-Może trochę..-
-
-To poczekaj tu, chwilę-uśmiechnęłam się.
Uniosłam ogon do góry i merdając nim podeszłam do stadka. Rozbiegło się, słaby cel został tylko z dwoma łaniami. Podeszłam do nich i oczywiście dostałam kilka razy po pysku, grzbiecie i boku. Jednak wdarłam się pomiędzy nimi, zabiłam małą sarenkę. Nagle przyszło całe stadko, wzięłam zdobycz za nogę i szukałam wyjścia.
-
Zauważył całą sytuację.Bez wahania pobiegł jej na ratunek.Szarżował na wszystkie łanie,a one w popłochu uciekały.Gonił je tak przez kilka sekund.Nagle na przeciw niego stanął jeleń z dorodnymi porożami.Wyrzucił basiora w powietrze.Gdy ten upadł jeleń rogami szarpał i pchał go po ziemi.
-
Widząc całą sytuację puściłam jelonka i rzuciłam się na jelenia.
-
Jeleń zostawił basiora i z agresją zaatakował białą waderę. Razer leżał na ziemi nie dając żadnych oznak życia.
-
Trzasnęłam jelenia ziemią, a później lodem. Padł na ziemię. Rozglądnęłam się w okół, Razer leżał na ziemi. Złapałam jelenia i z całych sił pchałam do basiora.
-Koleszko... Nie umieraj... Mam jedzenie, no wstawaj już.
Nie wiedziałam co robić.
-
Wstał.-Nic mi nie jest...a u ciebie wszystko w porządku?-zapytał
-
-Cała i zdrowa.
Stanęłam przed nim i miałam prawie wszędzie sińce. Gdzieniegdzie kapała krew. Uśmiechnięta merdałam ogonem. Usiadłam przy małym jelonku i zaczęłam jeść.
-
-Cała i zdrowa?Nie wydaje mi się...-basior był zdziwiony,że choć tamta jest poobijana to się uśmiecha.Przeciągnął się i usiadł przy martwym jeleniu.
-I dzięki...za pomoc.-dodał
-
-Nie dziękuj, to był mój obowiązek. I tak w ogóle, no przecież normalnie się poruszam, może lekko kuleje, ale jestem cała i zdrowa.
Obgryzłam już kości i stwierdziłam, że to koniec mojej uczty.
-
-Obowiązkiem by było zostawić samotnika na śmierć-powiedział pewnie.Tak w jego stadzie postępowano.Siedział tak przy jeleniu,lecz nawet go nie ruszył.
-
Podeszłam do jelenia i usiadłam obok basiora.
-Czego nie jesz?
Po chwili jednak zastanowiłam się nad słowami Razera.
-Może inni by tak zrobili, ale jak nigdy nie będę jak inni. Zawsze będę sobie Michonne.
-
Razer siedział nieruchomo,jednak wysłuchał Michonne.
-Nie ma dwóch identycznych wilków.Każdy cechuje się czymś innym,jednak to nie zmienia faktu.-
-
Spojrzał na jelenia.
-Jakoś straciłem apetyt...zjedz go,w końcu to ty go upolowałaś-wstał i położył się pod drzewem.
-
-Jednak niektórzy naśladują innych lub po prostu podobnie się zachowują. Połowa wilków cechuje się tymi samymi cechami. Każdy udaje kogoś innego, kogoś lepszego. Nie zjem tego, po prostu nie mogę jeść dużych zwierząt.
-
-Ja też udaję kogoś lepszego?...-
-
________________________________
Pam, pam, PAAAAM! o':
-
_________________
xDD
-
-Nie wiem, nie znam cię .
-
-Może to i dobrze..-po tych słowach zniknął w krzakach(wyszedł)
-
_____________________
I go spłoszyłaś. xD
-
Podeszłam do jakiegoś drzewa i położyłam się.
-
Rozglądnęłam się i powoli wyszłam.
-
Przewrócone drzewo nadal tu było. Wchodząc dostrzegłam jeszcze inne rzeczy. Koło jelenia zaczęły latać muchy.
-Zmarnował się, szkoda-mruknęłam.
Starałam się wejść na jakieś drzewo, na takie aby nie było spalone albo które się pode mną zegnie. Znalazłam takie drzewo, było dosyć... przydatne. Obserwowałam stamtąd las, znalazłam małą grupę łań.
"To pewnie te same co wcześniej"-pomyślałam.
Zeszłam z "obserwatorium" i skradając się, ruszyłam w stronę łań. Ukryłam się w krzakach i obserwowałam je. Nagle jedna się oddaliła.
"To jest mój moment!"
Bezszelestnie przemieszczałam się bo dziwnych krzakach. W końcu łań oddaliła się na tyle, że mogłam jej dać radę sama. Rzuciłam się na ofiarę, od razu zawróciła do swojego stadka. Jednak nie udało się jej, ale mi się udało. Zdołałam złapać za takie miejsce, gdzie chyba lepiej być nie mogło. Łania miała bardzo dużo krwi, poczekałam aż trochę wypłynie. W końcu podeszłam nieco kulejąc do zdobyczy i zaczęłam jeść.
-
Najedzona, wybiegłam z tego lasu.
-
Weszła.
Podeszła do jakiegoś drzewa i usiadła. Zaczęła nad czymś myśleć.
-
Usłyszała czyjeś kroki, rozglądnęła się. Była to zbłąkana sarna, Michonne położyła się.
-
Mi poczuła się słabo, jednak leżała dalej w tym samym miejscu.
-
Zmieniła pozycję na siedzącą. Zaczęła nad czymś rozmyślać. Po dłuższej chwili, wybiegła.
-
Weszła. Rozejrzała się i machnęła ogonem.
-
W ciągu minuty wykonała 50 wdechów i wydechów.O godzinie 17:34:11 wiatr rozwiał jej sierść w kierunku zachodnim.Mrugnęła 23 razy podczas podróży w to miejscexD Te szczegółyxD
-
Spalony las. Pełen dusz, które krążą po tym pieprzonym świecie jak komary przy ludziach. Tak, komary. Wadera nie miała pomysłu co ma robić, nudziło jej się odkąd wyszła z zaułku. Spojrzała na księżyc. Świecił dzisiaj wyjątkowo jasno. Podrapała się za uchem, wytarzała się w trawie i położyła się pod jakimś skrawem drzewa.
-
Razer powrócił na okoliczne tereny Watahy Pierwotnych.Nie było jednak z nim Darla,co oznaczało tylko jedno.Nastoletni szczeniak zginął na jego oczach.Spłonął w męczarniach. Razer nie tylko stracił swojego przyjaciela.
Stracił również znacznie więcej.Wystarczyło na niego spojrzeć i było wiadomo.Nagle spostrzegł jakąś obcą waderę.Widział ją po raz pierwszy.Trudno było w to uwierzyć,ale cieszył się,że ją spotkał,lecz na jego pysku nie widniał uśmiech.Jego pysk "zastygł" w szoku,który zaznał po śmierci młodego Darla.Podszedł do wadery w milczeniu i usiadł obok.Na jego ciele widniały poważne poparzenia,zadrapania,rany kute powstałe po torturach jakie odbyły się na terenach Zakonu Samozwańców.Wychudzony basior stracił również...łapę,ucho i "palec".Choć jego rany był bardzo poważne wydawało się,że basior w ogóle ich nie czuje,jedynie lekko drżał z wyczerpania.Przed jego oczami ukazywał się ciągle widok płonącego szczeniaka wołającego Razera o pomoc. Razer nie był w stanie mu pomóc.Strażnicy trzymali go i zmusili do oglądania tej przerażającej sceny po której zapanowała cisza.
Jego oddech był wolny i głośny.Nie przypominał dawnego basiora.Nie tylko zmienił się jego wygląd,ale i charakter.Nigdy wcześniej nie szukał towarzystwa,a teraz sam,dobrowolnie podszedł do wadery.Sam nie wiedział,czego od niej oczekiwał.Może wsparcia,pocieszenia,a może tylko jej obecności.
W historii napiszę co się stało,ale przygotuj się na porządną lekturęxD
-
Kątem oka spojrzała na przybyłego basiora. Mimo ciemności widziała go dokładnie. Przyjrzała mu się, stwierdziła że wrócił z jakiejś bitwy. Bitwa tutaj w okolicy? Nie, na pewno nie. Odchrząknęła, widać było że ten pierwszy się nie odezwie. Ona też się pierwsza nie odzywa, po prostu ona tak ma. Ziewnęła i usiadła, mimo że był starszy i nie wiadomo skąd powinien otrzymać nieco szacunku od niej, młodszej. Wpatrywała się w ciemność.
-
Przyjrzał się waderze.Miał wrażenie,jakby skądś ją znał.Siedział w milczeniu i nie spuszczał z oczu wadery,a gdy ta na niego spojrzała szybko kierował wzrok w inną stronę.
-
Ziewnęła. Nie patrzyła się w niego. Jeszcze ją posądzi, że chce go zgwałcić czy coś. Położyła się i lekko przymknęła oczy.
-
Razer upadł na ziemie chcąc się położyć.Udając,że nie interesuje go owa wadera lizał swoje rany.Zastanawiało go skąd pochodzi,jak ma na imię i itp.
-
- Będziesz tak milczał czy się w końcu odezwiesz? - nie wytrzymała i powiedziała coś. Ona, wiecznie milcząca odezwała się. Super.
-
Razer przestraszył się nagłej wypowiedzi wadery.
-R..Razer.Jestem Razer..-powiedział przedstawiając się niepewnie.
To wygląda tak,jakbym się bał dziewczyn.Może Razer był bity przez swoją byłą?xD
-
*Co za ciota, jąka się jak idiota* - pomyślała, przewracając oczami.
- Deveshe - burknęła.
-
-Nie pochodzisz stąd.Zgadza się?-zapytał.
-
- A po co to Tobie wiedzieć?
-
-N..nie miałem niczego złego na myśli..Chciałem wiedzieć,ponieważ wydaje mi się,że skądś ciebie znam-
-
- To się mylisz. Widzę Cię pierwszy raz w życiu baranie.
-
Razer niegdyś po takich słowach by zaatakował,ale teraz był wobec wadery uległy.Nie był na nią zły.Nawet mu się podobało,gdy była zła.
-Jaka uprzejmość...-
-
- A co, bardzo boli? Może jeszcze mam teraz błagać na kolanach o litość, co? - warknęła.
-
-Gdybyś była taka miłaaa..-zaśmiał się pod nosem
-
- Tak, może jeszcze Ci masaż zrobić, co? Do tego przynieść świeże mięsko i wykąpać. Jeszcze czego.
-
-Mogłabyś jeszcze opowiedzieć jakiś kawał-zażartował. Razer zażartował.Serio.Za-żar-to-wałxD
-
Pokręciła łbem. Było ciemno. Przymknęła oczy. Zadrżała lekko, jakby zaraz miało coś się stać.
-
-Boisz się ciemności?-
-
- Nie, no coś Ty. Zimno tu trochę i tyle.
-
-Taaa jasne.Księżniczka w ciemnym lesie już nie taka odważna co?Podobno mieszkają tu duchy..złe duchy-zastraszył
-
- Straszne, zaraz po prostu umrę ze strachu.
-
-Cóż.Ciekawe czy wytrzymasz tutaj całą noc-
-
- Wytrzymałam. Straszne, prawda?
-
-Jedna noc spędzona w tym miejscu nie uczyni ciebie odważnej.Co ciebie sprowadza na takie pustkowia jak te?
-
- Po prostu sobie przyszłam. Zabronisz mi? Chyba nie. Przyszłam, bo taki miałam kaprys, bo mi się nudziło. Proste i logiczne.
-
-Księżniczka opuściła pałac?-
-
- Przymkniesz się? - burknęła, podnosząc się.
-
-"Zabronisz mi?"-cytował waderę próbując naśladować jej głos.
-
- To nie jest śmieszne gamoniu - wyprostowała się dumnie. Powoli zaczęła iść przed siebie.
-
-A gdzież się pani wybiera?-
-
- Czy ja muszę Ci się spowiadać? Łażę gdzie chcę, nie podlegam nikomu. Życie samotniczki wybrałam, mam co chciałam. Proste.
-
-I wszystko jasne.Włóczęga-
-
- Trudno. Taki mam kaprys. Ja nie słucham nikogo.
-
-Siebie również?-
-
- A co Ci do tego?
-
-A tak się pytam.Ja też nie należę do watahy,jednak mam swoje zasady,których przestrzegam-
-
- Ja przestrzegam tylko jedną zasadę - przystanęła. - Nie ma żadnych zasad.
-
Zaklaskał łapami.
-Wspaniała zasada..-
-
Wzruszyła ramionami. Nadal szła przed siebie. Zgarbiła się i machnęła ogonem.
-
-Nie zabłądź przypadkiem-
-
- Chyba wiem, gdzie idę - krzyknęła za nim.
-
Pobiegł w jej stronę.
-Może ciebie oprowadzić?Potrzebujesz przewodnika?-
-
- Po co mi? Nie musisz przymilać mi się niepotrzebnie. Poradzę sobie.
-
-Zobaczymy,zobaczymy...-
-
- A teraz sobie stąd idę. Dzięki - mruknęła i wyszła.
-
-Hah..-Spojrzał na swoje rany.Zupełnie o nich zapomniał.Przy tej waderze zapomniał o bólu,jednak gdy ta poszła ból powrócił,więc basior udał się w kierunku lecznicy(wyszedł).
-
Weszła.
-Zbyt kłopotliwe...
Mówiła sama do siebie, oblizując sobie pysk z krwi. Usiadła pod jakimś spalonym drzewem.
-
Wadera ziewnęła. Była zmęczona, a poza tym dawno nie odpoczywała. Położyła się. Łeb wsadziła w łapy i powoli zaczęła zasypiać.
-
*Spała (dosyć długo to spała xD)*
W końcu się obudziła, zamlaskała. Rozejrzała się dookoła.
-Wilki tu chyba nie są za żwawe...-pomyślała.
Przeciągnęła się i wyszła.