Mirabilis!

Różności => Opowiadania, wiersze... => Wątek zaczęty przez: Rebeka w Luty 28, 2013, 16:31:17

Tytuł: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Rebeka w Luty 28, 2013, 16:31:17
Tutaj możemy dodawać opowiadania...nie muszą one dotyczyć wilków...i nie muszą być Waszego autorstwa...(ale muszą być legalne-czyli za zgodą autora!)...choć najlepiej by było jakby były Waszego autorstwa.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Demon w Luty 28, 2013, 16:39:51
Ale fajnie...to w weekend coś może tam wymyślę.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Maciek12 w Marzec 04, 2013, 13:02:52
pomyslę może coś wpadnie mi do pustej zazwyczaj glowy ::)
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Kryształowa w Marzec 04, 2013, 16:07:38
"Mutantka.."

Ciemność, deszcz leje się do o koła. Pioruny uderzały w ziemię. Szłam ulicą. Co chwilę migały światła aut. Byłam zwykłą dziewczyną, lecz tamtego dnia wszystko się zmieniło .. Zemdlałam. Obudziłam się w przerażającym miejscu. Po ścianach spływał zielony śluz. Czułam zapach zgnilizny. Wstałam z łóżka. Byłam w starych lochach, które mieściły się w ściekach. Próbowałam wyjść. Zauważyłam, że w celi obok, leżało coś czarnego. Nagle poruszyło się. Był to zwierz z czterema językami i jednym oku. Umiał mówić ludzkim głosem. Zapytałam się go jak się stąd wydostać. Nie zdążył mi odpowiedzieć. Do "mojej" celi podszedł jakby człowiek bez twarzy. Był biały jak kreda. Przeraziłam się. Przedstawił się : *SlederMan . Znałam już go z gier, lecz nadal się bałam. Wyglądał trochę inaczej. Otworzył mi drzwi i założył kajdanki. Szłam za nim patrząc na ziemię. Słyszałam różne wrzaski. Pot ze strachu się ze mnie lał. Weszliśmy do wielkiej sali. Opowiadał, że modyfikuje ludzi, aby byli potężni. Serce zaczęło mi stukać coraz mocniej. Przypiął mnie do dziwnego fotelu. Nagle ujrzałam mnóstwo różnych potworów. Byli to zmutowani ludzie. Założył mi coś na głowę.. Obudziłam się znów w celi. Wyglądałam normalnie, lecz bolała mnie głowa. Znów on się pojawił. Powiedział mi, że jestem mutantem ...

*http://pl.wikipedia.org/wiki/Slender_Man (http://pl.wikipedia.org/wiki/Slender_Man)

Proszę o nie kopiowanie :) Jest to mój text. Jeszcze nie skończony.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Kryształowa w Marzec 04, 2013, 21:43:18
-Chyba się nikomu nie podoba moje opowiadanie..
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Śnieżka (Blanka) w Marzec 04, 2013, 21:47:48
no co ty. mi się podoba. kilka razy je przeczytałam
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Demon w Marzec 04, 2013, 21:57:31
Jest super...(powiedziałbym inaczej ale nie można używać "polszczyzny podwórkowej")...aa SlederMan...uuu...fajne :D
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Kinga27 w Marzec 05, 2013, 07:27:36
Super opowiadanie Kryształowa!
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Łobi w Marzec 10, 2013, 09:24:43
Dobre ! Ale ze slendermanen przesadziłaś ... I tak mi się śni po nocach :/
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Marzec 12, 2013, 13:57:32
Opowiadanie Kryształowej jest jeszcze lepsze niż superowe. A zrobisz dalszą część?
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Kryształowa w Marzec 12, 2013, 14:22:12
Dzięki.., tak postaram się napisać dalszą część, ale muszę mieć wenę twórczą ;)
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Kinga27 w Marzec 17, 2013, 07:55:12
Ja dziś coś dodam
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Śnieżka (Blanka) w Marzec 17, 2013, 18:09:22
a ja napisałam :P
Tytuł:Koniec…

Biegnę przed siebie. Drzewa rozmazują mi się między oczami. Biegnę co sił w łapach. Powoli brakuje mi tchu, łapy odmawiają posłuszeństwa lecz ja dalej biegnę przed siebie. Słyszę stukot kopyt.
Są blisko- myślę
- nic ci nie zrobimy jeśli się poddasz- krzyczeli za mną zwiadowcy
Nie poddam się… nigdy. Biegnę dalej. Strach wypełnia mnie całą. Popycha do przodu. Coś każe mi biec przed siebie i nie zatrzymywać. Mogę tylko biec, uciekać od tych ciemnych postaci.
Przegrywam. Są coraz bliżej. Musze biec. Nie mogę się poddać nie teraz. Czarna postać wyprzedza mnie. Po chwili znika. Nie wiedzę jej mimo to biegnę dalej.  Ostre korzenie ocierają się o mnie i zdzierają sierść. Boli coraz bardziej. Wyskakuje w powietrze i rozglądam się.
Gdzie oni są?- myślę
Zatrzymuję się. Wiem że popełniam błąd. Brak mi tchu. Zaczynam ciężko sapać. Słyszę odgłosy i biegnę dalej. Nagle tracę grunt pod łapami. Spadam. Przebieram łapami w powietrzu jakbym chciała zatrzymać szybkie spadanie. Wszystko się rozmazuje.  Uderzam o ziemię. Najpierw słyszę uderzenie potem silny ból obezwładniający mnie. Resztki powietrza wylatują ze świstem z moich ust.
Potem nastała ciemność. Jestem szczęśliwa że nie ma nic więcej. Byłam wolna. Koniec bólu koniec zmartwień. Rozpływam się w powietrzu. W końcu zrozumiałam…
Umieram.- to była moja ostatnia myśl.  Zniknęłam w powietrzu. Zostało po mnie tylko martwe, poobijane i zakrwawione ciało. To koniec…
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Lajna w Marzec 17, 2013, 18:11:37
Super!!
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Demon w Marzec 17, 2013, 21:29:44
Wow...zatkało mnie...zaje...super...biste
Szacun, czapki z głów../ 8)
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Marzec 18, 2013, 09:00:37
a ja napisałam :P
Tytuł:Koniec…

Biegnę przed siebie. Drzewa rozmazują mi się między oczami. Biegnę co sił w łapach. Powoli brakuje mi tchu, łapy odmawiają posłuszeństwa lecz ja dalej biegnę przed siebie. Słyszę stukot kopyt.
Są blisko- myślę
- nic ci nie zrobimy jeśli się poddasz- krzyczeli za mną zwiadowcy
Nie poddam się… nigdy. Biegnę dalej. Strach wypełnia mnie całą. Popycha do przodu. Coś każe mi biec przed siebie i nie zatrzymywać. Mogę tylko biec, uciekać od tych ciemnych postaci.
Przegrywam. Są coraz bliżej. Musze biec. Nie mogę się poddać nie teraz. Czarna postać wyprzedza mnie. Po chwili znika. Nie wiedzę jej mimo to biegnę dalej.  Ostre korzenie ocierają się o mnie i zdzierają sierść. Boli coraz bardziej. Wyskakuje w powietrze i rozglądam się.
Gdzie oni są?- myślę
Zatrzymuję się. Wiem że popełniam błąd. Brak mi tchu. Zaczynam ciężko sapać. Słyszę odgłosy i biegnę dalej. Nagle tracę grunt pod łapami. Spadam. Przebieram łapami w powietrzu jakbym chciała zatrzymać szybkie spadanie. Wszystko się rozmazuje.  Uderzam o ziemię. Najpierw słyszę uderzenie potem silny ból obezwładniający mnie. Resztki powietrza wylatują ze świstem z moich ust.
Potem nastała ciemność. Jestem szczęśliwa że nie ma nic więcej. Byłam wolna. Koniec bólu koniec zmartwień. Rozpływam się w powietrzu. W końcu zrozumiałam…
Umieram.- to była moja ostatnia myśl.  Zniknęłam w powietrzu. Zostało po mnie tylko martwe, poobijane i zakrwawione ciało. To koniec…

Ja przeczytałam to chyba ze 100 razy.
Zgadzam się Demon 8)
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Marzec 18, 2013, 09:12:02
To moje opowiadanie.
Tytuł: Sierść/Gonitwa

Biegłam ile sił w łapach. Gonili mnie kłusownicy. Nie przestawałam biec. Konie przeszły w cwał, byłam cały spocony. Nie miałam tchu.
-No dalej, choć wilczku!-zawołał jeden do mnie. Lecz ja się nie zatrzymywałam. Chcieli mojej białej sierści. Nagle jeden z kłusowników złapał mnie na linę. Szarpałam się ile sił, lecz nie zdołałam uciec. Drugi kłusownik związał mi porządnie nogi, żebym nie uciekła. Było już po mnie. Gdy dotarli do obozu, już nie miałam sił, bo ciągnęli mnie po podłodze. Zobaczyłam ich wielu, chciałam zawołać stado, lecz nie chciałam, żeby ich zabili. Stół do obierania skóry był już gotowy na mnie. Jeden mnie położył i jeszcze bardziej mnie przywiązali, cierpiałam. Jeden wziął nuż i zdarł ze mnie skórę, lecz dalej żyłam. Wbili nuż prosto w serce i rzucili w przepaść. Wpadłam do wody, każdy kamień był bolesny przeżyciem. Woda niosła mnie w dal, dalej związaną. Było mi źle. W końcu byłam cała zakrwawiona, bez skóry i zdechłam...
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Marzec 18, 2013, 15:23:00
Czyli nikomu się nie podoba moje opowiadanie. :'(
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Kinga27 w Marzec 18, 2013, 15:26:04
Zajefajne że tak powiem :P
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Lajna w Marzec 18, 2013, 15:30:44
Jest super!!
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Marzec 18, 2013, 15:33:13
Tylko tak mówcie.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Lajna w Marzec 18, 2013, 15:33:46
Nie. JA wcześniej nawet nie wiedziałam że jest. To jest SUPER!
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Śnieżka (Blanka) w Marzec 18, 2013, 15:36:11
przeczytałam kilka razy i za każdym razem robi mi się smutno...
ale fajnie
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Marzec 18, 2013, 15:36:48
Pisalam na szybko, przed lekcjami.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Lajna w Marzec 18, 2013, 15:37:27
OO to fajnie :)
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Demon w Marzec 18, 2013, 15:48:25
Super.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Marzec 18, 2013, 18:55:57
Dzieki za pochwały, jesteście wielcy. Napisać nowe? :-X
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Lajna w Marzec 18, 2013, 18:56:35
nom
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Śnieżka (Blanka) w Marzec 18, 2013, 18:58:49
jeśli dostaniesz "wenę twórczą" to napisz i tu wstaw
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Marzec 18, 2013, 19:00:32
O wiem to co na konkurs tu dam. Co wy na to? Mam juz pomysł.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Śnieżka (Blanka) w Marzec 18, 2013, 19:05:20
okej.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Marzec 18, 2013, 19:07:41
Śnieżko a na ten konkurs Tragedia, to opowiadania, mamy wysyłać do Kryształowej?
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Śnieżka (Blanka) w Marzec 18, 2013, 19:09:49
do Rebeki :)
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Kryształowa w Marzec 18, 2013, 19:13:54
Polanka, kwiaty cudowne. Zapach maciejek, czuć było wszędzie. Położyłam się w niskiej trawie. Czułam się jak jedyny wilk na świecie. Nagle strzała przeleciała obok mojego ramienia. Nie zdążyłam się obrócić. Złapali mnie w sieć. *To chyba koniec..* Zasnęłam. Obudziłam się w dziwnym pomieszczeniu. Było tu dużo wilków. Wszystkie spały. *Chyba za słaby usypiacz mi dali..* Usiadłam i wyszłam z klatki. *Może jeszcze dam radę uciec ?* Całe pomieszczenie się ruszało. *Co to jest ?* W pewnym momencie obudził się wilk. Popatrzył na mnie. Otworzyłam mu klatkę.
-Pomóżmy innym. Najlepiej byłoby uciec. - powiedziałam do basiora
-Dobrze - odpowiedział i zabraliśmy się do roboty. Większość klatek była otwarta, a wilki się budziły i nam pomagały. Pomieszczenie stanęło w miejscu. Jedna ściana się otworzyła. Stali tam ludzie. Tak, ci bez najmniejszego uczucia potwory. Szybko wyjęli swoją broń na nasz widok....
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Marzec 18, 2013, 19:14:12
Nie kumałam, bo Rebeka napisała, że Kryształowa prowadzi, później Kryształowa się zgodziła, potem, że bierze udział. I dlatego nie kumałam
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Kryształowa w Marzec 18, 2013, 19:19:08
Brzydkie prawda ^^
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Śnieżka (Blanka) w Marzec 18, 2013, 19:21:09
nie. ale jestem ciekawa co jest dalej. bo wiesz nie napisałaś. Zabili ich czy nie?
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Kryształowa w Marzec 18, 2013, 19:22:03
Ciąg dalszy nastąpi ^^
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Marzec 18, 2013, 19:22:26
O co chodzi Kryształowa? I Śnieżko kogo zabili?
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Śnieżka (Blanka) w Marzec 18, 2013, 19:24:10
chodzi o opowiadanie Kryształowej
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Marzec 18, 2013, 19:24:42
No fajnie krysztaówa.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Kryształowa w Marzec 18, 2013, 19:42:02
...Zauważyłam jakiś drążek. *Ryzyk Fizyk* Pociągnęłam za kij. Ściana się zamknęła nim kule dotknęły wilki. Musieliśmy wymyślić plan. *Jak stąd uciec..*. Potwory nadal były przed pomieszczeniem i pilnowały nas. Każdy plan był dobry. Długo nie mogliśmy siedzieć. Na górze pomieszczenia była kratka. Poświęciłam się i podleciałam. Wyjęłam kratkę, aby nie obudzić ludzi. Wyleciałam. Nikogo nie było u góry. Było to miejsce pełne zwierząt. Słonie, żyrafy, zebry i inne kąski. Wyniosłam pozostałe wilki na dach. Były tak samo zafascynowane jak ja. Zaatakowaliśmy ludzi na dole. Szliśmy dalej. Doszliśmy do wielkiej bramy. Jak wcześniej otworzyłam to moim sposobem. Wyszliśmy.. C D N
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Śnieżka (Blanka) w Marzec 18, 2013, 19:50:25
czyli jednak żyją. :)
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Kryształowa w Marzec 18, 2013, 19:52:47
;) Ale wyjdą a ulicę, więc..
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Marzec 18, 2013, 20:42:55
Fajne co dealerstihl?
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Demon w Marzec 19, 2013, 17:52:16
Kryształowa: Super opowiadania (no właściwie jedno ale rozwalone na dwa wpisy XD )
Czekam na ciąg dalszy (chciałem napisać skrót ale to wychodzi CD) haha
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Kinga27 w Marzec 20, 2013, 13:00:21
"Nie zdążyłam..."



Biegłam po lesie zamną rozlegały się grzmoty.To nie były grzmory burzy lecz karabinu.To byli moi przyjaciele którzy Mnie wychowali bo moją matkę zabili,teraz mnie czekał ten los.Lecz zdołalam wymknąć się nocą.To nie był zwykły spacer,tylko ucieczka.Ucieczka z domu,z domu który mnie wychował,z domu który mnie karmił.Teraz bięgne uciekając przed moją własną rodziną nagle usłyszałam warkot śilnika to było auto.Ktoś zażucił na mnie linę i poczułam że mnie wciągają do tego auta krórym jeździłam na wyprawy z moją żekomoą rodziną.Nie zdązyłam uciec.Nie miałam juz sił.Wciągneli mnie.Związali mnie całą i wzucili do bagażnika.Po godzinie zaczeli zdzierać ze mnie skórę i sierść.To było bardzo bolesne.Potem wbili Mi nóż w plecy po czym wyjeli go.Później wrzucili mnie do rzeki kazda fala była tak bolesna że prawie zdechłam.Lecz żeka po chwili skończyła sie ostatnia fala wyżuciła mnie na plaże tam pojawili się znowu oni.I nagle zobaczyłam wielkie światło.Nagle ciemność.To był koniec juz nie żyłam.Moje ciało zostało zjedzone i popijane winem.Moja dusza wciąż ich nawiedza.To moja zemsta za męki moje i mojej matki.

THE END

I jak fajne?
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Kinga27 w Marzec 20, 2013, 15:18:50
Niot nie komentuje :'( :'(
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Kryształowa w Marzec 20, 2013, 15:33:10
Fajne ;) Napisałam 2 część mutantki. Dodać ?
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Kinga27 w Marzec 20, 2013, 15:34:46
Tak musisz!!X(
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Kryształowa w Marzec 20, 2013, 15:45:54
"Mutantka.."

..Powiedział mi, że mam nadprzyrodzone moce. Mocno mną to wstrząsnęło.
-Co takiego potrafię ? - spytałam się go
-Potrafisz zmieniać się w zwierzęta, ale też panować nad żywiołami. - powiedział swoim zachrypłym głosem.
-To nie jest możliwe ! - krzyknęłam.
-Spokojnie. Jest możliwe. Pomyśl, że chcesz być jakimś stworzeniem. - odpowiedział. Pomyślałam o wilku. Poczułam delikatny ból. Kły się zrobiły długie i ostre. Wyrósł mi ogon. Moje ciało pokryło się futrem.
-Mówiłem ? Jesteś mutantem ! -powiedział radośnie
-To takie piękne ?! - warknęłam i zmieniłam się w człowieka. Dodałam :
-A co, z tymi żywiołami ?
-Tak samo jak ze zmianą. - powiedział, więc pomyślałam o ogniu. W mojej dłoni pojawił się płomień.
-A jak, a może gdzie będę żyć ?!
-Normalnie, nie dam rady cię tu utrzymać, ale będziesz przychodzić do mnie na treningi.
-Dobrze, więc mogę iść ? - zmieniłam się w mysz i wyszłam z celi. Stanęłam obok niego, już jako człowiek.
-Tak, chodź ze mną. - poszedł, a ja za nim. Wyszliśmy na powierzchnię.
-Do domu dojdziesz sama. Masz wyczulony węch, wzrok i inne.
-Do widzenia ! - krzyknęłam i byłam ptakiem. Gwiazdy nadal jasno świeciły. Niebo było takie czyste. Wylądowałam na domu. Zeszłam na dół. W środku byłam już sobą. Weszłam do pokoju i zasnęłam wyczerpana ... CDN !
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Kinga27 w Marzec 20, 2013, 15:55:44
Ale fajne czytalam 10 razy.Ja dodam jeszcze jedno jutro
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Kinga27 w Marzec 22, 2013, 13:15:51
"Pożar..."
To była pochmurna noc.Ja i mój brat byliśmy w starej chacie.Jednak tamtego wieczoru wszystko się zmieniło.Była północ ja podbiegłam do niego i powiedziałam że na dole czuć zapach ognia.On jednak nie uwierzył.Zeszliśmy na dół i zobaczyliśmy to czego się obawiałam, ogień.Właśnie mieliśmy uciekać a że ja byłam mniejsza zdołałam się wymknąć.Lecz on został w ostatniej chwili gdy prawie wyszliśmy na powieszchnię ogień odciął Mu drogę ja ugaszając strumieniem wody pożar podbiegłam w miejsce gdzie on został.Niestety to był koniec.Ogień strawił mojego najlepszego przyjaciela,mojego braciszka.Tamtej nocy gdy on spłonął,zaczełam czuć się winna że nie kazałam mu pierwszemu wyjść.Po 1 roku od wydarzenia chatę próbowali odbudować ludzie.Ja nie pozwoliłam im na to wiedziałam że tamto miejsce zostanie dla mnie klątwą do końca życia.Az do dziś zadaję sobie to pytanie:
"Czy on przezemnie zginął?"
THE END
i jak może być bo to historia moja z innej watachy którą opuściłam
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Kinga27 w Marzec 22, 2013, 13:38:41
nikt nie skomętuje? :-\ 8)
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Śnieżka (Blanka) w Marzec 22, 2013, 13:47:31
fajne ;)
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Kinga27 w Marzec 22, 2013, 13:48:05
no to taki spontan
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Demon w Marzec 22, 2013, 18:36:30
Super
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Marzec 22, 2013, 19:18:01
Super
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Marzec 22, 2013, 20:18:44
To jest opowiadanie na konkurs ''tragedia''.
Tytuł: ''Wilk''
Było bardzo zimn, błądziłem przez wiele dni. Dotarłem do dziwnego lasu. Byłem bardzo głodny, lecz nie było tu żadnego jedzenia. Poszedłem dalej przez ciemny, mroczny i czarny las. Zobaczyłem czarny i brudny strumień, napiłem się, lecz zaraz wyplułem, brudną wodę. Szedłem dalej, aż zobaczyłem ciemną jaskinię, wszedłem do niej. Nagle wyczułem zapach wilków, szedłem za ich zapachem.
-Halo, jest tu kto?-spytałem.
-Tak. Łapmy go!- powiedział jakiś wilk.
Złapali mnie w jakieś dziwne liny. Nagle mnie coś ukuło...

...Obudziłem się przywiązany do dziwnego czarnego pojazdu. Wyjazd z czegoś był bardzo oświetlony.
Nagle ktoś wszedł, jakaś strasz i...
...i wilk w pelerynie z wielkim czarnym kapturem.
-Witaj. Będziesz moim sługą.-powiedział wilk.
-Nigdy!-krzyknąłem.
-Jeszcze się zobaczy.-powiedział i wszedł do czarnego wozu.
Nagle coś mnie strzeliło w plecy.
-Ruszaj! Szybko! Już!-krzykną biały wilk bez jednego oka.
-Nigdy!-krzyknąłem w tamtą stronę.
-Jeszcze się okaże.-krzykną i strzelił mnie w plecy z całej siły.
Ruszyłem najszybciej jak się dało. Nagle przypomniałem sobie, że znam z kądś tego wilka. Zatrzymali mnie bo zobaczyli bardzo umięśnionego wilka.
Ruszyli i go złapali. Gdy się obudził był przypięty do wozu, tak jak ja. Ruszylismy jeszcze szybciej.
Nagle przypomniałem swoją wizję... 
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: anka06 w Marzec 24, 2013, 12:09:27
Też mogę dodać jakieś opowiadanie?
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Śnieżka (Blanka) w Marzec 24, 2013, 12:11:33
możesz. Każdy może... :)
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: anka06 w Marzec 24, 2013, 12:17:19
Tajemnice Lif
~Rozdział pierwszy~
*Wtajemniczenie*
Otworzyłam oczy. Wkoło mnie była ciemność, nic więcej…
W odległym niebie odzwierciedlał się pięknie połyskujący, jakby obsypany brokatem księżyc. Głowa bolała mnie tak bardzo, że mogłabym porównać to do nieźle zakrapianej imprezy akademickiej. Ale to nie to.
*Jak się tutaj znalazłam?* Pomyślałam patrząc, na ten piękny okrągły niczym obrączka nów… Nic nie pamiętałam: Jak się tu znalazłam, skąd pochodzę, ile mam lat, imienia za nic nie mogłam sobie przypomnieć.
Ujrzałam jakąś bardzo niewyraźną postać. Szybko wstałam na równe nogi, nie zważając na moją chwiejną postawę… Pobiegłam za ,,tym czymś,,. Nóg nie czułam, jednak nie poddawałam się… Biegłam dalej… Biegłam… W pewnym momencie zatrzymałam się, zgubiłam to, jednak czułam czyjś oddech w pobliżu. Dostrzegłam srebrne kocie oczy wyglądające zza krzaków.


Tylko tyle bo nie wiem czy warto to kończyć...=P
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Demon w Marzec 24, 2013, 12:22:58
Super...dokończ  ;D
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: anka06 w Marzec 24, 2013, 12:24:53
Mam tendencje do zaczynania i nie kończenia....xD

Mam jeszcze takie...xD

~BEZIMIENNOŚĆ~

…Ciemność…
-Gdzie jestem?- Zerwałam się z zimnej, namokniętej mrokiem gleby. Mą głowę oplatały najróżniejsze, historie nie miejące ze sobą połączenia czy, nawet najzwyklejszej puenty… Amnezja?
-Co zrobiłam, czemu, po co. JAK? Co się ze mną dzieje?...
…Pełnia…
Noc, czarna jak, jak Noc, gwiazdy, jak gwiazdy, świecą, a może tylko tańczą po tej czerni pełnej mroku otchłani…
Księżyc… Och! Ten księżyc, jego blask przyciągał mnie do siebie, jak, jak narkotyk …Narkotyk…
…Magia…
-Jak, to niemożliwe… moje dłonie, one nie są moje, nogi, twarz, kim jestem? Włosy? Co… Nie na pewno, nie, to nie mogło nastąpić, nie teraz, nie w pełnię. – Pobiegłam przerażona tym co mną zawładnęło, najszybciej jak tylko potrafiłam, tyle co sił w mych łapach… Łapach? Tak łapach, powiedziałam łapach, bo to właśnie ja…
Łapach!
Dobiegłam  do błękitnie błyszczącego, jak szafir jeziora, a może stawu… Ostrożnie wysunęłam głowę w stronę tafli wody… I co ujrzałam?
…Głębia…
Moje usta są sine, twarz blada, jak u wampira, który pragnie tego co każdy krwiopijca… Krwi… Moja krew zastygła… Otworzyłam oczy, dostrzegłam go… Bałam się, nie pamiętałam tego głosu.
-Czego chcesz? – On odwrócił się w stronę jeziorka, ono zabłysło mocnej, pełniej, jak księżyc…
-Odzyskać to, co nazywasz swym życiem, którego już nie masz…
-Jak to, nie mam? Odpowiedz na pytanie, to jedno pytanie… Co ze mną uczyniłeś?
-Zabiłem, zabiłem.- Zbladłam jeszcze bardziej, ja nie wierzę, wiedziałam, że nastąpi to wkrótce, ale nie teraz… Nie kiedy nie pamiętam, nie rozumiem…
…Prawda?...
Łzy napłynęły mi do złoto-krwistych oczu. Dlaczego on, ten piękny, ten który nie jest człowiekiem…
Gdy źrenice jego, zamgliły się, wiedziałam, wszystko sobie przypomniałam. Tę bolesną prawdę…
Byłam na spacerze w lesie. Nieopodal domu… Wiedziałam, że nie jestem zwykłą dziewczyną
Co pełnię, stawałam się kimś, kimś niezwykłym.
Włosy zmieniały się w gęste futro, zamiast twarzy, pysk i ślepia. Paznokcie, przekształcone w zabójczo ostre szpony, czarne, z trucizną…
Bali się mnie, nie kontrolowałam mych instynktów… mocy… siebie…
…On…
Doszłam do starej chaty, był tam on, człowiek, czy wilk? Wilkołak.  Był taki jak ja, był mną, mym demonem, obliczem, którego nie zdążyłam powstrzymać. Uwolnił się z mej duszy…
Weszłam. Usiadłam, w starym bujanym fotelu zniedołężniałego człowieka, którego już nie było, nie było przez niego, przeze mnie…
On spojrzał na mnie swym czarnym okiem, które hipnotyzująco przyciągało mnie, jak księżyc..
Podeszłam. Wziął nóż… ZABIŁ (tak myślał)
…Życie?...
Zataszczył ciało mej osoby, na mokradła. Zostawił z myślą, że zdechnę jak pies… Mylił się…
Obudziłam się i pobiegłam do jeziora…. Wtedy, wtedy to się stało…
Gdy przyglądałam się tafli, jego odbicia nie było, poczułam lodowate dłonie… Za późno!
Byłam na dnie…
…Moc…
Wyciągnął mnie, wiedział, że nie da mi rady…
Obudził… Zabrał życie… Oddał śmierć.
Teraz ja byłam demonem. On znów podupadłym aniołem, który wrócił do siebie, do domu, do diabła, jego ojca…
…Śmierć!...
Płakałam…
Bałam się, byłam inna, inna niż inni, tyle, że inni odmawiają posłuszeństwa innym…
Dzika, dzika i wolna, tak się poczułam, na chwilę…
Wzięłam jeden z leżących obok kołków.
Wbiłam… Już po mnie… Cierpienie minęło, trafię do piekła, o to chodzi. Chcę być inną, chcę odejść w spokoju.. Żyć, czy nie? Wybieram to drugie….
Samobójstwo… krzyczeli… Me ciało w trumnie… Tylko ja mogę się zabić… Jestem gdzie chciałam… W PIEKLE.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Śnieżka (Blanka) w Marzec 24, 2013, 12:28:08
haha też tak mam. Zaczynam i nie kończę :P mam chyba zaczęte dwa opowiadania ale nie moge ich skończyć bo nie mam pomysłu...
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: anka06 w Marzec 24, 2013, 12:30:40
xD....

A wierszyki też moża tu dawać..?.xD

Ps... Deeeemon... Okami będzie siem teraz nad wami znęcać, bo została Dowódcą....
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Śnieżka (Blanka) w Marzec 24, 2013, 12:34:02
wierszyki tez chyba możne dodawać... Demon??
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Demon w Marzec 24, 2013, 12:36:59
O jej...będzie PIEKŁO
Śnieżka: Można dodawać wierszyki.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Śnieżka (Blanka) w Marzec 24, 2013, 12:39:52
i tak nie napiszę bo muszę znaleźć inspirację a na razie jej brak...
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: anka06 w Marzec 24, 2013, 12:40:36
Buahahahahahaaa.....=3

Wierszyk

~Psycho-wierszyk~
Akty ukazała
Swe ciało wydała
Życie zniszczyła
Śmierć ją wykończyła

Stanąwszy przed Cieniem
Stanąwszy przed złym mieniem
Pokłonów tuzin z pokorą oddała
Jednak z gorzałą została wydana

Podeszła do diabła
Serce mu skradła
Ona ich zabiła
Z nią to samo kara uczyniła

Dziewczę jednak wiedziało co zrobić
Do końca chciało z godnością ich zwodzić
Przejąć kontrolę
Jej życie porównać można z Upiorem

Opadła na ziemię
Okryła się cieniem
Tym który ją tu sprowadził
Tym który ją zgładził

Zamknęła powieki
Jej umysł był od niej daleki
Teraz ma co chciała
Zbyt szybko się poddała

I uciekła od zła… Zmarła…
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Śnieżka (Blanka) w Marzec 24, 2013, 12:43:39
łał... no to teraz już nie wygram żadnego konkursu na wiersz...
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: anka06 w Marzec 24, 2013, 12:45:57
W tamtym roku mnie wena na wiersze natchnęła... Od tamtej pory napisałam tylko to...xD
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Kinga27 w Marzec 25, 2013, 06:52:24
Dodace jeszcze coś?
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Kinga27 w Marzec 25, 2013, 12:19:12
to jest moja książka nieskończona oczywiście
"Przygody pięknej Cyganki...."

Zaczęło się  tak: gdy 14 letnia Oliwka wracała ze szkoły zobaczyła w krzakach małą klacz
podeszła do niej i uniosła delikatnie ale klacz się bała .Nagle Oliwka przypomniała
sobie że jej tata ma wolny boks w swojej stadninie koni .Popędziła co sił w nogach
i zaniosła do domu.
Gdy weszła tata od progu zawołał:
-Znalazłaś u jakiejś koleżanki konia do boksu?
-Nie ale znalazłam innego
-Jakiego?
-tego
I tata wyjrzał zza progu i zobaczył ta samą klacz którą Oliwka trzymała na rękach
-Skąd Ty dziecko masz tego konia?!
Zapytali zaskoczeni rodzice równym tonem
-Znalazłam go w krzakach czy może zostać?
-Może ale zobacz jest głody może damy Mu jeść?
-To Ona!
-Tym lepiej ona pewnie z cyrku uciekła bo ma ślady farby na grzbiecie
I to była prawda mała klacz uciekła z Cyrku nr.6 który właśnie odjeżdżał w dalszą drogę z Żoliborza na Grochowo a mała klacz wykorzystała sytuacje a że na Żoliborzu właśnie Oliwka mieszka to się nią zajmie .Tata już uszykował boks na przyjęcie nowego gościa a Oliwka nakarmiła malutką i szepnęła jej do maluteńkiego uszka:
-Będziesz się nazywać Piękna Cyganka.
A klacz cichutko zarżała jakby przytaknęła a mama krzyknęła z kuchni
-Oliwko myj ręce zaraz obiad
-Dobrze mamo tylko odprowadzę Piękną Cygankę
I Oliwka zrobiła napis „Piękna Cyganka’’ i włożyła napis w specjalną  folie do pakowania i zaniosła tacie tata przykleił specjalnym klejem napis do drzwiczek boksu a Oliwka poszła po Piękną Cygankę i przyprowadziła ją do boksu a ,że już zaczęły się ferie zimowe to Oliwka jutro zapraszała wszystkie swoje koleżanki do siebie na obiad i pokazać źrebaka .Nazajutrz wszystkie koleżanki przyszły i mama podała Im obiad a że na obiad był kurczak to wszystkie dziewczynki jadły aż im się uszy trzęsły a po obiedzie dziewczynki wsiadły na rowery i pojeździły 35 minut a później poszły zobaczyć źrebaczka a że Oliwka wczoraj wieczorem wzięła czerwoną kokardkę i zawiązała na ogonku Cyganki nikt nie mówił jaka jest ładna żeby nie uroczyć .Potem dziewczyny zamknęły się w pokoju oliwki i do godziny 15:35 grały w MONOPOL .
Potem wszystkie koleżanki Oliwki się rozeszły do domów a rodzice zawołali Oliwkę:
-Oliwko idź nakarm Cygankę ,umyj ją ,wyczyść i połóż spać a jutro przy śniadaniu porozmawiamy.
-Dobrze tato ,już idę.
Oliwka poszła do stajni i doznała szoku Cyganki nie było w boksie! Oliwia pobiegła do rodziców :
-NIE MA CYGANKI!
-jak to nie ma?
-no nie ma zniknęła
I wtedy do drzwi zapukała koleżanka Oliwki Magda .Magda trzymała w ręku lonżę z cyganką
-Skąd ją masz?!
-Była przy waszym płocie z tyłu
-dzięki że ją przyprowadziłaś
-nie ma za co ,jutro widzimy się u mnie w domu ,Ok.?
-Ok.
-Do jutra Madzia!
-Do jutra Ola!
Nazajutrz dziewczynki spotkały się w domu Magdy .Dziewczyny grały w MONOPOL gdy do Oli przyszedł sms :
,,Ola po feriach zobaczymy się w szkole

Kamil”
-Od kogo dostałaś tego smsa?
-Od Kamila
-Co napisał?
-Że musimy się zobaczyć po feriach zimowych
-Po co?
-Nie wiem
Dziewczyny grały w Monopol do 16:15 a potem Ola poszła do domu .Gdy doszła do celu zobaczyła Kamila przed furtką .Była zaskoczona ale szła dalej nagle Kamil podbiegł do niej i powiedział:
-Musimy porozmawiać
-O czym?
-Moja mama dostała pracę w Trójmieście wyjeżdżamy za 2 tygodnie zaraz po feriach zimowych musisz mi pomóc !
-ale poco mam Ci pomagać nie masz innych znajomych?
-Mam ale tobie najbardziej ufam
-Ale ja nie mam czasu!
-Aha teraz to została mi tylko do pomocy Gabrysia z 1c a że jest fajtłapa na nią to już zupełnie liczyć nie mogę
-Dobra wymyślę coś i dam Ci jutro na GG znać Ok?
-Dobra na razie
-Pa
Ole poszła do domu zjadła kanapkę i poszła do Pięknej Cyganki .Spala więc Ola cicho weszła do jej boksu i nasypała paszy i siana do żłobu i wlała świeżej wody gdy Cyganka się obudziła Ola ją wyczesała i zmieniła wyściółkę w boksie 2 dni później do drzwi zapukał obcy mężczyzna i zapytał:
-Czy mają państwo malutką klacz arabskiego konia?
-Tak mamy
-Tak to Tara zabieram ją do domu czyli cyrku nr.6
-nie to tu jest Dom tej klaczy i nigdzie stąd nie pójdzie
-W takim razie dzwonię na POLICJĘ
I pan wykręcił nr .do komendanta i mówi:
-Panie policjancie proszę tu natychmiast przyjechać bo mam kradzież  konia z cyrku n r.6!
Policja szybko przyjechała :
-Co się wydarzyło?
-Ukradli konia z cyrku i przetrzymują w komórce!
-Proszę pokazać tego konia
-Oczywiście
-To tą klacz moja córka znalazła  na ulicy obok płotu sąsiadów więc to nie była kradzież
-To prawda panie Władku nie ma pan im nic do zarzucenia
-Dobrze kupię ją od pana ile pan proponuje ?
-Nie sprzedam jej
-Dobrze więc już idę
I  pan Władek odszedł bez Cyganki . Oliwka przeszła obok ojca obojętnie jakby słyszała cała rozmowę ojca , pana Władka i policjanta .Ola poszła do boksu Cyganki uczesała jej długa grzywę i ogon nasypała w żłób siano a w drugi żłób nalała wody .A pod czas kąpieli konika zaczęła rozmyślać na głos koń jej brata Maćka wychylił się zza drzwiczek boksu .A że Maciek był starszy o 2 lata od Oliwki to jego koń był starszy a od czasu przyniesienia przez Oliwkę Cyganki urosła bo Ola opiekowała się nią jak należy .Nagle koń Maćka zaczął wariować aż Ola krzyknęła do niego:
-SPOKUJ!
I nagle wszedł Maciej i wrzeszczał na Ole że na jego konia krzyczy .Ale tata szybko przybiegł i zabrał awanturnika .Ola odetchnęła z ulgą .Wiedziała że z tydzień wyjeżdża Kamil i postanowiła Mu pomóc 
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Kinga27 w Marzec 25, 2013, 12:38:21
to taka trochę nieudana ksiązeczka dla maluchów :P :P :P
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Demon w Marzec 25, 2013, 13:40:34
Na serio ty to napisałaś?   ???
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Kinga27 w Marzec 25, 2013, 15:31:35
Wątpisz w moje umiejętności?
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Demon w Marzec 25, 2013, 15:51:53
Niee... ;)
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Karoiiina w Marzec 28, 2013, 13:24:24
"Smutek i Szczęście - przeciwności się przyciągają"

Biegłam ile sił w łapach. Z każdej strony słychać było strzały i piski zwierząt. Przystanęłam na chwilę na głazie i rozejrzałam się. Stukot kopyt jakby się oddalił. Odetchnęłam z ulgą, lecz nagle z krzaków wybiegło dwóch myśliwych ze strzelbami w ręku. Przełknęłam głośno ślinę i uciekłam. Lecz oni mnie gonili. Chciałam użyć czarów, lecz musiałabym się zatrzymać. Nie mogłam polecieć, gdyż wtedy "stawka za moją głowę byłaby większa". Biegłam dalej. Przed jeziorem potknęłam się o kamień i wpadłam do niego. Łowcy pomyśleli, że się utopiłam, więc odeszli. Nie wiedzieli, że umiem oddychać pod wodą. Gdy nikogo nie było, uciekłam do dżungli.
Mieszkałam na bardzo wysokim drzewie. Następnego dnia spakowałam rzeczy, wzięłam feniksa i udałam się za wodospad. Była tam dosyć duża jaskinia. W sam raz dla mnie. Wyleciałam, aby poszukać mchu i patyków. Gdy je znalazłam, zaniosłam do jaskini. Czarami złożyłam te przedmioty w łóżko. Z dużego głazu zrobiłam stolik. Pomyślałam "gdzie ja znajdę kociołek do mieszania eliksirów?" Wyleciałam z jaskini. Poszłam do sklepu i kupiłam kociołek. Gdy wróciłam, w mojej jaskini siedział Mike, który od dawna mi się podoba. Niestety... Mike woli taką jedną Kamę. Gdy weszłam do "nowego domu" zapytałam się:
- Co ty tu robisz?
- O! Sorka, nie wiedziałem, że to twoja jaskinia. Już lecę. - powiedział, spiesząc się gdzieś.
Dzięki czarom ulepszyłam kociołek, żeby mi nie przeciekał. Wieczorem zjadłam kilka ptaszków i usnęłam.
Następnego dnia siedziałam w jaskini i segregowałam składniki do eliksirów. Nagle rozległ się jakiś hałas. Gdy wyjrzałam zza wody zobaczyłam sokoła, który polował na... Mike`a. Kilka wilków goniło za sokołem, jednak nie mogli go złapać. Przygotowałam odpowiedni czar, wycelowałam w sokoła i rzuciłam w niego. Sokół obrócił się i spadł prosto do Oceanu. Mike również spadł, gdyż nie miał sił już lecieć. Podleciałam do niego. Był cały we krwi. Robił się coraz słabszy.
- Mike... - szepnęłam.
On zamiast mi coś odpowiedzieć - pocałował mnie i umarł. Zaczęłam płakać. Przeniosłam jego ciało do mojej jaskini i poleciałam powiedzieć przywódcy, że trzeba zrobić pogrzeb. Nie mogłam przestać płakać. Zaprowadziłam go do mojej jaskini, aby mógł się upewnić, że Mike nie żyje.Byłam roztrzęsiona.
- Zaraz, chwileczkę... - powiedział pod nosem.
Powiedział jakieś dziwne słowa, po czym z jego pyszczka wyleciała niebieska kulka. Weszła w Mike. Po chwili Mike stanął na łapach. Samiec Alpha wyleciał. Mike mi bardzo podziękował. Zapytał, czy zostaniemy parą.
Ta historia była prawdziwa. Razem z Mike jesteśmy szczęśliwą parą.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Demon w Marzec 28, 2013, 13:29:46
Fajne nawet bardzo.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Karoiiina w Marzec 28, 2013, 18:20:16
Dzięki, wymyślałam jak się nudziłam w szkole. Jak można dodać jaskinię na Stronę Główną?
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Rossa w Marzec 28, 2013, 18:23:28
Musisz poczekać na Rebekę.Ona ci ją założy.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Rossa w Marzec 28, 2013, 18:24:31
Tak wogóle,to napisałam opowiadanie w wordzie xD
Jak na razie ma 9 stron,a to nie koniec.Chce ktoś duuuuuuuuuużo poczytać?
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Śnieżka (Blanka) w Marzec 28, 2013, 18:30:43
Rossa ja mogę... strasznie mi się ostatnio nudzi :P
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Rossa w Marzec 28, 2013, 18:32:18
Tylko wiesz....Ja to wrzucę bezpośrednio tutaj xD
I uprzedzam,że są tam użyte imiona:Rossa i Rautt xD
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Rossa w Marzec 28, 2013, 18:36:47
'(bez tytułu)'

Ostatnie, co pamiętam z mojego życia, to chęć popełnienia samobójstwa… Potem widziałam już tylko ciemny las dookoła mnie i słabe światło latarki. Ktoś krzyczał moje imię.
-Tutaj jestem! - krzyknęłam i zaczęłam machać rękami. Pomimo to, obcy mnie nie zauważył. Poderwałam się do góry. Zmierzając w stronę niezbyt jasnego światła, usłyszałam czyjś pisk. Automatycznie pobiegłam w kierunku wydawanego dźwięku i ujrzałam kolejne światło. Tym razem była to kobieta… Znałam ją bardzo dobrze. Niezbyt wysoka ,o ciemno-rudych, farbowanych włosach zawsze spiętych w koczek. Jak zawsze, pomimo nieprzyjaznych warunków, była ubrana w baleriny na niskim obcasie, długą, jasną spódnicę i ciemnozielony sweterek, a na jej szyi zwisała stonowana chustka. Tak, to była moja ulubiona nauczycielka włoskiego.
-Proszę pani, co się stało!? – krzyknęłam podbiegając do kobiety. Nic. Znów żadnej reakcji na moje krzyki. Po chwili przybiegło jeszcze kilka osób. Spojrzałam na wszystkich i w tłumie znalazłam moich rodziców. Co sprowadziło wszystkich do lasu, zwłaszcza o tak późnej porze!? Dopiero potem spojrzałam za ich wzrokiem.
Nie mogłam uwierzyć, w to co widziałam. Leżało tam ciało, poturbowane i rozdarte przez jakieś zwierzęta. Odeszłam parę kroków w tył, w ciężkim szoku. Nie mogłam wydusić z siebie ani jednego dźwięku… Ciało należało do mnie.
Nagle wszystko stało się jasne. Szukali mnie. Pomimo moich krzyków nie mogli mnie usłyszeć, bo już nie żyłam. Ale… co mnie zabiło? Nie wyglądało to na sprawkę dzikich zwierząt, ale na coś o wiele brutalniejszego. Nagle ktoś zaczął biec prosto na mnie. Odruchowo krzyknęłam i zamknęłam oczy, ale nic się nie stało. Osoba przebiegła jak przez powietrze. Zdziwiona przysiadłam na połamanym drzewie i zaczęłam to wszystko trawić. Byłam w strasznym szoku i nic z zewnątrz do mnie nie docierało.
Kiedy się ‘odetkałam’ i zbudziłam z ‘transu’ zaczęłam słyszeć przerażone krzyki zgromadzonych. Po chwili przybiegła policja i zaczęła zabezpieczać teren i moje szczątki.
Nie wiedziałam jednak, czym jestem. Duchem? A może to po prostu sen? Nie, to było zbyt realistyczne… Zemdlałam w ciężkim szoku.
Obudziłam się w łóżku. Nie był to mój pokój, ba!, wcale nie kojarzyłam tego miejsca! Podniosłam się powoli i rozejrzałam po pokoju. Niewielka, stara szafa stojąca przy drzwiach, stolik z dwoma krzesłami pod oknem, jakieś obrazy na ścianach i łóżko, w którym leżałam. Nic nadzwyczajnego…
Nagle do pokoju weszła jakaś dziewczyna. Dość długie, czarne włosy z czerwonymi końcówkami, schowane pod kapturem, czarne spodnie i ciemna bluzka… Do tego czerwone elementy, skórzane, lekko zakrywające dłonie rękawiczki i kolczyk w nosie niezbyt mówiły: ’Hej! Jestem miłą i fajną osobą! Zaprzyjaźnij się ze mną!’.
-Już wstałaś? Zaskoczyłaś mnie. Myślałam, że będziesz dłużej regenerować siły.
-C-co się stało? Gdzie ja jestem!? – prawie krzyknęłam do dziewczyny.
-Spokojnie… Jesteś u mnie w domu. Przyniósł cię tu mój brat, który znalazł cię nieprzytomną w lesie.
Skrzywiłam się lekko. To ja w końcu żyję, czy nie!?
-Jestem Rossa. – przedstawiła się dziewczyna. Podeszła do mnie szybkim krokiem. Miałam wrażenie, że gdy podchodziła jej nogi się rozmazywały… Pomyślałam, że to przez to, że jeszcze przed chwilą leżałam nieprzytomna i machnęłam na to ręką.
-Avril.
-Co robiłaś w lesie o tak późnej porze?
-Ja… sama nie wiem. – powiedziałam szczerze. Zaraz potem poczułam mocne ukłucie w głowie. Odruchowo się za nią złapałam i poczułam bandaże. Miałam je również na rękach.
-Nie przejmuj się, do jutra powinno się zagoić.
-Jak to!? To będzie się goić co najmniej miesiąc!
-Wcale nie. Regeneracja niedługo po śmierci jest bardzo szybka. – zamarłam. Czyli jednak nie żyję! Ale co sprawia, że Rossa mnie widzi? Co więcej, jak to możliwe, że jej brat mnie tu przyniósł!?
-Czym ja jestem? I kim ty jesteś? Nikt w lesie mnie przecież nie widział… –spytałam całkiem poważnie i, o dziwo, spokojnie.
-To ty nie wiesz? Jesteśmy duchami. – Rossa zaśmiała się lekko.
-P-przepraszam, ale czy mogłabyś zostawić mnie samą?
-Pewnie. – dziewczyna wyszła, zamykając za sobą drzwi. Pusty i cichy pokój dawał idealną atmosferę do takich właśnie przemyśleń…
-BUM BADA BUM BADDA BUM BUM BUM!
KUPIE SE ZUPE I ROWER KUPIE! – drzwi nagle się otworzyły i do pokoju wszedł dość wysoki chłopak. Spod ciemnego kaptura sterczały krótkie, czarne włosy. Ich końcówki były czerwone, jak u Rossy. Ubrany też był podobnie. -Uppss… Kiedy ostatni raz cię nawiedzałem, byłaś nieprzytomna. Nawet moje wrzaski cię nie obudziły. – zaśmiał się. Spojrzałam  na niego trochę dziwnie.
-Jestem Rautt. Możesz mi mówić również Red, Rosso, Rood, Vermell albo coś… Byle Czerwony. Bo to oznacza moje imię po islandzku. – uśmiechnął się, odsłaniając białe zęby.
-Rouge? – zaśmiałam się. Po francusku chyba też mogę…
-Nie, tego wolę nie używać… - przewrócił oczami i znów się uśmiechnął. Jego uśmiech był taki urzekający… zaśmiałam się cicho i zapomniałam o bólu głowy.
-Ejj… gdzie tak dokładniej jestem? – spytałam.
-Dokładnie? Za lasem, w którym cię znalazłem.
-Aha. – zastanowiłam się chwilę.  -A nie wiesz, co mnie zabiło?
-Nie za bardzo… Ale sądząc po obrażeniach twojego ciała to był wampir.
-Wampir!? Zwariowałeś!? Nie wierzę w takie bzdury.
-A w duchy niby co? Nie wierzysz? Przecież sama jesteś duchem… Ale jeśli zabił cię wampir, to będziesz dhampirem…
-Dhampir? Co to takiego?
-Duch, który może żywić się  duszami, wysysać je itd. … Ale nie musi. To dodaje mu sił i powoduje zwiększenie reiatsu, czyli energii duchowej.
-Aha.
-Im większe reiatsu, tym duch jest silniejszy i trudniej go zabić.
-Aha.
-Co ty z tym ‘aha’!? Możesz przestać!?
-Ee… Sorry? Mam jedno pytanie…
-Tak?
-Wampiry tak rozszarpują swoje ofiary? Nawet w bajkach o tym nie słyszałam…
-Zazwyczaj nie… Możliwe, że to była już sprawka wilków lub wilkołaków… Albo kotołaków. Tego akurat nie wiem. – zapadła niezręczna cisza.
-A ty? Jak zginąłeś? – spytałam po chwili. Nie wiem, czy to nie było zbyt osobiste pytanie.
-Ja? Dawne czasy… Zabił mnie właśnie kotołak. Dzięki temu mogę porozumiewać się ze wszystkimi kotowatymi… Poza tym, wyglądam jak ‘ludzka forma’ kotołaków, ale wciąż jestem duchem. – Rautt zdjął kaptur, a z jego włosów wyrastały kocie uszy. W tym samym momencie ukazał się giętki, czarny ogon, schowany wcześniej pod bluzą.
-Wow…
-Rossę zabił wilkołak, więc ma ‘psie’ elementy. – zaśmiał się. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Byłam w szoku. Znowu.  –Nie martw się. Za kilka dni dowiemy się, co cię zabiło. Na pewno nie było to normalne…
Znów niezręczna cisza. Kiedy Rautt wyszedł, pogrążyłam się w głębokim śnie. Moje życie i tak było do dupy, a teraz jestem niewiadomo czym. Po prostu pięknie!
Rano obudziłam się w tym samym pokoju. Przy łóżku, na krześle, stała tacka z przygotowanym śniadaniem. Bez namysłu sięgnęłam po talerz z kanapką, a potem po herbatę. Moje rany już się zagoiły, tak jak przewidziała Rossa. Jedząc kanapkę, coś mnie tknęło… To duchy też odczuwają głód!?
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Śnieżka (Blanka) w Marzec 28, 2013, 18:37:12
to może dodaj to w formie załącznika ? będzie łatwiej :P i nie zajmie tyle miejsca :P
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Rossa w Marzec 28, 2013, 18:37:59
cd.

-Twoje reiatsu znacznie się polepszyło. – znikąd pojawił się Rautt. – Wyraźnie czuć poprawę.
-To chyba dobrze, nie?
-Bardzo dobrze. Dzisiaj może wezmę cię na trening.
-Trening czego? – spytałam lekko zainteresowana.
-Samoobrony. Musisz nauczyć się bronić przed innymi ‘potworami’. – zaśmiał się.
-Zaraz… To nie wystarczy przez nie przenikać?
-Nie zawsze. Niektóre z nich potrafią zmaterializować duchy na moment, kiedy je dotkną. Niektórzy posługują się też czarami, inni alchemią i takie tam… Więc widzisz… Tylko ludzie tak naprawdę nic nam nie mogą zrobić. Niektóre ‘potwory’ są takimi idiotami, że też nie potrafią… - znów się zaśmiał.
-Aha. – Rautt spojrzał na mnie wilkiem. Zaśmiałam się i grzecznie przeprosiłam.
-Jak skończysz jeść, przyjdź do nas. Będziemy w salonie. – uśmiechnął się i wyszedł. Dopiero teraz przypomniałam sobie, że trzymam kanapkę i kubek herbaty. Lekko zdezorientowana otrząsnęłam się i wróciłam do jedzenia.

Kiedy weszłam do salonu, zastałam siedzącą w głębokim fotelu Rossę i Rautta siedzącego na bujanym krześle. Zaśmiałam się delikatnie. Pod oknem, obok przeszklonych drzwi na taras zasłoniętych delikatną firanką, stał stary telewizor. Pomieszczenie przypominało raczej dom moich dziadków, niż mieszkanie dla dwójki młodych ludzi…
-Avril, chodźmy na łąkę. – zaproponowała Rossa. Potaknęłam tylko i wyszłam za rodzeństwem. Dopiero teraz zwróciłam uwagę na to, że Rossa nie ma na sobie kaptura… Faktycznie. Uszy wyglądały bardziej na psie niż na kocie, a ogon zdecydowanie wskazywał na psa. Kiedy szliśmy przez ogród, miałam wrażenie, że jestem u swoich dziadków na działce. Pełno kwitnących kwiatów, posadzonych w ładne kompozycje, idealna, zadbana trawa i kilka drzewek owocowych. Poza tym, moje ulubione wierzby. Nie było ich dużo, a dokładniej dwie. Pod jedną z nich znajdowała się ławeczka, a tuż obok niewielki staw. W rogu dość dużej działki zauważyłam ogrodzony ogródek warzywno-owocowy. Marchewki, pietruszki, sałata, ogórki, maliny, porzeczki… Tak, to wszystko zdecydowanie rosło u dziadków.
Przechodząc przez ogród wróciły te szczęśliwe wspomnienia z życia. Kiedy, jako kilkulatka, bawiłam się u dziadków…
Na samym końcu ogrodu znajdowała się furtka. Za nią było trochę pola, a dalej ciemny, gęsty las i wydeptana ścieżka, prowadząc do niego. Pomyślałam, że na tym polu będziemy ćwiczyć. Myliłam się. Rossa, nieprzerwanie idąc ścieżką, weszła do lasu. Lekko się przestraszyłam, ale wciąż było widać ścieżkę. Idąc bez słowa przez jakieś 20 minut, doszliśmy na cudowną łąkę. Niezbyt wysokie trawy pozwalały na swobodne poruszanie się, a spora ilość kwiatów dodawała wszystkiemu uroku. Nieopodal zauważyłam kilka saren. Byłam ciekawa, czemu przed nami nie uciekają… No tak, one też nas nie widzą.
-To tutaj. – stwierdził Rautt.  –Od czego chcesz zacząć?
-A co mamy do zrobienia? – spytałam.
-Podstawową, ludzką samoobronę i magia. – odpowiedziała Rossa.
-Aha. To może najpierw podstawy. Trochę się tego uczyłam za życia…
-To dobrze. Szybciej załapiesz. A na razie, zrób kilka okrążeń wokół łąki. – popatrzyłam na całą łąkę. Nie widziałam drugiego końca. Lekko się załamałam, ale posłusznie zaczęłam biec. Nie dobiegłam do 1/4 trasy, a już musiałam się zatrzymać. Zdyszana przysiadłam na chwilę. Z oddali słychać było krzyki Rossy, żebym się nie zatrzymywała. Wstałam i zaczęłam biec dalej. Kiedy zniknęłam im z oczu (a przynamniej tak myślałam), położyłam się na trawie. Nie dawałam już rady.
-Wstawaj. – powiedział kotołak, który nagle pojawił się znikąd. Przestraszona podskoczyłam do góry. Przecież  nikt za mną nie biegł, więc jak to możliwe, że Rautt znalazł się tu tak szybko!?  – Na twoje pytania odpowiem później, a na razie biegnij! – posłusznie zaczęłam biec. Kiedy się odwróciłam, żeby spojrzeć na chłopaka, nie było go. Zdziwiona biegłam dalej. Nie wiem jak, ale udało mi się dotrzeć do rodzeństwa bez większego zatrzymania.
-I co teraz? –spytałam zdyszana.
-Biegnij dalej. Miałaś zrobić kilka okrążeń. – powiedziała Rossa.
-Chcesz może słuchawki? – powiedział brat, zdejmując je z uszu.
-Nie, dzięki. Chcę słyszeć świergot ptaków. – powiedziałam i pobiegłam dalej.

Do domu zaniósł mnie Rautt. Po 7 okrążeniach byłam padnięta. Zasnęłam w jego ramionach… Był taki ciepły!
- Ej, nie przywiązuj się tak do niej. – powiedziała Rossa, kiedy zauważyła że Vermell się uśmiecha.
-Niby czemu? Jest urocza, kiedy śpi.
-Przecież wiesz, że jestem dobrą siostrą. Pozwoliłam jej tu zostać, ale tylko do końca wakacji. Potem niech radzi sobie sama.
-Mamy jeszcze dużo czasu…
-Tak, ale chciałeś ją wytrenować. Więc czas z nią skraca ci się o co najmniej połowę.
-Oj, nie trajkocz…
-Będziemy musieli wracać do szkoły, a nie ma szans, żeby ona się tam dostała.
-Czemu nie? Przecież nie jest taka głupia.
-Może i nie jest, ale nie ma żadnego doświadczenia. Ot! taka duszyczka, która na pewno nie ukończy tego twojego treningu do końca wakacji! – warknęła.
-Da radę. Wierzę w nią.

Znów obudziłam się w łóżku. Tym razem na śniadanie dostałam jajecznicę. Kiedy wzięłam talerz spostrzegłam Rautta siedzącego na drugim krześle, patrzącego w okno. Był lekko przygnębiony.
-Coś się stało? – spytałam zmartwiona.
-Nie, nic. – odpowiedział i spojrzał na mnie.  –Jedz.
Posłusznie zabrałam się za jedzenie. Jajecznica była jedną z najlepszych, jakie jadłam. Dopiero po tym, jak wstałam, zauważyłam że nie mam zakwasów. Hmm… Dziwne. Wchodząc do salonu, zauważyłam brak Rossy.
-Rautt, gdzie Rossa? – spytałam chłopaka wchodzącego za mną.
-Dzisiaj potrenujesz tylko ze mną. – uśmiechnął się.  –Rossa musiała wyjechać… Do sklepu.
-Aha. To idziemy?
-Tak. – Rautt otworzył drzwi i mnie przepuścił z lekkim ukłonem. Zaśmiałam się, podziękowałam i wyszłam. Pewnie przeszłam do furtki i, trzymając się ścieżki, dotarłam na łąkę.
-Tooo… Co dziś robimy? – spytałam zainteresowana.
-Dzisiaj? Jeśli chcesz, to możemy nic nie robić… - uśmiechnął się.
-Nie no, coś trzeba zrobić… Może pokażesz mi jak działa magia?
-Pewnie. – uśmiechnął się, wystawił rozłożoną, jak do przybicia piątki, rękę i zaczął po cichu coś mówić. Zaraz po tym, z jego ręki wystrzeliła niebieska kula, przypominająca trochę kulę ognia… Ale to nie był ogień. To było coś bardziej niszczycielskiego.  –Przed każdym takim atakiem, musisz wypowiedzieć odpowiednie słowa. Podobnych ataków jest więcej, ale nie musisz znać wszystkich. Tylko najlepsi potrafią wystrzelić czymś takim ‘bez zaśpiewu’, czyli bez tych słów początkowych.
-Aha. Czyli wypowiadają tylko nazwę zaklęcia i strzelają?
-Tak. – Rautt się uśmiechnął.  –To jak? Chcesz się nauczyć robić taką kulkę?
-Jeszcze pytasz? – uśmiechnęłam się.
-To tak. Wyprostuj rękę i powiedz: duszo nieczysta, która daje mi siłę do walki, przywołaj tu wszystkie demony, aby móc je pokonać. Niebiańskie anioły, które obserwować to będą, niech znikną w ogniu piekielnym, bo pomóc mi nie chciały. KULA ZNISZCZENIA NUMER 2! – grzecznie powtórzyłam wszystko, co Rautt mi podyktował. Z mojej ręki wystrzeliła podobna kulka do tej, którą strzelił chłopak. Tylko że moja była większa… Pisnęłam ze szczęścia, że mi się udało. Podskakiwałam jak małe dziecko, a potem jeszcze przytuliłam Rautta. Po chwili się opamiętałam.
-Sorry… - zaśmiałam się delikatnie. Rumieniłam się, tak samo jak kotołak.
-Dobrze ci idzie. – stwierdził. – Niedługo nauczysz się robić trudniejsze rzeczy.
-To dobrze. – uśmiechnęłam się.
-Zrób to jeszcze kilka razy, a potem ci coś pokażę…
-Co mi pokażesz? – spytałam zaciekawiona.
-Zobaczysz.
Kiedy powtórzyłam kulkę zniszczenia 6 razy, byłam bardzo zmęczona. Nie wiedziałam, że to takie wyczerpujące!
-Widzę, że się zmęczyłaś.
-Nie, wcale nie! Mogę jeszcze raz! Duszo nieczysta, która daje mi siłę do walki, przywołaj tu wszystk…
-Daj spokój. – opuścił moją rękę. – Dyszysz.
-No dobra… A teraz mi pokaż, co chciałeś mi pokazać.
-Dobra. Tak jak się umawialiśmy. Zamknij oczy.
-Czemu!?
-Zamknij. Zobaczysz. – posłusznie zamknęłam oczy. Poczułam tylko pewny chwyt Rautta i miałam wrażenie, że ziemia osunęła mi się spod stóp. Zaraz potem znów znalazłam grunt, ale był kompletnie inny od tego, na którym stałam wcześniej. –Już możesz otworzyć oczy.
Kiedy zobaczyłam widok, który roztaczał się dookoła, nie byłam pewna, co widzę. Staliśmy nad urwiskiem, wśród cudnego lasu. Widok był tak cudowny, aż wstrzymywałam oddech. Dość wysokie góry, pokryte piękną zielenią, naokoło nas pełno kwiatów i drzew… I moja ulubiona wierzba, a pod nią ławeczka.
-Usiądziemy? – kiwnęłam tylko głową i usiadłam. Tam było tak pięknie! –Wiedziałem, że ci się spodoba. – uśmiechnął się i również usiadł.
-A-ale jak my się tu znaleźliśmy?
-Teleportacja. To akurat potrafią tylko duchy i niektórzy madzy.
-Aha. Czyli ja też tak umiem?
-Tak, ale musisz się jeszcze dokładnie nauczyć, jak tego używać. Zajmiemy się tym kiedy indziej, a teraz podziwiaj widoki. – niepewnie mnie przytulił. Uległam mu i położyłam głowę na jego piersi.
Rautt, lekko zdziwiony drgnął. Pomimo to, było mi bardzo przyjemnie. Uśmiechaliśmy się.
-Tam, w dole, jest moja szkoła. Znaczy, moja i Rossy. To jest moje ulubione miejsce w tej szkole…
-A co robicie w tej szkole?
-Uczymy się, tak jak w normalnych szkołach. Jest to szkoła nie tylko dla duchów, więc jest dość ciekawie.
-Aha. A mogłabym do niej chodzić?
-Właśnie po to cię trenuję. Żebyś mogła się tu zapisać, musisz umieć obronić się przed innymi potworami, bo nie zawsze są przyjazne. Poza tym, jak z twoimi ocenami za życia?
-Dość dobre…3 z fizyki, 5 z chemii, matmy, biologii i angielskiego, 6 z włoskiego i wychowania fizycznego, muzyki, plastyki i religi…4 z geografii i techniki… i to chyba tyle.
-No to już masz możliwość zapisania się tutaj. To jest jedna z najlepszych szkół dla martwych. – zaśmiał się.
-Dziękuję za to, co dla mnie robisz. – zarumieniłam się pocałowałam chłopaka w policzek.
-N-nie ma za co… - również się zarumienił.
Przesiedzieliśmy tak, aż do zachodu słońca.

-Szybciej! – krzyczał Rautt, rzucając we mnie nożami treningowymi. – Chcesz, żebym cię trafił!? Za wolno!
-Robię co się da! – krzyknęłam. Faktycznie, ledwie wyrabiałam się z teleportowaniem. Kilka noży zahaczyło o moje ubranie, albo też musnęło moją skórę.  –Przerwa!?
-Nie ma czasu! Chcesz chodzić do tej szkoły, czy nie!?
-Chcę!
-To nie jęcz, tylko uciekaj! – rzucił kolejnym nożem, który zahaczył czubkiem o moje dość długie włosy, przefarbowane tak, że miałam głownie odrosty delikatnie różowe, a reszta była prawie platynowa. (http://28.media.tumblr.com/tumblr_ksz2kb7Zd31qzgk7so1_500.jpg)
Przestraszona pojawiłam się tuż za kotołakiem i złapałam za szyję. Rzuciłam nim delikatnie o ziemię.
-Prosiłam o przerwę. – powiedziałam zdecydowana.
-Dziewczyno, ale ty masz chwyt! O mało co mnie nie udusiłaś!
-Wcale nie! Przecież delikatnie cię złapałam!
-Delikatnie!? Pogięło cię!? – złapał się za głowę. Pokazał mi rękę całą w krwi. –To było delikatnie!? Tak grzmotnąłem o ziemię, że o mało co nie rozwaliłem sobie głowy!
-Uupss… Nic ci nie będzie! – stwierdziłam. –Przepraszam. – zaczęłam pomagać mu wstać.
-Nie no, spoko. Może i masz rację… Nie trzeba było cię tak cisnąć z tym treningiem…
-Idziemy do domu?
-Tak, chodźmy. – teleportowaliśmy się do salonu.

-Boże, Rautt! Co się stało!? – panikowała Rossa. Potem spojrzała na mnie.  –Co ty mu zrobiłaś!?
-Przewróciłam go… Ale nie chciałam zrobić mu krzywdy.
-Ale zrobiłaś! Wyjdź z tego domu, zanim cię zamorduję!
-Rossa! Daj spokój, ni-nic się nie stało… - próbował uspokoić ją Rautt. Po tym delikatnie oparł się o ścianę i osunął się na ziemię, zostawiając na ścianie smugę krwi.
-Stało się! Wyjdź! – krzyknęła, a ja natychmiast się wyteleportowałam z domu.

Usiadłam na ławce, jeszcze raz  oglądając cudowny widok. Popatrzyłam w dół, na duży budynek. Dopiero teraz zauważyłam coś interesującego… Szkoła z internatem!? Rautt już złożył tam moje papiery ,więc od września będę tam mieszkać… Ciekawe. Został już tylko miesiąc. Miesiąc, który muszę poświęcić na przygotowania. Jedyne, czego się nauczyłam przez ostatni tydzień to kilka rodzajów kul zniszczenia,  szybka teleportacja i podstawy samoobrony. Pomimo to, zrobiłam  się jeszcze bardziej wytrzymała.
-Wiedziałem, że tu będziesz. – powiedział głos za mną. Odwróciłam się nagle w jego kierunku.
-Rautt! Ale jak…? Rossa przecież by cię nie puściła…
-Bo nie puściła. Ogłuszyłem ją patelnią. – zaśmiał się i wyciągnął zza pleców patelnię. Również się zaśmiałam. Wstałam i podbiegłam do chłopaka. Przytuliłam go, ciesząc się, że nic mu nie jest.  –Avril… Daj spokój, nic się nie stało!
-Przepraszam.
-Nie masz za co. Jak już, to powinnaś przepraszać raczej Rossę, bo ci nie wybaczy. Jestem jej oczkiem w głowie.
-Nic dziwnego, skoro jesteście bliźniętami.
-A ja wiem? Nie miałem innego rodzeństwa, więc nie wiem, jak to powinno wyglądać.
-Ja wcale nie miałam rodzeństwa. Widzisz, każdy ma inaczej. – zapadła niezręczna cisza. Na chwilę się odwróciłam, a Rautt musnął mnie ogonem i złapał za rękę. Zachichotałam. Obróciłam się nagle, a chłopak mnie pocałował. Zarumieniłam się, tak samo jak on. To nie był specjalny pocałunek. Szybko się od niego odsunęłam, cała czerwona.
-W-wybacz. - wyjąkał.  –Ja nie chciałem. – był czerwony jak cegła.
-To moja wina. To powinnam przeprosić.
-Nie! Ni-nic się nie stało. Grunt, że Rossa nie widziała… Zamordowałaby cię. Nie wiem, czy wiesz, ale ona za tobą nie przepada. Od początku była do ciebie tak nastawiona.
-Wiem. Dało się to zauważyć.
-A odkąd twoje reiatsu mocno wzrosło…
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Rossa w Marzec 28, 2013, 18:38:41
Tsa...za późno xD
Poza tym,nie miałam zamiaru tego nigdzie umieszczać...
Piszę,bo mi się nudzi.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Rebeka w Marzec 28, 2013, 18:41:15
Musisz poczekać na Rebekę.On ci ją założy.
"On"?!
Ale to miłe hahaha
raczej "ona"
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Rossa w Marzec 28, 2013, 18:42:23
Ups...sorry xD
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Śnieżka (Blanka) w Marzec 28, 2013, 18:45:41
ejj wiesz co ja dopiero przeczytałam jedno a ty już drugie wstawiłaś... :P
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Rossa w Marzec 28, 2013, 18:47:07
Oj,żeby od razu całość była ^^
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Śnieżka (Blanka) w Marzec 28, 2013, 18:56:35
ehh. skończyłam :P Super... wiesz napisz kolejne to sobie poczytam :P
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Rossa w Marzec 28, 2013, 18:57:37
Spoko...Piszę to dopiero od wczoraj i zamierzam kontynuować...Wiesz:co tam w szkole itd....
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Śnieżka (Blanka) w Marzec 28, 2013, 19:01:09
okej. to jak napiszesz to wstaw :)
ja jak zaczęłam pisać opowiadanie to jakoś mi się kończyć nie chciało. Napisałam jakieś dwa na komputerze i nie skończyłam teraz coś tam tez napisałam i nie skończyłam :)
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Rossa w Marzec 28, 2013, 19:04:21
Spoko ;)
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Rossa w Marzec 29, 2013, 08:46:25
cd.

-A odkąd twoje reiatsu mocno wzrosło… - znów zapadła niezręczna cisza.
-Gdzie mam teraz mieszkać?
-Poczekaj. – Rautt zniknął i kilka minut później pojawił się z kilkoma pakunkami. Rozłożył wszystko na ziemi. Był to duży namiot, śpiwory, jakaś latarka, krzesiwo, poduszki i jakiś prowiant.  –Pomieszkamy sobie tutaj.
-Jak to ‘pomieszkamy’?
-Nie zamierzam wracać do Rossy. Nie po tym, jak cię potraktowała.
-Aha. – zaczęliśmy stawiać namiot, tuż obok wierzby.

Nie mogłam zasnąć. Może było to spowodowane obecnością chłopaka, który mnie pocałował? Nie wiem. Wiem, że nie byłam pewna, co do niego czuję. Zauważyłam, że się mu podobam, ale ja chyba tego nie czuję. Jest dla mnie raczej jak brat. Cicho wyteleportowałam się z namiotu i zaczęłam oglądać gwiazdy. Niebo było bardzo czyste, a księżyc mocno świecił. Pomimo panującego chłodu siedziałam bez bluzy…
-Piękne niebo, co? – usłyszałam głos Rautta.
-Tak. Nie śpisz?
-Nie, jakoś nie mogłem zasnąć. – skłamał. Obudził się, bo wyczuł, że mnie nie ma. Aż do świtu siedzieliśmy, nie odzywając się do siebie ani słowem.

-Szybciej strzelaj!
-Anioły wszechmocne, diabły cudowne. Niebo spadło na nas, a piekło je wchłonęło. Diabły, zabijcie wszystkie demony tego świata i dajcie mi siłę do walki. KULA ZNISZCZENIA NUMER 5! – z mojej ręki wystrzeliła ogromna, czerwona kula. Przypominała tą niebieską, ale z tej tryskały jeszcze pioruny.
-Dobrze! Jeszcze raz!
Powtórzyłam wszystkie czary, jakie znałam. A było ich chyba 14. Pierwszych trzech nauczyłam się już używać bez ‘zaśpiewu’, więc miałam trochę gadania z głowy.
-Jeszcze raz! Wszystko!
-Naprawdę muszę? Ćwiczę już to od rana!
-To dopiero 3 godziny! Nie przesadzaj!
-Dobra. – warknęłam cicho.  –KULA ZNISZCZENIA NUMER 1! – w ostatniej chwili wycelowałam w Rautta. Niestety był wystarczająco szybki, żeby się teleportować w inne miejsce.
-Zwariowałaś!? Co ty, chcesz mnie zabić!?
-Możliwe. Daj mi chwilę przerwy!
-Przecież wiesz, że został nam niecały miesiąc, a ty prawie nic nie umiesz!
-Jak ‘prawie’ nic!? Nauczyłam się już bardzo wiele!
-Ale umiesz tylko 3 rodzaje magicznych kul bez ‘zaśpiewu’! I ty to nazywasz ‘umiejętnościami’!?
-Ty sam nie umiesz żadnej!
-Tak, ale ty masz większy potencjał! I większą energię duchową!
-Oj, cicho siedź! – weszłam obrażona do namiotu i zamknęłam się w nim. Byłam zmęczona, choć nie tak, jak na samym początku nauki magii. Siedząc chwilę w samotności, uspokoiłam się i odpoczęłam. Kiedy wyszłam z namiotu, nigdzie nie widziałam Rautta.
-Rautt! Gdzie jesteś? Wyłaź! Wiem, że gdzieś tu jesteś! – moje nawoływania nie dały skutku. Skupiłam się i faktycznie, nigdzie w okolicy nie było czuć jego reiatsu. Samotna i smutna usiadłam na ławeczce pod wierzbą. Było mi przykro, ale przecież nic mu się nie stało! Czekałam na niego i do końca dnia siedziałam w bezruchu. Nie wrócił. Następnego dnia również się nie pokazał.
Minął tydzień. Trenowałam w samotności, a i tak się sporo nauczyłam. Kolejne 4 rodzaje kul bez ‘zaśpiewu’. Byłam z siebie dumna, ale martwiłam się o kotołaka. Po kolejnym tygodniu zaczęło brakować mi jedzenia, a nauczyłam się kolejnych 5 kul. Zostały 2. Były trochę trudniejsze od innych i o wiele dłuższe. Rautt mówił, że doskonałe opanowanie ich zajmuje średni 3 miesiące.

-Co się stało? Już nie chcesz się zajmować naszą księżniczką? – spytała Rossa ironicznie.
-Nie. Nie chcę. Za jakieś dwa tygodnie skończy jej się prowiant, więc wtedy ją odwiedzę. – Rossa oniemiała. Była szczęśliwa, że w końcu ze mną skończył! Przytuliła go.
-Mój kochany braciszek… - powiedziała czule. W jej głosie słychać było rządze władzy nad bratem i chciała go zmanipulować.  –Ale po co jej jedzenie? Poradzi sobie, w lesie jest wiele zwierząt… Przecież nie chcesz jej teraz widzieć, prawda?
-Nie, nie chcę. Próbowała mnie zabić, a potem się ze mną kłóciła!
-A to niedobra dziewczynka… Nie zasługuje na pyszne jedzonko…
-Nie, nie zasługuje…

Kiedy skończyło się jedzenie, byłam zmuszona do polowań. Miałam szczęście, że zwierzęta mnie nie widzą. Ale… wilki, lisy, rysie i króliki przede mną uciekały… Dziwne, skoro jestem dhampirem. Wieczorem siedziałam na ławce, patrząc w gwiazdy. Nie byłam głodna, upieczona sarna była pyszna! Tęskniłam za Rauttem. Aż tak się obraził!? Nagle za moimi plecami usłyszałam kroki. Odwróciłam się.
-Rautt! Jak się cieszę, że wróciłeś! – rzuciłam się mu na szyję. Był jak z posągu, taki nienaturalny… Nie zareagował na to, że się do niego przytulam.
-Masz tu jedzenie. Żebyś nie umarła z głodu. – podał mi kilka siatek z prowiantem.
-Gdzie ty byłeś!? Martwiłam się o ciebie…
-Nie powinno cię to obchodzić. – zniknął. Bez pożegnania opuścił miejsce, w którym spędziliśmy tyle czasu… Rozpłakałam się. Całą noc nie mogłam zasnąć. Siedziałam i zastanawiałam się, czemu Rautt tak mnie potraktował. Kolejną rzeczą, jaką musiałam ustalić, to to, czemu aż tyle zwierząt mnie widzi, a co gorsza, czemu je wszystkie rozumiem. Kolejny trening wyglądał jak każdy, który sobie sama robiłam. Już niewiele mi brakowało do nauczenia się dwóch ostatnich kul.

Został mi już tylko tydzień. Odkryłam, że kiedy rozmawiam z królikiem, to wyrastają mi królicze uszy i ogonek. Kiedy rozmawiam z lisem, królicze elementy znikają, a wyrastają mi lisie uszy i ogon. Tak się dzieje, nieważne z czym będę rozmawiała, o ile to mnie widzi. Czym ja, do cholery, jestem!?

To już ostatni dzień, który spędzam w otoczeniu moich zwierzęcych przyjaciół. Najbardziej zaprzyjaźniłam się z kilkoma wilkami, liskiem i króliczkiem – Bunny’m. O dziwo nie zjedli się. Spokojnie zasnęłam w namiocie, w otoczeniu wszystkich przyjaciół. Obiecałam, że będę ich odwiedzać, a Bunny’ego wezmę ze sobą.

Pierwszy dzień w nowej szkole… Gdyby nie Bunny, to dostałabym chyba zawału. Zaraz, duchy mogą mieć zawał!? Nieważne. Było tu pełno wampirów, wilkołaków, kotołaków, czarownic i wróżek. Były też chyba jakieś syreny, ale ciężko było je poznać na lądzie. Miały po prostu ludzki wygląd. Duchów – brak. Nawet nigdzie nie mogłam dojrzeć Rossy i Rautta. Nie widziałam również nikogo, kto miałby królicze uszy, tak jak ja. Większość mijanych osób dziwnie się na mnie patrzyła. Nie dziwię się im. Królicza dziewczyna – duch niosąca małego króliczka… Śmiesznie to musiało wyglądać.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Śnieżka (Blanka) w Marzec 29, 2013, 09:04:54
super się czyta ^^
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Rossa w Marzec 29, 2013, 09:10:10
Yay ^^ Dzięki
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Rossa w Marzec 29, 2013, 17:50:33
cd.
Pierwszy dzwonek… Wszyscy zaczęli zamierzać w kierunku budynku szkoły. W korytarzu wisiał plan lekcji i rozpiska, kto do jakiej klasy chodzi. Zaczęłam biec do sali numer 7 na godzinę wychowawczą. Kiedy niepewnie weszłam do klasy, usiadłam w ławce gdzieś na końcu. Nie była to duża klasa, bo było nas tam tylko 9 osób, bo brakowało jednej. Rautt mi tłumaczył, że jest w klasach tak mało osób, gdyż mamy być dla siebie jak rodzina. Naszym zadaniem jest przywiązać się do siebie i żyć jak rodzeństwo… Nasze pokoje znajdują się na tym samym piętrze, więc będzie łatwiej.
-Proszę o ciszę! – krzyknęła nauczycielka. Dość wysoka, piękna kobieta, wyglądająca na około 25 lat. Jej skóra miała piękny odcień kawy z mlekiem. Długie, czarne włosy i sterczące z nich kocie uszy zgrywały się w piękną całość. Ubrana była na galowo, jak wszyscy. Ja swój strój dostałam od Rautta.                   –Proszę, przedstawcie się po kolei i powiedzcie jakiego rodzaju potwora jesteście. Ja zacznę. Nazywam się Luisa i jestem kotołakiem. Możecie się do mnie zwracać po imieniu. Mam być dla was jak starsza siostra.
-Ja mam na imię Light i również jestem kotołakiem. – jakiś chłopak wstał i się przedstawił. Był bardzo przystojny. Krótkie włosy w odcieniu krówki ślicznie zgrywały się z jego uszami. (http://www.indecco.pl/obrazki/poz_bezowy_ral_1002.jpg)
-Jestem Jess i jestem wampirem. – przedstawił się chłopak o bladej cerze i blond włosach z czarnymi końcówkami.
-Ja również jestem wampirem i mam na imię Frank. – wstał chłopak o równie bladej cerze i krótkich blond włosach. Widać było, że są rodzeństwem.
-Mam na imię Debbie i jestem wilkołakiem. –  mulatka o długich, ciemnobrązowych włosach wstała i uśmiechnęła się do wszystkich.
-Nazywam się Ellie i jestem kotołakiem. – powiedziała dziewczyna o zielonych włosach i czarnych uszkach. Wyglądała uroczo.
-Ja jestem Amy i jestem czarownicą. – dziewczyna wstała i pokazała się. Miała dość krótkie, czarne włosy z niebieskimi pasemkami.
-Ja jestem Avril i nie do końca wiem, czym jestem. Na pewno jestem duchem.– wszyscy na mnie popatrzyli. Faktycznie, w ich oczach malowało się zdumienie, ale jednocześnie zrozumienie. Sami nigdy nie widzieli dziewczyny – królika.
-Dobrze, Avril. Na razie usiądź, potem się tobą zajmiemy. – powiedziała Luisa.
-Na imię mam Lawrence i jestem wilkołakiem. – wstał chłopak o siwo – srebrnych włosach. Wyglądał słodko!
-Ja jestem Jack i jestem… spidermenem! Buahahahaha!
-Jack, uspokój się. Przecież wszyscy widzimy, że jesteś wilkołakiem. – powiedziała Amy. Jack wyglądał uroczo i tak się zachowywał.
-Ok, skoro wszyscy się już znamy chodźcie za mną. Pokażę wam wasze pokoje. – Luisa wyszła z Sali i zaczęła prowadzić nas przez główny korytarz. Wyszliśmy na dwór i przeszliśmy do innego, dość dużego budynku. Weszliśmy na trzecie piętro i doszliśmy do korytarza, w którym było pięć drzwi.          –Dobierzcie się w pary. Będziecie mieszkać dwójkami.
Spora część klasy ustaliła to ze sobą wcześniej. Podeszła do mnie Amy i złapała mnie za rękę.
-Dobra, czyli tak: Frank i Lawrence, Ellie i Debbie, Jess i Jack, Amy i Avril i Light z Rauttem, tak?
-Tak!- ktoś krzyknął.
-Dobra, dobierzcie sobie pokoje. Na razie was zostawiam, jak coś pokój mam na ostatnim piętrze. Nie rozwalcie niczego! – wszyscy biegiem się rzucili do pokoi. Razem z Amy zajęłyśmy pokój drugi z lewej. (ustawienie drzwi: jedne naprzeciwko wejścia z korytarza, dwa po prawej i dwa po lewej)
-No, to co chcesz robić? – spytała Amy przyjaźnie.
-Ja? Nie wiem. A ty Bunny? – spytałam króliczka.
-Ja chcę marchewki. – odpowiedział. Zaśmiałam się.
-Jesteś czarownicą, tak? A umiesz wyczarować marchew dla króliczka?
-Tak, proszę bardzo. – uśmiechnęła się i na jej dłoni pojawiły się marchewki. Bunny zaczął jeść marchewki ze smakiem. Położyłam go na łóżku i usiadłam.
-Too… Skąd jesteś?
-Ja? Z daleka. A ty?
-Nie do końca wiem. Chyba też z daleka.
-Avril. Chodź ze mną. – do pokoju weszła Luisa. Lekko przestraszona i zdenerwowana wstałam i poszłam za dziewczyną. Wyszłyśmy z budynku i na powrót weszłyśmy do szkoły. Nie zaszłyśmy daleko, bo weszłyśmy do gabinetu dyrektorki.
-Cześć Luisa. O co chodzi? Już ktoś coś nabroił? – zaśmiała się miło.
-Nie, jeszcze nie zdążyli. Mam tu bardzo ciekawą osóbkę… Twierdzi, że nie wie, czym jest.
-Pokaż się no tu… - wyszłam zza Luisy.
-Mam na imię Avril. Jestem duchem. – powiedziałam niepewnie. Dyrektorka mnie oglądała z każdej strony i nie mogła się nadziwić moimi uszami i puchatym ogonkiem.
-Coś mi tu nie gra. Zdecydowanie ktoś maczał palce w twojej krwi i DNA. – niespodziewanie mnie powąchała.  –Pachniesz raczej jak dhampir z nutą królika, ale to raczej niemożliwe… - uśmiechnęła się tajemniczo.
-Nie wiesz może, gdzie jest twoje ciało? I w jakim jest stanie?- spytała Luisa.
-Nie, przykro mi. Ostatnio widziałam je jakieś dwa miesiące temu… Było rozszarpane.
-Dziwne. Zdecydowanie zabił cię wampir, ale był to chyba na dodatek jakiś psychopata. Mogę cię ugryźć? – spytała Luisa. Lekko przerażona tym pomysłem, pokiwałam głową. Chwilę po tym poczułam tylko krótkie szarpnięcie o moją rękę. Kiedy na nią spojrzałam, leciała z niej strużka krwi… Dyrektorka znikąd wyjęła jakąś fiolkę i zaczęła zbierać moją krew.
-Przyda nam się do badań. Dziękujemy, Avril. Idź teraz do pielęgniarki, znajduje się na końcu korytarza. – grzecznie wyszłam i poszłam gdzie mi kazano. Na miejscu zastałam pomieszczenie z kilkoma łóżkami i bardzo mile wyglądającą czarownicą. Zawinęła moją rękę w bandaż, po czym odesłała mnie do pokoju.

-Pani dyrektor, w jej krwi czuć kotołaka, wilkołaka, wampira i królika naraz!
-Nie pleć bzdur, Luisa!
-Nie plotę! Sama się przekonasz, Ririn. – polizała stróżkę mojej krwi, spływającej jej z kącików ust.
-Luisa, dostarcz to pielęgniarce. Niech to zbada. – podała zatkaną fiolkę z czerwonym płynem. Dziewczyna wyszła i zaniosła to do ‘laboratorium’.
-Zbadaj tę krew, dobrze?
-Pewnie. Na jutro przyniosę ci wyniki...
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Śnieżka (Blanka) w Marzec 29, 2013, 17:54:28
ooo nowe opowiadanie !
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Śnieżka (Blanka) w Marzec 29, 2013, 21:06:32
te opowiadania są coraz ciekawsze :P
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Rossa w Marzec 29, 2013, 21:08:42
Jej,serio? Dzięki ^^
Będę musiała je kiedyś mamie do sprawdzenia dać...póki co nie wie,że je piszę :P
Poza tym,jestes tego samego zdania,co moja koleżanka z klasy.Wchodzi tutaj to czytać,bo na gg co się nie wysyła :-[
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Śnieżka (Blanka) w Marzec 29, 2013, 21:13:05
mi serio się podoba to opowiadanie. Daj mamie na 100% będzie zadowolona :)
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Rossa w Marzec 29, 2013, 21:13:58
Dam jej,jak skończę.Na razie jest 15 stron w wordzie i 5 280 wyrazów xD
A mama jest polonistką :P
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Śnieżka (Blanka) w Marzec 29, 2013, 21:17:18
to tym bardziej jej daj... A jak skończysz to zrób z tego książkę :P normalnie okładka strony autor tytł itd itp
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Rossa w Marzec 29, 2013, 21:19:32
Zamierzam.Koleżanka mi już to zaproponowała ^^
Tylko nie wiemy,jaki dać tytuł.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Śnieżka (Blanka) w Marzec 29, 2013, 21:22:17
"Opowiadanie" xD albo "Przygoda Avril"
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Rossa w Marzec 29, 2013, 21:23:23
Miałyśmy kilka pomysłów...
'Tajemnicza','Nowe życie Avril','Nowy etap'...
Ale są takie o.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Śnieżka (Blanka) w Marzec 29, 2013, 21:25:07
a może " Nowy etap tajemniczego życia Avril" haha wszystkie tytuły w jednym
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Rossa w Marzec 29, 2013, 21:26:11
Ale byłoby chyba trochę za długie...
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Śnieżka (Blanka) w Marzec 29, 2013, 21:27:00
co ty... widziałam dłuższe tytuły
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Rossa w Marzec 29, 2013, 21:27:52
Hehe...obgadam to z koleżanką i pomyślimy ;)
A na razie,to muszę kończyć.
Papa.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Śnieżka (Blanka) w Marzec 29, 2013, 21:28:44
pa :)
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Rossa w Marzec 30, 2013, 15:48:53
cd.

Pierwsza noc w nowym miejscu. Nie mogłam zasnąć, choć Amy już spała. Miałam szczęście, że nie złożyłam namiotu. Teleportowałam się do niego i zastałam moich wilczych przyjaciół, drzemiących obok niego. Zaraz potem moje uszy i ogon zmieniły się na wilcze. Jeden z nich się obudził i podbiegł do mnie uradowany.
-Avril! Jak pierwszy dzień w szkole? Masz jakieś koleżanki?
-Tak, mam. Są naprawdę bardzo miłe…
-Coś nie tak?
-Nie, nic. Jak tam Lucy? Ostatnio była mocno ranna…
-Już z nią w porządku. Martwi się o ciebie chyba najbardziej z nas wszystkich…
-Nie dziwię się. Gdzie ona jest?
-Przepraszam, ale jest w twoim namiocie.
-Nie ma sprawy. Oby tylko była zdrowa. – pogłaskałam wilka. Uwielbiał to. Po paru minutach obudziła się cała sfora, która liczyła siedem wilków. Wszystkie mnie uwielbiały. Śmiejąc się, bawiłam się z nimi do rana. Nie chciałam budzić Lucy… Niestety, nie udało mi się. Mały lisek wyjrzał nieprzytomnym wzrokiem z namiotu. Kiedy mnie zobaczyła, nie mogła się powstrzymać i z impetem rzuciła mi się do rąk. Kiedy się uspokoiła, zaczęłam powoli ją głaskać, a moje uszy i ogon znów się lekko zmieniły.
-Wybacz, Lucy. Muszę już iść. Zaraz mam lekcje. – delikatnie odłożyłam liska i zniknęłam. Lucy prawie się popłakała… Wiedziałam, że nie powinnam się zaprzyjaźniać ze zwierzętami. Rozstanie z nimi sprawia ból nie tylko mi, ale też moim przyjaciołom…

Pierwsza lekcja nie była nadzwyczajna. Najprostsza w świecie matematyka. Kolejną… kolejną mogę nazwać z lekka dziwaczną. Niby biologia z tematów anatomii… ale nie ludzkiej. Uczyliśmy się o ich podstawowej budowie ciała potworów, tylko opartej na ludzkiej. Za to na WOSie  rozmawialiśmy o rodzajach potworów i ich zwyczajach. Kolejną lekcją, jaką zaliczyliśmy, był angielski. Po prostu. Najśmieszniej wyglądał chyba WF. Zwłaszcza w wykonaniu wilkołaków, kotołaków i mnie. Krótkie spodenki ślicznie zgrywały się z moim lisim ogonkiem. Co prawda, już na pierwszej lekcji wszyscy byli w ciężkim szoku, widząc u mnie inny ogon i uszy. Internat pozwalał na skrócone lekcje i długą przerwę obiadową. Dzięki temu mieliśmy mnóstwo wolnego czasu.

Minął tydzień. Rautt wciąż się nie pojawił, a ja codziennie odwiedzałam Lucy. Zaprzyjaźniłam się również z Amy. Dzięki niej, wyglądałam czasami normalnie… W każdym bądź razie, martwiłam się o chłopaka… Któregoś dnia, wracając do pokoju zobaczyłam Rossę. Zaczepiłam ją, pytając gdzie jest Rautt. Dziewczyna tylko na mnie warknęła i poszła dalej. Zdziwiona wzruszyłam ramionami. Pozostało mi tylko czekać…

Uwielbiam tą szkołę… Mnóstwo fajnych osób, las dookoła… Jedyna ścieżka, ułożona z kostki brukowej, łączyła budynek szkoły z pokojami uczniów.
-Bunny! Gdzie idziesz?
-Do Lucy. Spotkajmy się wieczorem, u niej.
-Ok. – powiedział, po czym zniknął w pobliskich krzakach. Siedziałam teraz na ławce, całkiem sama. Patrzyłam na mijające mnie osoby…

-Luisa! - krzyknęła pielęgniarka, która zauważyła ją na korytarzu.  –Chodź tu!
-Co się stało!?
-Mamy wyniki!
-Tak!? – spytała lekko zaskoczona. Nie wierzyła, że pielęgniarka naprawdę zrobi to tak szybko.
-Tak. Dziewczyna jest duchem, ale jeszcze przed śmiercią, dostała dożylnie krew wilka, kota i królika. Dopiero potem wstrzyknięto jej wampirzy jad.
-Ach… Ale kto mógł to zrobić?
-Nie wiem… Na pewno nikt z naszej szkoły.
-Przynajmniej o tyle dobrze. Idę przekazać to Ririn. Trzeba będzie wyśledzić tego wampira.

Siedziałam samotnie na ławce, kiedy podeszła do mnie Kira – wampirzyca z klasy Rossy. Długie, brązowe włosy, jak zawsze rozpuszczone i czarna mini wyglądały na niej naprawdę seksownie. Siostra Rautta przekonała wszystkich ze swojej klasy, żeby się ze mną nie kumplowali. Co więcej, byli do mnie wrogo nastawieni.
Dziewczyna patrzyła na mnie wrogo. Zadzwonił dzwonek, ale Kira nie zareagowała. Patrzyła na mnie, z chęcią mordu w oczach. Kiedy wstałam, obnażyła kły.
-Wiesz, jak Rautt przez ciebie cierpi? Z tym się wiąże również cierpienie naszej siostry, Rossy…
-Rautt nie cierpi. To, że się na mnie obraził, to nie moja wina.
-Ale to ty próbowałaś go zabić.
-Ale nie zabiłam! Daj mi spokój… - kiedy zaczęłam iść w kierunku szkoły, poczułam mocne szarpnięcie w tył. Upadłam na plecy, robiąc przewrót w tył. Szybko wstałam i podbiegłam do Kiry. Złapałam ją za rękę i założyłam jej delikatną dźwignię.
-Powaliło cię!? Puszczaj!
-A nie będziesz mnie atakować?
-Nie! – puściłam ją i byłam od razu gotowa do obrony. Nie myliłam się. Dziewczyna zaczęła szykować się do skoku.
-KULA ZNISZCZENIA NUMER 4!  - krzyknęłam szybko i wycelowałam w wampirzycę. Dziewczyna zrobiła unik, ale i tak kula zahaczyła o jej ubranie i ją poparzyła. Nie martwiłam się, że trafi do pielęgniarki. Już tam leżało kilka osób.
-Nie myślałam, że umiesz powiedzieć to zaklęcie bez ‘zaśpiewu’. Niewiele osób tak umie.
-To nie wszystko. Umiem znacznie więcej! – w moich ustach pojawiły się wampirze kły. Jeszcze nigdy ich nie miałam… Szybko teleportowałam się za dziewczynę i zatopiłam je w jej szyi. Napiłam się trochę, ale zaraz potem wróciłam na poprzednie miejsce. Jej krew nie była najsmaczniejsza.
-Co to miało być, króliczku!? – Kira oszołomiona trzymała się za szyję. Nie wiedziała, jak to się stało. Chwilę po tym, zawyłam jak wilk. Z krzaków wyskoczyły trzy wilki - biały, czarny i biało-szary. Znałam je bardzo dobrze.
-Wołałaś, Avril? – spytał biały wilk. Był przywódcą watahy.
-Tak, Kiba. Moglibyście się zająć tą dziewczyną? – wskazałam na Kirę. Po jej szyi ciekła krew.
-Z przyjemnością! – stwierdził i rzucił się na nią. Blue – czarna wilczyca z niebieskimi oczami, złapała wampirzycę za nogę, mocno się w nią wgryzając. Trzeci wilk, niezbyt duży, bo dość młody, patrzył na swoich rodziców. Usiadł obok mnie.
-I jak, podoba ci się? – spytałam Rica. Mruknął na tak, a ja zaczęłam go głaskać. Kiecy Kira została nieźle poszarpana, podziękowałam Kibie. Wilki ukłoniły mi się i odeszły w las. Wzięłam dziewczynę na ręce i teleportowałam się do pielęgniarki...
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Demon w Marzec 30, 2013, 15:51:45
Rossa... Napisz książkę :P
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Rossa w Marzec 30, 2013, 15:52:52
Wiem,wiem ^^
Tytuł ustaliłyśmy z koleżanką,że będzie chyba 'Tajemnicza'
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Demon w Marzec 30, 2013, 15:57:34
Hah ok. :D
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Marzec 30, 2013, 18:18:37
Super Rossa. Ja też piszę książkę. A jak wydasz książkę to napisz, bo chętnie ją przeczytam.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Kinga27 w Marzec 30, 2013, 18:24:19
Ja też piszę :P
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Marzec 30, 2013, 19:37:08
O czym? Moja nosi tytuł: ''Magiczne wakacje na wsi''.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Śnieżka (Blanka) w Marzec 30, 2013, 19:38:44
tez piszę opowiadanie jego tytuł to "Ja i ..." ale jakoś nie chce mi się go kończyć :P
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Kinga27 w Marzec 31, 2013, 12:28:52
"Piękna Cyganka" :P
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: anka06 w Kwiecień 01, 2013, 14:35:37
Dobra nie ma weny na opowiadania...

Mam za to Eeeeeee....... coś.. Bo wierszem tego nazwać sie nie da...

~…Cisza….~ 
Kropli deszczu spadła chmara.
Myślą pokładam nadzieje,
Że mnie już nie ma.
Jestem lecz nieobecna.
Moje ciało mą dusza tak mogłabym rzec,
Lecz jednak jest kropelka.
Ten promyk nadziei odkładanej na czarną godzinę…
Czy ja bredzę? Cóż ty robisz?
Odłóż to! Krzyknąć głośniej?
Moje ostatnie żale, gorzkie żale zamknięte były w tym drobnym słoiczku, słoiczku nadziei…
Co NIE!  Nie upuszczaj go…
Czemu to zrobiłeś?
Jestem aż taka znienawidzona przez ciebie?
Zrobię co ty.
Zniknę...
Rozbiję się na miliony mikroskopijnych kawałeczków,
Tak jak TY rozbiłeś słoiczek.
W nim było wszystko o czym marzyłam pragnęłam
Co? Odłóż to, po co ci nóż?
Zostaw.
Odejdź.
NIE!
Wyzionąć przez ciebie ducha?
Precz…
Znikaj zjawo, poczwaro.
Obudź się.
 …SEN… BŁOGI… BŁOGI SEN…. CIEMNOŚĆ…. SMUTEK…. CO?.... ŻAL… ROZPACZ… GNIEW… ŚMIERĆ!
~…Cisza….~ 


Można po tym wywnioskować, iż jestem mocno walnięta... :P
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: anka06 w Kwiecień 01, 2013, 15:41:37
Psychopoezja ciąg dalszy...   NUDDDDAAAA

Tchnienie z wiatru po niej ciekło
Może to krew
Może cichy morski świergot mew
Nie wiem
Szczerze przyznam nie wiem
Wątpię w nadziei melancholię
To jakby piękna panna przyodziała kolię
Lecz jej nie ma… Gdzie ona jest
Pytasz o kolię czy o pannę
O kolię panien jest wbrew
Pokładam radośnie me nadzieje, które dusiły się w słoju marzeń
O czym ty mówisz?
O tchnieniu, o mej muzie
Można twą zwrotkę porównać z pieśnią tudzież…
 Tudzież Hymnem…



Jeszcze trochę, a dojdzie do tego, że zacznę pisać o mordowaniu z kredensem....=3
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Kwiecień 01, 2013, 19:41:08
Fajnie Star.
Super Mistic.
A nikomu nie podoba się moje opowiadanie na konkurs?
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Karoiiina w Kwiecień 04, 2013, 15:25:02
Podoba mi się Misty xD
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: anka06 w Kwiecień 04, 2013, 15:26:07
Psychiczne opowiadania i wierszyki :3

Jeny ja nic innego nie wymyślę....xD
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Kinga27 w Kwiecień 04, 2013, 19:06:00
hahahahahaha mam to samo  :P :P
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: anka06 w Kwiecień 04, 2013, 19:08:41
Moje dziwaczne postacie przekładają się na mój umysł i co z tego wychodzi...xD
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Kwiecień 08, 2013, 21:08:10
Tytuł: Ostatnia Warta
Siedziała na piaszczystym wzgórzu i obserwowała, co się dzieje na brzegu. A działo się tam wiele. Plażą szło olbrzymie stado. Wielkie cielska przetaczały się po jasno szarym piasku szeroką kolumną, zalewały niemal pół widnokręgu. Murmi patrzyła na ten pochód zafascynowana. Podwinęła ogon i usadowiła się wygodniej. Wyciągnęła wyżej szyję, aby dokładniej się przyjrzeć. Każde z tych zwierząt było dziesiątki razy większe od niej. Najbliższe szły kilkaset kroków od jej posterunku, ale i tak wydawały się kolosami. Stado szło ku wysokiemu słońcu. Na początku pory suchej szło w tamtym kierunku, aby na początku pory deszczowej wracać. Ten widok fascynował swą monotonnością. I tak było od zawsze.
- Znowu będzie głodno… Zjedzą wszystko – pomyślała.
Murmi przez chwilę próbowała policzyć ile zwierząt idzie w jednym szeregu, ale było to zadanie przekraczające jej możliwości. Miała też ważniejsze rzeczy do roboty. Jej grupa osiedliła się na tym terenie kilka pokoleń temu. Wybór był dobry. Osada składała się z kilkudziesięciu skleconych z paprociowych liści chat, chroniących przed zimnem mieszkańców i gniazda. Do lasu i do ujścia rzeki było blisko, a i na plaży można było czasem znaleźć coś do jedzenia. Stada roślinożerców przechodziły dostatecznie daleko by nie stanowić zagrożenia dla jej współplemieńców. Co prawda w czasie przemarszu zjadały wszystko, ale jej grupa nauczyła się zbierać już pożywienie na zapas. Zawsze było tego niewiele, ale pozwalało przeżyć. Tyle, że od kilku lat wraz z wędrującymi stadami pojawiało się coraz więcej drapieżników. Najgorsze były te nowe, starsi mówili, że kiedyś ich nie widywali. Były małe w stosunku do roślinożerców, ale większe od największych z plemienia Murmi. Też polowały w stadach, ale nie udało się nigdy z nimi porozumieć. Tak naprawdę to nie wiadomo czy się udało, bo nikt, kto próbował nie wrócił. Gdy się je widziało, trzeba było uciekać. To było jej zadanie. Przypomniawszy sobie o tym mocniej chwyciła gruby kij służący do wszczynania alarmu. Gdy tylko ich zobaczy, zacznie walić w przyniesiony tu pusty spróchniały pień sagowca. Wówczas wszyscy usłyszą. Przeniosą jaja z chat do, wgrzebanych na tą okoliczność, jam i je zakopią. A potem uciekną. Murmi była młoda, nie miała jeszcze własnych jaj, była też za słaba, by znosić pokarm lub chodzić na polowania. Dlatego też siedziała i pilnowała. To było bardzo odpowiedzialne zajęcie. Starsi mówili, że od tego czy wypatrzy zagrożenie zależy życie całej osady. Ona też była przekonana o ważności swego zadania, podwinęła mocniej ogon i usiadła tak by wszystko jeszcze lepiej widzieć. Zobaczyła inne zwierzę w stadzie. Podniosła wyżej głowę, ale okazało się, że to tylko pancerno-rogaty. Widywała ich już wcześniej. Wędrowały razem z gigantami i nie stanowiły zagrożenia.
Zaczęła znowu rozmyślać. Źle się działo. Wszystko się zmieniało. Starsi opowiadali, że kiedyś nie tylko drapieżniki nie były tak groźne. W lasach było więcej smacznych sagowców i miłorzębów. Pora sucha trwała krócej a stada roślinożerców nie były tak wielkie. Teraz coraz więcej jej współplemieńców ginęło z rąk nowych drapieżników, a i z coraz mniejszej ilości jaj udawało się odchować młode. Nawet te, które się wylęgły były często chore i odchodziły. Starsi mówili, że to, dlatego że nie ma nowych w osadzie. Nikt już nie przychodził, oni też za jej życia nikogo nie spotkali. Gdy była bardzo mała słyszała o drugiej osadzie. Wystarczyło iść kilka mroków w stronę bez słońca. Ale ktoś się tam wybrał i znalazł tylko resztki chat, rozkopane nory i dużo krwi. Nic więcej. Od tamtego czasu byli tylko oni. A starsi mówili jeszcze o innych osadach, z którymi dawniej wymieniali różne rzeczy. Tych osad niebyło już od bardzo dawna.
W pobliskich paprociach coś zaszeleściło. Odwróciła się spłoszona w tamtą stronę, jednocześnie mocniej chwytając gałąź. W gąszczu najpierw pojawiła się jedna, potem druga głowa. To bracia, Bume i Humbe. Wracali wraz z innymi z polowania. Za nimi szło jeszcze czterech samców coś ciągnąc.
- Dużo, jedzenie! – Krzyknął Bume.
- Złapali? – Zapytała.
- Nie. Wziąć. Niepopsute. Może, jeszcze wrócić, po więcej.
Ciągnęli za sobą oderwany, okrwawiony udziec wielkiego roślinożercy. Co prawda, jego właściciel musiał być małym przedstawicielem swego gatunku, ale i tak było to bardzo dużo jedzenia. Padlina była świeża, ociekała jeszcze krwią. Nie była też stratowana, jak truchła zwierząt, które znaczyły szlak stada.
Grupka myśliwych przeciągnęła zdobycz w kierunku wioski u podnóża jej posterunku. Popatrzyła przez chwilę za nimi. Młody samiec, Amname, odwzajemnił spojrzenie i patrzył nico dłużej niż wymagało tego pozdrowienie. Jeszcze dwie, trzy pory suche i będzie miała własne jaja… Może…
Popatrzyła ponownie na żywą rzekę toczącą się leniwie po plaży. Daleko, w kierunku słońca, cześć roślinożerców zaczęła schodzić z plaży, aby ogołocić cypel zieleni, który zbyt głęboko wdarł się w piaszczyste wydmy.
- Wszystko zejść. Głodne.
Sięgnęła po jedną z łodyg, które przyniosło jej jedno z młodych jakiś czas temu. Żuła ją powoli ciesząc się, że zapewne dziś o zmroku będzie mogła zjeść mięso. Trzeba tylko pilnować.
W paprociach nic nie zaszeleściło. Nie zdążyła nawet razu uderzyć kijem w pień. Ból był przeraźliwy. Potwornie ostre zęby zagłębiły się w jej barku jednym uderzeniem odcinając łapę, z której wypadł bezużyteczny kij. Oderwana kończyna potoczyła się w dół wzgórza, do błotnistej sadzawki zabarwiając ją na czerwono. Bolało, bardzo bolało. Drugi cios zadały potężne szpony, wypruwając jej wnętrzności. Wszystko, co jeszcze widziała przesłaniała gęstniejąca czerwona mgła. Usłyszała jeszcze krzyki współplemieńców, zapewne myśliwych, którzy ciągnęli zdobycz. Nie było w nich jednak radości, było tylko przerażenie. Ostatnia już leniwa myśl… Nie upilnowała. Zawiodła. To było ważne zadanie. A ona nie dała rady…
Murmi nie wiedziała, że była to ostatnia osada jej gatunku. Umarła nie wiedząc też, że nie zawiniła; gdy zginęła jej osada, już nie istniała. Drapieżniki przyszły z drugiej strony. Nawet gdyby uderzyła w prowizoryczny bęben, nikt w osadzie by tego nie usłyszał.
Minęło wiele pór, setki, tysiące a potem miliony. Zniknęły stada roślinożerców, przerażające drapieżniki, a nawet plaża. Zmienił się cały świat. Zniknęło też wzgórze, na którym spędziła kilka ostatnich godzin swego życia Murmi, teraz jest się częścią wielkiego kanionu. Na jego zboczu, na małej półce dwóch ludzi oglądało kilka skamieniałych kości, które oszczędził bezlitosny czas.
- To chyba hipsylofodon?
- Tak, ale tylko przednia kończyna.
- Jak myślisz, co to jest?
- Nie wiem, zbyt mało tych kości. Może Oryktodrom?
- Zobaczymy. Zabezpieczmy to.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Kwiecień 08, 2013, 21:09:31
Tytuł; Bajka o lataniu
Czasem śnię, że potrafię latać. W tych snach wzbijam się do góry, zdziwiona i uradowana tą umiejętnością, zaszokowana, że jej nigdy wcześniej w sobie nie odkryłam. Przeczesuję palcami i dłońmi rozgarniam chmury, miękkie jak wata i chłodne jak kieliszki białego wina, frędzlami szalika zaczepiam wierzchołki drzew. W uszach wiatr gwiżdże nutami nieznanej dotąd piosenki.

Przed snem malują szybko schnącym lakierem paznokcie. Nie boją się czerwieni i czerni. Gdy do nich dzwonisz, mówią bardzo szybko, bo zazwyczaj mają mało czasu. Do przedziału wpadają obładowane bagażami od szyi aż po końce czarnych obcasów, z krótkim oddechem i okiem podkreślonym makijażem płytkiego snu; gdy na nie patrzysz, nie wierzysz, że tyle mogą unieść, wsiąść z tym wszystkim do pociągu i jeszcze, z zaciśniętymi zębami, wrzucić na półkę pod sufitem. A jednak.
Nie pomagasz - przecież mamy równouprawnienie.

W snach chowam je pod długą peleryną. Owijam się jak złodziej, przemykam między opłotkami. Za miastem rozkładam je, rozprostowuję aż do ostatniego najmniejszego piórka, triumfuję z ramionami uniesionymi do góry, nie zwracam uwagi na wpadające do oczu i ust kosmyki włosów. Odbijam się od ziemi tak naturalnie i z taką łatwością, jakbym to robiła przez całe życie. Uśmiecham się i macham prawym skrzydłem mijającym mnie jastrzębiom.

Długo przeglądają się w lustrze, zahipnotyzowane jego mocą studiują każdy fragment swojej twarzy, nawet na sekundę nie odwracając wzroku od odbicia dotykają palcem policzków, głaszczą linie brwi i odgarniają ze skroni włosy. Robią to codziennie, w pełni świadome swojego uzależnienia, które z dnia na dzień przybiera na sile. A po drugiej stronie lustra mieszka diabeł, który co noc odwraca klepsydrę i przesypuje ziarenka piasku, licząc dokładnie każde z nich, przesuwając kulki starego liczydła tak, żeby żadnego z nich nie uronić. I bierze pędzel zrobiony z włosia własnego ogona i maluje im te ziarenka piasku na twarzy, po jednym każdego dnia, tuż przed świtem, cichutko i ostrożnie, tak, żeby się przypadkiem nie obudziły.
Trzęsą się ze strachu przed każdym ziarenkiem i kupują drogie kosmetyki. Pracują – to je stać.

We śnie oglądam z wysoka szklane góry i zielone doliny pełne białych kwiatów. Wiatr wpada mi do półotwartych ust i napełnia wnętrze uczuciem przyjemnego uniesienia. Widzę błękitne wstążki rzek i szachownicę pól, widzę owce pasące się na hali. Pod miękką chmurką chowam się przed samolotem.

Zdobią usta blaskiem milionów diamencików reklamowanych w telewizji. Wiążą na szyi zwiewne apaszki. W tygodniu dużo pracują, wieczorami przygotowują do egzaminów podnoszących kwalifikacje. W weekendy wcześnie wstają i biegną na lekcje angielskiego. Najczęściej nie umieją gotować i na przekór stereotypom nie hodują rybek ani kota. Jak w komputerowej symulacji ustawiają sobie swój teatrzyk. Własnymi rękoma pociągają sznureczki unoszące własne ręce i wygłaszają kwestie wyuczonej roli. Na ogół są agnostyczkami, wyłączając wiarę w botox. Rozciągają usta w wystudiowanym uśmiechu i wypracowanym gestem zaczesują za ucho włosy.
Niektóre z nich, gdy zostają same - czują pustkę.

W snach, kładąc się do łóżka, układam się na brzuchu. Tak jest mi wygodniej, poza tym nie chcę pognieść skrzydeł, płasko przylegających do pleców, rozciągających się od łopatek - aż po same kostki. W snach potrafię w środku nocy wstać z łóżka, otworzyć okno i stanąć na parapecie. Rozłożyć je i runąć prosto w dół, unosząc się do góry tuż nad samym chodnikiem. Polecieć aż do gwiazd, do chłopca siedzącego na srebrnym rogalu i wesoło dyndającego nogami. I czuć jak płatki śniegu topią się na ustach.

Dawno spełniły już własne ambicje, nie wiadomo tak naprawdę czyje spełniają teraz. Rozdarte wewnętrznie między sprzecznymi potrzebami, zagłuszające naturalnie rodzące się instynkty, odkładające rzeczy na potem. Realizujące marzenie o kobiecie, która pewnym krokiem chodzi w butach na bardzo wysokim obcasie. Realizujące marzenie, które pod presją tych-drugich, nalewających zupę do talerzy, wymyśliły sobie same, które te-drugie, nawet o tym nie wiedząc, zupełnie nieświadomie, wyświetlały im rzutnikiem na ścianę tuż nad łóżkiem, z którego potem te-drugie, śpiąc sobie spokojnie, odpytują przed zaśnięciem. A na tak wysokim obcasie przecież nie da się pewnie chodzić.
Są takie, które sobie z tym nie radzą. Szczególnie - gdy spadnie śnieg, albo gdy jest ślisko.

Czasem śnię, ze potrafię latać. I wiatr zaplata mi pióra i gwiżdże w uchu nutami piosenki, którą zaczynam razem z nim śpiewać. I wylatuję wysoko, ponad siebiesamą, we włosach mam chmury i spiące słowiki. I chcę śnić takie sny jak najczęściej. Bo przecież żeby złapać wiatr w skrzydła, trzeba móc je rozłożyć. A żeby móc je rozłożyć, trzeba je po prostu mieć, nieprawdaż?
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Kwiecień 08, 2013, 21:10:37
Tytuł: Nocny Chór
‘ Tylko w drodze znajdziesz ukojenie.’ cichy śpiew wyrwał mnie delikatnie z głębokiego snu. Przez chwilę nie byłam nawet pewna, czy oby to nie jest po prostu moja kolejna fantazja. Moje noce życie zawsze było pełne najdziwniejszych tworów, więc rytmiczna pieśń nie była by dla mnie zbyt dużym zaskoczeniem.. ‘ Nie idź samotnie, bo wtedy szybko zabłądzisz.’ Nie otwierając oczu postanowiłam wsłuchać się w kojącą melodię. Muszę przyznać, że była całkiem przyjemna. Mimo swej prostoty, brzmiała całkiem imponująco w wykonaniu wielu osób. ‘ Cel nasz jest daleko we wszechrzeczy, a dotrzeć do niego mogę tylko wybrańcy.’ głosy stały się teraz bardziej wyraziste. Powoli uświadomiłam sobie, że to wszystko dzieje się naprawdę. Ochota na sen przeszłą mi już całkowicie. ‘Jak wielu przed nami, dołączysz do wszechrzeczy.’

Otworzyłam szeroko oczy i powoli podniosłam się z cieplutkiego łóżka. Wyjrzałam przez okno. Wokół panowały wyjątkowe ciemności. Na ulicy nie paliła się żadna latarnia ani nikt nie miał zaświeconego światła w oknie. Wydało mi się to przez chwilę trochę dziwne, ale potem pomyślałam, że widocznie znowu wysiadł prąd na naszym osiedlu. Na szczęście księżyc był prawie w pełni i po chwili, przyzwyczajona do mroku, zaczęłam dostrzegać znajome kontury mojej okolicy. Nie zauważyłam w nich jednak nic niepokojącego. Na zewnątrz jedynie jakiś bezdomny pies zaczął nerwowo ujadać. Poza tym, w pobliżu nie było nikogo, kto mógłby być sprawcą tego całego zamieszania. ‘Ty już wiesz, że musisz z nami iść.’ Tymczasem pieśń zaczynała mnie coraz bardziej intrygować.

Rozejrzałam się po pokoju. Na zegarku była jak raz za pięć pierwsza. ‘Napiłabym się czegoś.’ stwierdziłam po chwili czując bolącą suchość z gardle. Powietrze tej nocy było wyjątkowo ciężkie i gorące, nawet jak na środek lata. Leniwie ziewając weszłam do kuchni.

- Tato? – przy oknie zobaczyłam czyjś cień – To ty?

- Tak, to ja Jolu.

- Co robisz?

- Nie słyszysz córciu tej piosenki?

- Słyszę ... ale co robisz? – mój ojciec w pomiętej podkoszulce z niewiadomego dla mnie powodu stał przy oknie z lornetką w ręku uparcie się czemuś przyglądając. Znając jego zwyczaje, wiedziałam jednak, że życie nocne sąsiadów nigdy go nie interesowało.

- Widzisz ich? Już są tu. Chcą żebyśmy się wszyscy do nich dołączyli.

- Gdzie? Kto? Nic nie widzę – spojrzałam w kierunku w którym pokazywał ojciec, ale nic tam nie było, a już tym bardziej nie widziałam żeby ktoś tamtędy szedł.

- Ta pieśń. To oni ją śpiewają.

- Już chyba przestali. – wokoło nagle zapanowała cisza. Piosenka umilkła tak samo niespodziewanie jak rozbrzmiała.

- Tak, przestali. Chodźmy spać lepiej. Jest już po pierwszej w nocy. To nie pora na takie dyskusje. Jutro porozmawiamy. – ojciec odłożył lornetkę na stół

- Ale o co ci chodziło ... kto chce żebyśmy się do niego przyłączyli? Tato ... – naprawdę zaniepokojona uparcie próbowałam się jeszcze czegoś dowiedzieć. Ojciec jednak nie miał ochoty na rozmowy ze mną.

- Idź spać. Jutro porozmawiamy.

Zła wróciłam do pokoju w duchu obiecując sobie, że jutro już nie przepuszczę tak łatwo ojcu. Będzie mi musiał powiedzieć, co to za śpiewy odbywały się pod naszym blokiem. Z radością jednak weszłam do swojego, cieplutkiego jeszcze łóżeczka. Oczy zaczęły mi się same kleić. ‘Ty już wiesz, że musisz z nami iść ... chodź z nami’ ... zaczynałam być już wściekła. 'Czy oni mi całkiem spać nie dadzą tej nocy?' Ciekawa, czy tato dalej się stoi przy oknie z lornetką, poszłam do kuchni. Była jednak pusta. ‘Pewnie rodzice śpią sobie smacznie u siebie. Z ich strony tak przecież nie słychać tego śpiewu’ stwierdziłam i poszłam do dużego pokoju. Zastałam jednak jedynie puste łóżko. ‘No po prostu świetnie. Najpierw nocne chóry, a teraz moi rodzice znikają ... Co to ma być?’ Moja irytacje osiągnęła już punkt kulminacyjny. ‘Nie mogli przecież daleko odejść. Muszę ich poszukać’ zdecydowałam.

Szybko nałożyłam na siebie dżinsy i jakąś podkoszulkę. Próbowałam też znaleźć latarkę, ale niestety jak to zwykle bywa, gdzieś się zapodziała w momencie, kiedy była mi najbardziej potrzebna. Zdążyłam jedynie wziąć ze sobą mały nóż z kuchni na wszelki wypadek, gdybym miała jakieś nieprzewidziane przygody a coś mi mówiło, że to wcale nie było takie nieprawdopodobne. Po chwili byłam już na klatce schodowej. ‘Boże, jak ja nie lubię ciemności.’ stwierdziłam z przerażeniem pośpiesznie schodząc wąskimi schodami. Przez chwilę chciałam nawet wrócić się do mieszkania, ale raz podjętej decyzji nie mogłam już cofnąć...

- Jolka, dobrze, że jesteś.- gdy tylko wyszłam przed blok, usłyszałam czyjś głos. Brzmiał on jednak na tyle obco dla mnie, że nie rozpoznałam kto mnie wołał.

- Kim jesteś?

- Jola, nie poznajesz swojej najlepszej przyjaciółki?? – usłyszałam w odpowiedzi.

- Agata? Masz jakiś inny głos ... taki poważny ... przepraszam. Ale ... co ty właściwie robisz o tej porze przed moim blokiem. – wszystko to zaczynało mi się coraz mniej podobać

- Słyszysz tą piosenkę?

- No słyszę ... i co z tego?

- Oni wołają nas. Wszyscy musimy tam iść.

- Gdzie? Kto nas woła? Przecież tu nikogo oprócz nas nie ma. Czy ktoś mi wreszcie to wszystko wytłumaczy?

- Chodź ze mną. Sama się przekonasz. Prawda, że pięknie śpiewają? Te głosy ... chodź, szkoda czasu. – Agata mówiła jednym tchem. Była rozgorączkowana ale i wyjątkowo spokojna.

- Przestań, zaczynam się ciebie bać.

- Nie bój się ... nie ma czego. Chodź ze mną. Nasi rodzice też tam są. Zobaczysz, będzie cudownie.

- Rodzice?? Skąd wiesz, że moich rodziców nie ma w domu? Widziałaś ich jak wychodzili? Gdzie oni teraz są? Mów, szybko! – powoli przestawałam tracić cierpliwość.

- Po prostu chodź z nami. Wszystkiego się dowiesz. Szybko, szkoda tracić czasu.

- Dobrze, w takim razie prowadź. – poddałam się widząc, że moja przyjaciółka zaczęła iść w kierunku szosy.

‘ Dzień się skończył, księżyc obejmuje panowanie. Niech wszystko co żywe powstanie.’ Im dłużej przysłuchiwałam się pieśni, tym bardziej zaczynała mi się ona podobać. W miarę zbliżania się do siedziby chóru, głosy stawały się coraz mocniejsze. Gdy dotarłyśmy wreszcie na miesce, Agata stanęła przy jednym z najbardziej ekskluzywnych lokali w naszym mieście. Pomyślałam, że to już lekka przesada. Po pierwsze, wejściówka tam kosztowała około 50 zł a ochroniarze nie wpuszczali wszystkich chętnych. Od dawna obowiązywała tu selekcja. Żeby wejść do środka, trzeba było mieć dużo kasy w portfelu i wyglądać jak z najnowszej reklamówki gumy do żucia, czyli młodo, zgrabnie, bogato, świeżo i radośnie. Zresztą, nigdy mnie nie kusiło, żeby się tam wybrać. Nie miałam ochoty przebywać w towarzystwie największych snobów z mojego miasteczka. O ile dobrze znałam Agatę, to też nie przepadała za takimi atrakcjami. Jednak tego wieczoru przed wejściem nie było żadnego ochroniarza, a moja przyjaciółka zachowywała się jakby była w transie.

- Jesteśmy na miejscu. - Agata, gdzieś ty mnie zaprowadziła? Przecież to ’25 i pół’, sama mówiłaś, że do tego klubu nie sensu przychodzić.

- Nie wiesz jeszcze wszystkiego, ale dalej musisz już iść sama. Zobaczysz ... odnajdziesz spokój.

- Powtarzasz się! – prawie krzyknęłam ze złości, choć raczej nie miałam w zwyczaju tak się odzywać do przyjaciółki - A jeśli myślisz, że naprawdę tam pójdę, to się grubo mylisz.

- Nie mogę tam dzisiaj iść z tobą. Proszę cię, nie bój się. Oni już na ciebie czekają ...

- Kto? Moi rodzice? ... – nie dostałam jednak żadnej odpowiedzi. Agata w niezrozumiały dla mnie sposób rozpłynęła się w ciemnościach.

- Wracaj!!! Nie zostawiaj mnie tak ... – krzyczałam jeszcze przez chwilę bezsilnie ...

I tak oto zostałam sama przed ogromnym gmachem. Wokół brzmiała jedynie tajemnicza pieśń. ‘A jeśli moim rodzicom coś grozi? Naprawdę byłam zaniepokojona.’ Nie! Nie pozwolę się dłużej wodzić za nos.’ Stwierdziłam, że nie mogę się teraz wycofywać. ‘Jeśli czegoś mam się dowiedzieć, to musze wejść do środka.’ Podeszłam do drzwi klubu i zapukałam. Tak po prostu. Nie wiem, co we mnie wtedy wstąpiło. Serce zaczęło walić mi jak oszalałe, a w głowie miałam tysiące myśli. Drzwi były duże, mosiężne, utrzymane w starodawnym stylu, a sam budynek bardziej przypominał kościół niż klub. Brakowało jedynie krzyży, albo innych symboli religijnych. Zamiast tego, wszędzie było pełno neonów, nie świecących tej nocy z powodu braku prądu. Przez dłużą chwilę, nikt nie odpowiadał na moje pukanie. Już miałam odejść, gdy nagle drzwi zaskrzypiały, a na progu pojawił się jakiś młody mężczyzna. Był szczupły, bardzo przystojny i miał hipnotyzujące spojrzenie. Jego brązowe oczy świeciły niezwykłym blaskiem.

- Jesteś. Cieszymy się. Chodź, wejdź do środka. Przyłącz się do nas. – powiedział do mnie miłym, spokojnym głosem. Na jego twarzy widniał delikatny uśmiech.

- Nie, ja nie przyszłam tu do nikogo się przyłączać. Ja chcę tylko zapytać, czy są tu moi rodzice? – w innych okolicznościach rozmowa miedzy nami wyglądałaby pewnie całkiem inaczej. Nie mogłam przestać się na niego gapić ... przez chwilę zapomniałam nawet, po co tu przyszłam. Był po prostu idealnie piękny.

- Twoi rodzice? Nie, nie ma ich tu. Kto ci powiedział, że ich tu znajdziesz?

- Moja przyjaciółka. To gdzie oni są?- nie przestawałam się wpatrywać w jego niezwykłe oczy, jakbym mogła w nich znaleźć wszystkie odpowiedzi.

- Nie wiem. Byli tu, owszem, ale już ich nie ma.

- Kiedy tu byli? O co do cholery w tym wszystkim chodzi ... Czemu nikt mi tego nie wytłumaczy?

- Wejdź do środka, wszystko zrozumiesz. Musisz się do nas przyłączyć. Nie zwlekaj z tym dłużej. – powiedział mężczyzna delikatnie dotykając mojej ręki i ciągnąc do budynku.

Choć dotyk nie sprawiał mi bólu, z początku chciałam się mu wyrwać. Coś mnie jednak powstrzymało. Wewnątrz zobaczyłam w końcu ten niezwykły chór. Wszyscy byli ubrani na żółto. W zdumieniu bezwolnie weszłam do środka. Nigdy czegoś takiego nie widziałam. Całe pomieszczenie było oświecone ciepłym światłem świec, a wszyscy w skupieniu śpiewali tajemniczą pieśń, zachęcając mnie bym się do nich przyłączyła. W jednej z osób z chóru rozpoznałam Agatę.

- Agata, co ty tutaj robisz ? Co to właściwie ma być? – dobrze, że obok mnie stał ten chłopak i trzymał mnie za rękę, inaczej gotowa byłam zemdleć. Przyjaciółka nie odpowiedziała mi jednak, tylko nadal śpiewała swoją pieśń.

I w tym momencie uświadomiłam sobie, że tak naprawdę, to każdy śpiewa o czym innym i to tylko złudzenie, że wszyscy znają jeden tekst. Głosy razem tworzyły cos innego, niż w rzeczywistości, ale każdy opowiadał swoją własną historię. W sercu poczułam pragnienie, żeby się do nich przyłączyć i zaśpiewać razem ze wszechrzeczą, ale wtedy usłyszałam:

- Wracaj do domu, jeszcze nie jesteś gotowa, ale cieszymy się, że do nas przyszłaś.

W głowie zaczęło mi wszystko wirować. Chyba zaczęłam się śmiać ... .............................................................................................
......................................... Następnego dnia z rana obudziłam się z niemiłosiernym bólem głowy. Na dworze właśnie zaczynała się letnia burza. Całe niebo zasnute było ciężkimi chmurami. Jak przez mgłę pamiętałam wydarzenia poprzedniej nocy. Czy ja naprawdę byłam w ‘25 i pół’? Czy spotkałam w nocy Agatę? Muszę się jej zapytać. No i gdzie są moi rodzice ...

- Mamo! Tato! – krzyknęłam w rozpaczy pamiętając, że wczoraj nie było ich w łóżku

- Co córeczko? – mama weszła do pokoju a ja z ulga stwierdziłam, że nic złego jej się jednak nie stało

- Gdzie byliście wczoraj w nocy?

- My? Nigdzie. Przecież spaliśmy cały czas.

- Niemożliwe, przecież wczoraj byłam u was w pokoju i nikogo nie było. Poszłam was szukać. I ...

- Córciu, miałaś chyba jakieś koszmary widocznie. Poczekaj, zrobię ci zaraz melisę na uspokojenie. – zdezorientowana bezsilnie położyłam się na łóżka, gdy tymczasem mama poszła do kuchni.

Po chwili usłyszałam wołanie mojego taty z kuchni:

- Jola, nie wiesz co się stało z naszym nożem?

- Z nożem ? – odpowiedziałam zdumiona ... ‘ Przecież ja wczoraj brałam w nocy nóż.’ przypomniałam sobie. Rozejrzałam się po pokoju. Spod poduszki na moim łóżku wystawała czarna rączka. ‘Może ja naprawdę lunatykuję ... a może to był tylko zły sen... ale ta pieśń ..niedługo się dowiem. ... niedługo się przyłączę ... ten chłopak ... musze go jeszcze kiedyś zobaczyć ...’
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Kwiecień 08, 2013, 21:18:47
Des X- Odit et Amo


Pieszcząc się, staliśmy tuż przy łożu. Jeszcze niedawno w przykładnie uprzątniętej izbie, teraz na klepisku leżały rozrzucone bezładnie, ściągane w pośpiechu okrycia. Poranne promienie słońca, ciekawie zaglądały do wnętrza strzeżonego przez porozsychane, drewniane okiennice. Gorącymi pocałunkami chciwie penetrowałam kolejne centymetry ciała Fracnesca. Ucho, szyja, barki, ramiona. Pożądanie odbierało dech. Poczucie bliskości i podniecenia wypełniało przestrzeń wokół. Pieszczoty silnych męskich dłoni, przyspieszały bicie serca, napełniały poczuciem bezpieczeństwa i szczęścia. Pchnięta silnie, upadłam na baranie skóry. W następnej chwili głowa kochanka znalazła się pomiędzy moimi udami. Język i usta Francesca dawały rozkosz, której nigdy nie doświadczyłam będąc z Tomaszem. Bezwiednie wydałam z siebie jęk, milknący tylko na krótkie chwile, potrzebne do zaczerpnięcia powietrza ciężkiego od miłosnej ekstazy i zapachu żywicy. Długie palce oblubieńca, objęły me piersi niczym kielichy ofiarne. Jedna z dłoni, wezwana bezgłośnie, poszła w sukurs językowi mężczyzny. Palec wniknął w wilgotne ciało, wygięte niczym łuk wojownika tuż przed wypuszczeniem strzały. Podnosząc głowę i otwierając oczy dostrzegałam jedynie świetlane włócznie wbijające się w ciemność izby. Język i palce poruszały się szybko, coraz szybciej, acz delikatnie. Ukochany położył się tuż obok mnie, tak , że jego nabrzmiała męskość dumnie prężyła się przed moją twarzą. Objęłam ją dłonią, poruszającą się, od tej chwili niczym morskie fale, niespiesznie, stale, raz za razem. Po kilku pocałunkach przyrodzenie znikało w rytm miłosnego zegara w moich ustach. Język zataczał kręgi na żywej, pulsującej włóczni Francesca. Pragnęłam czuć go całą sobą, by wypełnił mnie po brzegi. Ciesząc dłonie jędrnymi męskimi pośladkami, wyczuwałam subtelne skurcze lędźwi. Czas stanął w miejscu. Tu i teraz. Nic innego nie miało znaczenia. Ani Tomasz, mąż, który jak zwykle w sobotni poranek, pojechał wraz z naszym ukochanym synkiem Mikołajem na targ, ani poczucie grzechu, kołaczące w głowie. Groźba kary za cudzołóstwo. Nic! Liczył się tylko on. Wysoki, przystojny, o smagłej cerze młodzieniec. „Czy można zakochać się w jednej chwili, i zatracić w kimś kogo widzi się po raz pierwszy? Kogo spotyka się wracając do chaty z koszykiem pełnym ruty zbieranej tuż przed pełnią?”
Bez zbędnych gestów i słów, oblubieniec znalazł się nade mną. Moje nogi oparł na swoich barkach.
- Oddaj mi siebie Mileno. Całą siebie - ciepły głos Francesco tylko wzmagał pożądanie.
- Me ciało należy do ciebie ukochany. Jestem twoja – pragnienie spełnienia, karciło każdą próbę próbującej wydobyć się z głębin żądzy racjonalności.
- Jestem twój, a ty moja. Na zawsze - usta kochanka połączyły się z moimi, jednocześnie jego oręż wszedł we mnie dając kolejną dawkę uniesienia. Byliśmy jednym ciałem. Jednym oddechem przyspieszającym w narastającym rytmie kolejnych, coraz silniejszych pchnięć. Miłosne spełnienie zbliżało się z każdym kolejnym uderzeniem serca. Nie kontrolowałam, nie chciałam kontrolować własnego głosu wypełniającego pewnie nie tylko chatę ale też cały pobliski las.
- Teraz - Francesco szybkim ruchem wyszedł ze mnie , stanął na klepisku i przyciągnął moją głowę do członka. Byłam spełniona kiedy ciepła, delikatnie słonawa, ciecz wypełniła moje usta. Nie zmarnowałam nawet kropli życiodajnej siły. Ukochany stał nade mną dysząc ciężko.
- Jesteśmy jednym Mileno, wiesz o tym, prawda? - niski głos sprawił, że mój umysł zaczął na powrót odbierać informacje z realnego świata.
- Jedno ciało, jeden duch Franceso - odpowiedziałam próbując wypatrzeć jego jantarowe oczy.
- Wiesz Mileno, że teraz muszę odejść? Nie obawiaj się, wrócę, i to szybciej niż ci się wydaje- każde słowo było dla mnie jednocześnie ukojeniem i niewysłowionym cierpieniem za miłością, największą jaką spotkałam w dotychczasowym życiu.
- Idź. Serce będzie szybciej bić, byś czym prędzej powrócił w me objęcia.
Zasnęłam najpewniej krótko po tym jak wypowiedziałam ostatnie słowa.

Lodowata woda wyrwała mnie ze świata iluzji i wytchnienia. Powracający, silny w dwójnasób, wszechogarniający ból fizyczny i psychiczny wzdrygał ciałem niczym szmacianą kukłą. Ceglaną, obszerną komnatę rozświetlały pochodnie, na szczytach których z błękitu rodziło się złoto. Ściany, artysta kaźni przystroił w wielkie topory, miecze, zwinięte liny i dyby. Na żelaznych rusztach wisiały szczypce, łańcuchy, kolce różnej długości, haki, sierpy i tasaki. Wyraźnie czułam negatywną energię miejsca, w którym się znalazłam. Każdą rudą cegłę wypalono w ludzkim strachu i cierpieniu. Nie pamiętałam, od jak dawna tu byłam. Pamiętałam za to, dlaczego się tu znalazłam. Miłość i zdrada, tylko tyle, i aż tyle! Nagłe, perwersyjne, agresywne. Uległam im, mając kochającego męża i wspaniałego synka! W jednej chwili pożądanie przysłoniło cały świat jaki znałam. Liczył się tylko on, Francesco, i moja bezgraniczna miłość oraz niegasnąca żądza do niego. A on mnie zdradził! Po tym jak oddałam mu swoje serce i ciało! Wpadł w szał kiedy nie zgodziłam się iść ścieżką „Mgły i Cienia”. Przeklinał, groził i zniknął niemal tak nagle jak się pojawił. Nie rozumiem dlaczego nie złożyłam pocałunku na złotym medalionie z piękną kobiecą twarzą otoczoną smoczymi pazurami, przyrzekając tym samym wierność Eniphel. Po tym jak usłyszałam krzyk płomykówki, drzewa wokół zaszumiały groźnie, a mój ukochany zniknął w bezmiarze leśnej, żywej, ciemności. Samotna, w płaszczu utkanym z odcieni mroku i niemal odrodzonej srebrnej tarczy, poczułam pękające z trzaskiem łańcuchy pętające me jestestwo. Następnego ranka do domu wpadli uzbrojeni strażnicy miejscy wyciągając mnie z łoża. Na podwórzu, w klatce dla świń ustawionej na wozie, przez łzy, patrzył na mnie Mikołaj. Był z nim modlący się na głos Tomasz.
- Ojcze nasz, któryś jest w niebie; święć się imię Twoje; przyjdź królestwo Twoje.
Zakonnik w białej tunice i czarnym szkaplerzu, przepasany skórzanym pasem, zatrzymał się kilka kroków ode mnie. Nie był sam. Obok, w szarym habicie, z laską pielgrzyma i złotym klejnotem na piersiach, stał, patrząc bez wyrazu, Francesco. Mnich w bieli i czerni otworzył księgę. W języku kapłanów odczytywał wersy:
- Ave Maria, gratia plena, Dominus tecum,
benedicta tu in mulieribus,
et benedictus fructus ventris tui, Iesus.
Sancta Maria, mater Dei, ora pro nobis peccatoribus.
Pomiędzy kolejnymi linijkami mowy sacrum, usłyszałam głos zdrajcy, o chrapliwym, nienawistnym tembrze.
- Mogłaś mieć wszystko Mileno! Władzę, bogactwo. Mogliśmy iść przez wieczność jako kochankowie i wyznawcy Wielkiej Mgły. Zgnieść w pył, słabość drążącą ten świat. Dałabyś życie potomkom Ulura. Siedziałabyś po mojej prawicy, ciesząc wzrok zwycięstwami legionów Drekadha.
- Uwolnij moją rodzinę zafajdany kłamco!- w jednej chwili nienawiść, znalazłszy ujście rozlała się po obejściu. – Zabierz plugawe łono fałszywej boskości i orszak, któryś przytaszczył ze sobą. Zostaw nas w spokoju! Pluję na ciebie kłamliwy sukinsynu! Na ciebie i cały twój zakon! Pomiocie fałszywej bogini! Fałszywego boga! Precz ode mnie!- gdy umilkł mój krzyk, nawet ptaki szczebioczące jak najęte o tej porze dnia milczały.
- Jak chcesz ukochana. Zatem do zobaczenia niebawem- Francesco uśmiechnął się szyderczo.
- Nunc et in hora mortis nostrae.
Amen.
- Zabrać tę czarownicę i jej rodzinę! Na mękach wyznają winy. To jak knuli przeciw bogu najwyższemu!- dominikanin, skończywszy modlitwę wydał rozkaz i wraz z Francesco oddali się. Stojący najbliżej mnie żołdak posłusznie wykonał zadanie, wymierzając cios w twarz. Świat zawirował, przez chwilę widziałam błękitne niebo, po którym sunęły leniwie białe obłoki. Niemal natychmiast zaatakowała mnie pustka zwyciężająca świadomość.

- Budź się wiedźmo! Goście do ciebie!- kolejne wiadro lodowatej wody, wywołało potrzebę zaczerpnięcia powietrza. Otworzyłam oczy. W pomieszczeniu poza katem, stał uśmiechający się delikatnie Franceso oraz człowiek w czerwonej szacie, o kamiennym obliczu, i znajomy mnich. Ten ostatni ponownie otworzył oprawioną w skórę księgę, odczytując tekst, który tym razem rozumiałam.
- W imię Boga w Trójcy Jedynego, w imię Ojca, i Syna i Ducha Świętego, uciekajcie złe duchy z tego miejsca, nie patrzcie, nie słuchajcie, nie niszczcie i nie wprowadzajcie zamieszania do naszej pracy i naszych planów, które poddajemy zbawczemu projektowi Boga. Nasz Bóg jest waszym Panem i rozkazuje wam: oddalcie się i nie wracajcie więcej tutaj.
Francesco, stanął tuż przy mnie.
- Ból, wypełniający cały twój wszechświat, może minąć w jednej chwili. Pomyśl ukochana. U mego boku, to ty zdecydujesz o losach pomiotów torturujących ciebie i twoich bliskich. Wystarczy jedno słowo Mileno.
- Precz ode mnie, mojego syna i męża, bękarcie! Wykorzystałeś mnie! Moją miłość! Wracaj do swoich różańców i mądrych ksiąg! Zabrałeś mi rodzinę! Wszystko co kochałam, dając w zamian cierpienie! Pluję ci w twarz ścierwo! - Tylko chęć wyrwania serca osobie, którą obdarzyłam wielkim uczuciem, pozwalała wykorzystać resztki sił na krzyk.
- Dobrze więc. Niech dokona się twa wola Mileno. Żegnaj- ostatnie słowa zdrajca wypowiedział już w progu komnaty tortur.
- Zatrzymajcie go! Nie słyszycie jak bluźnił przeciwko bogu! Nie pozwólcie mu odejść! – histerycznie wołając, próbowałam by sprawiedliwości stało się zadość.
Mężczyzna w czerwonej tunice, spojrzał na mnie.
- Komu dziecko? W komnacie jesteś Ty, ja, brat Wasyl i Semko, zamkowy kat- kamienny głos zdradzał twardy charakter właściciela.
- Franceso! To przez niego to wszystko!- Szaleństwo rozlało się po mym ciele i umyśle. To on zawinił!- Poczułam łzy spływające po polikach. – To on zawinił!- słowa coraz ciszej odbijały się pośród murów.
- Nie ma Franceso, moje dziecko! Zabiłaś kupca dwie noce temu! Widziano cię jak wybiegłaś tuż przed zamknięciem bram, w pokrwawionej koszuli! Bluźniłaś przeciwko Bogu Najwyższemu, Maryi Dziewicy i Jezusowi! Tylko płomienie oczyszczą twą zepsutą, zaprzedaną złu duszę! Wkrótce dołączysz do syna i męża. Niech Bóg się nad wami zmiłuje!. „A więc nawet ich nie oszczędzono. Straciłam wszystko.”Łzy były jedynym nagrobkiem jaki mogłam wznieść rodzinie. Siły opuszczały mnie z mocą górskiego potoku po zimowych roztopach.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Demon w Kwiecień 08, 2013, 21:34:17
Nero: Ja to chyba tydzień będę czytał :'(

Przeraziła mnie ilość tych słów :P
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Śnieżka (Blanka) w Kwiecień 08, 2013, 21:40:11
a ja teraz czytam książkę Pośredniczka (wszystkie części)
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Demon w Kwiecień 08, 2013, 21:41:51
o czym ona jest?
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Śnieżka (Blanka) w Kwiecień 08, 2013, 21:45:23
o dziewczynie która widzi i rozmawia z duchami jest mediatorką... w pierwszej części zabija jakiegoś ducha a w drugiej... no cóż dopiero zaczęłam ale jest coś o wampirze a reszty jeszcze nie czytałam... ogółem dużo przemocy nie wiem jak można bić duchy ale ona może :P 
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Demon w Kwiecień 08, 2013, 21:50:00
aham..
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Kwiecień 08, 2013, 21:53:15
To czytaj tydzien.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: anka06 w Kwiecień 08, 2013, 21:56:12
Nero: A ja przeczytałam wartę i biorę się za drugie...xD
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Kwiecień 09, 2013, 12:21:56
Cienie przeszłości
Nina z trudem otworzyła oczy. Od razu poczuła pulsujący ból rozsadzający jej czaszkę. Dookoła było ciemno. Blade światło sączyło się jedynie gdzieś znad jej głowy. Spróbowała się poruszyć, ale nie mogła. Ręce były czymś skrępowane. Nogi też. Chciała się wyszarpnąć, ale wtedy jej ciało przeszył spazm bólu. Zacisnęła powieki i zagryzła zęby. Czuła się, jak rażona prądem. Zamarła w bezruchu. Starała się uspokoić oddech.

Po kilku minutach znowu otworzyła oczy. Przyzwyczaiła je do ciemności. Dopiero teraz dotarło do niej, że jest w szpitalu. Ktoś drzemał na krześle przy łóżku. Nie widziała dokładnie rysów, ale była pewna, że to Marek. Jedyny człowiek, który jeszcze z nią wytrzymywał.

To oznaczało, że koszmar się już skończył. Znaleźli ją. Uratowali. Była bezpieczna. Tylko dlaczego nie mogła się ruszać? Skąd ten ból? Zaczęła odtwarzać w pamięci wydarzenia ostatnich kilkunastu dni. Pamiętała, że nie obchodzili się z nią delikatnie. Pod koniec zupełnie straciła kontakt z rzeczywistością. Czekała tylko na śmierć.

Jeszcze raz spróbowała się poruszyć, ale ból usztywnionych pleców przyprawił ją o brak tchu. Przymknęła powieki i powtarzając sobie, że jest już bezpieczna, zapadła w płytki, niespokojny sen.

* * *

Obudziły ją głosy. Zobaczyła nad sobą grupkę ubranych w białe kitle osób. Obchód.
- Jak długo tu jestem? – zapytała z trudem wypowiadając słowa. Własny głos brzmiał obco i jakby z oddali.
- Dzisiaj mija tydzień. Miała pani dużo szczęścia, jednak nie obeszło się bez poważnych obrażeń…
- Kiedy będę mogła wrócić do pracy? – przerwała lekarzowi. Czuła ból, wiedziała co jej zrobili i mogła sobie wyobrazić tego konsekwencje, jednak nie wiedziała, jak długo będą ją tu trzymać. Tylko to ją interesowało. Jedynym sensem jej życia była praca.
- Pani komisarz… – zaczął najstarszy z lekarzy, celowo zwracając się do niej stopniem, żeby nie mogła mu zarzucić, że nie ma pojęcia o wadze pracy, jaką wykonywała. – Nie wiem, kiedy wróci pani do pracy, nie wiem nawet, kiedy będę mógł panią wypisać, powiem więcej, nie wiem, czy uda się pani odzyskać całkowitą sprawność. Robimy wszystko, co w naszej mocy, jednak nie jesteśmy cudotwórcami. Ma pani bardzo poważane i rozległe uszkodzenia kręgosłupa. Na razie udało nam się je mechanicznie ustabilizować, jednak kiedy znikną obrzęki, czekają panią kolejne operacje. W tej chwili nie jesteśmy nawet w stanie ocenić dokładnego zasięgu szkód. Usztywniliśmy również tymczasowo odcinek szyjny. Przesunięcia kręgów C3 i C4 nie są poważne, ale pozwoli nam to na stabilizację całego kręgosłupa. Podobnie ma się sprawa z nogą. Kości są tak pokruszone, że czekają panią przynajmniej dwie operacje, zanim będziemy mogli założyć gips i pozwolić się im zrosnąć. Z pozostałymi obrażeniami już sobie poradziliśmy. Musi się pani uzbroić w cierpliwość. Leczenie i rehabilitacja potrwają długo. Przykro mi to stwierdzić, ale na najbliższe kilka tygodni jest pani całkowicie unieruchomiona.
- Ale to chyba nie jest konieczne? – zapytała poruszając skrępowanymi rękami.
- Oczywiście. Na razie nie.

Nie zapytała, co miało znaczyć to „na razie”. Wolała nie wiedzieć. Przemknęło jej przez myśl, że sama dla siebie może stanowić zagrożenie. Nie wsadzili jej całej w gips. Pewnie ześrubowali kręgosłup. Mogła się ruszać, ale nie powinna. Ale przecież była już przytomna, więc panowała nad sobą. Tak przynajmniej uważała.
Pielęgniarka zdjęła pasy krępujące nadgarstki. Wreszcie mogła poruszyć przynajmniej rękami. Niemal poczuła radość. Zawsze to coś. Dotknęła twarzy. Wyczuła sińce i szwy.
- Podać lusterko? – zapytała uczynnie ciemnowłosa pielęgniarka w nieskazitelnie białym fartuszku. Miała miłą twarz i ciepły uśmiech.

Nina skinęła głową, na ile pozwalała jej kołnierz ortopedyczny na szyi. Spojrzała na swoje odbicie. Zobaczyła pociętą, siną twarz i wszystkie ciosy, które otrzymała. Zacisnęła powieki.
- Przepraszam. Nie powinnam była. – Wystraszona pielęgniarka zabrała lusterko. – Zaraz dam pani środek przeciwbólowy. Poczuje się pani lepiej.
- Nie. Żadnych prochów – powiedziała zdecydowanym, szorstkim głosem. Jak za dawnych czasów. To ona decyduje i wydaje rozkazy.
- Ale…
- Żadnych prochów. Jest ze mną na tyle źle, że ani się obejrzę i nie będę mogła żyć bez magicznych zastrzyków. Dlatego nie.

Zmieszana pielęgniarka poprawiła kołdrę i wyszła. Przy tak poważnych obrażeniach nie dało się funkcjonować bez uśmierzaczy bólu. Poszła prosto do lekarza, ale i ten nic nie wskórał. Nina nie chciała się uzależnić. Spojrzał na nią z mieszaniną podziwu i niedowierzania i stwierdził, że prędzej czy później się złamie.

Marek odwiedził ją po południu. A potem reszta kolegów z pracy. Wysłuchała tego, jak trafili na ślad kryjówki, jak szybko i sprawie przeprowadzili akcję, a potem wszystkich odprawiła. Nie mogła znieść ich współczujących min. Litościwych spojrzeń. Była pewna, że w głębi duszy cieszą się, że mają ją z głowy na kilka miesięcy. Odetchną. Będą mieli spokój.

Nina była znakomitą policjantką. W pracy radziła sobie doskonale. Zawsze sumienna, zorganizowana. Oprócz wiedzy i umiejętności miała niebywałą intuicję. Zawsze stanowiła wzór dla współpracowników.
Niestety poza życiem zawodowym innego nie posiadała. Nie miała przyjaciół, znajomych, nawet rodziny. Z nikim nie umawiała się po pracy na piwo. Nawet jej partner, komisarz Wagner, był tylko współpracownikiem. Była oschła i despotyczna. Wydawała rozkazy i oczekiwała od każdego perfekcjonizmu. Żyła pracą i dla pracy.

Nigdy wcześniej nie przytrafiło się jej coś takiego. Dała się złapać. Nie rozumiała tego. Była pewna, że mają jakiś przeciek. Ludzie za nią nie przepadali. Przestępcy także. Potrafiła dopiec każdemu współpracownikowi i doprowadzić do aresztowania każdego podejrzanego. Wystawili ja na odstrzał.
Katowali ją prawie dwa tygodnie. Nie zdradziła żadnych informacji. Drwiła z nich. Byli dla niej nic nie wartymi szumowinami.

Czekały ją tygodnie leżenia, potem miesiące rehabilitacji. A potem? Czy wróci do pracy? Jedyną rzeczą jaką umiała było bycie policjantką. Co jeśli jej nie poskładają wystarczająco dobrze i nie będzie mogła pracować?

Była jeszcze na tyle słaba, że szybko zapadła w sen. Kiedy otwierała oczy długo nie mogła się przyzwyczaić do otaczających ją monitorów i kroplówek. Kroki na korytarzu. Szpitalne zapachy. Czasem płacz i krzyki. Ból.

Udało jej się przeżyć kolejny dzień. Nikt jej już nie odwiedzał. Wiedziała, że sama jest sobie winna. Większość czasu spędzała w półśnie, z którego wyrywał ją najdrobniejszy ruch powodujący przeszywający ból. Kiedy pielęgniarki z zatroskaniem w głosie pytały, czy do kogoś zadzwonić, krótkim „nie” ucinała rozmowę i odwracała wzrok. Nie miała zamiaru tłumaczyć się z własnego życia.

Z pewną ulga zauważyła, że personel i lekarze zachowują się bardzo profesjonalnie. Miała dobra opiekę. Kiedy jej twarzy nie wykrzywiał akurat grymas bólu, starała się uśmiechnąć do miłej, ciemnowłosej pielęgniarki, która w wolnej chwili przynosiła jej gazety i książki. Nie była potworem. Po prostu życie tak dało jej w kość, że zapomniała już, że nie każdy chce jej krzywdy.

* * *

Tego ranka powieki miała wyjątkowo ciężkie. Jakby budziła się z głębokiego snu. A przecież przez te kilka dni, odkąd odzyskała przytomność nie zdarzyło się jej spać głęboko. Coś było nie tak. Spojrzała na swoje ręce. Zauważyła opatrunki na nadgarstkach. Musieli ją znowu związać. Nic nie pamiętała.
- Czy coś się stało? – zapytała pielęgniarkę, która pojawiła się po porannym obchodzie.
- Ja… Wczoraj bardzo źle się pani poczuła. Lekarz stwierdził stan zapalny. Zaordynował też morfinę – dokończyła ledwie dosłyszalnym głosem.
- Mówiłam, że się nie zgadzam!
- Przyjechał pan Wagner, to on zdecydował. Podała pani jego numer telefonu, na wypadek, gdyby coś się działo.

Nina zamilkła. Marek? Rzeczywiście podała jego numer jako kontaktowy, bo nie miała nikogo bliższego, jednak nadal nic z tego nie rozumiała. Nie mogła kwestionować poczynań lekarzy. Miała ogromną nadzieję, że posklejają jakoś jej pogruchotane kości. Będzie im za to wdzięczna do końca życia. Ale Marek? Jakim prawem podjął za nią decyzję?

Pojawił się po południu. Przyjechał prosto z pracy. Nietrudno było zauważyć, że był niewyspany i zmęczony. A jednak przyjechał.
- Nie masz prawa za mnie decydować! – wykrzyczała mu na powitanie. Cały dzień aż się w niej gotowało, teraz mogła wreszcie dać ujście złości.
- Nina, pozwól, że ci coś wytłumaczę – zaczął szorstkim, podniesionym głosem. Też był wściekły. - O drugiej w nocy wywarł mnie ze snu telefon. Spanikowana pielęgniarka prosiła, żebym przyjechał do szpitala, bo coś się z tobą dzieje i nie wiedzą, co mają robić. Nawet się nie zastanawiając wsiadłem samochód i na złamanie karku przyjechałam tutaj. Uwierz mi, to nie był miły widok. Miałaś wysoką gorączkę, zwijałaś się z bólu, o ile coś takiego jest możliwe przy twoich poskręcanych śrubami kościach. Musieli cię związać, ale i tak wyglądało na to, że możesz zrobić sobie krzywdę. Co niby miałem zrobić?! Wiesz, gdzie miałem wtedy twoje durne postanowienia?! Jestem policjantem, nie pielęgniarzem. Po zastrzyku morfiny zasnęłaś.

Nina odwróciła wzrok. Często się spierali na temat kierunku prowadzenia śledztwa. Nie uważała się za nieomylną. Jeżeli nie miała racji, potrafiła się do tego przyznać. Jednak Marek jeszcze nigdy na nią nie nawrzeszczał. Do tego musiała mu przyznać rację. Ściągnęli go w środku nocy do szpitala. Jej wdzięczność każdego wyprowadziłaby z równowagi.

Marek, widząc, że Nina się uspokoiła, usiadł na krześle przy łóżku. W nocy, kiedy morfina i antybiotyki zaczęły działać, mógł rozwiązać jej ręce. Pielęgniarka przyniosła maść i opatrunki, bo otarcia były głębokie. Wtedy zobaczył blizny. Do tej pory ukrywała je po zegarkiem i bransoletkami. Zastanawiał się, czy ma prawo zapytać, dlaczego to zrobiła i stwierdził, że nie.

Na oddziale znowu zapanowała cisza, a on mógł przyjrzeć się Ninie. Bezbronnej, cierpiącej… Nie znał jej takiej. To był dla niego nowy widok. Całe przeżycie tej nocy było wstrząsające. Oddychała nierówno, wciąż dręczyły ją majaki. Przecierał wilgotnym ręcznikiem jej spocone, rozgrzane czoło. W końcu się uspokoiła i zapadła w głęboki sen. Niewiele o niej wiedział. Nie mówiła o sobie. Nie miała nikogo bliskiego, podobno wychowała się w rodzinie zastępczej. Nikomu nie pozwalała się do siebie zbliżyć. Była zimną suką i zachowywała się, jakby było jej z tym dobrze. Jednak teraz, zamiast bryły lodu, widział przed sobą ludzką istotę. Zrobiło mu się jej żal.

Wieczorem znowu miała gorączkę. Coraz wyższą. Lekarze zlokalizowali stan zapalny, jednak przy tej ilości leków, które już dostawała, nie mogli sobie na zbyt wiele pozwolić. Podawali antybiotyki w ograniczanym stopniu.
Marek siedział przy łóżku i ocierał jej gorące czoło. Szeptał uspokajające słowa, żeby odpędzić majaki. Była nieprzytomna, ale wierzył, że słyszy. Powtarzał, że jest bezpieczna, i że już nie zrobią jej krzywdy. Kiedy było już bardzo źle poprosił pielęgniarkę o kolejny zastrzyk. Podziałał.

Nina przebudziła się w nocy. Było cicho i ciemno. Marek spał z głową opartą na łóżku. Ściskał jej rękę. Nie czuła bólu. Szybko zapadła w sen. Rano już go nie było. Pojawiał się i znikał jak duch. Osobisty anioł stróż.

Pojawił się wieczorem.
- Powinieneś się przespać. Ja mam tu zastęp lekarzy, poradzę sobie.
- Ta, i żaden nie jest na tyle odważny, żeby dać ci głupi zastrzyk. Dobra, dobra – zaczął się śmiać. Nina też się uśmiechnęła. – A tak na poważnie, to wpadłem tylko na chwilę. Wracam zaraz na komendę. Dzisiaj był ciężki dzień i jeszcze się nie skończył. Wiem, że chciałabyś przeleżeć te kilka tygodni, ale praca nie poczeka. Mamy braki, Januszowi urodziło się dziecko, złożyłem mu w twoim imieniu gratulacje, a Marta jest na urlopie. Mam nadzieję, że chociaż ta obrożę ci ściągną w miarę szybko, bo ciężko ci będzie akta czytać. Chociaż z drugiej strony… Może akurat tobie się przyda.

Nina wiedziała, że sobie z niej żartuje i to bezkarnie. Nawet nie miała czym w niego rzucić. Była przykuta do łóżka, a on sobie z niej kpił.
- No już dobrze. Odegrasz się na mnie, jak tylko będziesz mogła. Muszę uciekać, ale postaram się wpaść jutro i zorganizować ci jakieś zajęcie, żebyś tu nie zwariowała zanim cię wypuszczą.
Pielęgniarce pełniącej dyżur powiedział, żeby dzwoniła, jak tylko coś się będzie działo, bo i tak prawdopodobnie większość nocy spędzi na nogach. Miał jednak nadzieję, że Nina przetrwa tę noc sama. Marzył o tym, żeby wreszcie się wyspać albo przynajmniej położyć się we własnym łóżku, chociaż na kilka godzin.

Zostawił ją z myślą o rozpoczętym śledztwie i brakach kadrowych. Nie był pewien, czy podziała to na nią dobrze, czy źle. W ostateczności, nie istniała możliwość, że wypisze się ze szpitala na własne żądanie, do czego była zdolna. Taka ewentualność nie wchodziła jednak w grę przez najbliższe kilka tygodni.
Nina od razu zaczęła się zastanawiać, co zatrzymało Marka w komendzie na tak długo. To musiała być poważna sprawa. A ona musiała leżeć bezczynnie. Nie mogła tego nawet potraktować, jako dawno niewykorzystanego urlopu, bo raczej z odpoczynkiem nie miało to zbyt wiele wspólnego.

Przez całą noc męczyła ją gorączka, ból kręgosłupa i wspomnienia minionych tygodni. Nad ranem zasnęła z wyczerpania. Niestety, nie na długo. Półprzytomna, ledwie rejestrowała zmiany pór dnia.
Po południu pojawił się Marek. Wysoki, szczupły, z ciemnymi, krótko ostrzyżonymi włosami. Rozpinana koszula z krótkim rękawem odsłaniała doskonale umięśnione ramiona. Błękitne oczy spoglądały na nią z troską.
- Załatwiłem ci telewizor, zaraz go podłączę, więc będzie ci weselej.

Nawet nie miała siły odpowiedzieć. Przyglądała się, jak ustawia sprzęt i rejestrowała kolejne elementy jego wyglądu. Nigdy wcześniej nie zwróciła uwagi na bliznę na ramieniu. Ani na znamię na policzku. Rzadko w ogóle zwracała uwagę na to, jak ludzie wyglądają. Marek był przystojny. Po siedmiu latach wspólnej pracy, musiała trafić w ciężkim stanie do szpitala, żeby to zauważyć.

Kiedy uporał się z ustawieniem telewizora i sprawdził, czy wszystko działa, położył jej pilota pod ręką i usiał. Na jego twarzy nie było śladu po wczorajszym zmęczeniu.
- Przywiozę ci twojego laptopa, ale to później, jak już będziesz mogła się ruszać. Na razie masz tu akta dwóch wczorajszych spraw. Dwa trupy, na pewno cię zainteresują.

Marek widział, że jest w kiepskim stanie, ale zauważył też błysk w oku, kiedy powiedział o trupach. Postanowił udać, że nie widzi bólu i wyczerpania malującego się na jej twarzy. Nie mógł się nad nią litować, bo wtedy kazałaby mu iść do diabła.
- Trochę niewygodnie będzie ci czytać w tej obroży, więc zreferuję ci, co na razie ustaliliśmy. Ciekawsze zostawię na koniec. Pierwsza ofiara to dwudziestotrzyletni chłopak zamordowany we własnym mieszkaniu. To była egzekucja. Przywiązany do krzesła, przestrzelone kolana. Przyczyna śmierci – strzał z bliska w głowę. Zabezpieczyliśmy kule i łuski z trzydziestki ósemki. Broń nie figurowała w bazie. Co ciekawe, z tego co na razie ustaliliśmy wynika, że chłopak nie miał żadnych powiązań, więc ciężko będzie o motyw. Nie wiemy, komu mógł się narazić. W mieszkaniu nie było żadnych śladów. Sprawcy, prawdopodobnie było ich dwóch, mieli rękawiczki. Czysta i szybka robota. Sąsiedzi nie słyszeli strzałów.

Spojrzał na Ninę. Zasnęła. Niewyjaśnione morderstwo działało na nią prawie tak dobrze jak morfina. Zostawił akta na stoliku i pojechał na komendę. Do szpitala wrócił późnym wieczorem. Coraz bardziej uzależniał się od tego miejsca. A może od niej… Zawsze chciał ratować świat. Dlatego został policjantem.

Nina była atrakcyjną kobietą. Niewiele niższa od niego, zgrabna, zawsze elegancko ubrana i perfekcyjnie umalowana. Ciemne włosy miała krótko obcięte, pewnie dla wygody, ale zawsze ufarbowane i idealnie ułożone. Nawet wyciągnięta z łóżka w środku nocy wyglądała nienagannie. Do tego stopnia, że zdawała się sztuczna. Jej oczy zawsze były zimne, rzadko się uśmiechała. Między nią, a resztą społeczeństwa był niewidzialny mur. Każdemu dawała to odczuć. Marek w swojej niemal dziecięcej naiwności wierzył, że teraz ma okazję, bo spróbować go przebić.
Pośród kabli i rurek, przykuta do łóżka, wijąca się z bólu, była inną osobą. I te blizny. Usiłowała popełnić samobójstwo. Nikt ze współpracowników by w to nie uwierzył. Od pielęgniarki, która opatrzyła jej nadgarstki usłyszał, ze na plecach Nina ma wiele blizn, które na pewno nie pochodzą od postrzałów. Nie rozumiał tego, chociaż paradoksalnie coraz bardziej rozumiał ją.




Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Kwiecień 09, 2013, 12:24:25
2 część Cienie przeszłości
Obudziła się z krzykiem, zlana potem, roztrzęsiona. Uspokoił ją. Chciał przywołać pielęgniarkę, ale spojrzała na niego trzeźwym wzorkiem i pokręciła głową. Przymknęła oczy.
- Nie musisz odpowiadać, ale siedzę tu już kolejną noc… w gorączce cały czas męczą cię wspomnienia, strach… czy poza tym wszystkim, co ci zrobili, skrzywdzili cię jeszcze w inny sposób? – Jąkał się i nie wiedział, jakich słów użyć. Z Niną najlepiej rozmawiało się wprost, jednak nie przeszłoby mu przez gardło pytanie „Czy oni cię zgwałcili?”. W końcu to nie była jego sprawa. Chciał jednak wiedzieć, co ją tak dręczy.
- Nie – odpowiedziała spoglądając na jego zatroskaną twarz, a potem odwróciła wzrok. Bili ją, ale nic poza tym. Nie odważyli się. Te wspomnienia męczyły ja chyba dlatego, że przywoływały inne, o wiele gorsze, które wyparła ze swojej pamięci dawno temu. – Opowiedz mi drugim trupie – poprosiła.
- Druga ofiara to zastępca prokuratora okręgowego Artur Maciejczyk. Na pierwszy rzut oka to był wypadek. Samochód wpadł w poślizg, wypadł z drogi, uderzył w drzewo i stanął w płomieniach. Czekamy na wyniki ekspertyz, żeby stwierdzić, czy mamy do czynienia z morderstwem. Jeśli tak, to podejrzanych będziemy mieli na pęczki. Maciejczyk miał więcej wrogów niż przyjaciół. Ta sprawa ma priorytet. Nie co dzień w niewyjaśnionych okolicznościach umiera taka osobistość. – Skrzywił się wypowiadając ostatnie zdanie.

Nie lubił takich dochodzeń. Politycznych. Zbyt wiele osób się mieszało od śledztwa, zbyt wiele informacji było pilnie strzeżonych i zbyt duży nacisk odczuwali ze strony przełożonych. Potrzebował intuicji Niny, żeby rozwiązać te sprawy. Śmierć prokuratora i chłopaka z dobrego domu. W pierwszym przypadku będą mieć bardzo długa listę podejrzanych, której nawet nie będą mogli skrócić o tych, którzy jeszcze siedzą, bo przecież zawsze znajdzie się jakaś życzliwa dusza na wolności, która pociągnie za odpowiednie sznurki. Druga sprawa była równie trudna, bo nie było żadnych podejrzanych ani motywów.

Znowu uśpił Ninę swoim gadaniem. W szpitalnej ciszy łatwiej było mu pozbierać myśli. W komendzie ciężko było o chwilę spokoju. Zastanawiał się, kiedy go wreszcie wyproszą z oddziału, na którym przesiadywał w zupełnie nieprzepisowych godzinach.
Wyszedł zanim się obudziła. Pocałował ją w czoło i wymknął się jak złodziej. Szybki prysznic w domu i do pracy. Czekał go ciężki dzień.

Nina czuła się odrobinę lepiej, antybiotyki zadziałały. Włączyła telewizor i sięgnęła po akta. Polityczne morderstwa też nie należały do jej ulubionych. Miała nadzieję, że Marek otrzymał już wyniki ekspertyz i będzie wiedział, czy to na pewno nie był wypadek. Przeczytała zeznania świadków. Nie było tego wiele. Maciejczyk jechał do pracy. Miał willę pod miastem, wypadek miał miejsce na odcinku rzadko uczęszczanym, zwłaszcza około siódmej rano. W pobliżu nie było żadnych domów. Policję i służby ratownicze zawiadomił kierowca innego samochodu. Jeżeli istniały jakieś dowody popełnienia przestępstwa, to zniszczył je ogień, a potem strażacy. Z analizy śladów na jezdni wynikało, że pan prokurator stracił panowanie nad samochodem jakieś sto metrów od miejsca wypadku i ostatecznie uderzył w drzewo. Samochód natychmiast stanął w płomieniach. Brak śladów, że jakiś inny pojazd uczestniczył w zdarzeniu.

Z zeznań żony wynika, że nie był pod wpływem alkoholu ani silnego stresu. Nie prowadził w ciągu ostatnich tygodni sprawy na tyle poważnej, ze ktoś chciałby go uciszyć. Nie dostawał też listów ani telefonów z pogróżkami. Dwudziestoletnia córka doznała takiego szoku na wiadomość o śmierci ojca, że nie była w stanie odpowiedzieć składnie na żadne pytanie.

Nina chciała zająć przejrzeć akta drugiej sprawy, ale teczka wypadła jej z ręki i kartki rozsypały się po podłodze. Zaklęła pod nosem i zadzwoniła po pielęgniarkę, która na widok zdjęć zwłok wydała krótki okrzyk i z obrzydzeniem odłożyła akta na stolik. No cóż, w sterylnych, szpitalnych warunkach, nawet śmierć jest bardziej przystępna. Nina tylko się uśmiechnęła i zaczęła przełączać kanały w poszukiwaniu czegoś strawnego do oglądania. Akta musiały poczekać. Nie była w stanie ich sama ułożyć.

Nawet nie zdążyła zasnąć na wiadomościach, ponieważ pojawił się lekarz w towarzystwie pielęgniarki. Zmiana opatrunków przyprowadziła ją na skraj wytrzymałości. Nie wiedziała, ile jeszcze zdoła wytrzymać, a przecież od razu nie będzie lepiej, czekały ją kolejne operacje. Bała się, że zanim nastąpi poprawa, w najlepszym wypadku zwariuje. Nie widziała sensu w całym tym cierpieniu. Nie miała nikogo, nikt by po niej nie płakał. Zaczęła żałować, że ją znaleźli i uratowali.

Marek zastał ją z mokrymi od łez oczami. Płakała nie tylko z bólu, płakała nad sobą.
- Mam dla ciebie kopie ekspertyz techników, którzy zajmowali się samochodem i zespołu zajmującego się mieszkaniem chłopaka. Mam też wyniki sekcji. Gdyby komendant zobaczył, że wynoszę akta, chyba byś mnie nie zastała przy biurku, po powrocie ze zwolnienia.

Nina uśmiechnęła się przez łzy. Gdyby nie on, poddałaby się od razu.
- Zrób porządek w tych teczkach, bo mi się wszystko rozsypało. Wolałam nie nadużywać wyrozumiałości pielęgniarki. Zwęglone zwłoki raczej nie wywarły na niej pozytywnego wrażenia. Czego dogrzebali się twoi ludzie? – zwątpienie zniknęło jak ręką odjął.
- To nie był wypadek. Przecięte przewody hamulcowe. Mam kopie listów z pogróżkami, które dostawał Maciejczyk oraz listę najniebezpieczniejszych osób, które wsadził. Jest w czym wybierać.
- Żonę wykluczyłeś?
- To raczej nie było morderstwo w kobiecym stylu. Pani Maciejczyk nie ma pojęcia o mechanice samochodowej, prowadzi prywatny gabinet dermatologiczny.
- Ale mimo wszystko miała dostęp do samochodu. Trudno będzie stwierdzić kto, więc trzeba zacząć od tego – jak? Na strzeżonym sądowym parkingu raczej nikt nie grzebałby w samochodzie prokuratora. Przypadkowe miejsca, jak supermarket, możemy sobie od razu darować. Zostaje garaż. Prawdopodobnie zabezpieczony alarmem. Były jakieś lądy włamania? Ochrona nie odebrała jakichś podejrzanych sygnałów?
- Sprawdzimy. Z sekcji wynika, że nie był pod wpływem alkoholu ani innych środków odurzających. Jego współpracownicy wskazali kilka nazwisk, które musimy sprawdzić w pierwszej kolejności.

- Powodzenia. Co z drugą sprawą?
- Potwierdzają się wstępne ustalenia. W mieszkaniu nie było żadnego śladu osób trzecich. Mamy do czynienia z zawodowcami. Nadal jednak brak motywu. Chłopak studiował budownictwo na politechnice. Piątkowy uczeń, dostawał stypendium naukowe. Mieszkał sam w mieszkaniu po babci. Rodzice mają dom pod miastem i prowadzą małą firmę ogrodniczą, nieźle się im powodzi. Mówią, że miał kogoś, ale nie znają nazwiska, nie widzieli jej nigdy. Zresztą bardziej się domyślają, że ktoś był w jego życiu niż wiedzą. Przepytaliśmy jego znajomych. Nie dilował, nie kradł, nikomu się nie naraził. Zaczynam uważać, że ktoś się pomylił i kazał wykończyć nie tego człowieka.
- Hmm, to też jest wyjaśnienie, ale nie wydaje mi się, żeby cię gdzieś zaprowadziło. Znajdź jego dziewczynę. Skoro nie ćpał, nie kradł, nie obracał się w podejrzanym towarzystwie, a jej istnienie zachował przed rodzicami w tajemnicy, to coś musi być na rzeczy.
- Może po prostu chciał im ją oficjalnie przedstawić, jak będzie pewien, że to ta jedyna? Odniosłem wrażenie, że jego rodzice to tradycjonaliści. Wiesz, wspólne mieszkanie dopiero po ślubie i te sprawy.
- Nie musiał podzielać ich poglądów. Mamy więc kryształowego chłopca zamordowanego w brutalny sposób we własnym mieszkaniu. Ślady włamania, walki?
- Nie.
- Więc wpuścił sprawców. Musiał ich znać, albo wiedzieć, że przyjdą. Znajdź dziewczynę.
- Chłopaki zajmują się jego komputerem, może na coś trafią. W mieszkaniu nie ma żadnych zdjęć. W telefonie też nic nie znaleźliśmy.
- To szukajcie dalej. I następnym razem przemyć mi colę. Mam dosyć tej ich kranówy i lurowatej herbaty. I tak nic innego nie mogę. Zjadłabym pizze. I piwo do tego. – Spojrzała n zdziwionego Marka i roześmiała się. – Nic o mnie nie wiesz.
- To mi coś o sobie powiedz.

Odwróciła wzrok i przestała się uśmiechać. Udało się jej opanować przemożną chęć podzielenia się swoją przeszłością. Wpatrzyła się w niebo za oknem. W końcu zasnęła.
Następnego dnia Marek przemycił na oiom colę.
- Prawie czuję, że żyję. Ja tego nawet na co dzień nie piję, nie lubię. Jednak wegetacja tutaj mnie dobija. Mam nadzieję, że z nikim z komendy nie dzielisz się tym, co się tu dzieje? – Napomknęła o tym jakby mimochodem, ale miała nadzieję, że wydarzenia ostatnich dni nie upuszczają szpitalnych murów. Nigdy by tego Markowi nie darowała. - Ustaliliście coś nowego?
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Kwiecień 09, 2013, 12:25:08
3 część Cienie przeszłości
Przełomu w śledztwie nie było. U Maciejczyków nie było żadnych śladów włamania, ale na posadzce w garażu technicy znaleźli ślady płynu hamulcowego. Przesłuchiwali obecnie potencjalnych wrogów pana prokuratora. Tajemniczej dziewczyny też nie udało się namierzyć. Udało im się jedynie ustalić, że chłopak dorabiał w weekendy w biurze projektowym.
- Po co? Miał stypendium i kasę od rodziców.
- Może dla niej? Próbujemy skontaktować się z jego siostrą. To trochę trudne, bo jest w Australii, ale w końcu z nią porozmawiamy. Mam nadzieję, że się jej zwierzał.

Śledztwo wreszcie ruszyło z miejsca. Siostra denata opowiedziała im o tajemniczej dziewczynie, która była córką jakiegoś wysoko postawionego człowieka. Planowali razem ucieczkę, bo wiedzieli, że jej ojciec nigdy nie zgodzi się na takie małżeństwo. Dlatego chłopak weekendami dorabiał.

Sąsiedzi Maciejczyków rozpoznali też jednego z przestępców, którego pan prokurator wsadził za kratki i który już od pół roku przebywał na wolności. Według zeznań pojawił się kiedyś w pobliżu domu prokuratora.
- A teraz najlepsza wiadomość, słuchaj uważnie. W telefonie chłopaka znaleźliśmy numer Sonii Maciejczyk. Coś ci to mówi?
- Tajemnicza dziewczyna? Warto spróbować.
- Podobno przechodzi załamanie nerwowe. Matka nie zgadza się na rozmowę.
- Po śmierci narzeczonego rzeczywiście mogła się załamać. Jest już pełnoletnia, przesłuchajcie ją, możecie zabrać psychologa. Jedźcie tam, jak będą stwarzać problemy postraszcie, że wezwiecie ją na komendą i dodatkowo oskarżycie o utrudnianie śledztwa. I przyciśnijcie matkę. Tylko za jej pośrednictwem mogli się dostać do Maciejczyka. Obstawiam, że miała romans.

Na efekty przesłuchań nie trzeba było długo czekać. Córka prokuratora więcej płakała niż mówiła, ale przyznała się do związku z zamordowanym chłopakiem i planowania ucieczki. Mieli wyjechać i wziąć ślub. Nie wiedziała, kto mógł chcieć go zabić, nikt nie wiedział o ich związku.

Matka było dużo mniej rozmowna. Zaprzeczała wszystkiemu i w końcu wyprosiła ich z domu.
Dużo bardziej przydatny okazał się Daniel Rosiak. Zwolniony pięć miesięcy wcześniej po dwunastu latach odsiadki. Przyznał się, że był w domu Maciejczyka i sypiał z jego żoną. Romans z nią miał być formą zemsty. Nie planował morderstwa i nie manipulował przy samochodzie. Zdawało się, że mówi prawdę.

- Wezwijcie panią Maciejczyk na komendę i przesłuchujcie do skutku.
- Nina, ona jest żoną prokuratora okręgowego, nie możemy jej ot tak przetrzymywać.
- Macie podstawy, żeby ją zatrzymać na czterdzieści osiem godzin. Tylko ona miała dostęp do samochodu. Cholera, przyciśnijcie ją. Jeśli uwierzy, że podejrzewacie córkę, zrobi wszystko, żeby ją chronić.
- A podejrzewamy córkę?
- Czy jak mnie zabrakło, to was dopadła pomroczność jasna? Idź do domu, wyśpij się i weź się za to śledztwo wreszcie porządnie. Poszukajcie powiązań pana prokuratora ze światem przestępczym. Może traficie na coś ciekawego.
- Ty już chyba rozwiązałaś tą sprawę?
- Brakuje mi jednego motywu.
- Coś ci przemycić następnym razem?
- Nic mi już nie pomoże. – Skrzywiła się i włączyła telewizor. – Niech cię nie widzę, dopóki nie zamkniesz winnych.

Wezwali panią Maciejczyk na komendę. Kazali czekać w pokoju przesłuchań przez godzinę. Potem wmówili jej, że mają dowody, że córka zabiła ojca, ponieważ nie godził się na związek z chłopakiem „bez nazwiska”.
- To wszystko bzdury! Nic nie wiecie. Sonia nienawidziła tego potwora, ale go nie zabiła. Ja to zrobiłam. Był na tyle pewny siebie, że powiedział jej, że jej narzeczony przeniósł się do lepszego świata. A potem ją zgwałcił. Tak jak to robił przez ostatnie dziesięć lat. Czy to wam wystarczy jako motyw? Moja córka jest wrakiem człowieka, bo nie potrafiłam jej uratować. Ja też byłam kimś „bez nazwiska”, przez wszystkie lata małżeństwa wmawiał mi, że wystarczy jedno skinięcie palcem i pozbawi mnie wszystkiego i będę się musiała sprzedawać, żeby zarobić na chleb.
- Skąd pani wiedziała, jak uszkodzić hamulce?
- Mój ojciec miał warsztat samochodowy, poza tym miałam trzech braci. Przewody hamulcowe, to dla mnie żadna tajemnica.

* * *

Marek pojechał do szpitala, ale nie zastał Niny. Sala był pusta. Pobiegł do pokoju pielęgniarek, usiłując się dowiedzieć, co się stało.
- Pani Szymańska jest na badaniach. Na jutro ma zaplanowaną operację.
Odetchnął z ulgą, usiadł i czekał. W końcu ją przywieźli. Zaczął referować zamkniętą sprawę. W pewnym momencie zreflektował się jednak, że Nina patrzy niewidzącym wzrokiem w ścianę.
- Nie słuchasz mnie…
Odwróciła głowę w jego stronę.
- Jutro będę mnie kroić. Nie ma gwarancji, że po operacji będzie lepiej…
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Kinga27 w Kwiecień 09, 2013, 13:20:57
zaje***** ;D
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Kwiecień 09, 2013, 13:24:02
dzięks
_____________-
znasz Kamila Bednarka?
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Kinga27 w Kwiecień 09, 2013, 13:24:27
ide na pogaduchy
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Kwiecień 09, 2013, 13:28:40
ja też:)
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Kwiecień 09, 2013, 13:45:04
HADES.PIERWSZE KROKI.
W przestrzeni kosmicznej, otaczającej ubogi w obiekty układ planetarny, pojawił
się nowy pojazd. Potężna bryła kolosa budziła respekt
swoim ogromem. Moduł napędowy ledwie wystawał zza szeregu potężnych
sześciennych kontenerów. Szarozielone blachy poszycia w wielu miejscach nabrały
burego odcienia erozji, wskazującego na wieloletnie użytkowanie. Jaśniejsze szramy
spawów wskazywały na przebyte wcześniej remonty i przeróbki tego potwora. Z lamp
umieszczonych szeregiem na jego burtach połowa nie paliła się. Nieregularnie
pobłyskiwały zielone i czerwone sygnalizatory na dziobie i rufie. Z czterech dysz silnika
głównego ciągu, tylko dwa błyszczały strumieniem ognia, pchającego ten statek przez
kosmiczną pustkę. Pozostałe dwa pobłyskiwały w nieregularnych wybuchach zapłonu,
nie będąc w stanie utrzymać pełnego ciągu. Szarpnięcia mocy utrzymywały kadłub w
wibracji, nadwątlając już i tak nadwyrężone korozją wewnętrzne wręgi.
Niekontrolowane szarpnięcia spychały statek z wyznaczonego przez nawigatora kursu.
Echo sygnału radiowego nadanego z głębi systemu dotarło do przybysza. W
odpowiedzi ogromne teleskopowe czasze nadajników radiowych, powoli przesunęły się
na pozycje pracy. Łączność została nawiązana.
– Tu kontrola lotów systemu VP 393, podaj numer czarteru, nazwę jednostki i
cel podróży - odpowiedzią była cisza.
– Tu kontrola lotów systemu VP 393, nieznany obiekt, podaj kod czarteru.-
znowu bez odzewu, słychać tylko trzaski i nieokreślone zgrzyty w tle. Najwidoczniej
dyżurny kontroler zaczął tracić cierpliwość.
– Do jasnej cholery tu Kontrola, nieznany obiekt wchodzisz kretynie na pasmo
wojskowe, albo zejdziesz na poziom cywilny albo odstrzelą ci jaja, durniu. - tym
razem przez zgrzyty zakłóceń przebił się spokojny głos
– Tu DUCH, wiozę świeże mięsko. Trochę silnik mi szwankuje, nie mogę
utrzymać prędkości podejścia. Zejdę trochę niżej? Pasuje? - głos kapitana statku
brzmiał nonszalancją i pewnością siebie.
W centrum systemowym kontroli lotów zapadła cisza. Zdumiony kontroler
zaniemówił. Co prawda pracował na tej stacji od miesiąca, ale tego typu odpowiedź nie
trzymała się żadnego regulaminu. Wiedział że na każdej stacji panują pewne
nieformalne komendy, ale takie jawne kpiny z dyscypliny, zwłaszcza na takiej stacji jak
ta, to woła o pomstę do nieba. O nie, on nie z tych co jedzą z ręki byle dostawcy pizzy.
– Kontrola VP 393, nieznany obiekt, utrzymaj kurs 202 i prędkość, wróć na
płaszczyznę ekliptyki, maksymalny błąd 2%. Jeżeli nie możesz utrzymać prędkości
podejścia zatrzymaj się. Wyślemy po ciebie holownik. Odbiór.
– Tutaj Duch, co jest, kompletnie was pogięło? Z kim rozmawiam? Vlad to ty?
Jaja sobie robisz. Pudło mi się sypie. Nie utrzymam prędkości, schodzę na niższe
pasmo, jak możesz utrzymaj dla mnie wolny korytarz. OK?
John Dillins był kontrolerem od 23 lat, służył na tak wielu stacjach, że sam miał
problemy ze zliczeniem wszystkich. Myślał że w swoim życiu widział już wszystko.
Poznał wszystkie numer cwanych kapitanów, ze wszystkimi ich gierkami i niepisanymi
prawami. A ten Duch, jak sam siebie wywoływał, prosił się o kłopoty. Postępując
zgodnie z procedurą wywołał Naczelnego Kontroli.
– Co jest Johny?
– Mam na podejściu gościa który nie chce podać kodu czarteru, na
uszkodzonym napędzie łamie procedurę i schodzi na pasmo wojskowe. - wyjaśnił.
– Dobra. Zaraz u ciebie będę.
Po chwili w drzwiach stanął Nicki Romero, 55-letni korpulentny blondynek z
podwójnie nalanym podbródkiem. Jego obfite kształty budziły radosne komentarze na
całej stacji orbitalnej. Z trudnością wbił się w fotel dyżurnego kontrolera, szybkimi
ruchami palców wbił kod autoryzacji w konsole komputera. Przez chwilę wpatrywał się
w wyświetlacz. Analizował dane obrazujące ruch obiektu, parametry masy, prędkości,
znaki szczególne. Na centralnej konsoli oglądał powiększony, przetworzony obraz z
teleskopu. Porównał otrzymane wyniki z bazą danych. Po tym odsłuchał
dotychczasowy przebieg transmisji radiowych pomiędzy stacją a statkiem.
– Co robimy z tym syfem szefie? - padło pytanie zza fotela. - Przekażemy go
wojskowym? Przecież go rozniosą w puch...
Grubasek zamyślił się, drapieżny uśmiech wykwitł na jego twarzy.
– Skoro sam wystawia dupę, to go w nią kopniemy.- postanowił
– Ale szefie, jeżeli ma na pokładzie pasażerów to będzie jatka.
Naczelny kontroler popatrzył uważnie na swojego podopiecznego.
– Johny, pracujesz tu od 2 miesięcy, jeżeli chcesz popracować u nas dłużej to
pamiętaj że polecenia przełożonych wykonuje się bezwzględnie i bez zastrzeżeń.
– Ale...
– Przekaż go wojskowym i pomóż innym kontrolerom rozładować ten korek
wokół stacji. Będziemy mieli dzisiaj ponad setkę czarterów, na brak zajęcia nie
będziesz mógł narzekać. Zrozumiałeś moje polecenie czy nie?
– Tak jest.
– Dobry chłopiec. - tłuścioch poklepał Johna po twarzy – Kto wie może jeszcze
będą z ciebie ludzie?
– Jeżeli praca na stacji orbitalnej ci nie pasuje, zawsze możesz trafić na dołek –
tu wskazał palcem na największy monitor w sali, pokazujący obraz planety wokół
której krążyli.
Brunatny dysk powoli obracał się, ukazując ciemne plamy lądów migocząc
jasnymi punktami aktywnych wulkanów. To byłą nieduża, wciąż aktywna sejsmicznie
planeta. Przechodziła właśnie okres kształtowania się przyszłych kontynentów. Chmury
toksycznych oparów zakrywały jej zdradliwe oblicze. Jeżeli nawet pyły na moment
rozwiewały się, na próżno szukać było na niej zielonych plam roślinności, czy też
błękitnych oceanów wody. Tylko metaliczne skały z jeziorami płynów, które w żadnym
wypadku nie nadawały się do picia. Czarna breja, szlam, grzęzawisko wszystkich
znanych i nieznanych pierwiastków. A wszystko to na wyciągnięcie ręki, na
powierzchni. Raj psychopatycznego chemika. Patrząc na to zjawisko kosmiczne,
nieodparcie Johnemu przychodziło porównanie planety z nabrzmiałym wrzodem, takim
wybudowanym. Gotowym do wyciśnięcia.
Przez barki kontrolera przeszedł niekontrolowany dreszcz.
– Nie dzięki, wolę już tu zostać.- odpowiedział
Naczelnik odszedł do swojej dyżurki, ale przed drzwiami stanął, odwrócił się i
powiedział.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Kinga27 w Kwiecień 09, 2013, 13:46:08
No ***** czemu ja tak nie umiem pisać?
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Kwiecień 09, 2013, 13:48:12
Ostatni SPAM. Napisze ci na PW.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Kwiecień 09, 2013, 13:52:11
2 część HADES. PIERWSZE KROKI
– Tak myślałem. Przekaż go więc nadzorowi UNA i zapomnij o nim.
John wywołał nadzór wojskowy
– Nadzór UNA 1 tu VP. Zgłoś się.
– Tu UNA 1, co masz VP?
– Mam niekontrolowane zejście na wasze pasmo. Obiekt nie reaguje na
polecenia.
– Przekazujecie go nam?
– Tak, Potwierdzam.
– W porządku, przyjmujemy.
Wrócił do swojej rutynowej pracy. On i kilkunastu innych pracowników działu
kontroli transportu przestrzennego systemu VP393, nadzorowało cały ruch w
podległym obszarze. A było co robić, dziesiątki lotów statków transportowych korporacji
wydobywczych, na planetę należało dostarczyć niemal wszystko. Ponadto ruch
wydobytych minerałów do orbitalnych stacji przetwarzania, aby w końcu wypchnąć ten
cały urobek w przestrzeń do oczekujących na niego zamieszkałych systemów
odbiorców.
Codzienna mordercza praca na granicy wyczerpania, ale wszystko to było niczym
przy warunkach pracy tam na dole.... Jednak ciekawość w nim zwyciężyła. Odnalazł
pasmo komunikacji wojskowego operatora, który połączył się z nadlatującym statkiem.
Systemy szyfrujące przejęły kontrolę nad sygnałem zniekształcając go w ciągi
piskliwych dźwięków, ale po tylu latach praktyki wiedział jak obejść te zabezpieczenia.
Już po chwili w słuchawkach zabrzmiał zdekryptowany głos.
– Tak trzymaj, leć tą ścieżką przez następne 100 jednostek, obniż pułap o
dalsze 10 na 03.
– Przyjąłem – potwierdził głos ze statku
Przez dłuższy czas nie się nie działo.
– Kontrola, tutaj Duch widzę na radarze 3 szybko zbliżające się jednostki, idą
kursem kolizyjnym na mnie. Zmienić tor?
– Nie, utrzymaj kurs i prędkość – polecił operator.
– Ale...
– Utrzymaj dotychczasową pozycję.
– Odpalili rakiety! - paniczny głos rozległ się w głośniku – Wali na nas sześć rakiet,
uderzą za 35 sekund.
Automatyczny głos odliczał w tle:
– 30 sekund do uderzenia
– 29 sekund do uderzenia
– Tutaj statek transportowy Duma Heldoru czarter 123 coma 29. Jesteśmy
jednostką cywilną. Mayday. Mayday.
– 27 sekund do uderzenia
– Witaj Duchu – do rozmowy włączył się nowy głos.
– Co, kto mówi?
– Ostatnim razem sprzedałeś mi podrobiony towar. Czas żebyś został
prawdziwym duchem.
– 25 sekund do uderzenia.
– Czekaj, zaraz, dogadajmy się, nie wiedziałem że nie jest oryginalny.
– Za późno na dogadywanie, nie dam się robić w balona.
– Dam ci rabat, oddam kasę za tamto. Tylko wstrzymaj te rakiety.
– 17 sekund do uderzenia.
– Ile dajesz rabatu?
– 20%!
– 12 sekund do uderzenia.
– 11 sekund do uderzenia.
– 25%?
– 10 sekund do uderzenia.
– 9 sekund do uderzenia.
– 30% jak mnie rozwalisz nie dostaniesz nic!
– 8 sekund do uderzenia.
– 7 sekund do uderzenia.
– 6 sekund do uderzenia.
– Przedwczesna detonacja torped.
– No dobra Duchu przekonałeś mnie. Zacumuj do strefy koszarowej 8D. Witamy
na HADESIE.
Rozdział 1
W stacji przylotów wojskowej stacji orbitalnej, trzy plutony Star Troopers
zajmowały pozycje. Sierżant Andy Gall ustawiał swoich chłopców.
– Pickers i Stewens ruszcie dupy do śluzy, bo nam się towarzystwo rozlezie po
bazie i do jutra ich nie zagonimy do kojców.
– Andy, k***a znowu ja? Weź któregoś z młodych.
– Kapralu Stewens, Andy to ja jestem dla ciebie w kantynie po godzinach , a
teraz zwracaj się do mnie z należytym szacunkiem.
– Tak jest Panie sierżancie – kapral stanął w parodii postawy zasadniczej – Ale
Pickiemu wali z dupska na kilometr a dzisiaj była grochówka.
– Stewens wyrzuć z gęby tego peta, jak zwracasz się do starszego stopniem -
ryk sierżanta Galla ostudził niesfornego żołnierza.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Kwiecień 09, 2013, 13:56:30
3 część HADES. PIERWSZE KROKI
– Stewe czy to nie ty przepuściłeś w bramce tego małego szczyla, którego
później cała kompania C przez trzy dni szukała w systemie wentylacyjnym?
Z szeroko otwartej ze zdziwienia gęby wypadł niedopałek i jak
zestrzelony niespodziewanym ogniem myśliwiec ciągnąc za sobą smugę dymu, opadł
na ceramidową podłogę.
– A właśnie wczoraj, kapitan pytał mnie, czy nie wiem, przez kogo zamiast
bawić się w towarzystwie wesołej wdówki, wąchał wydmuchy z koszarowych latryn.
I wiesz co durna pało, tak sobie myślę, że twoje niechlujstwo w przedziwny sposób
wpływa na moje szare komórki odpowiedzialne za pamięć.
– Andy, to znaczy Panie sierżancie, nie zrobisz mi tego - głos kaprala
pobrzmiewał nerwowo.
– Chcesz się założyć? - sierżant uśmiechnął się samym lewym koniuszkiem ust.
Starzy żołnierze plutonu B doskonale wiedzieli że taki krzywy uśmiech nie wróży
nic dobrego. Jak kłębiące się chmury wskazują na nadciągającą burzę, tak usta Galla
wskazywały bezbłędnie nastrój ich właściciela. Jeden ruch warg mówił o nim więcej niż
setki wykrzyczanych słów. A właśnie kapralowi wydawało się iż widzi podrygujący
nerwowo drugi kącik ust...
– Chodź Picki jak rozkaz to rozkaz.
Obydwaj Star Toopersi zarzucili karabiny laserowe na ramiona i powolnym
krokiem pomaszerowali w kierunku pomalowanych w żółtoczarne pasy wrót głównej
śluzy.
Sierżant odwrócił się do reszty swojego plutonu. Wzrokiem głodnego wilka
popatrzył na stojący przed nim nieregularny szereg. Ci bardziej nerwowi poprawiali
ułożenie ekwipunku, dociągali sprzączki, stukali o skórzane ochraniacze butów
końcówkami pałek ogłuszaczy. Reszta patrzyła prosto przed siebie, nie próbując nawet
nawiązać kontaktu wzrokowego.
– Baczność! - rzucił komendę.
Posłuszni rozkazowi wyprężyli się w postawie zasadniczej. Jak ucięte nożem
umilkły ściszone rozmowy.
– Tak więc moje panie kilka słów przed pracą. Wiecie co do Was należy.
Jesteśmy żołnierzami Narodów Zjednoczonych Avy, do nas należy zapewnienie
porządku i bezpieczeństwa społecznego. W dokującej jednostce znajdują się
osadnicy i górnicy. Okażcie im szacunek!
Rozległy się wybuchy śmiechu i niestosowne komentarze.
– Zamknąć paszcze! Powiedziałem szacunek, nie pchać się z łapami do
panienek. Na wszystko przyjdzie właściwa pora. Słyszysz Nowik? Jak zobaczę że
obściskujesz małolaty to długo nie będziesz miał następnej okazji. Czego zęby
suszysz Ramon, ty jak już kogoś lejesz ogłuszaczem to nie po głowie. Wiesz ile
kosztowało leczenie tego inżyniera, ostatnim razem? - sierżant zamyślił się przez
chwilę, nabrał tchu przed kolejną wiązanką uwag.
– Jak już bijecie, to chociaż po nogach, leczenie takich urazów wychodzi taniej!
Zrozumiano?
– Tak jest Panie Sierżancie! - ryknął pluton zgodnym hurem.
– Spocznij! Rozejść się na stanowiska!
Karny szereg pękł na 2 osobowe zespoły, które rozbiegły się po sali.
Błyski pomarańczowych sygnalizatorów rozświetlały halę przylotów. Na cumujący
statek transportowy czekał komitet powitalny.
Igor Guzenko wraz z żoną i 6 - letnią córeczką siedzieli skuleni w ciasnej kajucie.
Mała Wiera przytulała się do matki cichutko płacząc ze strachu w jej ramiona.
Przy każdym głośniejszym wstrząsie statku dziewczynka zaciskała kurczowo piąstki
trzęsąc się. Ojciec widząc przerażenie dziecka zgrzytał tylko swoimi masywnymi
szczękami z bezsilnej niemocy.
– Że też dałem namówić się na ten kontrakt. Mogliśmy zostać na Tau 4.
– Oj nie martw się na zapas – pocieszała go Nadia – Początki są zawsze trudne.
Nie pamiętasz? Ostatnim razem też martwiłeś się że Ci się nie uda. A jak było?
Poznałeś mnie, urodziła nam się Wieroczka i zostałeś majstrem.
– Wiem, wiem kochanie. Może masz rację ale dręczy mnie niepokój o Was. Za
stary jestem na zaczynanie wszystkiego od nowa.
– Ty za stary? - żona uśmiechnęła się zalotnie do niego – jakoś ostatniej nocy
nie zauważyłam abyś się postarzał. Powiedziałabym nawet że zachowywałeś się
nadzwyczaj młodzieńczo!
– No co ty Nadiu! - Igor zaprotestował – Nie mówmy o tym przy dziecku.
– A o czym takim mówimy że musimy zachowywać dyskrecję, pewne rzeczy są
absolutnie normalne dla człowieka, nie ma się czego wstydzić!
– Już dobrze to nie czas na takie rozmowy. Denerwuję się bo nie tak miało być.
Pamiętasz co obiecywali przy podpisaniu kontraktu? Mieliśmy lecieć liniowcem w I
klasie.
– Wiesz dobrze że naciągacze obiecają wszystko bylebyś podpisał kontrakt.
– Tak wiem, ale nie podpisywałem go w jakimś obskurnym biurze rekrutacyjnym
a w głównym biurowcu Semi-Techu, w obecności naczelnego inżyniera. To nie jest
firma która zawiera dzikie kontrakty i łamie je już na starcie. Nie wiem o co chodzi
ale ta sprawa ma drugie dno.
– Pewny jesteś?
– Tak, siedzę w tym fachu od dziecka. Zanim dorwałem ten kontakt musiałem
zrezygnować z awansu na kierownika zmiany. To była transakcja wiązana coś za
coś.
– Dlaczego więc nie zostaliśmy na Tau, myślałam że jedziemy tu abyś mógł
awansować.
– Częściowo jest to prawda, miałem awans w kieszeni ale podpadłem
kierownictwu.
– Kogo masz na myśli? - spytała uważnie Nadia
– Takiemu jednemu pedancikowi z Naczalstwa . Zeb czy Zed ta menda się
zwała czort wie. Poszło o podniesienie norm na nocnej zmianie. Nie zgodziłem się
na nie, ludzie mnie poparli i doszło do awantury. Sprawa poszła wyżej. Kontrola
wykazała że miałem rację, ponadto okazało się że ten Zed nie dopuszczał
okresowej kontroli technicznej sprzętu. Pogonili mu kota a mi zaproponowali awans
i wyjazd na nową placówkę.
– Oj Igorze czy ty zawsze musisz tak rygorystycznie trzymać się przepisów.
Gdybyś podchodził do tego swobodniej wszystkim żyłoby się lepiej.
– Jakim wszystkim? Chyba tylko urzędasom, ty wiesz co to znaczy przymknąć
oko na stan techniczny maszyn?
– Wiem kochanie że to jest ważne, ale może czasem warto sobie odpuścić.
– Nie! Każde takie jak to nazywasz „odpuszczenie” to zwiększone ryzyko dla
pracowników. Oni podejmują ryzyko własnym zdrowiem i życiem. Pamiętasz ten
obsuw w 4 szybie?
– Ten w którym zginęło 230 ludzi?
– Tak właśnie ten. Wiesz co się stało?
– Wybuch gazów kopalnianych, jakaś dziwna mieszanka której nie
zarejestrowały czujniki.
– Tak brzmiała oficjalna wersja ogłoszona przez Centralne Zagłębie, a
naprawdę to jakiś skurwysyn wziął łapówkę za zgodę na dalsze użytkowanie pomp
wentylacyjnych i generatorów powietrza. Ten szmelc powinien być dawno
zezłomowany, sam podpisałem o to wniosek. W największym natężeniu prac to
draństwo rozsypało się, nie zadziałały systemy zapasowe i 230 ciężko pracujących
ludzi udusiło się. Tylko dlatego że jakiś idiota połaszczył się na parę kredytek.
Jakbym dorwał tego skurwysyna w moje ręce...
– Wypadki zdarzają się i będą ginąć w nich ludzie. Nic na to nie poradzisz.
– Tak wiem, ale mogę dopilnować aby na mojej zmianie do takich przypadków
nie dochodziło.
– A nie pomyślałeś że przez twoją niezłomną postawę zostaliśmy wykluczeni? -
Igor spojrzał uważnie na żonę.
– Wykluczeni? My przez kogo?
– A kiedy byliśmy ostatnio na jakiejś imprezie firmowej? - odpowiedziała
pytaniem.
– A na imieninach Wowy Rumina! - odpowiedział bez wahania.
– Nie mówię o imprezie prywatnej, daj przykład uroczystości firmowej. - Zapadła
cisza. Igor przeleciał w myślach listę imprez.
– 40-lecie konsorcjum Tau!
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Kwiecień 09, 2013, 13:58:27
4 część HADES. PIERWSZE KROKI
– Zły przykład.
– Dlaczego zły?
– W trakcie przemówienia dyrektora rozbolała cię głowa i zmyliśmy się po 20
minutach. No dalej, daj inny przykład.
– Otwarcie odwiertu 5!
– No nie, przyjechałeś tak pijany że odźwiernego potraktowałeś jak prezesa a
boyowi hotelowemu zarzuciłeś na plecy gaśnicę i pogoniłeś z nieszczęśnikiem na
40 piętro rycząc coś o alarmie pyłowym. Dobrze że chłopak był maratończykiem i
nie wypluł własnych płuc!
– Oj czepiasz się!
– Ja się dopiero mogę zacząć czepiać! Kto brygadziście Rinowi ze Zjednoczenia
wstawił bombę do samochodu służbowego!
– To nie była bomba a rakieta, bo ten baran wszystkim pracownikom narzucał
jak sam mówił rakietowe tempo pracy.
– Rakieta czy bomba to bez znaczenia, od tego wypadku wszyscy nazywają go
Rakietowy Rin, myślisz że on ciebie miło wspomina?
– Zasłużył sobie na to! - wyrzucił z siebie Igor
– Nieważne czy zasłużył, czy nie. Chodzi o to że masz wygórowane standardy.
– Ja mam wygórowane standardy! No wiesz, przecież wszyscy na mojej zmianie
poszliby za mną w ogień.
– A pomyślałeś że w tym właśnie może tkwić problem? Ja wiem że szeregowi
pracownicy cenią cię i szanują. No i dobrze bo zasłużyłeś na ich szacunek. Problem
polega na tym że ty nie jesteś szeregowym pracownikiem, jesteś pionkiem w
systemie władzy kompanii wydobywczej. Oby się nie okazało ze ten pionek ukłuł w
dupę kogoś naprawdę ważnego i ta osoba postanowiła pozbyć się ciernia z boku.
– Jestem jaki jestem, nie sprzedam nikomu mojej duszy! Za żadne pieniądze
wszystkich korporacji razem wziętych! - wykrzyczał te słowa z całych sił. Żona
objęła jego głowę w obje dłonie. Przysunęła swoją twarz do niego. Przez chwilę
patrzyli sobie prosto w oczy
– Wiem kochanie, dlatego za ciebie wyszłam.
Dalszą rozmowę przerwał przeraźliwy sygnał interkomu dobiegający znad drzwi,
oraz ostrzegawcze żółte światło oznaczające zagrożenie.
– Tutaj Wojskowe Dowództwo Stacji Orbitalnej UNA, doszło do naruszenia
procedur bezpieczeństwa. Ogłaszam natychmiastową ewakuację jednostki. Za 5
minut rozpylony zostanie gaz paraliżujący! Powtarzam za 5 minut od komendy teraz
zostanie nadmuchany do systemów wentylacyjnych gaz paraliżujący. Wszyscy
mają natychmiast udać się do wyjść ewakuacyjnych od TERAZ!
Igor bez wahania otworzył drzwi śluzy. Potrząsnął za ramiona zamarłą z
przerażenia kobietę.
– Nadiu! Mamy jakąś minutę za zabranie najniezbędniejszych rzeczy. Bierz
pieniądze i biżuterię! - polecił. Sam zapiął pas z mikro-narzędziami, sprawdził
dokumenty w jednej z kieszeni. Obrzucił uważnym spojrzeniem całą kabinę. Wyjął z
wnęki ciepłą kurtkę córki, założył ją dziecku i zapiął na metalizowane zatrzaski.
– Wieroczko posłuchaj mnie, za chwilkę wyjdziemy na korytarz i pójdziemy do
tych wielkich drzwi przy których lubiłaś się bawić.
– Dobrze tatku – patrzyły na niego wielkie okrągłe ciemnogranatowe oczy, było
tyle ufności w tych oczach...
– Cokolwiek by się nie działo trzymaj się mamy! Nie odchodź od niej nawet na
krok.
– Dobrze tatku – odpowiedziała mechanicznie dziewczynka – A czy Kirk może
iść z nami?
Igor zmełł w ustach przekleństwo, jak na miłość boską mógł zapomnieć o jej
ulubionym pluszaku. Zielony skrzydlaty krokodyl leżał ciśnięty na dolnej koi. Szybko
wcisnął go w drobne dłonie.
– Trzymaj go kochanie i nie puszczaj, bo jak się zgubi to go nigdy nie
odnajdziesz.
– Nigdy?
– Naprawdę. Koniec. Kropka. Ava. - zakończył ulubioną sentencją córki, która
oznaczała ostateczny koniec.
– Dobrze. - obiecało dziecko.
Korytarze skąpane były w pomarańczowym blasku sygnalizacji alarmowej, na
posadce zajarzyły się fluorescencyjne znaczniki drogi ewakuacyjnej. Ogarnięte paniką,
skulone pogarbione postacie przemykały się korytarzem. W tle upiornego sygnału
alarmowej syreny sporadycznie dochodził odgłos płaczu spanikowanych pasażerów.
Jak na złość nigdzie nie było widać nikogo z członków załogi.
– Szczury opuściły statek pierwsze – domyślił się Igor.
Złapał za rękę żonę, przygarnął pod siebie dziecko i ze zdeterminowaną miną
ruszył przed siebie. Jakiś inny podróżny biegnąc w panice wpadł na niego, ale odbił się
od potężnych pleców i odleciał w tył.
– A to łajza, patrz gdzie leziesz gamoniu – mruknął pod nosem, na tyle cicho by
żona go nie słyszała, wiedział jak denerwowały ją przekleństwa.
W pamięci przypominał sobie ile pozostało im do przejścia. Przeszli bez
większych problemów 20 metrów głównego korytarza, zakręt w prawo na niewielki hol
z panoramiczną taflą zbrojonego technicznego szkła. Teraz okno zasłonięte było
pancerną kurtyną, uniemożliwiającą zorientowanie się co dzieje się na zewnątrz. W
obydwu końcach holu widoczne były schody ewakuacyjne, prowadzące na poziom
techniczny, gdzie mieściły się wzdłuż ścian kapsuły ewakuacyjne i na samym końcu ich
cel wrota. Tłum spanikowanych ludzi z wykrzywionymi ze strachu twarzami, wypełniał
szczelnie całą dostępną przestrzeń. Cała ta masa kłębiła się, wierciła i przepychała.
– Boję się. - wykrzyczała mu w uszy Nadia.
– Musimy tędy iść, nie zdążymy dojść na czas do innych wrót, są po drugiej
stronie kadłuba i tylko dla załogi. Czort z nimi tańcował, nikt tym bajzlem nie kieruje.
Musimy się przedrzeć. Pozostały jeszcze trzy minuty.
– Ufam ci, kochanie.
– To dobrze, bo sam mam niemal pełne gacie.
– Ty?
– Tak. Tak! Chodźcie bo się spóźnimy, a nie ładnie się spóźnić, gdy gospodarz
tak ładnie prosi!
Świadomy zagrożenia, z coraz bardziej kurczącego się limitu czasu, natarł na tłum.
Bezmyślna masa, pod naporem jego potężnej sylwetki, rozpływała się na boki. Dwóch
bardziej przezornych pasażerów wykorzystało sytuację i ustawiło się tuż za nim. Oparli
na nim swoje dłonie, dodając swoją energię w krytycznych momentach, gdy masa jego
samego była niewystarczająca. Problemy zaczęły się na schodach, tu zmarnowali
najwięcej czasu. Bezmyślna siła nie pomagała, musieli dopasować się do mozolnego
tempa innych. Na najniższym stopniu kilka osób przewróciło się, wstrzymując
całkowicie ruch. Gdy stanęli w końcu na najniższym stopniu pozostała im jeszcze
minuta.
– Zatrzymajmy się na chwilkę! - wysapała Nadia. - Wieroczko jak się czujesz?
– Dobrze mamusiu.
– Nie boisz się?
– Nie mogę się bać, muszę zaopiekować się Kirkiem.
Igor spojrzał na dwu pasażerów, którzy pomagali mu przedostać się. Patrzyły na
niego twarze młodych mężczyzn, prawie jeszcze chłopców. Obydwaj nosili na
kołnierzach symbol srebrnego koła zębatego.
– Absolwenci średniej szkoły technicznej?
– Yhy – potwierdzili głęboko oddychając.
– No dobra panowie, nie czas na poznanie się. Dzięki za tamto. - Guzenko
zerknął szybko na zegarek. - Mamy jeszcze jedną minutę i jakieś 60 metrów do
przejścia . Damy radę!
– No chyba że oni tu mają inny czas, albo ten zegarek się późni. - odparł
ponurym głosem jeden z młodzieńców. - wskazał ręką w kierunku przypodłogowych
kratek wentylacyjnych.
– Jeżeli dobrze pamiętam zajęcia z chemii, to ten mlecznoróżowy obłoczek to
standardowy gaz paraliżujący InCorpu.
– Cholera Pawel miałeś pałę na półrocze, jesteś pewien? - powątpiewał drugi.
– Idź niuchnij bliżej zobaczymy czy padniesz.
Trzej mężczyźni popatrzyli po sobie.
– Propozycje? - zapytał Igor
– Spierdalamy w podskokach!
– No to chodu chłopaki. - odwrócili się do widocznych w końcu długiego
korytarza wrót.
– Weź córkę na barana, gaz ma największe stężenie przy podłodze. Powoli
podnosi się wyżej. Jak się mała nałyka tego świństwa... - niewypowiedziana groźba
zawisła w powietrzu.
– Coś jeszcze? - zapytała Nadia, patrząc jak mąż płynnym ruchem wrzuca sobie
dziecko na kark.
– Biegniemy środkiem korytarza tu mamy największe szanse. Ten gaz nie jest
teoretycznie śmiertelny, ale to naprawdę wielkie świństwo i długo dochodzi się po nim
do siebie.
– Ruchy! - rzucił polecenie.
Igor od pierwszych kroków narzucił niezłe tempo, złapał prawą ręką w pasie żonę.
Biegnący z tyłu widzieli że kobieta była raczej niesiona, niż biegła, bo sporadycznie
udawało się jej dotknąć stopami kratownicy podłogi. Sprzyjało im szczęście, gaz przez
kilka sekund wypełniał kanał serwisowy pod podłogą, zanim jego poziom podniósł się
wyżej. Po kilkunastu następnych krokach biegli po kostki we mgle. Osoby biegnące
przy ścianach zewnętrznych zaczęły pokasływać. Pierwsze osoby zaczęły słaniać się
na nogach, a potem osuwać z ustami pełnymi wymiocin.
Wrota były z każdym krokiem coraz bliżej, a z każdym następnym coraz więcej
osób w spazmach traciło przytomność. Na kilkanaście metrów przed otwartymi wrotami
poczuli aromat migdałów. Z piekącymi oczami, drażniącym gardło wściekłym kaszlem
wpadli do rozświetlonej hali przylotów.
– Stać, nie ruszać się! - osadził ich w miejscu ochrypły, nawykły do rozkazywania
ryk. - Te wielkolud, postaw tę małą na ziemi.
– Co się dzieje? - dopytywała się Nadia – Oczy mi pieką i nic nie widzę!
– Spokojnie kochanie, gaz podrażnił Ci oczy, za kilka minut przejdzie. -
odpowiedział Guzenko opuszczając dziecko. - Córeczko nic ci nie jest?
– Ale tatko szybko biegłeś, pobawimy się tak kiedyś znowu?
– Wolałbym lepiej tego numeru nie powtarzać - jęknął Pawel.
– Zamknąć dzioby łajzy! Zostaliście aresztowani i jesteście pod wojskowym
nadzorem komendantury wojskowej UNA. Dotarło, matoły?
Oczy coraz mniej łzawiły, po paru mrugnięciach ciemne plamy, zaczęły nabierać
kształtu wojskowych mundurów.
– Te wielgachny oddaj szczyla mamuśce i zapieprzaj wzdłuż niebieskiej linii. A
paniusia spływa po czerwonej.
– Zaraz, zaraz jakie linie do kurwy nędzy! - zirytował się Igor – Jestem cywilnym
pracownikiem na kontrakcie, nie podlegam jurysdykcji wojskowej. Mam
zagwarantowane przywileje zawodowe i żądam ich poszanowania.
– Przywileje zawodowe? Pickie słyszałeś o czymś takim?
– Taa Stew – twarz żołnierza wskazywała, na kłębiące się gdzieś w głębiach
totalnej pustki, rzadkie przebłyski samodzielnych myśli.
– Penie mu chodzi o to, że ma wyłączność na tę lalunie.
– Ty jak się to zboczenie nazywało? Niech no pomyślę....a już wiem.....
RODZINA! - obydwaj wybuchli salwą złośliwego śmiechu.
– Nie martw się, tutaj szybko wyleczą cię z tego stanu chorobowego! Ha ha!
Dla Igora to było za dużo. Rzucił się na jednego z żołnierzy. Wymierzył mu
solidnego sierpowego posyłając na podłogę. Więcej nie zdążył zrobić bo drugi z
mundurowych, uderzył go ogłuszaczem po kolanach.
– Nie! - krzyknęła Nadia próbując powstrzymać kolejne uderzenie.
Cios spadł na ręce, którymi Guzenko osłaniał głowę. Ładunek elektryczny z
ogłuszacza sparaliżował mięśnie. Mężczyzna leżał bezwładnie, jedynie jego oczy
mogły miotać błyskawice wściekłej furii. Żona przykryła go swoim ciałem, jakby to
mogło ochronić męża przed kolejnymi razami. Bestia w mundurze złapała ją za włosy i
szarpnęła, podrywając na kolana.
– Gorąca krew, lubię takie. - popatrzył w oczy leżącemu mężczyźnie – Dzisiaj
wieczorem zapoznam ją z moim osobistym ogłuszaczem!
Zaczął wlec szamoczącą się kobietę za włosy po podłodze, w kierunku
wskazywanym czerwonym markerem. Inni żołnierze w hali śmiali się z nich,
wskazywali innym i wykrzykiwali różne słowa zachęty. Wtem rozległ się potworny,
wbijający szpilki do mózgu krzyk. Dziecko, widząc potworne nieszczęście dotykające
najbliższych, wpadło w histerię piszcząc w stopniu bardziej podobnym do oszalałego z
bólu zwierzęcia, niż rozumnej istoty ludzkiej. Dziewczynka stała ogarniając się sama
trzęsącymi rękoma, w oczach miała obłęd.
– No i czego piszczysz głupia? Zaraz jakiś wujek się tobą zaopiekuje. - rzucił
przez zepsute zęby żołdak, usiłując utrzymać pod kontrolą matkę.
Gdy już myślał że pokonał jej opór, sytuacja nieoczekiwanie troszkę się
skomplikowała.
– Stój skurwysynu! - usłyszał spokojny głos.
– Skurwysynu? - zobaczył że to protestuje jeden z dwóch szczyli, którzy wbiegli
za parą z dzieckiem – Zaraz do ciebie wrócę chłoptasiu.
Młody człowiek pochylił się nad leżącym, dochodzącym do siebie po sierpowym
Pickiem. Pomógł mu uwolnić się z dodatkowego ciężaru karabinu szturmowego.
– Dzięki chłopie, ale mnie łeb napieprza.
– Służę uprzejmie, zaraz przejdzie.
– Tak? Masz jakieś lekarstwo pod ręką?
– Mam. - odpowiedział młodzieniec waląc go w skroń laminatową kolbą
karabinka.
Z wprawą przełożył pas przez ramię, owinął go wokół przedramienia. Przyjął
standardową boczną pozycję strzelecką i wycelował w Stewa. W hali zapanowała
cisza.
– Puść tą panią wszarzu! - poprosił
– Zaraz chłopie, po co te nerwy. Pogadajmy!
– Zostaw ją. Teraz!
– Dobra! - żołnierz podniósł ręce do góry.
Uwolniona kobieta poderwała się na nogi, podbiegła do córki i chwyciła w objęcia.
Następnie obie rzuciły się do leżącego bezradnie Guzenki. Mężczyzna, nadal nie
odzyskał władzy nad swoim ciałem. Jedynie co mógł robić to szeptać uspokajające
słowa swoim kobietom i patrzyć biernie na dalszy rozwój wypadków.
Zgiełk i hałas w hali przylotów momentalnie przycichł. Patrzyło na nich kilkadziesiąt
osób w zgniłozielonych mundurach Star Troopers i tych kilkunastu stłamszonych
nieszczęśników, którym udało się wydostać z zagazowanego statku. Jedyną osobą,
która w jakikolwiek sposób zareagowała był przysadzisty osobnik w stopniu sierżanta.
– Pozostać na stanowiskach! - rzucił rozkaz. Podszedł kilka kroków.
– Niech pan nie podchodzi za blisko sierżancie, palec może mi drgnąć na
spuście! - poprosił młodzieniec – Nałykałem się trochę waszego gazu paraliżującego
na statku, nie mam pełni władzy w dłoniach. Może dojść do jakiegoś nieszczęśliwego
wypadku.
– Ależ chłopcze, nic ci nie grozi. - zapewnił pospiesznie sierżant
– Pewnie ci dwaj kretyni przekroczyli swoje uprawnienia. Na pewno zostaną za
to ukarani! - popatrzył na swoich podkomendnych.
– Albo wiesz co, zastrzel ich!
– Słucham?
– No strzelaj! Wyświadczysz mi tym przysługę. Zawsze miałem z tymi durniami
problemy. Wiem że będę miał trochę papierkowej roboty, ale za to dyscyplina w
kompanii na pewno się poprawi!
– Ależ sierżancie! - zaoponował pobladły Stew.
– Co durna pało? Chyba na odprawie mówiłem co jest dozwolone a co nie?
– Tak jest! Ale...
– Żadne ale kretynie, jeżeli on ci łba nie rozpieprzy to ja już z wami pogadam! -
obiecał groźnie niski żołnierz. Odwrócił się do stojącego nadal z wycelowaną bronią
Pawla.
– No to co tak będziemy stali bez sensu, szkoda czasu. Za dwie godziny kończę
zmianę i mam ochotę na dobre piwo. Strzelasz czy nie? - przekrzywił lekko głowę,
przyjrzał się uważnie karabinkowi.
– Nie! - młody człowiek oddał broń – Nie wiem co jest grane, ale nie chcę trafić z
deszczu pod rynnę sierżancie. Nie mogłem patrzeć bezradnie na ten syf.
– Rozumiem cię młody. Też mam z tym pewne problemy. - pokiwał ze
zrozumieniem głową wiarus.
– I tak byś nie strzelił – dodał
– Skąd pan to wiedział?
– Widzisz tę przekładkę z prawej strony kolby, ponad osłoną cyngla? - wskazał
palcem mały przełącznik z zieloną kropeczką.
– No widzę!
– To jest bezpiecznik, nie można strzelać z nim w tej pozycji. Trzeba przesunąć
go w dół, o tak. Teraz pojawia się czerwony znacznik, oznacza on że w tej chwili broń
jest odbezpieczona i gotowa do strzału. O tak!
BUM! Odgłos wystrzału rozniósł się po hali. Pocisk uderzył w chroniony kamizelką
kuloodporną korpus Stewa. Energia uderzenia poderwała go w powietrze, uniosła kilka
metrów i rzuciła na ścianę. Bezwładne ciało osunęło się po niej.
– No i jak, zapamiętasz tę lekcję?
– Jasne!
– Odpowiada się Tak jest, sierżancie.
– Tak jest, sierżancie.
– Szybko się uczysz młody. Widzisz to była lekcja, numer jeden, mam dla ciebie
jeszcze lekcję numer dwa.
Kopnął żołnierskim kamaszem zaskoczonego chłopaka w brzuch. A gdy ten zgiął
się w pół, powiedział.
– Nigdy nie celuj do moich podwładnych! - uderzeniem łapy wielkości pajdy
chleba posłał go w błogosławioną, pozbawioną bólu ciemność.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Kwiecień 09, 2013, 14:38:07
Czerwony Kapturek i wilk. Historia niegrzeczna.
Był sobie pewien wilk*1. Jeszcze nie stary, ale już nie młody – biegał sobie sam po lesie, to tu, to tam. Wcześniej hasał z waderą, ta jednak już dawno temu znalazła sobie innego pana wilka. Dlatego też basior nieco zdziwaczał na stare lata. Zamiast trzymać się watahy – wybrał samotne wędrówki po puszczy. Lubił takie spokojne, nudne życie. Czasem jednak brakowało mu tego, że nie ma kto podrapać go za uchem, lub rozbić mu talerza na głowie. Wtedy, zupełnie niespodziewanie, w leniwym życiu futrzaka nastały zmiany. Basior bowiem z nudów błądził sobie po wirtualnym lesie i nagle… natrafił na avatar Czerwonego Kapturka.
- Cześć, stary pierdoło – zagaiło wesoło dziewczę.
- Hmmm? - Zdziwił się wilk nietypową sytuacją – Dzień dobry pani.
(Wbrew pozorom basior był dość dobrze wychowanym zwierzakiem).
- Co porabiasz, kudłaczu? – Czerwony Kapturek najwyraźniej nie bała się wilka. Było to nierozsądne – wilk to zawsze wilk, nawet, jeśli zaniechał od dłuższego czasu polowań na dziewice*2. No i niedźwiedź-psycholog pouczyłby zapewne każdego zainteresowanego w temacie, że wyposzczony lupus jest groźniejszy od nażartego.
- Spaceruję sobie po lesie.
- Nudno tu. Chodźmy na miasto.
- Hmmm? – Zdziwił się ponownie zardzewiały drapieżnik. – Na miasto?
- No wiesz. Alkohol i kluby ze striptease’m. Miasto. – odparła bezczelnie Kapturek.
- Dawno nie byłem na mieście – odparł zakłopotany wilk, który odwykł nie tylko od knajp i alkoholu, ale również od rozmów z płcią przeciwną.
- Oj, nie bądź pierdołą. Tu masz mój numer.
- Hę? Ale ja nie mam komórki. Wyrzuciłem, by uwolnić się z kajdan cywilizacji.
- To co kurna robisz w wirtualnym lesie? Wywalasz komórkę, a łazisz po necie. Też mi pustelnik…
- Hmmm – zawstydził się wilk.
- Hmmm, hmmm, hmmm. Trochę elokwencji zwierzaku, co? Hmmm-hmmm. Nie gadasz jak wilk, tylko jak świnia. Zamiast zaprosić damę do restauracji to tylko chrum-chrum. Zamiast zapisać numer randki w notesie: chrum-chrum. A jak naprawdę trzeba chrum-chrum, to wtedy nagle jesteście taaacy mali. Kobieta zostaje sama i musi dzwonić do Pinokio, każąc mu kłamać w strategicznym momencie…
- Hmmm – chciał odpowiedzieć basior, ale ugryzł się w język. Ta wyszczekana niewiasta zbijała go z tropu.
- Bądź jutro o osiemnastej pod „Empikiem” staruszku. Tylko mnie nie wystaw, bo ci ogon z dupy wyrwę. Poznasz mnie po tym, że ubiorę czerwone rajstopy. Bo ja gorące uda mam.
Wilk na to nic nie odparł, poczuł jednak, że wpadł jak jeleń w sidła.


Na wszelki wypadek lupus był już pod „Empikiem” parę minut wcześniej. Podświadomie czuł, że z tą damą lepiej nie zadzierać. Ogolił też mordę i umył sobie łapy, żeby wyglądać jak człowiek*3.
Kto ubiera się dziś na czerwono? Czerwone nogi w zimie, cóż za absurdalny pomysł – myślał wilk – łatwo ją rozpoznam w stadzie innych stworzeń.
Basior był jednak w błędzie. W ciągu pięciu zaledwie minut zauważył pięć par czerwonych nóg. I raz dostał w łeb torebką - za gapienie się.
Kiedy jednak pojawiła się ta właściwa Czerwony Kapturek – wilk natychmiast ją rozpoznał. I zbaraniał.
Była to bowiem niezwykle atrakcyjna niewiasta. Zgrabne (gorące) nogi, czarna kurtka, czerwona torebeczka (w której prawdopodobnie schowany był pistolet na wilkołaki, srebrne kule, oraz sidła). Czerwony Kapturek nie miała czerwonego kapturka, lecz czarną czapkę. Gdy ją zdjęła – oczom basiora ukazały się długie, czerwone jak krew włosy. Oczy były intensywnie zielone. Taaak… Ta dama była warta grzechu.
- No, jesteś – zaświergotała miłym młodym głosikiem – twoje szczęście.
- Pokaż dowód osobisty – wychrypiał wilk.
- Słucham?!
- Nie chcę kłopotów z obyczajówką! Ile ty masz lat?
Okazało się jednak, że Kapturek jest już w legalnym wieku „rębnym” jak to mawiają drwale.
Wilk zbaraniał powtórnie. Ależ pozory mylą! Taka niewinna niby istota – a taka wyszczekana du… duszyczka. Kto by pomyślał.
- Dlaczego masz czarną czapkę, a nie czerwony kapturek?
- Co za stary, głupi wilk. Nie wie, co to jest czerwony kapturek – zachichotała Czarna Czapka.
- Hmmm? – spytał niezbyt elokwentnie lupus.
- Nie wyglądasz na tak starego, by nie wiedzieć, co to jest Durex.
- Aha – odparł wilk. O co jej do diaska chodzi, pomyślał. Jaki Durex? To jakaś nazwa herbaty? – Czerwony Kapturku…
- Jola.
- Aha.
- Jola co strzela gola, jakbyś mnie szukał na mieście.
- Hmmm – wyartykułował wilk, zapominając, co chciał powiedzieć.
- Więc? – Jola się niecierpliwiła.
- Czy zechciałabyś, Jolu – basior wziął się w garść – pójść ze mną na filiżankę herbaty? (Przecież mówiła coś o Durex’ie…).
- Śmieszny jesteś. Na wódkę chodźmy.
- Hmmm – zbaraniał kolejny raz wilk (aż dziwne, że od tego baranienia nie wyrosły mu ze łba zakręcone rogi).


- …i wtedy właśnie postanowiłam iść na leśnictwo – mówiła Jola, pijąc niczym Smok Wawelski*4 kolejny napój z prądem – ciężko dziś o faceta, a tyle mięsa się w lesie marnuje.
- Hmmm – odparł wilk.
- Ty mi tu nie chrumkaj, świnko.
- Hej! – Obruszył się wreszcie lupus – Świnka to jest inna bajka!
- Zobaczymy – powiedziała Jola, wyciągając rękę pod stołem…




*1 Dane osobowe zmieniono. Jakiekolwiek podobieństwa do innych wilków, Czerwonych Kapturków itp. są przypadkowe. Albo i nie. Hehehe.
*2 Stop! Chochlik drukarski. Na kobiety. Dziewice to nie ta bajka, tylko ta o smoku. Dziewice zresztą to w ogóle nie ta bajka…
*3 Stop! Znowu chochlik. Nie jak człowiek, tylko „przyzwoicie”. O ile przyzwoitość leży w naturze wilków…
*4 Buahahahahaha
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Kwiecień 09, 2013, 15:34:24
Skok
Skok
Kilku moich, znudzonych życiem, znajomych znalazło nową rozrywkę. Ja również, przypadkiem, zostałem wtajemniczony. Wszystko zaczęło się od dnia, kiedy z impetem otworzyłem drzwi do pomieszczenia, w którym z przejęciem dyskutowali. Wpadłem tak szybko, że nie zdążyli "wyhamować" rozmowy i usłyszałem: "Wskakiwanie do innego świata... na koszulce... obrazek..." Absurdalny zlepek słów zaciekawił mnie i zacząłem dopytywać o co chodzi. Ociągali się ale równocześnie nie potrafili ukryć podniecenia. Z wypiekami na twarzy jeden z nich przedstawił ogólny zarys ich nowego zajęcia. Byłem zszokowany! I rozbawiony. Cały pomysł był niewiarygodny ale byli tak rozemocjonowani, że pomyślałem, że muszę się przekonać na własnej skórze czy to prawda czy tylko majaczenie napuszonych japiszonów (jakimi moi znajomi niezawodnie są).

I oto, po kilku próbach, sztuka, której adeptem się stałem, stała się moim głównym zajęciem. Teraz szykuję się do kolejnego podboju nowego świata.

O, weźmy chociażby tę osobę w koszulce z kolorowym nadrukiem. Na brudnoróżowym tle palma, droga i cadillac - pasuje! Rozpędzam się nieznacznie i...wskakuję do obrazka na t-shircie. Proste i bezbolesne. Jest popołudnie, gorące powietrze stoi w miejscu, bez dźwięków - nie można nawet powiedzieć, że jest cicho - po prostu bezdźwięcznie. Nudno, bez życia - cukierkowy, amerykański sen. Jestem sam, nie dzieje się nic a jednak znajduję się w nieznanym obszarze. Wałęsam się chwilę po rozgrzanej ulicy. Ciężko wytrzymać bez ani jednego podmuchu wiatru. Wydaje mi się, że gdzieś na skraju obrazka widziałem kawałek oceanu. Obracam się o trzysta sześćdziesiąt stopni - wody ani śladu. Wyskakuję więc bez żalu, że nie dokonałem głębszej eksploracji obrazu.

Na początku, przed rozpoczęciem zabawy, dostałem od bardziej doświadczonych kumpli listę rzeczy dozwolonych i zabronionych w tej grze. Nie można wskakiwać w plakat lub billboard - obraz musi być na żywym stworzeniu/osobie. Jeśli ktoś ściągnie koszulkę, mam trzydzieści sekund, żeby z niej wyskoczyć - potem materiał ostygnie i będę uwięziony. Jeśli ktoś w koszulce umrze, zostanę wyrzucony razem z duszą ulatującą z ciała...Niegroźna zabawa?

Znajomi ostatnio już się w to nie bawią. Komuś coś się niby stało... mówili, że to niebezpieczne... Nie słuchałem, straciłem z nimi kontakt. Zresztą, kto chciałby spotykać się ze starymi kumplami, mając do wyboru całkiem inny wymiar rozrywki? Mnie pochłania bez reszty!

Wróćmy do reguł. Nie zasypiam w świecie obrazkowym choćby mieli tam królewskie łoża. Mógłbym przegapić moment ściągania koszulki a nie uśmiecha mi się czekanie, aż ktoś założy ją kolejny raz. Trafię na pedanta, który wrzuci mnie bez pardonu do pralki i ulewa gotowa. Mam na myśli ulewę przez gigantyczne U. Słyszałem, że można też przez taką nieuwagę trafić do darów przeznaczonych dla biednych lub osób z trzeciego świata. Nie chcę nawet myśleć ile kosztowałby bilet powrotny kiedy w końcu ktoś założyłby koszulkę na siebie np. w afrykańskiej wiosce... Zresztą nawet powrót z parafii obok byłby kłopotliwy.
Nie! Żadnego snu w koszulce.

Jazda bez trzymanki przytrafia się wtedy kiedy bluzka ma wzorki - plątanina linii (np. maoryskie wzory) działa jak najlepsze zjeżdżalnie! Gorzej, kiedy wzór kończy się urwaną kreską - lądowanie na czterech literach, nawet w koszulkowym świecie fantazji, do przyjemnych nie należy. Nigdy też nie wskakuję we wzory ostro zakończone - koła zębate lub rozcapierzone gwiazdy mogą się dać nieźle we znaki.

Kiedy mam ochotę na krótkie wakacje wskakuję na plażę a jeśli jestem głodny rzucam się na muffina z kremem lub uśmiechniętą parówkę.

Jeżeli chodzi o doznania, to rodzaj bawełny/materiału nie ma znaczenia. Taki sam standard doświadczeń jest w koszulce z Tesco i od Prady. Kolory sprane ożywają po wkroczeniu w obraz. Kreskówki pozostają rysunkami. Kiedy na koszulce są napisy, muszę liczyć się z tym, że od czasu do czasu słychać je - są wygłaszane jak hasła reklamowe. Bardzo spodobał mi się kiedyś czerwony t-shirt z napisem "wolność dla pikseli" - kolorowe kwadraciki biegały wesoło w kółko lub zbijały się w kupkę i rozpryskiwały na boki - ale nie mogłem znieść tego sloganu wykrzykiwanego co pięć minut. Potrafiło to zepsuć całą zabawę.

Kiedy wyskakuję z jednej koszulki mogę zderzyć się z kolejną osobą w T-shircie z innym obrazkiem. Może być nieprzyjemnie bo tego nie wybrałem - przypadek - nie wiadomo do jakiego świata się wskoczy. Nie chciałbym się np. znaleźć zbyt blisko pitbulla lub wpaść pod rozpędzony pociąg. Do tej pory nic takiego się nie zdarzyło - odpukać.

Słoneczny poranek. Spaceruję po ulicy, kopiąc przed sobą kredę, którą jakieś dziecko lub uliczny rysownik zostawili wczoraj na chodniku. Za każdym potrąceniem stopą kreda zmniejsza się, zostawiając niebieskie ślady na rdzawej, betonowej kostce.
Nie mogłem spać po wczorajszej wizycie w obrazku z hawajską tancerką hula... Pewnie już nigdy jej nie zobaczę ale po krótkiej znajomości nie byłem w stanie zdecydować się na pozostanie z nią do końca życia lub... chociaż o jeden dzień dłużej. Gdy tylko zauważyłem pierwsze symptomy ściągania koszulki, wyrwałem się z jej ponętnych ramion i oddałem długi skok w stronę, z której przybyłem. Cóż...nikt nie mówił, że będzie łatwo.

Tyle już razy obiecywałem sobie, ze nie będę wskakiwał w obrazki z pięknymi kobietami ale trudno się czasem oprzeć! Znajomości w normalnym świecie nie cieszą już tak bardzo jak podboje w koszulkowych rajach...

Muszę szybko znaleźć coś nowego, zajmującego na tyle, żeby o niej przestać myśleć. Potrzebuję szalonego obrazka, zakręconego i nie dającego szans na wspomnienia - sto procent adrenaliny. Przydałaby się koszulka jakiegoś motocyklisty z szybkim motorem i długą prostą w nieznane. O coś takiego ciężko jednak o poranku - zmęczeni po nocnych imprezach kierowcy jednośladów jeszcze pewnie nawet nie otworzyli sklejonych powiek - śpią, chrapiąc przeraźliwie, a ślina cieknie wąską stróżką po zmierzwionych brodach, zaplecionych na końcach w warkoczyki. Brr! O tym też lepiej nie myśleć.

Jestem na głodzie! Nie mogę wrócić do Hawajki, nie wiem nawet gdzie w tym momencie jest t-shirt przez nią zamieszkany. Odzwyczaiłem się też od zwykłych czynności - nie cieszy mnie chodzenie do kina, na spacer, czytanie książek, chociaż pamiętam jak światy w nich opisane potrafiły mnie wciągnąć... Teraz straciły urok - wszystkie, co do jednej! Grr, niech no tylko podejdzie ktoś w koszulce, teraz już jakiejkolwiek. Wygląda na to, że dzisiaj wszyscy przechodnie postanowili zrobić mi na złość i założyć sztywne, gładkie koszule i bluzki, w dodatku pod garnitury i garsonki.

Zza szarego budynku wyszedł długowłosy blondyn w surferskiej bluzie z obrazkiem ostro załamującej się fali, w której świetle walczy z żywiołem surfer. Postać zgina plecy, żeby zmieścić się pod postrzępioną grzywą i przeczesuje ręką szmaragdową ścianę wody, pędząc na desce w stronę największego spiętrzenia fali. To on! To ona! Koszulka idealna dzisiaj dla mnie! Już drepczę w miejscu, niecierpliwie, radośnie i bez chwili wahania rzucam się do środka, w wir fali. Jak chłodna jest toń, jak wielka siła oceanu! Spycham surfera z deski i mistrzowsko (chciałbym!), a w rzeczywistości w rozpaczliwym stylu, pokonuję drogę do plaży. Nie zrażony kiepskim początkiem, wracam na głębię i oczekuję na kolejną falę. I następnych sto! Zatracam się w tym zajęciu, kręci mi się w głowie, chwilami nie wiem czy walczę z żywiołem czy z samym sobą. Mijają godziny...Bosko zmęczony, kołysany falującą powierzchnią wód, zapadam w letarg i nie zauważam nadchodzącego olbrzyma - fala kotłuje się, warczy z oddali, potężnieje i jej ogromna siła wypycha mnie na plażę. Nie! Wyrzuca mnie z koszulki!

Brutalny wyskok i automatyczne zderzenie z innym t-shirtem. Ups! Kątem oka zdążyłem zauważyć na nim wysoką, zakapturzoną postać o skośnych, pustych oczach na czarnym, niespranym tle. Świst kosy w jej ręce przeszył moje bębenki. Dosłownie! Ciepła krew pociekła z ucha. Mój żałosny krzyk: "nie wiedziałem, że można umrzeć w koszulce!" wydostał się jeszcze na zewnątrz. Zdezorientowani przechodnie rozejrzeli się dookoła. Potraktowali to jak kolejne dziwne hasło reklamowe - zbyt głośne i natarczywe - i poszli na realną plażę, w stronę czerwonej tarczy słońca, chowającego w oceanie swoją twarz.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Kwiecień 09, 2013, 15:38:04
Dwa życia Leny - rozdział pierwszy
Rozdział pierwszy
Wojna

Robi przyglądała mi się ciekawie, nie posiadając się z radości, że jestem tuż przy niej. Jej mała twarzyczka mimo, że nieznośnie brudna i zmęczona, promieniała uśmiechem.
- A więc co się stało z twoimi rodzicami? – spodziewałam się jaka padnie odpowiedź, ale mimo wszystko warto było ją zapytać.
- To co z wszystkimi innymi. Zabili ich. Jakiś miesiąc temu. – powiedziała dziewczynka skubiąc teraz kawałek bułki. No tak, tak jak myślałam.
- Aha. Rozumiem. – wystarczyło tylko tyle słów, nie mogłam jej pocieszyć, wiem, jak czułam się ja po śmierci mojej rodziny, nic nie pomagały mi słowa pocieszenia z strony znajomych. Tyle, że moi rodzice nie umarli na wojnie, po za tym miałam drugą rodzinę. Tak, drugą i to biologiczną rodzinę, tyle, że nie w tym życiu.
- A twoi, oni, czy oni żyją? – spytała się Robi.
- Nie, Robi. Nie. Moi rodzice też umarli. – powiedziałam, udając obojętność.
- Aha, a kiedy? Na wojnie?
- Jak miałam 6 lat. – widząc jej pytające spojrzenie dodałam. – Nie żyją z powodu choroby. Mama – rak, tata – nie wiem, on po prostu pewnego dnia nie wrócił do domu, i znalazłam jego ciało na ulicy. Był pewnie załamany śmiercią mamy. Na pewno nie popełnił by samobójstwa, podejrzewam, że jego serce nie wytrzymało, lub miał zawał. Wojna, jak wiesz, wtedy nie trwała, więc zaadoptowała mnie moja ciotka. Ale, kiedy skończyłam 11 lat i ona zginęła. Wtedy rozpoczęła się wojna, i oni po nią przyszli.
- Aha. – to słowo i mi ostatnio ułatwiało życie, kiedy nie miałam nic do powiedzenia i byłam całkiem załamana moim losem, pozostawało mi tylko wymówić „ aha”, zastępowało mi słowo „rozumiem” w sytuacjach, w których nie chciałam by była to prawda, lub nie wierzyłam w to. Robi nadal na mnie patrzyła, może się mnie bała i mi nadal nie ufała. Od początku była wobec mnie nie ufna, przez jakiś czas zapomniała, że ma zachowywać nie ufność, ale teraz chyba sobie przypomniała. A może nie. Robi była bardzo tajemniczą osobą i nie chciała opowiadać zbyt dużo o czasie sprzed wojny, czasie, kiedy jej rodzice byli żywi. Wymówiłam z spokojem w głosie słowa, które powtarzałam jej niemal codziennie.
- Spokojnie Robi, ja ci nic nie zrobię. Przecież wiesz.
- Tak, tak wiem Lena, ale się boję czego innego. Niesamowicie się boję. Boję się, że oni zabiją i mnie. – twarz Robi była teraz smutniejsza, niż wszystkie na świecie. Pierwsza łza powoli spływała na umorusane ubranko. Jak mogli nam to zrobić? Jak mogli atakować nasz i inne kraje powodując, że nasze twarze coraz częściej zapominały czym jest uśmiech. Jak mogli?
- No już, nie martw się. Śmierć czeka w czasie wojny na większość z nas, ale mogę tobie obiecać, że wojna wkrótce będzie miała swój koniec. – byłam tego pewna. Skończy się w 1945 roku. Wiem to, jeśli się ma dwa życie, jedno w XX w. a drugie w XXI w. wie się bardzo dużo rzeczy, o których inni nie mają pojęcia. – I tutaj jest bezpiecznie. Tu, na wsi. Ale musisz mi w końcu zaufać. Ja obiecuję, że nie dopuszczę, aby oni Tobie coś zrobili. – czy naprawdę się zobowiązałam wobec Robi? Chyba faktycznie nie mogłabym dopuścić do jej bólu i cierpienia.
- Lena, dziękuję, ale dużo ludzi tak mówi przyjaciołom, a na końcu ich zostawia na lodzie. Po za tym skąd wiesz, że wojna się nie długo skończy? Pewnie będzie trwała jeszcze wiele lat…
- Wiesz co?! A kto ci pomógł, jak byłaś ranna, narażając się na niebezpieczeństwo? I ty teraz Robi mówisz, że mogę ciebie zostawić na lodzie? – widząc smutne oczka Robi natychmiast złagodniałam i pierwszy raz od wielu dni zażartowałam. – A może faktycznie rozpatrzę tą opcję… - Przez chwilę ujrzałam radosną twarzyczkę Robi, a właściwie Amelii. Nazywam ją Robi, z prostego powodu, jest pracowita i ciągle coś robi. Kiedy ją zobaczyłam od razu stwierdziłam, że to imię, jakoś do niej pasuje. Jak do nikogo innego. Przypominała mi kogoś, sama nie wiem kogo, ale wydaje mi się, że ten ktoś miał duży wpływ na moje życie. Duże zielone oczy, kasztanowe włosy nieco falowane, zadarty nosek i jędrne usta. Kogoś znam kto ma urodę taką, jak Robi. I dojdę kim jest ta osoba.
- Przepraszam, Lena. Tylko tobie przysporzyłam kłopotów, Adam za pewne nie jest teraz zbyt zadowolony moim pobytem, na dodatek straciłaś dużo energii i do niczego ci nie jestem potrzebna. Ale dziękuję, gdyby nie ty, leżałabym teraz martwa. Nie wiem, jak ci to wynagrodzić. Jutro rano wyruszam w podróż i znajdę jakieś schronienie. Ale nie wiem, jak ci to… - urwałam jej.
- Robi, nawet nie żartuj! Nigdzie stąd się nie ruszasz. Nie przetrwasz. Ledwo wyszłaś z poważnych obrażeń. Zresztą nie będę tego ukrywać. Nikt ci nie pomoże, nie mieszka w pobliżu chyba żadna żywa dusza, zresztą nawet jeśli… Oni nie mają czasu na pomaganie tobie. Zostajesz tu, bo nie chcę mi się ratować ciebie po raz drugi. A Adam… on ciebie lubi, mówię ci. – smarkata pociągnęła nosem, kichnęła po czym znów przemówiła swoim miłym głosem, a ja uświadomiłam sobie w czasie jej gadaniny, że ma rację, przysporzyła mi kłopotów, a Adam faktycznie jej nie lubi. Mnie zresztą chyba też.
- Ale Lena… Tu nie jest zbyt bezpiecznie. Jestem tego pewna. – wymówiła Eh… nie wiele wiedziała o świecie.
- Amelio! – pierwszy lub drugi raz tak do niej powiedziałam. – Przecież tobie mówiłam, że w pobliżu nie ma ani jednej żywej duszy. Miasta są daleko, fabryki też. Więc żołnierze nie przyjdą tu, nie stanowimy dla nich żadnego zagrożenia, a atakowanie jednej, małej wioski, w której żyje tylko trzech dla nich małych bachorów nie stanowi dla nich takiej przyjemności jak zabijanie dużych ilości ludzi. – nie mogłam dużej patrzeć na te wielkie, proszące oczy, więc odwróciłam głowę i ciągnęłam. – A teraz idź do naszej chaty i uprzątnij, jeśli chcesz, aby był z ciebie jakikolwiek pożytek. – nie mogłam uwierzyć, że to mówię. Przecież ona tyle złego przeżyła w ostatnim czasie, a teraz będzie mnie uważała za jędzę. Ale nie mogłam się powstrzymać, chciałam jej uświadomić, że wiele rzeczy nie wie, sprawiając jej przy tym pewnie przykrość. Odeszłam w przeciwną stronę, niż Robi. Szłam do Adama, aby pomóc mu polować zwierzęta. Ciągle jednak myślałam o Amelii. Czy jest bezpieczna sama w chacie? Czy nic jej się nie stanie? Czemu powiedziała, że jest pewna nie bezpieczeństwa?
Znalazłam ją dwa tygodnie temu na warszawskich ulicach, szłam w tamtą stronę prawie dwa dni, chciałam znaleźć Emilię Sauerengel. Była to kobieta, która pomagała mi żyć w dwóch życiach, a po niedługim czasie stała się moją przyjaciółką i powierniczką. Mogłam jej zaufać i powiedzieć o wszelkich problemach. Ostatni raz widziałam ją dwa lata temu, kiedy miałam 14 lat, a była mi potrzebna pilnie jej pomoc.
Kiedy doszłam do Warszawy, uznałam, że stan tego miasta jest fatalny. Wszystko było jeszcze bardziej poniszczone niż przed moim wyjazdem, a mało domów w ogóle jeszcze stało. Nagle zauważyłam na ulicy dziecko, wychudzone i mizerne, wyglądające na 9 może 10 lat. Było ciężko ranne, ubrania były całe w krwi. Wzięłam ją na ręce i nie myśląc, że przyszłam tu do Emilii pobiegłam w stronę wsi, było dużo drogi do wioski, w której się ukrywałam z Adamem, więc zastukałam do pierwszego lepszego domu położonego w bezpiecznej odległości od wielkiego miasta. Dobrze trafiłam, był to dom państwa Nowaków, którzy przed wojną byli lekarzami. Pomogli mi zająć się Robi. Przebywałam u nich przez tydzień, czekając, aż Robi się poczuje lepiej. Kiedy tak się stało, państwo Nowakowie ofiarowali mi swojego konia i razem z Robi ruszyłyśmy w stronę mojego schronu. Nie myślałam o tym, że to niezbyt bezpieczne brać od obcych konia, który i im potrzebny, lub dzięki któremu mogli by znaleźć moją kryjówkę. Ale martwiłam się o Adama, chłopaka którego poznałam, mając 11 lat, szukałam miejsca ( po śmierci ciotki) w którym mogłabym być bezpieczna, przyszło mi na myśl wybrać na nowe miejsce zamieszkanie wieś. Po drodze spotkałam 13 latka, którym był Adam. Wyglądał, jak mężczyzna. Musiał tutaj dłuższy czas już być. Uznał, że w tych miejscach zaludnia się coraz więcej ludzi i musimy ruszyć dalej. Tak my. Adam odkąd zobaczył mnie wykończoną drogą i prawie zabitą przez żołnierza, pomógł mi, dzięki niemu żyję. Żołnierz zobaczył mnie, nie byłam zagrożeniem dla nikogo, nie zagrażałam dalszemu ciągu wojny, ale i tak chciał mnie zabić, może nawet dla przyjemności. Byłam wtedy sama, wchodziłam na teren pierwszej z wiosek, wtedy właśnie przed oczyma pojawiła mi się twarz Adama, strzelił do żołnierza łukiem, wziął mnie na ręce i biegł długi czas.
- Cześć. – powiedział mi teraz Adam. Stałam obok niego z łukiem ( oszczędzaliśmy niewielką ilość karabinów ) gotowa do polowania. Adam był na mnie zły, że uratowałam Amelię. Martwił się, że żołnierze mnie zabili, kiedy tak długo nie wracałam. Przynajmniej tak mówi, ale mi się wydaję, że jest po prostu zazdrosny, że i ja jestem odważna i mogę kogoś uratować.
- Witaj. – odparowałam. Adam odezwał się do mnie pierwszy raz od 24 godzin. – Tak szczerze, Adam, gadaj na co jesteś zły.
- Powiedziałem! Mogłaś przez nią umrzeć i ja się… - przerwałam mu.
- Adam uspokój się do cholery! Żyję ? Widzisz? – zamachałam mu ręką przed oczyma. – Przeszkadza ci Robi? Jesteś zazdrosny, że się odważyłam jej pomóc? – podnosiłam coraz częściej głos.
- Nie, Lena. Nie jestem zazdrosny, przecież wiesz, że cieszę się z twojego szczęścia, wiesz! Ale Robi faktycznie mi przeszkadza. Nie chcę, żeby ci się coś stało. Zrozum to! Wiem, że nic się nie stało. Ale odkryłem coś po twoim powrocie. – urwał, pewnie chciał, żebym go dopytywała co, ale nie. Jak nie chce gadać to nie. Byłam bardzo ciekawa, ale nie będę go prosić, żeby mówił. O nie, nie. W końcu usłyszałam jego mocny głos na nowo.
- Robi jest nie bezpieczna. Jej matka… ja ją chyba znam, pomagała mi kiedyś. Robi ma charakterystyczne znamię, które używane jest w jej rodzinie. Jej mama też takie miała.
- No i co? Co w jej mamie jest złego? – nie mogłam powstrzymać pytania.
- Jej mama jest dziwaczką, znaczy się mówi prawdę, ja wiem, ale i tak jest dziwaczką. Omal przez nią nie zginąłem.
- I co do tego ma Robi? Ona nie jest kobietą, o której mówisz.
- Tak, masz rację. Tyle, że tą „dziwaczność” z pewnością odziedziczyła.
- Co ty wygadujesz? – nie chciałam go dalej słuchać, więc kiedy trafiłam strzałą w młode kurcze i przygotowałam je na ogniu, pobiegłam w stronę chaty, w której zapewne była Robi. Widziałam na sobie błagalne spojrzenie Adama, ale kłamał. Tak mi się przynajmniej wydawało. Było mi trudno z tym, że Adam się tak zachowuje. Ostatnio... do czasu mojej "wycieczki" coś między nami zaiskrzyło. Wiedziałam, że Adam chciał czegoś więcej, niż przyjaźń. I ja też tego chciałam. I chcę.
Posprzątała na błysk. Chata miała jeden pokój połączony z niewielką kuchnią. Nie był może ładny, było mało mebli, i chata się prawie rozwalała, ale mimo wszystko uwielbiałam ją.
- Postarałaś się. Na prawdę świetnie posprzątałaś. – powiedziałam.
- Dziękuję.
- Jak ma na imię twoja mama? – nie mogłam się powstrzymać przed zadaniem tego pytania, Adam pewnie gadał tak specjalnie, ale lepiej się upewnić, czy jej nie znam.
- Emilia. .Emilia Sauerengel. – wyszeptała dziewczynka. Zamurowała mnie. Emilia! Emilia, do której szłam w Warszawie, ale spotkałam Robi, i momentalnie do mnie dotarło o co chodziło Adamowi i jeszcze coś! Emilia nie żyje. Emilia – moja przyjaciółka, która jako jedyna osoba może mi pomóc nie żyje. Na dodatek młoda Emilia okłamała mnie i nie jest panną ! Ma córkę, którą jest Robi. To do niej podobna jest Robi. I uświadomiłam sobie jeszcze jedną rzecz! Ważniejszą, niż wszystko inne.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Kwiecień 09, 2013, 15:44:56
Spotkanie
Dziennik Jack'a

Piątek 02.11.2012r.


Znowu zobaczyłem się z Jamiem. Przez ostatnie siedem miesięcy nie mogliśmy się spotkać. Na półkuli północnej skończyła się zima więc musiałem przenieść się na południową. W drodze powrotnej postanowiłem zrobić chłopcu niespodziankę. Wezwałem pierwszy śnieg. Gdy padał, ja przysiadłem na drzewie nieopodal szkoły, do której chodzi i czekałem na niego. Było coś w okolicach 13:15 kiedy rozległ się dzwonek ogłaszający koniec lekcji. Po chwili przez drzwi wejściowe przetoczył się tłum dzieci w różnym wieku lecz każdy cieszył się tak samo i z tych samych powodów. Koniec lekcji oraz początek weekendu. W czasie kiedy tak siedziałem na tym drzewie, śnieg zaległ na ziemi solidną warstwą więc postanowiłem rozpocząć bitwę na śnieżki. Ulepiłem jedną i rzuciłem w środek tłumu. Dał się słyszeć śmiech.
-Kto to był?-wykrzyknął któryś z uczniów i zrobiwszy również śnieżkę rzucił w podejrzanego.
-Ej, to nie byłem ja!-odkrzyknął jakiś chłopak i sam zaczął formować kulkę. W ten sposób wciągu 2 minut rozgorzała pokaźnych rozmiarów walka. Każdy rzucał w każdego. W tym bałaganie odnalazłem Jamiego, gdy ten ochraniając się za drzewem, lepił śnieżki.
-Jamie, fajnie znów cię widzieć!-powiedziałem do niego, unikając dostania z śnieżnych kul.
-Jack, wróciłeś!-ucieszył się i rzucił przygotowanym pociskiem, trafiając mnie w ramię. Schowałem się za sąsiednie drzewo i również w niego rzuciłem. Po jakiś dziesięciu minutach zauważyłem, że bitwa zaczęła cichnąć. Wzniosłem się trochę w górę i zobaczyłem kobietę, która szła środkiem tłumu, uczniowie rozstępowali się przed nią a niektórzy nawet uciekali. Cóż, niewiele myśląc, ulepiłem śnieżkę i dmuchnąłem na nią, zrobiła się niebieska. Wycelowałem i rzuciłem w ową kobietę. Wyszło tak, że dostała prosto w twarz. Zobaczyłem, że stoi nie ruchomo w półkroku, a wszyscy na placu wstrzymują oddech.
-Ktoś trafił „Merry” śnieżką.-usłyszałem jak uczniowie szepczą między sobą.
-Kim jest ta „Merry”?-zapytałem Jamiego, a on zbladł.
-To jest dyrektorka, najgorsza z wszystkich nauczycieli.-powiedział drżącym głosem. Chyba przesadziłem z tym rzutem. Nauczycielka miała taki wyraz twarzy jakby zjadła kilo cytryn i nagle jej oczy zaświeciły niebieskim blaskiem. „Tak, czar zadziałał!” ucieszyłem się w duchu. Dyrektorka kucnęła i zaczęła formować śnieg w dłoniach, nawet lekko się uśmiechała.
-Dobra, kto chce bitwę, będzie ją miał!-krzyknęła i rzuciła w pierwszą lepszą osobę, która obok niej stała. Wszyscy patrzyli na nią jakby spadła z Księżyca, po chwili kobieta huknęła.
-Rzucać śnieżkami, ale już!-krzyknęła tonem generała. Tym razem wszyscy posłuchali i walka rozpoczęła się na nowo. Najzacieklej walczyła dyrektorka. Nie trafili ją ani razu a ona trafiała za każdym razem. Całe towarzystwo rozeszło się po jakiś 7 minutach, ponieważ już nie było z czego lepić śnieżek oraz wszyscy byli już mokrzy w tym również Jamie. Zaczęliśmy iść w kierunku jego domu, był on jakieś 15 minut drogi ze szkoły.
-Co słychać u Sophie?-zapytałem.
-W tym roku poszła do pierwszej klasy, jest z tego powodu wniebowzięta.-odpowiedział, kręcąc głową. Ja się uśmiechnąłem, minęły trzy lata jak pokonaliśmy Mroka, Jamie miał już jedenaście lat a jego siostra sześć-Chodź, powinna być już w domu, nie może się ciebie doczekać.-dodał. Przyspieszyliśmy, chłopiec opowiedział mi co robił jak mnie nie było oraz co słychać w jego szkole. Zastanawiam się co będzie jak z dyrektorki ucieknie czar zabawy, mam nadzieje, że uczniom nie dostanie się przeze mnie. Kiedy dotarliśmy na podwórko przed domem Jamiego, najpierw dał się słyszeć hałas, a potem drzwi się rozwarły i wyleciała na dwór mała dziewczynka.
-Jack!-krzyknęła-Jak zobaczyłam śnieg, wiedziałam, że przyjdziesz!-podskakiwała z radości. Kucnąłem by się z nią przywitać.
-Cześć, Sop...-odparłem ale nie dokończyłem zdania bo rzuciła mi się na szyję.
-Spokojnie, siostrzyczko.-powiedział do niej Jamie-Udusisz go jeszcze.
Na te słowa wszyscy się zaśmialiśmy.
-Ulepmy bałwanka.-poprosiła nas malutka i zrobiła słodkie oczy. Jak tu jej odmówić?
-Oczywiście. A potem zrobimy ci igloo, dobrze?-zapytałem ją.
-Tak!-ucieszyła się. Zabraliśmy się do roboty. W po jakiś dwudziestu minutach stał przed nami pokaźnych rozmiarów bałwan (tak przypadkiem wyszło, że przypominał Zająca). Sophie przyniosła z domu marchewkę oraz węgielki (wyglądał świetnie, muszę go pokazać pierwowzorowi). Potem zajęliśmy się budową śniegowego mieszkanka. Byliśmy w połowie, kiedy z domu wyszła pani Bennett. Popatrzyła chwilę na naszą pracę i się uśmiechnęła.
-Dzieci, obiad na stole!-zawołała-Chodźcie bo wystygnie.-dodała.
-Wyjdziemy za chwilę.-powiedział Jamie do mnie-Poczekasz na nas?
-Jasne, będę w parku.-odpowiedziałem. Wtedy wtrąciła się mama rodzeństwa.
-Jeśli wasz kolega nie musi iść do domu, to może wejść. Po co ma marznąć?-powiedziała do nas-Co takiego powiedziałam?-dodała, widząc nasze zdziwienie. „Ona mnie widzi?! Przecież jest dorosła!” pomyślałem.
-Z chęcią wejdę.-odpowiedziałem kiedy ustąpiło zdziwienie. Weszliśmy wszyscy do środka.
-Jak masz na imię?-zwróciła się do mnie.
-Mam na imię Jack Frost.-odparłem. Zatrzymała się w półkroku i przyjrzała mi się. Chyba dopiero wtedy dotarło do niej, że mam białe włosy, kij w ręce oraz bose stopy.
-To niemożliwe, mówiła prawdę...-powiedziała do siebie i chwyciła w ręce wisiorek, który miała zawieszony na szyi.
-Mamo ale kto?-zapytał Jamie.
-Idźcie zjeść, później wszystko opowiem.-powiedziała, nieobecna duchem-Chodź ze mną Jack.-zwróciła się do mnie i skierował się do salonu. Poszedłem za nią. Usiadła w fotelu i wskazała mi miejsce na sofie.
-To ty uratowałeś swoją siostrę na stawie?-zapytała kiedy i ja usiadłem-I to ty wpadłeś do wody?
-Tak, ale skąd pani to wie i jak to możliwe, że mnie pani widzi?-nie mogłem zrozumieć.
-Jack, jesteśmy spokrewnieni, co prawda wiele pokoleń wstecz, ale jesteśmy.-powiedziała-Jestem potomkinią twojej siostry.-dodała. Nie mogłem w to uwierzyć. Ja mam rodzinę?
-Ale to nie wyjaśnia tego, że pani mnie widzi.-dalej dociekałem tego. Przez chwile się milczała w tym czasie dołączyło do nas rodzeństwo. Usiedli koło mnie.
-Wiesz co to za medalion na mojej szyi?-zapytała mnie.
-Nie, pierwszy raz go widzę.-odparłem.
-Należał do twojej siostry, dostała go jako prezent ślubny.-wyjaśniła-Dostałam go od mojej prababci.-dodała w zamyśleniu, po czym wróciła do siebie.-Miałam wtedy osiemnaście lat. Ona wtedy aż setkę. Była już schorowaną i lekko zbzikowaną osobą. Na moje osiemnaste urodziny podarowała mi go ze słowami „Gdy założysz medalion na szyje, duch się przed tobą nie skryje. To jest sprawa prosta, ujrzysz Jacka Frosta!”. Uznałam to za jedno z jej dziwactw ale zapytałam z grzeczności, jaką to ma historię. Opowiedziała mi wtedy o tobie, jak poświęciłeś się dla siostry. Później powiedziała mi, że dwanaście lat po twojej śmierci wyszła za mąż a od swojego męża dostała piękny medalion. Podobno zamknęła w nim jakąś pamiątkę po tobie (tego nie można sprawdzić jest zaspawany). Od tamtej pory jest przekazywany w rodzinie i tyle faktów. Prababcia upierała się, że mając go na szyj można ciebie zobaczyć. Oczywiście nie wierzyłam jej, często wymyślała dziwne historie. Okazuje się, że mówiła prawdę.
-Ale znamy się z Jackiem od trzech lat.-powiedział Jamie-Dlaczego go przedtem nie widziałaś?
-Ponieważ nie zakładam go codziennie.-odpowiedziała-Ubieram go tylko parę razy w roku: w moje urodziny oraz kiedy idę odwiedzić grób prababci.-dodała, po czym zamilkła.
-Mamo, możemy iść dokończyć z Jackiem igloo?-zapytała Sophie po chwili.
-Tak, bawcie się dobrze.-odparła z uśmiechem-Ja muszę gdzieś iść.
Wyszliśmy z domu na podwórko. Skończyliśmy domek. Opowiedziałem dzieciom co widziałem na półkuli południowej. Niedługo potem przyszli przyjaciele Jamiego i urządziliśmy bitwę na śnieżki. Zabawa zakończyła się w okolicach siedemnastej. Wtedy dzieci musiały wrócić do domu.
-Kiedy znowu się zobaczymy?-zapytało mnie rodzeństwo zanim weszli do domu.
-Może pojutrze?-zaproponowałem.
-A dlaczego nie jutro?-zaciekawił się Jamie.
-Ponieważ mam spotkanie ze Strażnikami.-wyjaśniłem-Będziemy rozmawiać o waszym i innych dzieci bezpieczeństwie.
-Szkoda, ale to twój obowiązek jako Strażnika.-powiedział z nutą smutku Jamie.
-Nie smuć się, pojutrze spędzimy razem cały dzień.-pocieszyłem chłopca.
-A przyprowadzisz Zajączka?-zapytała z nadzieją w głosie Sophie.
-Postaram się.-obiecałem jej. Zamknęły za sobą drzwi a ja poleciałem w górę. Wezwałem chmury i przez całą noc obsypywałem śniegiem świat (tj. półkulę północną).
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Demon w Kwiecień 09, 2013, 15:56:52
Na serio to ty pisałaś?

Tak pytam bo zazwyczaj w fabule takie czasem błędy piszesz, czasem zdanie w ogóle się kupy nie trzyma... a tu takie opowiadania *_*
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Kwiecień 09, 2013, 19:33:30
Czasem jak mi się tak chce to tak piszę i mam piękne opowiadania. Heh
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Demon w Kwiecień 09, 2013, 21:45:21
Ja to czasem nie mogę słowa wydusić a jak mnie natchnie to piszę, gadam i tak w nieskończonyść... np. teraz coś mnie wena naszła na rysowanie ;P
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Kryształowa w Kwiecień 09, 2013, 21:54:15
Mnie na rysowanie wilków -,- Ale wam nie pokaże.. chociaż.. jak poprosicie :D
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Kinga27 w Kwiecień 10, 2013, 12:58:13
pokarz pokarz plis Krystal
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Demon w Kwiecień 10, 2013, 14:04:22
Pokazać możesz, ale prosić nie będę bo nie lubię tego robić :P
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Karoiiina w Kwiecień 10, 2013, 15:32:34
"Polowanie"
Biegnę, ile sił w łapach.
Biegnę, choć za mną pustka.
Lecz dalej słyszę strzały polowań.
Ile zwierząt w męczarniach musiało zginąć?
Ile braci mych z Ziemi tej odeszło?
Zmęczona już tym biegiem staję.
Rozglądam się wokół.
Pustka...
Znikąd nad drzewami płomień się zjawia.
Wystraszone ptaki prędko uciekają.
"To koniec" pomyślałam.
"Matko Ziemio! Ratuj!
Spójrz, jak ludzkie istoty są bezduszne!
Szacunku dla nas nie mają!"
Stukot kopyt jakby się przybliżył...
Salwa strzałów w niebo poleciała.
Gdybym tylko mogła biec dalej...
Gdybym chociaż zawyła...
Lecz skowyt w piersi mej zamiera.
Łapy posłuszeństwa odmawiają.
Myśliwi broń szykują.
"Niech ta męka się już skończy"
Pomyślałam i zamilkłam.
Nagle piorun strzelił z nieba.
Deszcz zaczął padać.
Konie się wystraszyły,
Ludzi porzuciły...
Człowieki broń zostawiły,
Uciekli...
Pożar gasł powoli.
Wszystkie zwierzęta wyć zaczęły -
ze szczęścia i wygranej.
Deszcz kończył padać.
Na polanie - pustka.
Jaskinie zrujnowane,
Nory zawalone,
Gniazda zepsute.
Ludzie potrafią być bezlitośni,
A zwłaszcza - dla zwierząt.
Takie badziewie przed lekcjami nabazgrałam.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Kwiecień 10, 2013, 18:32:00
Fajne, ja za chwilę też dodam.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Kwiecień 10, 2013, 19:07:03
Te wszystkie zabawne i szczęśliwe chwile... Nie będą trwać wiecznie"
Nagisa Furukawa, Clannad


Arisha powoli otworzyła oczy. Oślepiły ją promienie słońca. Leżała na miękkim, fioletowym dywanie. Wstała i rozejrzała się. Shinobu tu nie było. Dziwne, pomyślała. Przed oczami miała sceny z wczorajszej nocy. Była wstrząśnięta. Nie wiedziała, co to było. Bała się o siebie i o Shinobu. W głowie nadal słyszała szepty tych potworów. Przyprawiły ją o dreszcze.
-Spiro! – krzyknęła, a jej głosem rządziła rozpacz.
Objęła się ramionami, przerażona. Trzęsła się. Wiatr delikatnie poruszał białą firanką. Podeszła do okna i je zamknęła. Instynktownie spojrzała na drzewo. Wyglądało zwyczajnie, tak samo jak las, który wczoraj wyglądał  przerażająco, jak po jakiejś poważnej bitwie.
Na parapet z drugiej strony okna usiadł mały, żółty ptak. Arisha aż zamarła, wystraszona. Odetchnęła z ulgą. Ptaszek śpiewał radosną pieśń, i delikatnie stukał brązowym dziobem w okno. Arisha zacisnęła usta w cienką linie i z nienawiścią wpatrywała się w ptaka. Cofnęła się o kilka kroków i szybko zasłoniła okno grubymi, fioletowymi zasłonkami. Westchnęła.
-Spiro? – głos jej się łamał. Było kompletnie cicho. Na jej twarzy malował się niepokój. Zmrużyła oczy, czując, że zaraz zacznie płakać. Nagle w pokoju uniosła się mała mgła, z której powstał mężczyzna w białej pelerynie. Arisha aż pisnęła uradowana i bez ostrzeżenia rzuciła się na szyje swego Demona, tuląc się do niego ze łzami  w oczach.
- Co się stało? – spytał rozbawiony odwzajemniając jej uścisk. – Ar?
- Spiro… pamiętasz co stało się ze zwiadowcą?
Spojrzał na nią zdziwiony.
-Nigdzie nie było jego Ducha… po prostu… - nie mogła mówić dalej.
-Arisha, ale co się stało?
Dziewczyna spojrzała na niego gniewnie.
- Jak to „co” ?! – uniosła brew. – Mówię o wczorajszym wydarzeniu. Ciągle nas coś spotyka! Mam tego dosyć! To wszystko przez nią! To wszystko przez Shinobu!
Zasłoniła usta ręką. Miała nadzieję, że jej siostry nie ma w pobliżu.
- Opanuj się. – powiedział Spiro stanowczym głosem.
- Spiro, w co ty grasz?! – mówiła przez zaciśnięte zęby. – Pamiętasz co się z nią wczoraj stało? Co to w ogóle było?? Jej oczy… Te głosy…
- Arisha… - usiadł obok niej na łóżku. Jeszcze nigdy nie była tak wystraszona. – Powiedz mi co się stało.
-Jak to n-ie, nie wiesz?
Pokręcił przecząco głową. Białowłosa nabrała głośno powietrza.
- Wczoraj byłem z tobą cały czas. Zresztą nie mogło być inaczej. – uśmiechnął się. – Nic się nie wydarzyło Arisha. Zupełnie nic.
Dziewczyna przełknęła ślinę.
- Chyba zaczynam wariować, Spiro. – zaczęła się gorzko śmiać. Otarła łzy i wstała z łóżka.
- Chodźmy do Shinobu. – odwzajemniała uśmiech Ducha, ale nie był on tak szczery jak zazwyczaj. Nadal nie mogła zrozumieć co się wczoraj stało.
- Niech ta błazenada się wreszcie skończy. – powiedziała szeptem wychodząc z pokoju. Spiro rozmył się we mgle, i Arisha poczuła znajome uczucie. Uczucie, które mówiło jej, że nie jest sama.


„Zagłuszanie bólu na jakiś czas sprawia, że powraca ze zdwojoną siłą.”
Joanne Kathleen Rowling, Harry Potter i Czara Ognia


Obszukała cały dom i niegdzie jej nie zastała. Nie było jej na polu obok domostw, ani w ogrodzie.
- Na Łąkę ani na Rynek by nie poszła, za daleko. – mówiła do siebie. – Ruiny odpadają. Ona nigdy się nie oddala… Myśl Ar!  - poganiała siebie. – Szkoła zaczyna się dopiero jutro… Ech… - westchnęła.
Jedynego miejsca, którego nie sprawdziła była stajnia, i tam właśnie ją znalazła. Dziewczynka opierała się o Nivis, a jej klatka piersiowa powoli podnosiła się i opadała – spała. Podeszła do niej i delikatnie zaczęła potrząsać by wstała. Gryf przyglądał się jej wyraźnie zadowolony. Starała się powstrzymać uśmiech, i na szczęście jej to wyszło. Shi delikatne otworzyła oczy.
- Ar? – powiedziała ziewając.
- Co ty tu robisz?? –  Arisha hamował swój gniew.
- Hm? – dziewczynka na chwile się zamyśliła.- Ah… tak.. już pamiętam. Ty zniknęłaś, więc kto miał nakarmić Nivis? Przyszłam tu, a że było już bardzo ciemno… najwyraźniej zasnęłam – streściła.
- Ech… wstawaj. – rozkazała starsza siostra. Shinobu wykonała jej polecenie z uśmiechem na ustach, a razem z nią wstał gryf.  Arisha spojrzała na niego gniewnie i od razu się skulił.
Czuć było napięcie. Zmieniła się. Nie podoba mi się to, mówiła w myślach Arisha.
- Jak to zniknęłam?
- Poszłaś do Terico i nie wróciłaś. – mówiła przygnębionym głosem.
- Aha…
Szarooka wyciągnęła do niej rączkę, lecz ta zignorowała ten gest i ruszyła w stronę domu.


"Przywiązanie jest ograniczeniem samego siebie."
Itachi Uchiha, Naruto


Były już obok domu. Wiatr delikatnie uginał trawę. Była typowa wiosenna pogoda. Dziewczynka ledwo co nadążała za swoją siostrą. Zatrzymała się gwałtownie łapiąc oddech.
- Arisha? - Dziewczynka zgięła się w pół, łapiąc za brzuch. Z ust pociekła jej krew. Na jej chudych, bladych policzkach widać było łzy. Padła na kolana, płacząc. Ból przeszywał całe jej ciało. Drżała. Brakowało jej tchu. Arisha nawet się nie odwróciła. Usta zacisnęła w cienką linie, i ze wzrokiem utkwionym w niebo czekała. Czekała, aż to się skończy.
Mijały kolejne minuty. Było coraz zimniej.  Shinobu głośno nabrała powietrza. Powoli wstała. Oddychała ciężko. Wytarła ręką usta brudne od krwi. Patrzyła w lęku na siostrę. Zrobiła krok do przodu, a Arisha słysząc to ruszyła w stronę drzwi. Nic nie powiedziała, nawet na chwilę się nie odwróciła.


„Patrzę w twoje oczy i czuję, że wszystko się skończyło.”
                                                                                                                                            Saraph


Shi od razu poszła do swego pokoju. Zamknęła się, i płakała. Męczyło ją jedno pytanie: co stało się z jej siostrą. Zawsze była dla niej ciepła i miła. Nabrała powietrza i powoli się uspokoiła.
- Musiało się coś stać. Niedługo wróci jej humor. – mówiła do siebie.
Z kieszonki wyciągnęła dwie małe rzeczy. Jedna czarna, druga biała. Były nimi laleczki voodoo. Dotknęła je i uśmiechnęła się szeroko. Następnie przypięła je sobie do prawego boku. Podeszła do okna, rozsunęła niezdarnie firanki i uśmiechnęła się - radośnie i szczerze. Było tam coś, co poprawiało jej nastrój. Odetchnęła z ulgą, czując, że nic jej nie grozi

Arisha w tym czasie poszła do salonu. Usiadła na sofie głośno oddychając.
- Co ja robie? – starała się powstrzymać napływające jej do oczu łzy.  Schowała twarz w ręce. Miała mętlik w głowie. Chciała, aby to się skończyło. Wstała i wybiegła z domu. Nie potrafiła tego dłużej ciągnąć. To co się stało przy Shinobu, było tego prawdziwym dowodem. Jej prawdziwa natura powoli się odradzała.


„Tęsknię za cierpieniem, które uczyni mnie gotowym i żądnym śmierci.”
Hermann Hesse


Pobiegła na łąkę Kwiatów Krwi. Nie było już tam ani jednego motyla. Rośliny były zwiędłe, ciemno zielone… Wiatr okrutnie szarpał gałęziami drzew. Niebo robiło się coraz ciemniejsze.
- Tylko nie znowu… - błagała.
Była cała spocona. Włosy lepiły jej się do twarzy, a ubranie kleiło do ciała. Oddychała głęboko.
Nagle usłyszała głośne wycie wilka. Zamarła. Musiał być gdzieś niedaleko. Czuła go. Rozglądała się w panice. Z lasu wyszedł wysoki mężczyzna, o długich czarnych włosach, które delikatnie powiewały na wietrze. Wąchał czerwoną różę, a z ręki, w której ją trzymał, ciekła mu krew od jej kolców. Uśmiechał się. Ścisnął mocno kwiat, a ten w jednej  chwili zwiędnął. Stawał się kruchy aż w końcu zamienił się w proch. Podniósł wzrok na Arishe i uśmiechnął się złowieszczo, ukazując swoje długie kły.
-Arato… - Arisha wypowiedziała jego imię pół szeptem.
Rozległ się śmiech, który za chwile ustał. Zamknął oczy i zwrócił twarz ku  niebu. Zaczęło padać.
Chłopak wyglądał jakby o czymś myślałam. Uśmiechnął się pod nosem i wyprostował prawą rękę w stronę Arishy. Tuż przy jego stopach ziemie przebiła ogromna dłoń z pędów i korzeni, której palce kończyły się długimi, skalnymi pazurami. Pędziła w stronę dziewczyny.
~Arisha! – usłyszała krzyk Spiro w jej umyśle. Szybko zrobiła unik. Była cała roztrzęsiona. Dłoń zapadła się pod ziemie, i to dosłownie. Arato skręcił nadgarstkiem i przed jej oczami ukazała się ta sama łapa. Już ją miał, gdy nagle pojawił się Spiro parując cięcie pazurów swoimi sztyletami. Płynnym ruchem pociął pędy.
Arato spojrzał na nich z ironią. Dziewczyna stanęła obok Demona. Wyciągnęła rękę do przodu, tak samo jak jej napastnik. Skupiła się i z dłoni wystrzeliła kula ognia.
Źrenice jej się zwężyły. Chybiła. Arato już dawno tam nie było. Wszystko działo się tak szybko. Zdenerwowała się jeszcze bardziej. Była zbyt rozkojarzona aby walczyć. Serce dudniło jej jak oszalałe.
Usłyszą za sobą szept.
- Za dużo sobie pozwalasz, Hiryu.
Odwróciła się, i zobaczyła twarz Arato wykrzywiąną w grymasie, który miał przypominać uśmiech. Zamachnęła się ręką, a od niej poszła silna fala powietrza, która odepchnęła Wika. Skrzywił się.
- Koniec zabawy Arisha! - warknął wściekły.
Zgiął się w pół i rozpoczął przemianę. Czarne futro zaczęło wyrastać z każdej części jego ciała. Kły powiększyły się, a oczy z prawie czarnych zabłysły czerwienią. Wyrósł mu ogon. Pochylił się i stanął na tylnich łapach wyjąc. Arisha miała przed sobą ogromnego wilka. Przyjrzała mu się dokładnie. Nie!  Z głowy wyrastały mu dwa rogi wyglądające jakby były stworzone z korzeni drzew. To oznaczało, że jest połączony ze swoim Duchem. Walczą razem w tej postaci. Nie każdy ujawnia postać swego Ducha. Demony głównie odpowiedzialne są tylko za moc. Nie każde potrafią walczyć, czy też się bronić. Są potężne, ale jednocześnie tworzą najsłabszy  punkt istoty. Gdy ginie Duch, istota zostaje pozbawiona mocy i strasznie osłabiona. Kombinacja, którą stosuje Arato nie pozwala na zranienie Ducha, i nie ważne jak wielkich obrażeń by doznał.
Zaczął kierować się w jej stronę. Wybrał sobie idealną chwile by zaatakować. Arisha była wstrząśnięta i niezdolna do walki jak nigdy… Miała jedną szanse. Spiro stanął obok niej i położył rękę na jej ramieniu. Czuła przepływ mocy. To jego talent.
Wyprostowała obie ręce i poczuła straszny ból. O mało co nie upadła. Żywioły eksplodowały.
Z rąk wydobyły się cztery promienie. Jeden rozorał ziemię, drugi przeszył powietrze, trzeci wystrzelił kulą ognia, a czwarty lodowymi ostrzami.
Usłyszała pisk psa. Ten otrząsnął się z pyłu i zawarczał. Była w szoku. Nic mu się nie stało. Pokazał wielkie kły. To jest już koniec?? - pytała w myślach. Spiro był wykończony a ona niezdolna do walki. Naprawdę, idealny moment wybrał.

Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Kwiecień 10, 2013, 19:18:01

Aszbal- rozdział 1
wtorek, 29 lipca 2008 23:52

„To nie był mój szczęśliwy dzień”- tymi słowami Mizuno skończył kolejny dzień w szkole. Nasz bohater jest chudym, wysokim i wiecznie nieuczesanym 16-letnim chłopcem chodzącym do liceum w Yotimie. Budynek położony jest tuż nad lasem, do którego nikt poza specjalnie przeszkolonymi leśniczymi wchodzić nie może. Sama szkoła jest dość duża, w końcu musi pomieścić uczniów z kilku pobliskich miast, gdyż w promieniu kilkunastu kilometrów nie ma żadnego innego liceum. Tutaj znajduje się też akademik, w którym mieszka Mizuno. Jest on położony się on po prawej stronie szkoły i oddalony jest od niej o około 200 metrów. Do szkoły uczęszcza mniej więcej 1200 uczniów, a w akademiku mieszka 230 w tym nasz bohater. Cały teren jest dobrze ogrodzony, szczególnie w tej części, która graniczy z lasem. Powiedzmy teraz może o samym zakazanym miejscu za murem szkoły:

Las został odgrodzony od reszty miasta, okolicznych zabudowań i wsi przez to, że jest on bramą do innego świata, można by powiedzieć, że do alternatywnego względem tego, w którym żyjemy my. Sam nie jest zbyt wielki, ale świat znajdujący się tuż za bramą jest naprawdę ogromny i zamieszkiwany nie tylko przez ludzi, ale także przez różnego rodzaju stworzenia nieznane nam. Pewnie zastanawiacie się po co są ci specjalnie wyszkoleni drwale, otóż są oni czymś w rodzaju strażników, czy odźwiernych, którzy albo wypędzają niebezpieczne stwory lub przeprowadzają ludzi z jednego świata do drugiego i na odwrót, a sama Yotima jest miejscem gdzie mieszkają ludzie z jednego i drugiego wymiaru, chociaż ci drudzy są raczej tutaj anonimowo i dokładnie nie wiadomo kto pochodzi zza bramy. Podobna sytuacja jest po drugiej stronie gdzie także istnieje takie miasto, w którym mieszkają ludzie z obu wymiarów zwane Mitologi. Zapomniał bym powiedzieć o kilku innych ważnych sprawach. Pierwszą z nich jest to, że alternatywny świat został nazwany Aszbal. Druga to, że w, dla nas, w drugim wymiarze trwa nadal coś na wzór naszego średniowiecza, które nie tylko wspomagane jest orężem, ale i także wszechobecną magią dzielącą się na kilka rodzajów, ale to tym kiedy indziej.


 

Wróćmy teraz do rzeczywistości. Po skończonym kolejnym nudnym dniu nauki Mizuno ruszył przed siebie zmęczonym, powolnym krokiem w stronę akademika. Marzył już tylko o prysznicu i miękkim łóżku. Myśląc, że już nic gorszego od dzisiejszych wydarzeń już być nie może. Aby zrozumieć sytuację naszego pechowca cofnijmy się do dzisiejszego poranka...

Dryńńń... „Co jest?? Kurcze, która godzina. O w mordę to już siódma, jak zaraz nie wstanę to się spóźnię. Cholercia. Mam tylko pół godziny.”- Mizuno, szybkim ruchem ręki wyłączył budzik i pobiegł do łazienki, gdzie czekała już na niego tylko zimna woda, gdyż pewnie Azuma, dziewczyna, z którą mieszkał w akademiku, i Winc, który także był jego współlokatorem, zużyli całą ciepłą wodę. Nie zastanawiając się zbyt długo i nie wybrzydzając nasz bohater umył szybko zęby i twarz zimną wodą i ruszył do swojego pokoju. Nie było to zbyt wielkie pomieszczenie, po lewej stronie pod ścianą stało łóżko, a tuż przy nim mała szafka, na której stał budzik, talerz z niedojedzoną wczorajszą kolacją i kubek po herbacie. Nad łóżkiem wisiał duży plakat, ze zbiorem bohaterów jego ulubionego anime. Po w prawym końcu pokoju znajdowała się szafa, zasłaniająca niemal całą ścianę. Mizuno szybko zabrał z niej potrzebne rzeczy i spakował do wysłużonego plecaka, a raczej torby, którą przewiesił przez ramię, jeszcze ostatni raz spojrzał na gitarę elektryczną leżącą pod oknem, i przypomniał sobie wczorajszy wieczór kiedy to trochę za długo zabalował u kumpli grając na niej różne znane kawałki gitarowe, ze słynnych przebojów. Wyszedł z pokoju i skierował się do kuchni. Pierwsze co zrobił to zajrzał do lodówki, „Uff.” westchną z ulgą, gdyż zauważył, że Azuma zostawiła dla niego coś ze śniadania, i dzięki temu nie będzie musiał się tak bardzo śpieszyć. Wyją kanapki z lodówki i położył je na stole, z którego wcześniej sprzątną jakieś stare papierzyska i talerze, które były pozostawione najprawdopodobniej przez Winca. Następnie sprawdził czy jest ciepła woda i ku swojemu zadowoleniu stwierdził, że tak. Natychmiast zaparzył sobie kawę, przy której zjadł swoje śniadanie. Po czym wyszedł z wynajmowanego pomieszczenia w akademiku i zaraz po zamknięciu drzwi ruszył szybkim chodem w stronę szkoły. Na schodach spotkał lokatorkę z klatki niżej, chodzącą razem z nim do jednej klasy. Załączę jeszcze do tego, że ona bardzo podobała się naszemu bohaterowi. Mimo wszystko Mizuno, był zbyt nieśmiały i strachliwy, żeby się z nią umówić. Na korytarzu, jednak tylko wymienili szybko spojrzenia i każde ruszyło osobno. I wtedy, tak jak często zdarza się w takich opowiadaniach, czy książkach, szczęście opuściło licealistę i biegnąc do szkoły wpadł na prof. Zionga Hue, któremu niezbyt spodobał się pośpiech ucznia i kazał mu iść za sobą: „Mizuno! Za mną, bez gadania. Lepiej, żebyś robił co karze, albo inaczej porozmawiamy.”- powiedział nauczyciel i skierował się do schowka tuż przy bramie do lasu. „Ale panie profesorze, ja mam zajęcia za piętnaście minut, jak mnie pan przytrzyma to się spóźnię i będę miał problemy. Jeżeli bym mógł to może po lekcjach?”- próbował się usprawiedliwić, ale niestety rozzłoszczony mężczyzna nie dał się przekonać i nadal kazał iść mu za sobą. Chcąc nie chcąc, a raczej musząc Mizuno ruszył za profesorem do schowka. „Teraz powiem ci co masz szukać. Znajdź mi cztery pierwsze tomy książki zatytułowanej „Aszbal- kraina cienia.” Masz na to dwie godziny lekcyjne, nie martw się usprawiedliwię ci je, ale nadal to zachowanie będziesz miał uwzględnione”. Bohater spojrzał na wielki stos różnego rodzaju śmieci, zniszczonego sprzętu, połamanych desek i innych wyrzuconych tu rzeczy. Nie zastanawiając się długo zaczął przeszukiwać pudła z papierami, starymi dokumentami, dziennikami i innymi książkami. Po dłuższej chwili udało mu się zebrać trzy z „zamówionych” książek. Niestety nadal nie mógł znaleźć tej ostatniej czwartej. Gdy zagłębiał się dalej w głąb schowka, nagle poczuł, że stracił grunt pod nogami i runą w dół. Gdy się ockną, zauważył, że spadł do jakiegoś dolnego schowka, przed nim widział schody prowadzące do wyższej części śmietnika, ale zanim stąd wyjdzie postanowił trochę poszperać tutaj na dole. „Dziwne, nigdy bym nie pomyślał, że jest tu jeszcze jakiś inny schowek, oprócz tego nade mną. Hmm, spójrzmy na tą półkę. „Magia dla podróżnych”, „Oręż dobry dla każdego”, „Inny świat”, „Historia Aszbal”... co to za dziwne książki? O jest „Aszbal- kraina cienia TOM IV”. Mam szczęście. Zobaczmy, która godzina, o kurcze mam mało czasu już muszę jak najszybciej stąd wyjść.”- i po chwili czekał ze wszystkimi czterema książkami na zewnątrz komórki. Niedługo po tym pojawił się także profesor. Widać, że rozchmurzy się trochę, po tym wypadku rano. „I jak znalazłeś książki?”- „Tak. Oto one. Wszystkie cztery tomy ostatni znajdował się w piwniczce schowka. Miałem szczęście, że na nią wpadłem.”- „Tak? Myślałem, że jest tam tylko górna część. Ale cóż mimo że to była kara, dziękuję, że poświęciłeś czas na szukanie książek. Teraz biegnij na następne zajęcia, bo inaczej znajdę ci po lekcjach następne zadanie.” Po oddaniu szukanych tomów Ziongowi Mizuno ruszył w stronę szkoły. Na trzeciej lekcji miał zajęcia z chemii, które uważał na jedne z najnudniejszych. Siedząc na lekcji i bawiąc się długopisem wysłuchiwał jednym uchem wykładu nauczyciela. Po chwili zagadną do niego Winc, z którym siedział razem w ławce. Chłopak ten był nieco wyższy od Mizuno i znacznie lepiej zbudowany, ale tego można się spodziewać po osobie grającej w szkolnej drużynie piłkarskiej, której oczywiście był gwiazdą. Miał on szare oczy, krótkie zestrzyżone na „jeża” włosy i zawsze beztrosko uśmiechnięta twarz, będącą przeciwieństwem wiecznie poważnej i zamyślonej twarzy naszego bohatera. „Wiesz, że ostatnio zniknęło ze szkoły trzech uczniów i tyle samo przbyło nowych wczoraj? Dziwne prawda? Niektórzy mówią, że to sprawka bliskości lasu i nawet nauczyciele wydają się być poddenerwowani. A ty co myślisz?”- „Bo ja wiem, dla mnie to jest las jakich wiele w naszym kraju. Może po prostu wymiana pomiędzy szkołami, albo coś w tym stylu. Ale rzeczywiście, nauczyciele wydają się ostatnio lekko zdenerwowani. Jednak uważam, że jest to spowodowane nadchodzącą inspekcją.”- „Może i masz racje. Ale nadal wydaje się to dziwne.”- I na tym skończyła się ich rozmowa, gdyż profesor chemii przerwał ją kasłając nad nimi. Resztę lekcji Mizune wpatrywał się w okno spoglądając przede wszystkim w las. Nagle gdzieś pod koniec lekcji zauważył dziewczynę poruszającą się w zbroi jak ze średniowiecza w lesie. I gdy już miał o tym powiedzieć sąsiadowi z ławki zadzwonił dzwonek, który skierował jego wzrok na drzwi, gdy znowu popatrzył się na las nic już tam nie było. Uznając to za przywidzenie spakował się i wyszedł z klasy. Następne lekcje także upłynęły pod znakiem nudy i zbliżających się ferii letnich, na które czekali wszyscy uczniowie. Mizune wciąż wpatrywał się w las, żeby upewnić się czy mu się aby coś nie przywidziało i stwierdził, że jednak tak, bo później nie widział niczego innego, co wzbudziło by jakieś podejrzenia nadprzyrodzonych mocy znajdujących się pomiędzy gęstwiną drzew. Jednak to nie był koniec niespodzianek i pechu tego dnia. Gdy licealista wszedł do klasy na ostatnią tego dnia lekcję pani prowadząca ją oznajmiła, że w szkole pojawił się nowy uczeń, a dokładnie uczennica. Po krótkiej chwili do klasy weszła... osoba, którą Mizune widział w lesie. Była to szczupła, ciemnowłosa, dziewczyna o bursztynowych oczach i średnim wzroście. Przedstawiła się jako Nair i usiadła dwie ławki przed zesztywniałym ze zdziwienia bohaterem. Winc zauważając dziwne zachowanie kolegi z ławki, zapytał się go o co chodzi? Ten odpowiedział „Nie nic takiego, chyba ją z kimś pomyliłem.” i wrócił do swojego normalnego stanu. Do końca lekcji zastanawiał się czy to rzeczywiście ta dziewczyna z lasu, czy też może coś mu się pomieszało? Po zakończeniu zajęć gdy wracał już do akademika myśląc nad dzisiejszym dniem zaczepił go przed drzwiami szkoły profesor Hue. „Mizune, poczekaj chwile. Nie rób takiej miny, tym razem to nie kara, ale mimo to mam dla ciebie zajęcie. Masz może chwilę?”- „Niby tak.” odpowiedział wiedząc, że jeżeli odmówi narazi się na niepotrzebny stres. Tak więc ruszył za nauczycielem ścieżką z tyłu szkoły dzielącą ją od muru, która prowadziła do małego zagajnika drzew gdzie znajdowała się pracownia Zionga. Mizune nie za bardzo wiedział co się w niej znajduje, dlatego mimo niechęci do wykonywania jakiejkolwiek pracy do tej podszedł ze szczególną ciekawością. Gdy weszli do środka niewielkiego murowanego budynku jego oczom ukazała się cała masa map, książek i tym podobnych papierzysk, z której ogromną część stanowiły zatytułowane lub poświęcone jakiejś mistycznej krainie zwanej Aszbal. Kiedy zdziwienie i zaszokowanie opadało zobaczył siedzącą w kącie Nair. Gdy spojrzał na jej pasek zobaczył wystający z pochwy przypiętej do niego dość sporej wielkości nóż. Mizune poczuł, że włosy jeżą mu się na karku i zaczął żałować, że zgodził się na tą robotę. „Cz... cz... cześć.”- wycedził z siebie przełykając przy tym głośno ślinę. „Cześć.”- odpowiedziała dziewczyna najwyraźniej niezbyt zadowolona z tego, że musi tu siedzieć. „Podejdź tu chłopcze. Proszę o to twoja robota. Masz uporządkować te książki leżące na stole według alfabetu, a ja tym czasem mam coś do przygotowania dla twojej koleżanki.”- powiedział profesor po czym znikną w drzwiach do sąsiedniego pokoju. „Eeee, mam do ciebie pytanie. Czy to ciebie widziałem... eee... dzisiaj w tym, no... eee lesie? Bo widzisz, bardzo mi tamtą przypominasz... eee... ale jednak to nie ty?”- wydukał Mizune nie odrywając wzroku od książek. „Tak to ja. Mam nadzieję, że tego nikomu nie powiedziałeś, nie chcę przecież nikogo zranić już pierwszego dnia w tym świecie.”- odpowiedziała Nair kwaśno śmiejąc się i kładąc rękę na nożu. Widząc to licealista o mało nie zemdlał, ale zebrał się w sobie i odpowiedział łamiącym się głosem, że nie. Dziewczyna przestała się śmiać i kontynuowała „rozmowę”. „Pewnie nie wiesz, ale obok ciebie żyją osoby z zupełnie innego świata, ale prawdopodobnie myślisz, że mieszkamy w tym lesie. Otóż nie, las to tylko brama, a prawdziwy świat rozpościera się dopiero za nią. Tym światem jest Aszbal, a ten człowiek, którego nazywacie profesorem zajmuje się jego badaniem jako mieszkaniec tego wymiaru, z drugiej strony jest też ktoś taki, kto zajmuje się tą stroną. Obaj często wymieniają się różnymi rzeczami i używają do tego posłańców, tym razem jestem to ja i niestety, ale jednak będę musiała tu spędzić trochę więcej czasu niż normalnie zajmowało by to, a to z powodu corocznego zamknięcia bramy na 3 dni, nie dosłownego, ale nikt nie może ani wyjść, ani wejść przez nią przez te kilka dni chyba, że strażnicy zaśpią na posterunkach. Wiem, może ci się ta opowieść wydawać bezsensowna i nie zdziwię się jak potraktujesz to jako bzdury, ale mówię prawdę, która jest ukrywana przez te drzewa. Może kiedyś sam się o tym przekonasz.”- po wysłuchaniu opowieści Nair Mizune zauważył, że przez ten czas poukładał książki i poszedł to powiedzieć profesorowi. Hue zwolnił go po tym do domu, a sam oglądając wyniki pracy licealisty zagadną do dziewczyny „I co myślisz o tym chłopaku, nadaje się? Wiesz jak trudno w tych czasach znaleźć kogoś z mocą po tej stronie. Ale gdy tylko go zobaczyłem wiedziałem, że ten chłopak ma coś w sobie, może i jest to ukryte pod warstwą powierzchownej słabości i bojaźliwości, ale czuje, że pod tym kryje się coś więcej.”- „Jestem podobnego zdania. I myślę też, że nie tylko on ma jakieś pokłady mocy. Przekonamy się o tym w najbliższym czasie, na razie pozostaje nam czekać, jak długo nie wiem. Najlepiej, żeby wydarzyło się coś co obudzi w nim, nie w nich moc.”- „Tak myślisz? Może masz rację. Pożyjemy zobaczymy.”- Po tym jak skończyli rozmowę nowa uczennica liceum ruszyła w kierunku akademika, gdzie także wynajmowała pokój, a profesor przeglądał księgi przez nią sprowadzone z Aszbal.


Jesteśmy z powrotem w momencie gdzie Mizune wraca do swojego mieszkania ledwo ruszając nogami. Wchodził po schodach jakby miał przypięte do siebie ołowiane ciężarki. Gdy w końcu dostał się do wynajmowanego pokoju zauważył Winca i Azumę, siedzących przy stole i najwyraźniej wyczekujących jego powrotu. Dziewczyna od razu wstała i podbiegła do niego wypytując się co go tak długo zatrzymało. Współlokatorka niewysoka, o długich blond włosach i dużych piwnych oczach panna wszędzie węsząca romanse i typująca pary w całej szkole, a do tego największa plotkara akademika w jednym od razu walnęła prosto z mostu, czy to z powodu dziewczyny spóźnił się na kolację? I właśnie przez to ostatnie słowo odezwał się żołądek Mizune w głodowym marszu, a sam uczeń osuwając się na podłogę z powodu nagłego ataku słabości zdążył wymamrotać tylko „Jeeeść...” po czym Winc pomógł mu wstać i dojść do kuchni gdzie czekała na niego obfita kolacja, zapewne łapówka od Azumy w zamian za opowiedzenie całej prawdy, samej prawdy i tylko prawdy. Nie zastanawiając się długo wziął się za jedzenie i w mgnieniu oka wyczyścił wszystkie talerze na jakich znajdowało się jakieś żarcie. Po czym przy pomocy Winca udało mu się uniknąć przesłuchania współlokatorki i cichcem uciec do swojego pokoju. Zamknąwszy szybko drzwi położył się na wyrko myśląc o wszystkim co dzisiaj się wydarzyło, od przeszukiwania schowka, poprzez dziewczynę w lesie i kończąc na sprzątaniu pracowni. W myślach próbował siebie przekonać, że to tylko zły sen i zaraz się obudzi, ale niestety choć nie wiem jak próbował zapomnieć o wydarzeniach dnia dzisiejszego tym bardziej one utrwalały się w jego pamięci i co chwila wracały do niego jak bumerang, który wyrzucony wróci do rzucającego. Nie mogąc zasnąć i pogrążyć się w swoim świecie wziął z półki odtwarzacz, nałożył słuchawki na uszy i nadal próbował wymazać złe wspomnienia. „A zapowiadał się miły dzień... Life is brutal~” Powiedział po czym nagle poczuł ukłucie w boku i coś jakby pobudziło nagle wszystkie jego zmysły i wyrwało umysł z otępienia spowodowanego zmęczeniem. Mizune kierowany dziwnym przeczuciem wstał i zajrzał do okna. Wychodziło ono bezpośrednio na rozciągający się po najbliższej okolicy las. Wtem gdzieś między drzewami ujrzał słabe światło koloru czerwonego. Stawało się coraz jaśniejsze i jaśniejsze, aż w końcu gdy oświetliło cały akademik i teren szkoły nastąpił wybuch. Huk był na tyle głośny, że obudził wszystkich mieszkających niedaleko lasu, a rozbłysk można było zobaczyć na odległość ładnych paru kilometrów. W miejscu eksplozji zamiast drzew ukazały się dwie kolumny połączone u góry łukiem, a pomiędzy nimi rozbłyskiwała niebieska poświata. Po krótkiej chwili błękitny blask stał się mocniejszy, a wokoło zaczęły pojawiać się wysokie zakapturzone postacie. W ułamku sekundy rozległy się kolejne wybuchy i z „bramy” wychodziły coraz to nowe postacie i inne rzeczy, które ciężko by nazwać, a nawet porównać do ludzi- były niezbyt wysokie, posiadały długie kościste kończyny zakończone równie kościstymi ostro zakończonymi ostro zakończonymi łapami, gdyż nie sposób było powiedzieć gdzie kończyła się stopa, a gdzie rozpoczynały pazury. Tułów płaski, lekko trójkątny, niewielkie czerwone oczy połyskiwały w mroku niczym małe żarówki. „Trzeba wiać. I to jak najszybciej...” pomyślał Mizune po czym ściana tuż za nim rozległ się huk, a on sam legł nieprzytomny...
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Kwiecień 10, 2013, 19:18:42
   Towarzyszą nam od dawna. Codziennie. Nawet ich nie dostrzegamy. One kroczą za nami, wierne jak Psy- Cienie...


    Późny wieczór. Miasto zaległo w ciemności i tylko gdzieniegdzie światła lamp rozjaśniają drogę pieszym , którym zbyt długo zamarudzili poza domem. Okryci w ciepłe płaszcze, gdyż wieje zimny wiatr z zachodu przemierzają wyciszone miasto. Tylko od czasu do czasu mignie w kącie oka samochód.


    Poza granicą przestrzeni oświetlonej przez lampy przesuwał się jakiś kształt. Niby pies, jednak był jakiś dziwny, jakby falujący. Może to tylko noce złudzenie, kto by się przejmował. Zmęczone oczy potrafią widzieć nawet to co nie istnieje. Albo to jawa miesza się ze snem.

 

***


    Szum znikał powoli i oddalał się od miejsca zbrodni. Krwawe ślady stanowiły dla niego barierę nie do przejścia. Kolejny stracony. Z wolna narastał hałas ciszy.

    Nawet oddychający bezgłośnie kot błyszczący swoimi oczami w ciemności. Każdy jego łyk powietrza zdawał się być hukiem pocisku. Czuły nos zwierzęcia ledwo wytrzymywał słodko- ciężki zapach krwi unoszący się w powietrzu. Ciało już zdążyło nadgnić, pogrążone w sczerniałej wodzie.

    I mimo że żarówka migając z przerażenia, co chwila rozświetlała niezwykle białą łazienkę, nigdzie nie padł cień. Nie z lustra, nie z szafki, nie z kredensu, nie z pułki, nie z kraty wentylacyjnej, z niczego nie padał cień. Tylko z jednego zatrwożonego zwierzęcia skulonego pod blednącą powłoką mroku. Pojawił się Toh.


***


    Poruszający się po szarzejącym niebie cień przynosił na myśl chmurę, która zgubiwszy się nocą pozostała czarna. Nawet gdy dotykały jej pierwsze promienie nowego dnia. Była jednak dziwna uciekała goniona przez światło. Tylko od czasu do czasu zniżając lot i stając się jeszcze bardziej bezkształtną.

    -Ytr... Ytr... - szeptała zamieniając się w Kruka - Gdzie jesteś?

    Zza drzew wyłonił się falujący nienaturalnym rozmyciem Wilk. Spojrzał na Cień przed sobą i kiwną na niego łbem. Po czym warkną bezgłośnie gdzieś w sobie i odszedł w stronę brunatnych bloków. Ptak podążył zanim szybując nisko nad ziemią.

    -Znalazłeś Szum? Ytr, powiedz... znalazłeś?

    -Cisza. On jest w pobliżu. Ruthord zamilcz na chwilę. - Kruk przestał nawet oddychać i wpatrywał się w tropiącego towarzysza. - Szelest się oddala, Szum już stąd zniknął. W pobliżu pojawił się Toh, mam nadzieję, że Nawałnica nie zaszła za daleko.

    Z oddali słychać było cichy dźwięk oddalającego się morza, a od północy ciągnął zapach słonej wody. Wypełniał przestrzeń pomiędzy domami z szarej płyty. Nic już się nie dało zrobić.

    Burza nadchodziła z zastraszającym tempem. Przybyła w te strony za wezwaniem Toh. Trzeba je jak najszybciej odnaleźć, nim ściana świetlistego deszczu zaleje niemal cały Mrok. Kruk i Wilk zwrócili swoje głowy na zachód przybierając kształty podobne do człowieka. W ciemności nikt nawet nie pomyślał, że mogą oni nie być Homo Sapiens, dyskrecja była ważna. Zbyt ważna, aby nią zaniechać. Liczyła się każda sekunda i minuta.


    Po drugiej stronie pogrążonego w śnie miasta. Przez ulice przemieści sunęły po oświetlonym asfalcie cienie. Ukryte pod podszewką Nocy, nie dostrzegane przez zwykłych ludzi.

    Pod jedną z latarni siedział Pies, a właściwie nie-pies. Bezkształtny, falujący Cień. Zawarczał. Pod lampę przypełzło kilka stworzeń. Pająk, Wąż, Jaszczurka i Skorpion. Każde pozbawione stałej cielesnej powłoki. Ich właściciele zmarli już dawno temu. Kiedyś stanowili cześć człowieka, teraz pozostawali tutaj chowając się przed Burzą. Czekali, aż minie i pozwoli im wejść do ich Raju.

    Nie mijała.

    Z dnia na dzień przybywało upadłych Toh. Cieni gnanych chęcią zemsty, powstałych z negatywnych wspomnień, z bólu i krwi.

    -Niob. Na terenie blokowiska pojawił się kolejny On. - zauważył Pająk - Mam nadzieję, że coś z tym zrobiłeś. Szum znowu się oddalił. - Pies nawet się nie poruszył słysząc to, tylko wpatrywał się w dal, za rozjaśniający się horyzont.

    -Powiedz coś Kundlu. - Wąż sykną złośliwie i szykował się do odparcia ataku.

    -Ytr i Ruthord są już na miejscu. Zapach słonej wody wraca. - Niob odwrócił się w końcu i wciągnął w niewidzialne nozdrza duży haust powietrza. - Ale Burza się tak szybko nie cofnie. Gotujcie się wyruszamy na wschód. Chyba... chyba, że tutaj stawimy czoło Świetlistemu Deszczu i ruszymy do Raju?

    -Głupi! Nie sprzeciwimy się Jemu. - Skorpion zatrząsł się i skulił żądło - Uciekajmy na wschód, do Ostatniej Bramy. - trząsł się dalej, jakby zmroził go nagły podmuch chłodnego powietrza - Wygnajmy Toh... jak najszybciej. Nie chcę Burzy...

    -Uspokój się idioto, Szum nie jest jeszcze stracony. Masz jednak rację musimy skorzystać z przejścia w Moskwie. Nasza misja już się skończyła. - Pies powstał i skierował się w kierunku dalekiej Rosji - Ruszajmy, Ytr i Ruthord nas dogonią. Jednak zanim skorzystamy z Bramy poczekam na Zaklinacza.

    -Gdzie ten twój wybawiciel z przepowiedni?! Nie ma go! Uświadom to sobie, on nie istnieje. Darmstadt nie powróci. Nie ma już nikogo kto by zaklął Nawałnicę. - Pająk ostatnie zdanie wypowiedział przepełnionym bólem szeptem.

    Tymczasem w powietrze stało się orzeźwiające i lekkie. Tak jak za dawnych czasów, kiedy Burze kończyły się szybko. I można było usłyszeć głos „Zawsze pozostaje nadzieja"...

 

***


    Ytr będąc już na skraju sił warczał na kształt przed nim. Ruthord leżał nie ruszając się. Czy było już za późno? Nie jeszcze żył. Przynajmniej dopóki nie nadejdzie świt. Musiał coś zrobić. Toh był jednak za silny. Wypełnił luki pomiędzy blokami i jaśniał coraz gorętszym światłem.

    „Czas się kurczy... Czas się kurczy..." powtarzał w myślach Wilk. Nic już nie wiedział, nic nie widział. Jego srebrne oczy stawały się ślepe, a sił starczało na zaledwie kąsanie napastnika.

    Usiadł.

    Wycie przepełnione zgrozą niosło się wzdłuż i wszerz miasta. To ostatnia rzecz jaką mógł zrobić. Czuł się taki bezsilny i stary. Jakże dawno widział tę łąkę, która przypełzała do niego w snach sprzed Burzy. Czemu nie ruszył wtedy? Teraz wszystko stracone. Niob i reszta już ruszyli. Nie wiedzieli, że ich towarzysze umierają w agonii.

    I powietrze się odmieniło.

    Zaklinacz rozpoczął swoją pieśń...



Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Kwiecień 10, 2013, 19:21:47
KILKA WIERSZÓW O MIŁOŚCI ITD, ITP
Uśmiech w grupie
Cierpienie w samotności
Oszukiwanie samej siebie
W lęku powstawał strach

Kłótnie złości pomówienia
Zerwana linia porozumienia
Zaczął ogarniać mnie strach
Po twarzy spływała mi łza

Szukamy innych rozwiązań
Szukamy alternatyw
Stajemy się sobie obcy
Choć ciągle wewnętrznie razem


Naprawdę ciężko tak,iść przez życie i nie upaść ani raz…
przeciwności losu męczą mnie
gdy wydaję się że dobrze jest,coś nagle rozpieprza się…
próbuje uśmiechać się,chce życiem cieszyć się
lecz trudno mi zrozumieć co ze mną jest nie tak
Wiem że mam siłę by iść,by z przeciwności drwić…
lecz musisz pomóc mi…
Share on facebook
Share on twitterShare on naszaklasaMore Sharing Services0
Kategorie: PRZYJAŹŃ   Napisz odpowiedź
DOBRZE ŻE JESTEŚ
2 maja 2010   

Wiem , że są miejsca, gdzie jeszcze mnie nie było,
że są chmury do których jeszcze nie doleciałam ,
że znowu kiedyś niebo rozbłyśnie milionem gwiazd dla mnie ,
że jest gdzieś sternik , który ustawi moje żagle w odpowiednia stronę
i będzie dmuchał w nią tak
abym popłynęła przed siebie w dobrym kierunku…
A ja ,,jak przełamie strach o obawy , jak pojmę,
że nie może być tak jak było…
poddam się tym podmuchom
i przyjmę z otwartym sercem
to co nadejdzie…
i znowu może powiem sobie i komuś
jest dobrze , bo jesteś
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Demon w Kwiecień 10, 2013, 20:33:04
O matko... ja oślepnę!!!!
Czytam i czytam i nie ma końca... aż mnie oczy pieką

ale fajne
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Kwiecień 10, 2013, 22:28:32
Dzięki. Bardzo lubię pisać opowiadania. Moje pierwsze oowiadanie napisałam kiedy miałam 4 lata. Oczywiście pisała ciocia która teraz chodzi na studia. Ciekawa jestem czy jej taki strasznie fajny chłopak jej się oświadczy. Chodzą ze sobą już 2 lata!
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Demon w Kwiecień 10, 2013, 22:50:42
hah ale cb interesują takie rzeczy... moja mama chodzi z takim jednym fagasem ponadf 6 lat i nie zamierzają się pobierać itp :P
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Kwiecień 11, 2013, 07:38:46
No ale śpią razem... no i co? Ja się pytałam Mateusza(chłopaka ciotki kamili) czy się POBIORą.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Kwiecień 11, 2013, 09:01:51
SKRZAT
Chrup –Chrup... Dziwny dźwięk skradania.
Trzask- Plask... Jakieś chrobotania.
Tup- Tup... Kroki uciekania.

Coś tam skrzeczy, coś tam piszczy.
Gdzieś z oddali widać cień.
Szybki kroczek, chude nóżki.
I to nie są dobre wróżki!
Chytre oczka, duży nosek,
potargany rzadki włosek.
Długie uszy, śmiech złośliwy,
głosik cienki, opryskliwy.

Chrup- Chrup... Dziwny dźwięk skrobania.
Trzask- Plask... Jakieś chrobotania.
Tup- Tup...Kroki uciekania.

Cóż za znój, cóż za znój,
dokuczliwy jest ten stwór!
Biega, skacze jak szalony,
już mi podarł pantalony, przebił igłą trzy balony!
Rozbił talerz i doniczkę
i roztrzaskał cukierniczkę!
Pociął obrus i szlafroczek,
wplótł też gumę mi w mój koczek,
no i wypił synka soczek!

A to wszystko przez noc całą, kiedy mi się dobrze spało...

Fajny?
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Kwiecień 11, 2013, 09:05:06
Tym razem to nie moje opowiadanie. To jest opowiadanie pewnego pisarza, bardzo znanego. Wydał wiele książek. Zna go mój tata. Poprosił mnie żebym gdzieś to opublikowała. Jest to jego ostatnie dzieło:
Prawo Murphy'ego
- Nareszcie do jasnej cholery! Nareszcie! - wykrzykiwał mężczyzna podnosząc się i otrzepując z piachu. - Czy zdajesz sobie sprawę z tego o co się przed chwilą potknąłem? - Douglas wpatrywał się w zwierze siedzące na wydmie usypanej ze złotego piasku. Musiał przez cały czas mrużyć oczy by cokolwiek zobaczyć. Słońce biło oślepiającymi promieniami.
Lew wydawał się nie być zainteresowany znaleziskiem mężczyzny. Wylegiwał się liżąc swoje łapy szorstkim i różowym językiem. Słychać było świst wiatru.
- Nie? Podpowiem Ci. - ciągnął mężczyzna. - To komin mój przyjacielu, komin! Teraz wystarczy go trochę odkopać i do dzieła!
Douglas ściągnął z głowy chustę chroniącą go przed zabójczymi promieniami słońca. Jego czarne włosy były mokre od potu, spływał po całej twarzy.Z masywnej, skórzanej torby wyciągnął składaną łopatę. Błyskawicznie rozłożył ją i zabrał się do kopania.
Po kilkunastu minutach komin był na tyle odsłonięty, że można było przez niego się przedostać. Doug ściągnął ciężki napierśnik i sięgnął do torby po linę. Jednym końcem przywiązał siebie, a drugim obwiązał komin.
- Miejmy nadzieję, że wytrzyma. Pilnuj mojego pancerza, amigo. Trzymaj kciuki, czy raczej zaciskaj łapy. Niedługo wrócę. Jestem pewny, że znajdę to tam. Czuję to! - powiedział po czym uśmiechnął się serdecznie do zwierzęcia obserwującego jego poczynania.
Chwilę później wrzucił przez komin swoją dwururkę po czym na głowę założył gogle noktowizyjne i zaczął przeciskać się przez ciasny komin.
Wewnątrz panowała ciemność. Światło wpadało jedynie przez przetkany przez momentem komin. Douglas rozejrzał się po pomieszczeniu.
- Ładny wystrój, pani "Truposz od dziesiątek lat" - rzucił na głos otrzepując się z sadzy i kurzu. Podniósłszy swoją strzelbę ruszył przed siebie, w kierunku korytarza. W powietrzu unosiła się woń stęchlizny i rozkładającego się jedzenia. Salon w którym się znajdował nie wyróżniał się niczym specjalnym. Na drewnianej podłodze dywan, białe ściany, nad kominkiem wypchana głowa jelenia, dwa fotele i ława. Douglas doszedł do wniosku, że wygląda jak zwyczajny salon przeciętnego pana Smitha. Po chwili dostrzegł popękane okna przez które do środka dostało się kilkaset kilogramów piasku.
W korytarzu oczom Douglasa ukazały się schody prowadzące na piętro oraz wejście do kuchni. Mężczyzna kilka razy zaciągnął się nosem próbując poznać dokładniej źródło zapachu.
- Wyraźnie czuć smród zepsutego jedzenia. Może znajdę chociaż jakieś konserwy? - zastanawiał się wchodząc przez drzwi do kuchni.
Zepsute mięso w lodówce całe otoczone było przez pełzające robaki. Woń była nie do zniesienia, czym prędzej zamknął drzwiczki.
- Coś tu musi do diabła być - myślał.
W szafkach znalazł talerze, wielce, puste pojemniki na przyprawy, młynek do kawy. Douglas tracił ostateczna nadzieje kiedy jego oczy zatrzymały się na wychodku dla zwierząt zamontowanych na drzwiach.
- No jasne! - powiedział podekscytowany i zaczął rozglądać się po podłodze. Po chwili znalazł czego szukał.
Karma w misce mimo upływu wielu lat smakowała wyśmienicie. Mężczyzna uświadomił sobie, że od dawna nie miał w ustach niczego tak smacznego. Mimo wysiłku nie znalazł pudełka z karmą.
Spróchniałe schody trzeszczały pod naciskiem. Każdy postawiony krok zdawał się zagłębiać niczym w gęstym błocie. Na ścianie zawieszone były obrazy przedstawiające strumienie wody, lasy, stare chatki. Douglas starał się na nie nie patrzeć.
Na piętrze znajdowały się trzy pomieszczenia. Jedno małe i dwa większe. Doug przypuszczał, że może to być łazienka, pokój dziecka oraz sypialnia rodziców.
Drzwi do łazienki wydawały się być zablokowane. Sięgnął po strzelbę.
Strzał. Okropny huk. Duszący dym z lufy. Przez dziurę w drzwiach zaczął sypać się strumieniem piasek. Miliardy mikroskopijnych ziarenek. Strumień nie miał końca.
- Niech to szlag, powinienem był się domyśleć, że jest zasypane. Trzeba się pospieszyć. - wymamrotał ze złością wkładając strzelbę do pokrowca na plecach.
Ściany kolejnego pokoju były oklejone plakatami. Samochody lat dziewięćdziesiątych. Guns N' Roses. Transformers. Pod ścianą stało zasypane biurko, obok szafa. Douglas skierował się w stronę łóżka. Uklęknął i sięgnął ręką pod nie.
- To musi tu być. No dalej mały, no. Każdy to przecież trzymał pod łóżkiem, ty chyba nie byłeś inny.
Na twarzy mężczyzny pojawił się grymas skupienia. Nagle jego dłoń natknęła się na coś.
Przez dłuższą chwilę Doug wpatrywał się w okładkę. Panowała absolutna cisza. Można było usłyszeć odgłos sypiącego się w korytarzu piasku.
Okładka ukazywała kobietę zasłaniającą dłońmi swoje duże piersi. Od pasa w dół zasłaniały ją napisy.
- Nie myliłem się... - powiedział i pocałował magazyn. - Playboy, wspaniale!
Do uszu Douga dobiegł huk wyłamanych drzwi. Błyskawicznie schował magazyn do torby i wyciągnął strzelbę. Wyszedł na korytarz celując. Przez wyłamane drzwi łazienki piasek dostawał się teraz błyskawicznie.
- Niech to szlag!
Biegiem udał się do drugiego pokoju i zaczął przeszukiwać wszystko w pośpiechu. Nie znalazł jednak niczego wartego jego uwagi. Nie miał czasu by szukać dokładniej.
Z trudem przecisnął się przez pół tony piasku w korytarzu i zbiegł po schodach. Wszedł do kominka na czworaka i zaczął wspinać się po linie.
Słońce zachodziło. Mężczyzna leżał wyczerpany na nagrzanej ziemi ciężko dysząc. W lewej dłoni trzymał zaciśnięty pasek torby. Czuł, że jego serce bije jak oszalałe.

Po trzech dniach wędrówki wycieńczonemu Douglasowi ukazał się obraz obozu otoczonego wysokim, stalowym ogrodzeniem.
- To już niedaleko. - oznajmił po czym wytarł pot ze swojego czoła i zrobił głęboki wdech.
Lew stąpał dumnie po gorącym piasku. Od czasu do czasu machał ogonem by odgonić obsiadające go muchy.
- Dlaczego próbujesz ze mną rozmawiać? - zapytało zwierze.
- Dlaczego próbuje z tobą rozmawiać? Dlaczego miałbym nie próbować? Jesteś lwem i z niewiadomych powodów łazisz za mną od czterech dni!
- Chyba wiesz, że nie jestem prawdziwy?
- Och, oczywiście. Domyśliłem się już pierwszego dnia kiedy się pojawiłeś. Lwów już przecież nie ma. Poza tym wydawałeś się jakiś dziwny, nie próbowałeś mnie zjeść, więc z miejsca cię polubiłem. - roześmiał się.
- Ja jestem Tobą, Doug. Jestem częścią twojej podświadomości poza twoim ciałem. Nim dokładniej i częściej mnie widzisz tym bliżej jesteś śmierci...
Douglas nie odpowiedział. Szli dalej w milczeniu.

Kilkanaście minut później stali już przed wielką, zardzewiałą bramą.
- Stać! - krzyknął mężczyzna na wieży wartowniczej celując kuszą w Douglasa. Był sam. - Kim jesteś i czego tu szukasz?
- Spokojnie, pan Murphy nie zna. Po prostu przekaż mu, że Douglas Mayer wrócił.
Strażnik zjechał prędko po drabinie. Znikła na kilka minut.
Słońce grzało tego dnia bezlitośnie. O tej porze można było usmażyć przy jego pomocy jajecznice. Cały zapas wody Douglasa się skończył, nie jadł od trzech dni. Wiedział jednak, że to co ma w torbie, którą przez ostatnie trzy dni ciągnął po piasku pustyni, zapewni mu solidny obiad i tyle wody ile zdoła wypić. Playboyowi zawdzięczał życie.
Ogłuszający pisk metalu spowodowany tarciem zmusił go do zasłonięcia usu. Brama przesuwała się po szynie bardzo powolnie, do jej odsunięcia potrzeba było sześciu mężczyzn. Chwile później oczom Douglasa ukazało się wnętrze "metropolii". Duży plac ubitej ziemi otoczony straganami wykonanymi ze śmieci. Sklepiki, małe knajpki, namioty, prymitywne chatki.Cały plac wypełniony wyłącznie mężczyznami.Tuż za placem znajdowała się kamienna budowla. Jej wygląd sugerował, że stała tu dużo wcześniej niż od czasu zakończenia Wojny Ostatecznej. Ciemne wejście prowadziło schodami w dół, do świętej studni. W powietrzu unosił się zapach pieczonego mięsa i donośny gwar mężczyzn. Douglas skierował się prosto do starej budowli.
- Głębokie gardło, ręczną robótka, seks grupowy, co tylko pan zechce! Wszystko za butelkę wody! - młody chłopak blokował przejście Dougowi. W jego oczach ujrzał strach. Strach przed śmiercią.
- Przykro mi mały, nie jestem zainteresowany. - oznajmił i stanowczo odepchnął chłopca.

Wewnątrz budowli jedynym źródłem oświetlenia były zawieszone na ścianach pochodnie. Powietrze było przesycone wilgocią, panował przyjemny chłód.
Usłyszawszy kroki Douglasa, stary mężczyzna siedzący za stołem uniósł głowę ku górze i zapytał z zaciekawieniem.
- Mayer, to Ty?
- Tak Murphy, to ja - odpowiedział niepewnym tonem.
- Czy... czy masz coś dla mnie? Masz, prawda? Widzę to w twoich oczach. Ten błysk. To musi być coś wyjątkowego.
Douglas rzucił ciężką torbę na drewniany stół. Świecznik na nim postawiony omal się nie przewrócił. Echo rozniosło po wnętrzu głuchy huk. Wyciągnął gazetę i rzucił ją przed siedzącego naprzeciw niego mężczyznę.
Ten zbliżył świeczkę i ze zdumieniem przyglądał się okładce magazynu. Na jego twarzy pojawiło się zdziwienie.
- To... to... - przez kilka sekund nie mógł wydusić słowa - To Playboy! - wreszcie mu się udało.
- Eureka - Douglas mimowolnie się uśmiechnął. Widok śliniącego się starca do gołej kobiety na zdjęciu w jakimś stopniu go bawił. Przez kilka minut panowała cisza. Murphy kartkował pismo z zaciekawieniem.
- One wszystkie są takie piękne. Och, ile był dał żeby mieć jedną z nich tutaj choć na chwilę!
- Woda... - mruknął Doug.
- Co? Mówiłeś coś?
- Należy mi się woda.
- Ach tak, tak. Bierz ile tylko zdołasz. - mężczyzna machnął ręką.
Idąc do pomieszczenia ze studnią, które znajdowało się tuż obok nadal kontynuowali rozmowę.
- Hej, Doug! Czy opowiadałem Ci już jak poznałem Mery Lou?
- Tak, słyszałem to już kilka razy. - zachichotał. Humor wyraźnie mu się poprawił. Nareszcie mógł napić się wody.
- Och, jaka szkoda. - dobiegł głoś zawiedzionego mężczyzny - Brakuje mi jej, Doug. Brakuje mi jej ciepła. Zapachu blond włosów, zielonych oczu i specyficznego śmiechu.
- Chyba wiem co czujesz. - oznajmił napełniając butelki wodą.
- Nie sądzę chłopcze. Ty miałeś zaledwie kilka lat kiedy kobiety zaczęły wymierać i rozpoczęła się Wojna Ostateczna o resztę nich. W dodatku byłeś sierotą. To było straszne. Pamiętam ten dzień jakby to było wczoraj. Wróciłem z pracy, a jej po prostu nie było. Nie nie mogłem zrobić. Ktoś musiał dowiedzieć się, że Mary Lou jest u mnie ukryta i donieść na mnie, przecież dawali za to masę forsy.
- To naprawdę smutne, Murphy. - starał się mówić głośno Douglas - ale uważam, że powinieneś przestać o tym myśleć. Kobiet nie ma, wymarły. Jeśli jest gdzieś kilka z nich zamrożonych, jak głosi plotka, my ich już nie znajdziemy. Bez kobiet wymrzemy i my. Jedni wcześniej, drudzy później.
Obmył twarz i wrócił do pomieszczenia w którym znajdował się Murphy. Usiadł naprzeciwko niego.
-Wiesz, może i masz rację. Jest jednak coś co nie pozwala mi zapomnieć. - wyciągnął papierosa i zapalił go od płomienia świeczki. Zaciągnął się kilka razy po czym kontynuował - To miłość chłopcze. Ty nigdy jej nie doświadczysz.
- Och, Murphy, Murphy. - Douglas kiwał głową. - Idąc do Ciebie a placu widziałem męskie dziwki. Dwie z nich miały może dziewiętnaście lat. Skoro jesteś takim wrażliwym, miłym i ciepłym staruszkiem to dlaczego pozwalasz by na twoim placu pieprzyło się nastoletnich chłopców? Dlaczego?
Przez chwilę starzec nie odpowiadał. Douglas nie widział jednak na jego twarzy zakłopotania.
- Tak nakazał mi Bóg. Miałem wizje, chłopcze. Takie jest moje prawo.
- Wizję? Prawo? Jakie prawo do jasnej cholery?
- Prawo Murphy'ego. Jeśli ktokolwiek chce pić moją wodę musi współżyć.
- To chore! - wykrzyczał oburzony.
- Wcale nie! - w złości wstał. - Ja po prostu chce aby zaznali przed śmiercią miłości...
Doug był oszołomiony.
- Miłości? Przez wzajemne pieprzenie się?
- Tak. Istnieje duża szansa, że któryś z tych kilkudziesięciu mężczyzn zakocha się w sobie w ten sposób. Poza tym, czy nie wiesz, że tylko mężczyzna potrafi w stu procentach zaspokoić mężczyznę? Sam się przekonaj, a nie pożałujesz!
- Nie chce słuchać tych bredni! - przerwał mu. - Postradałeś zmysły.
- Słuchaj, może i oszalałem. Co innego nam pozostało? Wszyscy umrzemy, cała resztka pie***lonego gatunku ludzkiego! Nie uważasz, że to nie czas by zastanawiać się co jest moralne, a co nie?
- Właśnie to nas zniszczyło, Murphy. Właśnie to. Brak moralności. Wojna zamiast próby porozumienia. Jesteśmy gorsi niż zwierzęta! Zastanawia mnie tylko dlaczego ludzie zgadzają się na twoje "prawo"...
- Chcesz wiedzieć dlaczego? Powiem Ci! Bo każdy facet kocha pieprzyć! Właśnie dlatego! I dlatego wybuchła Wojna Ostateczna! Nikt nie myślał wtedy o tym, że gatunek ludzki może zniknąć. Myśleli jedynie o tym, że nie będzie czego ruchać! - starzec pochylił się nad siedzącym Douglasem. Jego twarz poczerwieniała. W oczach malowało się szaleństwo.
- Ja mam nad sobą straż, ja mam wodę! - ciągnął. - Ja mam ten cały pie***lony obóz. Rządzę garstką ludzi którzy są prawdopodobnie resztką ludzkości na tej planecie! Ja mam tu władzę, a nade mną jest tylko Bóg i jedynie on może mnie osądzić! - ciężko dyszał.

Zapadła cisza, którą ostatecznie przerwał Douglas.
- Mylisz się, Murphy, stary przyjacielu. - mimowolnie się uśmiechnął, wyciągnął strzelbę z kabury na plecach i wycelował prosto w głowę starca. - Bo jeśli Boga nie ma... to kto Cię wtedy osądzi?
Sekundę później stał już zachlapany krwią i kawałkami mózgu mężczyzny.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Kwiecień 11, 2013, 09:06:30
Fajne?
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Kwiecień 11, 2013, 09:07:31
A to moje opowiadanie kiedy miałam 4 latka. Ale je musiałam poprawić. Proszę oto one:
Opowieści przy choince
Było zimowe popołudnie. Za oknem padał śnieg. Mały Kajetan patrzył na kolorową choinkę, którą ubrał razem z tatą.
- I co syneczku, podoba ci się nasza choinka?- zapytał tata.
- Tak. Jest wspaniała! – odpowiedział malec- Tato opowiesz mi teraz jakąś bajkę?
- Dobrze skarbie. Opowiem ci bajkę. Usiądź obok mnie i posłuchaj- powiedział mężczyzna- Dawno, dawno temu, za lasami i górami mieszkał chłopiec, który miał na imię Kajtek.
-To tak jak ja tato- stwierdził Kajetan.
- Tak synku, tak jak ty. Ów chłopiec chciał zrobić prezent swojej mamie na Boże Narodzenie- opowiadał dalej ojciec.
- Tatusiu, ten chłopiec był takim małym świętym Mikołajem?- zapytał maluch.
- Tak, był takim małym świętym Mikołajem- potwierdził tata- Długo myślał, co mógłby podarować swojej mamie. W końcu stwierdził, że musi to być coś od serca i postanowił wyhodować roślinkę, która pięknie zakwitnie podczas świąt. W sklepie ogrodniczym kupił nasionka, a w domu, w piwnicy, aby mama nie zauważyła wsadził je do doniczek. Długo czekał i nic mu nie wykiełkowało. Bardzo, bardzo się zmartwił.
- I co zrobił tatusiu?- zapytał chłopiec.
- Postanowił pójść po radę do swojego dziadka, który mieszkał na drugim końcu świata- kontynuował ojciec- Szedł i szedł i wstąpił do kawiarni, aby się czegoś napić. Tam dostał napój cytrynowy, ale tak był on niedobry, że nie nadawał się do picia. Zapytał więc sprzedawcę „Dlaczego sprzedaje pan taki niedobry napój”. Usłyszał, że nawet kiedy ów człowiek wsypuje dużo cukru, napój jest nadal kwaśny. Kajetan zaproponował więc, że kiedy pójdzie zapytać dziadka w swojej sprawie, zapyta również, o to dlaczego napój sprzedawcy jest taki niedobry. Kajetan poszedł dalej. Znów szedł i szedł, i dotarł do zmartwionego rolnika. Zapytał go co jest przyczyną jego smutku. Rolnik odpowiedział mu, że podczas wichury ziarno, które zebrał z pola zmieszało się z małymi kawałkami żelaza. Dlatego też nie może nim karmić swoich kurcząt. Znów Kajetan zaproponował, że zapyta dziadka o problem, który miał rolnik i wyruszył w dalszą drogę. Znów szedł i szedł i spotkał starą kobietę, która bardzo płakała. Zapytał staruszkę „Dlaczego babciu płaczesz?”. Kobieta opowiedziała mu taką historię: „Co roku kupuję ziemniaki dla swoich wnucząt, aby miały co jeść. Jednak zimą ziemniaki stają się słodkie jak cukier i dzieci nie chcą się nimi posilać”. Chłopiec obiecał kobiecie, że zapyta o ziemniaki swojego dziadka i poszedł dalej. Idąc dalej spotkał jeszcze podupadłego na zdrowiu człowieka, któremu ciągle chorowały dzieci i żona. Kajtek dał słowo, że dowie się co ma zrobić ów mężczyzna, aby pomóc sobie i swojej rodzinie. W końcu dotarł do domu dziadka. Zapukał i wszedł do środka. Powiedział „Dzień dobry dziadku”. Dziadek kiedy ujrzał swojego wnuczka bardzo się ucieszył. Siedzieli obaj przy ogniu przed kominkiem i długo rozmawiali. Chłopiec wypytał dziadka o wszystko i otrzymał odpowiedzi na swoje pytania.
Kiedy słoneczko zaczęło zachodzić udał się z powrotem do domu. Najpierw po drodze odwiedził podupadłego na zdrowiu mężczyznę. Zakazał owemu człowiekowi palić śmieciami w piecu. Wytłumaczył mu, że podczas spalania powstają toksyczne gazy, które trują jego rodzinę i powodują różne choroby. Później spotkał kobietę, która nie wiedziała co dzieje się z jej ziemniakami. Wyjaśnił jej, że w ziemniakach znajduje się cukier o nazwie skrobia, który nie jest słodki. Kiedy temperatura na dworze spada poniżej zera, wówczas w ziemniakach zachodzi przemiana. Z niesłodkiego cukru powstaje słodki cukier. Dlatego kobieta powinna zimą ziemniaki trzymać w chłodzie, ale nie w mrozie. Potem Kajetan zaszedł do rolnika. Dał mu magnes i wyjaśnił, że za pomocą tego przedmiotu oddzieli szybko ziarno od żelaza, bowiem żelazo przyciągane jest przez magnes a ziarno nie. Na końcu odwiedził sprzedawcę. Temu dał wskazówki, jak ma przyrządzać napój, tak aby był słodki. Powiedział „Najpierw pan wsypie cukier do gorącej wody i łyżką wymiesza. To przyspieszy rozpuszczanie. Dopiero po wystudzeniu słodkiej wody doda pan cytryny”. Sprzedawca tak zrobił i razem skosztowali pysznego trunku. Chłopiec jednak musiał wracać do domu, aby zasadzić swoje nasionka.
- I co zrobił chłopiec? – zapytał Kajtek.
- Kiedy dotarł do domu- dalej opowiadał tata- doniczki, w których zasadził nasiona postawił na słonecznym parapecie w swoim pokoju. Dziadek bowiem wytłumaczył mu, że roślinki aby mogły rosnąć muszą nie tylko mieć ciepło i wodę. Muszą również stać w słońcu. Dzięki jasnym promieniom w roślinach zachodzi fotosynteza.
- Ale trudne słowo tatusiu- stwierdził Kajetan.
- Tak trudne- potwierdził tata- Fotosynteza to taki proces, w wyniku którego roślinka wytwarza z wody i dwutlenku węgla, który my wydychamy tlen i pokarm dla siebie i dla nas. I do tego potrzebne jest jej światło.
- Jak to tatusiu? Dla nas też? – znów zapytał chłopiec.
- Z tego pokarmu jest zbudowana roślinka, a my przecież jemy roślinki- wyjaśnił tata.
- I co dalej tatusiu? – pytał malec.
-Chłopiec zrobił tak jak mu dziadek powiedział i na Boże Narodzenie wyrosły mu piękne kwiaty, które podarował swojej mamie. Tak skończyła się ta bajka.
- Ale piękna bajka- stwierdził Kajtek- Opowiesz mi tatusiu jeszcze jedną?
- Opowiem wieczorem, kiedy będziesz szedł spać- rzekł ojciec- teraz chodź pomożemy mamie przy ciasteczkach.
Tak chłopiec dowiedział się ważnych rzeczy. Jeżeli ty chcesz się też czegoś dowiedzieć poproś swojego tatę o bajkę.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Kwiecień 11, 2013, 13:52:14
Będę po kolei pisać opowiadania.
Wilczar_ Des I
Władek Szostakiewicz, okupując ławkę numer czterdzieści siedem tczewskiego, popadającego w ruinę amfiteatru przy ulicy Hugona Kołłątaja, leniwie kontemplował kurczący się poziom pierwszej dzisiaj, choć była już ósma czterdzieści pięć rano, butelki Sekretu Mnicha. Mimo, że miał 17 lat, jego doświadczenie w mentalnych, post alkoholowych podróżach, mogłoby zawstydzić niejednego jakuckiego szamana.
Z wewnętrznych deliberacji wyrwała go kawka mająca najwyraźniej za nic dorobek trzech tysięcy lat filozofii. Ptaszysko skrzeczało wniebogłosy. Władek, chcąc nie chcąc, był świadkiem awangardowej odsłony Światła i Dźwięku oraz Inwazji Mocy w jednym. Zaistniała sytuacja znalazła literacki wyraz w mono deklamacji do głównej aktorki:
- Zamknij ryj skrzeko! - Chwilę później w sukurs słowu poszedł czyn i tym razem ptak mógł oglądać wysoką, szczupłą postać, w niebieskiej podkoszulce i oliwkowych spodniach M-65, która desperacko walczy z grawitacją, próbując oderwać kawał betonowej podpory ławki. Władysław najprawdopodobniej, a nawet najpewniej podjął tę, dla przeciętnego człowieka z góry skazaną na niepowodzenie misję, tylko po to aby pokazać światu, że nikt nie będzie bezkarnie zakłócać codziennej celebracji. Patrząc z perspektywy kawki można by ją nazwać na przykład „Spożywanie na Śniadanie”. Kolejną, przygotowaną do wystrzału serię inwektyw, na szczęście dla stabilności emocjonalnej okolicznej przyrody przerwał Porno Żniwiarz, jak nazywali go koledzy, koleżanki już niekoniecznie, Darek.
- Szczała Władek! – zagadną głosem człowieka działającego od ponad dwudziestu lat w konspiracji na rzecz utrzymania spożycia spirytusu na poziomie siedmiu litrów rocznie na każdego statystycznego Polaka.
„Szczała, szczała i się zeszczała.” - Pomyślał filozof, po czym z charakterystycznym dla siebie poczuciem humoru przywitał się.
-Hator, hator Dariuszu! Już na posterunku?
- Służba nie drużba! - Uśmiechnął się Darek. Postępujący regres uzębienia, był wprost proporcjonalny do wieku i obecnego stylu życia. Darek miał czterdzieści dwa lata, dwójkę dzieciaków, których nie widział od dziesięciu lat. Była żona, nazywana przez niego pieszczotliwie suką, zostawiła go po aferze jaka wynikła kiedy zdjęcia jego i jednego z członków rady miasta w otoczeniu gotowych na wszystko nastoletnich koleżanek ukazały się w lokalnej gazecie. Tak, Darek poznał smak pieniędzy jednak po tym jak poślizgnął się na parkiecie życia równia pochyła w dół zdawała się nie mieć końca. Brudny, z oddechem mocnym jak wzrok bazyliszka, podartą antracytową marynarką sztuk jeden, przesiąkniętą potem koszulą, poprzecieranymi dżinsami , w wojskowych butach i zielonym śpiworem, stał wpatrując się błagalnie w butelkę z winem.
- Uuu, Władziu, Mnich w dłoni znaczy na bogato balujemy?!
- Ba- lu- ję Darek! Nie, ba- lu - je- my! - Spokojnie i stanowczo spojrzał na kompana, w myślach uśmiechając się nad sarkazmem jego pseudonimu. Bez wątpienia Darek mógłby grać główne role w niszowych filmach porno gore.
- Grzdylka dla Kolegi? Powietrze suche jakieś i gardło drapie. Nie bądź Żyd!
- Co ty ciągle z Żydami? Mlaskasz ozorem, w koło jedna nuta. Rzygać się chce! Masz jakieś kompleksy?
- Nie, no ja tak tylko, wyluzuj, Władek. - Oczy Kota ze Shreka odebrały chłopakowi jakiekolwiek argumenty do dalszej reprymendy.
- Daj to! - Skinął na pusty turystyczny kubeczek kurczowo trzymany przez Żniwiarza. Kiedy szlachetny, po dwudniowym leżakowaniu w sklepowym magazynie, trunek w trzech czwartych napełnił plastikowe naczynie Dariusz nie krył szczęścia.
- Kumpel jesteś! - Drżące dłonie celebrowały chwile dostatku.
- Nie lubię pić sam, zdrowie! - Władek, uświadomił sobie, że najbardziej wartościowymi cechami jakie on dostrzegł w tym zniszczonym, permanentnie wstawionym kolesiu, były brak egzaltacji potrzeby ciągłego bratania się, obściskiwania po każdym łyku taniego wina, czy wałkowania bez końca tych samych tematów i podpieraniu ich tymi samymi argumentami. Darek doskonale umiał wyczuć sytuacje i perfekcyjnie się w niej odnajdywał. Dzisiejszy wyjątek potwierdzał tę regułę.
-Zdrowie Dariuszu!
- Władek?
- Dajesz.
- Nie mów do mnie Dariuszu. Kojarzy mi się z pieprzonym Rademenesem. Kumasz ten film?
- Jasne. Niezły był! – „siedem życzeń, siedem życzeń, siedem życzeń, siedem życzeń, siiiedeemm życzeń” – po tubalnym zaśpiewie, jednocześnie obaj zanosili się szczerym śmiechem na tyle donośnym, że panująca do tej pory nad dźwiękiem w amfiteatrze kawka poderwała się gwałtownie i zniknęła pomiędzy drzewami.
Kilkanaście minut później zielona butelka Mnicha leżała w zardzewiałym koszu obok ławki, a wychodzącego przez wiecznie otwartą furtę placu spotkań żegnał głos Darka:
- Jak by co wpadnij jutro, łykniemy Siarofruta. Widziałem, że mają go w naszej kuflotece.
- Dla mnie weź czerwonego, wolniej się chłodzi- rzucił na odchodne Władek.
Ciekawie rozplanowane parkowe alejki w otoczeniu klonów i kasztanowców pachniały przyrodą i pozytywnie nastrajały na dalszą część dnia. Władek szedł w stronę przystanku autobusowego nr trzy. Chciał dostać się na Suchostrzygi. Po tym jak zlikwidowali tam posterunek policji przy osiedlowym targowisku traktował to miejsce jak zakład pracy. Musiał z czegoś żyć.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Kwiecień 11, 2013, 13:55:09
I. Przedsionek piekła
Rozdział pierwszy




Przyjmuj pogodnie to, co lata niosą, bez goryczy wyrzekając się przymiotów młodości.


Jeszcze był młody i prawie niczego nie musiał się wyrzekać, ale te piękne lata już się kończyły. Niedługo życie miało go przestać oszczędzać, miało się na niego zwalić ze wszystkich stron tak, że miał się w nim pogubić i pomylić kierunki. Zaczynały się dla niego schody, po których z coraz większym strachem i cierpieniem zaczynał zstępować w gęstniejącą ciemność. Najlepiej zawołajmy do niego w przeszłość, niech nam coś opowie o sobie na początek.
- Kuubaaa !
- Dobrze, zacznę opowieść, skoro wołacie, ale nie będzie to opowieść pogodna.
Na imię mam Kuba, właściwie, to inaczej, ale tak nazywała mnie w dzieciństwie mama, potem przyjaciele, a jeszcze potem Julia, więc niech tak zostanie. Jestem Kuba, człowiek, który od urodzenia szuka szklanej góry, a na niej wyśnionej królewny. Jest rok tysiąc dziewięćset siedemdziesiąty czwarty, lato, niedawno się ożeniłem, bo mi się wydawało, że spotkałem. Cóż, pomyliłem się znowu, wciąż się mylę, wciąż nie znam, nie rozumiem świata. Mam na imię Kuba i jestem zabłąkanym człowiekiem, który rozpaczliwie szuka miłości.
Żona, biorąc ze mną ślub, nie wiedziała, że mam kochankę. Wróciłem do wódki dwa tygodnie po ślubie i chociaż rozumiałem, że to ladacznica, nie potrafiłem jej rzucić, bo przekroczyłem granicę przymusu picia. Wódka była moim czarnym słońcem, wokół którego krążyłem po orbicie nałogu.
Wielokrotnie próbowałem się uwolnić, ale coraz bardziej słabłem w nierównej walce i zbliżałem się do granicy unicestwienia. Czy było coś za tą granicą? Tak, z drugiej strony czekała na mnie oszalała śmierć, a z poza niej dochodził płacz i zgrzytanie zębów. Tam była straszna otchłań, piekło, a potem nie było już nic więcej.
Rok mojego ślubu był rokiem, w którym rozpocząłem z alkoholem bezpardonową walkę na śmierć i życie.
Cóż wam jeszcze powiedzieć, skoroście do mnie zawołali? Odezwałem się z przeszłości, ale trudno jest rozmawiać przez przestrzenie czasu. To wszystko działo się tak dawno, tak wiele lat temu. Zamyśliłem się, zadumałem, zamilkłem i więcej się już prawie nie będę odzywał, będę słuchał opowieści o sobie.


Królewicz i królewna

Z dala od rodzinnego domu, z dala od rodzinnego miasta, z dala od przyjaciół i znajomych, zamieszkał Kuba w obcym mieście, u teściów. Młodzi mieli swój osobny pokój na półpięterku. Dom stał w ogrodzie, ale ogród rósł na obcej ziemi i należał do obcej rodziny, która od razu z góry wyznaczyła mu w swoim małym stadku rolę czarnej owcy, a raczej czarnego barana. Oglądany przez obcych, jak przez brudne szkło powiększające, nie znalazł na nowym mieszkaniu ani zwykłej ludzkiej życzliwości, ani tym bardziej sympatii. Wrażliwy, a przy tym zamknięty w sobie, dusił się Kuba w nieprzyjaznej, nieżyczliwej atmosferze i nie mógł się pogodzić z ciągłymi złośliwymi docinkami. Zaczęło się dla niego życie w ciągłym stresie, w ciągłym dyskomforcie psychicznym. Młodzi po ślubie nie powinni mieszkać ani ze swoimi rodzicami, ani ze swoim rodzeństwem. Jeżeli nie mogą mieszkać osobno, niech się lepiej nie żenią.
Płynął czas, kolejne dni przesuwały się jak klatki filmu i ani się Kuba, jak minęła jesień i zima, i nadeszła wiosna. Jego pierwsza wiosna po ślubie. Co można o niej powiedzieć oprócz tego, że była pijana, co jeszcze? No, może tyle wystarczy, to naprawdę niemało.
Wychowany w innym mieście, w innym teraz mieszkał, a jeszcze w innym pracował. W drodze do pracy przejeżdżał codziennie rano przez rodzinne miasto i przez okno pociągu patrzył beznamiętnym wzrokiem, jak sprzedawczynie otwierają drzwi sklepów, a spieszący do pracy ludzie przecierają szyby w zaparkowanych na chodnikach samochodach. Miasto przecierało zaspane oczy i budziło się do życia w pierwszych promieniach wschodzącego słońca. A on? A on od wielu miesięcy trwał w odrealnionym świecie i nie potrafił się zbudzić z pijanego snu.
Pił prawie codziennie, zaczynał w pracy, a potem pił w restauracjach do wieczora. Do domu wracał z ociąganiem nocnymi pociągami, nie ciągnęło go do tego domu. Stawał w ciemnościach przed drzwiami, a potem zawracał, szedł na dancing do pobliskiego hotelu.
Hotel był duży, ekskluzywny, pełen kryształowych żyrandoli, złoconych luster i czerwonych dywanów. Pod ścianami przeszklonego westybulu stały w donicach wysokie palmy. Wejścia na tonącą w półmroku salę balową pilnował ubrany w złoconą liberię odźwierny, który po jakimś czasie zaczął Kubę poznawać.
Wsuwał odźwiernemu do kieszeni banknot i wchodził na salę. Siadał samotnie w mrocznym koncie i zamówiwszy kawę, i koniak, obserwował tańczące na parkiecie kobiety. Nie usiłował z nimi tańczyć, nie zależało mu na tym zbytnio, bo chociaż były ładne, żadna nie była podobna do jego wyśnionej królewny ze szklanej góry. Żadna, prócz jednej.
Zwrócił na nią uwagę pewnej nocy, kiedy awanturując się z odźwiernym, usiłowała przebojem wejść na dancing. Dziewczyna miała piękną, jasną twarz o błękitnych, niewinnych oczach. Za nią stało w holu czterech adiutantów.
W spranych dżinsach z dziurą na kolanie, w obcisłym, białym sweterku wypchanym na piersiach do granic możliwości, wyglądała jak Afrodyta spędzająca urlop na marginesie półświatka. Dumną, zagniewaną twarz okalały długie sploty blond włosów. Kiedy zagniewana potrząsała głową, rozsypywały się wokoło, a potem znowu układały w loki. Niebieskie oczy ciskały błyskawice skrzywdzonej niewinności, a ręce co chwilą łapały odźwiernego za klapy liberii.
W pewnym momencie chwyciła go za daszek czapki i naciągnęła mu ją na oczy, a potem zaczęła pukać palcem w jego czoło. I wtedy roztrzęsiony odźwierny zaczął kręcić głową i przebierać nogami, jakby się szykował do ucieczki. Cofnął się na salę, ale dziewczyna szybko wstawiła między drzwi nogę i nie pozwoliła ich zamknąć.
Była taka piękna, że Kuba nie zastanawiając się wiele co robi, podszedł do drzwi i powiedział z uśmiechem do odźwiernego.
- Niech wejdzie – i wsunął mu banknot do kieszeni.
Odźwierny rad, że znalazł wyjście z niezręcznej sytuacji, wpuścił ją szybko i zatrzasnął drzwi przed nacierającą świtą. Oddzielona nagle od swoich przybocznych, dziewczyna popatrzyła spokojniej i zatrzymała wzrok na Kubie.
- To ty mnie wpuściłeś? – zapytała trochę zaczepnie.
- Tak, czy zostaniesz moją królewną?
- Tylko wtedy, jeżeli jesteś królewiczem. Jesteś? – patrzyła na Kubę krytycznie i spostrzegł, że nie jest mu niechętna.
- Jestem, ale nie widać, bo się zaczarowałem.
- Taaak! To zaczaruj jeszcze tego halabardnika, żeby wpuścił moich paziów.
Odźwierny słysząc o paziach, zacisnął ręce i chciał coś powiedzieć, ale Kuba wcisnął mu wcześniej w rękę pięćset złotych i wpuścił pozostałą czwórkę. Usiedli wszyscy razem w kącie sali. Z bliska, dziewczyna nie tylko nie straciła na urodzie, ale była jeszcze ładniejsza. Tak ładna i pociągająca, że chciało się ją przytulić i tak trzymać z zamkniętymi oczami. Postawił jej koniak, ale jej znajomym nie chciał stawiać. Trzy razy pod rząd chcieli go więc bić, ale dziewczyna momentalnie ich uspokajała. Miała na nich wpływ, przynajmniej na razie.
Nie wiadomo, co by było później. Nigdy się tego nie dowiedział, bo w pewnym momencie zauważył, że odźwierny przywołuje go do siebie, konspiracyjnym gestem. Poszedł do niego zaciekawiony, a kiedy wyszedł do holu, złapało go trzech milicjantów, zaprowadziło do samochodu i zawiozło do izby wytrzeźwień. Też była pomalowana na biało. I tak Kuba po raz trzeci w swym życiu, a po raz pierwszy w tym mieście, znalazł się znowu w białym domku. Wyciągnąwszy właściwe wnioski z poprzednich pobytów, nie awanturował się tym razem, tylko spokojnie poszedł spać na salę. Nim usnął, przez chwilę żal mu było promieniującej ciepłym seksem dziewczyny, której lekko nadąsane usta, przypominały w uśmiechu przesycony słońcem, czerwony tulipan.
Rano, kiedy go wypuścili, poszedł do hotelu, do odźwiernego po swoją teczkę.
- Nie gniewaj się pan, że wezwałem milicję, ale martwiłem się o pana – powiedział odźwierny. – A pańską teczkę zabrała milicja.
Poszedł więc na komendę milicji. Znali tutaj dobrze jego niedoszłą królewnę i co ciekawsze, znali ją jako księżniczkę.
- To z księżniczką się pan zadaje? Pan? Panie! Z księżniczką? – wołał patetycznym głosem oddający mu teczkę sierżant, a jego koledzy kiwali potakująco głowami, że się zgadzają.
Nie wiedział, co to wszystko miało znaczyć i nie chciał wiedzieć. Dziękując opatrzności, że tak to się wszystko skończyło, zabrał teczkę i pojechał do pracy. Nie poszedł więcej do tego hotelu i nie spotkał więcej księżniczki, którą po pijanemu chciał uczynić swoją królewną. I dobrze, że nie uczynił, bo jej księstwo było zbyt daleko od jego królestwa.

Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Kwiecień 11, 2013, 13:55:40
Trzydzieści kwiatów

Wiosna rozkwitała majem, dochodziła północ, kiedy wrócił podpity z pracy i pobiegł wezwać karetkę. Na dworze siąpiła mżawka, mokry i pijany przybiegł na pogotowie. Popatrzyli na niego z dezaprobatą i powiedzieli, że zaraz przyjadą po żonę. Ponieważ nie zaproponowali, że go podwiozą, pobiegł z powrotem. Nie było daleko i zanim przyjechali, czekał już na nich przed domem.
Rano kazał się obudzić o godzinę wcześniej i poszedł do szpitala dowiedzieć się, co słychać. Przy świetle coraz bledszych, ulicznych latarni, noc walczyła resztką sił o lepsze z budzącym się dniem. Kiedy przechodził przez rynek, pierwsza kwiaciarka rozstawiała pod ogromnym parasolem wiadra z bukietami kwiatów. Podszedł i patrzył niezdecydowany.
- Kupi pan? – spytała zachęcająco, z nadzieją w głosie.
Wsadził rękę do kieszeni i zobaczył, że po wczorajszym pijaństwie został mu tysiączłotowy banknot.
- Niech pani da – powiedział.
- Ile?
- Za tysiąc złotych.
- Za tysiąc? – patrzyła niedowierzająco.
- A który dzisiaj?
- Trzydziesty kwietnia.
- To niech pani da trzydzieści, piętnaście gerberów i piętnaście goździków.
- Muszę wracać po kwiaty! – zawołała uradowana, kiedy odchodził.
- Niech pani poczeka, może te za chwilę oddam, jak nie będą potrzebne.
Były potrzebne.
- Ma pan syna – powiedziała pielęgniarka w okienku na trzecim piętrze.
Wzięła od niego naręcze kwiatów i po chwili mu przyniosła króciutki liścik od żony. Przeczytał i miał nadzieję, że teraz wszystko będzie w porządku. Było, dopóki trzydzieści kwiatów nie zwiędło.


Antikol

Po narodzinach syna, Kuba zastanowił się nad sobą głębiej. Na razie mgliście, bardziej przeczuciem niż rozumem, zaczął sobie zdawać sprawę, że alkohol coraz bardziej nim poniewiera. Mając w sobie silnie zakodowane poczucie szacunku dla samego siebie, postanowił walczyć z nałogiem. Decyzję pomogła mu podjąć żona, która obserwując go z dystansu, coraz częściej zaczęła mu stanowczo powtarzać, że alkohol nie jest dla niego i że powinien go całkowicie wykreślić ze swojego życiorysu.
Któregoś wiosennego poniedziałku poszedł do poradni odwykowej i dyżurującej tam pielęgniarce powiedział, że chce przestać pić, ale sam już nie potrafi i dlatego chce się leczyć. Zaproponowała mu, żeby zażywał antikol. Powiedziała, że po zażyciu tabletki antikolu, nie wolno mu pić alkoholu przez czterdzieści osiem godzin, bo może umrzeć. A potem dała mu długą fiolkę podobnych do aspiryny tabletek i kazała je zażywać po jednej, co drugi dzień, a daty zażywania zapisywać w dzienniczku. I tylko tyle! Tylko tak wyglądała w tamtych czasach psychoterapia Kuby, ale zgodził się zażywać te tabletki, bo nikt mu nic innego nie zaproponował, a on coraz bardziej chciał przestać pić.
Zażywał antokol przez miesiąc i przez ten czas zachowywał trzeźwość. Tabletki antikolu, przez głupszą i gorszą część społeczeństwa nazywane pogardliwie antabusami, pozostawiały po zażyciu niemiły posmak. Podczas ich zażywania miał w ustach posmak denaturatu, ale miało to i dobrą stronę, bo przypominało nie może się napić.
Przez miesiąc posprzątał trochę swoje życie, nadrobił opóźnienia i powstrzymał upadek, ale po miesiącu przestał zażywać tabletki. Odczekał cztery dni i zaczął pić z powrotem. Kiedy się napił pierwszy raz po przerwie, poczuł uderzenie krwi do głowy, szum w uszach i gorąco, jakby miał za chwilę zapłonąć. Czuł, że igra z ogniem.
- Jakże to? – zastanawiał się przestraszony. – Przecież odczekałem nie czterdzieści osiem godzin, tylko drugie tyle, więc dlaczego takie przykre objawy?
Nie wiedział, że jedna tabletka pozostawia po sobie w organizmie śladową resztkę, ale piętnaście tabletek zażytych co drugi dzień, pozostawia piętnaście resztek i nawet cztery dni nie wystarcza, żeby je organizm usunął.
Mimo bardzo przykrych i groźnych objawów, sam antikol nie potrafił go powstrzymać od picia. To było dla niego za mało. To było tak, jakby zatykał ręką otwarty kran. Kran, który trzeba zakręcić.
W jego życiu zaczęły się teraz przeplatać okresy pijaństwa i wymuszonej tabletkami trzeźwości. Ponieważ ciągnęło go do picia, czas karencji był przeważnie za krótki i następowało zderzenie resztek antikolu z alkoholem. Trafiała kosa trafiała na kamień i sypiące się iskry groziły pożarem. Starając się wygrać z nałogiem, Kuba dawał w zastaw własne życie.


Maruder pokolenia

Po wymuszonej antikolem, miesięcznej abstynencji zaczął pić bez umiaru. Skończyła się wiosna i nadeszło lato, a on ciągle uciekał w pijaństwo i unikał konfrontacji z życiem. Dokąd się tak można cofać? Gdzieś przecież jest ostatnia ściana i żeby się o nią nie roztrzaskać, trzeba się zatrzymać, uderzyć kontrnatarciem i odzyskać utracone pozycje. A potem ruszyć do przodu, bo nikt za nas nie przewalczy, nie przewędruje naszego życia. Każdy jest kowalem swojego losu, ale na razie Kuba nie potrafił się zdecydować na walkę.
Tego lata w nowej rodzinie odbywało się wesele na wyjeździe. Wszyscy załatwili sobie środki lokomocji, tylko Kuba nie zdążył. Przed weselem miał przywieźć mamę do opieki nad dzieckiem swoją mamę, ale też nie zdążył, bo wódka była dla niego ważniejsza. W dzień wesela obudził się po południu skacowany. Cicho było i pusto, bo wszyscy wyjechali na balangę, popatrzył przez okno, a potem położył się z powrotem. Trochę spał, trochę czytał, pod wieczór teściu wrócił z wesela i bez słowa zaczął bawić dziecko. Taksówka czekała, więc pojechał razem z żoną.
Podłoga do tańca była rozłożona w sadzie na trawie i zadaszona od góry celtą. Przez rozdarcie widać było jasno świecący księżyc i skacowany Kuba starał się tańczyć w smudze srebrnego światła. I to były jego jedyne jasne chwile na tym weselu. Nawet się nie upił, bo po ostatnim pijaństwie, czuł się wystarczająco nasączony alkoholem.
Natomiast kilka dni później, znowu uciekł w ramiona wódki. Kiedy wracał pijany z pracy, spotkał nocą koło jednostki jakiegoś żołnierza. Nie pamiętał, kto kogo pierwszy zaczepił, dość że zaczęli do siebie skakać i żaden nie chciał ustąpić. Szarpiąc się nawzajem, doszli pod furtkę domu i tutaj Kuba poczuł się pewniej i zaatakował.
Właściwie to nawet nie był atak, bo zbyt był pijany. Zaczęła się szarpanina, podczas której usiłował bezskutecznie kopnąć żołnierza w krocze. W końcu sam otrzymał w to miejsce silne kopnięcie, którego nie odczuł z powodu zamroczenia alkoholem.
Nie chciał, żeby go widzieli z domu, więc odeszli z żołnierzem w ciemność. I tutaj żołnierz zaczął uderzać pasem. Metalowa klamra rozcinała Kubie głowę i w końcu zamroczony usiadł na ziemi.
- Słabo mi się robi – powiedział cicho i patrzył oklapnięty za znikającym, wystraszonym żołnierzem. Po chwili wstał, poszedł do domu i rzucił się w ubraniu na łóżko.
Rano chciał wstać do pracy, ale upadł na podłogę, więc się położył z powrotem. Został sam w pustym domu, bo wszyscy poszli do pracy i wtedy go rozbolały skopane przez żołnierza jądra. Zwłaszcza jedno, które zaczęło puchnąć. Dziwił się, że tak boli, bo do tej pory nie czuł. Leżał skulony i jęczał po cichu, wieczorem zwlókł się z łóżka i nie odzywając się do nikogo, pokuśtykał na pogotowie.
Położyli go na nosze i zawieźli karetką do szpitala. Leżał na chirurgii i przykładał na opuchnięte miejsce kompresy z kwaśnej wody. Z czasem coraz mniej bolało, przestało, kiedy opuchlizna sklęsła. Czwartego dnia wieczorem odwiedziła go rodzina. Ucieszył się z odwiedzin, ale tylko trochę, bo czuł się nieswojo, niezręcznie. Szczerze mówiąc, nie lubił nikogo o nic prosić.
Przeleżał w szpitalu dwa tygodnie, przez ostatni tydzień grając w karty ze starszym od niego pacjentem, karciarzem. Leżał w szpitalu od kilku miesięcy i z nudów grywał partyjki. Z początku grali bez pieniędzy, ale kiedy karciarz zauważył, że gra coraz bardziej Kubę wciąga, zaproponował żeby grać o piwo. Ponieważ nie chciał inaczej, Kuba się zgodził i co było do przewidzenia, przegrał butelkę piwa. Zagotowało się w nim ze złości, bo zrozumiał, że tamten próbuje nim sterować.
- Nie postawię ci piwa – powiedział.
Zawiedziony karciarz namawiał, ale Kuba już do gry nie usiadł. Pomimo, że ciężko mu się było pogodzić z przegraną, potrafił przegrać mniej, żeby ocalić więcej. Człowiek, któremu trudno się pogodzić z przegraną nie powinien się angażować w byle jakie przedsięwzięcia, żeby nie przegrywać byle kiedy.
Wyszedłszy ze szpitala, po krótkim wahaniu kupił w sklepie piwo i zaniósł karciarzowi.
- Długi należy spłacać – powiedział z lekkim uśmiechem.
Zrobił ręką nieokreślony gest ni to przeprosin, ni to pożegnania i uznał sprawę za zakończoną.
Wracał do domu w oślepiającym słońcu lata i mrużąc od jasności oczy, słuchał rozradowanego świergotu ptaków. Patrzył na rozbuchane zielenią drzewa i żałował, że przeleżał w szpitalu dwa tygodnie, kiedy na świecie tak ślicznie.
Jak to się stało, że spotkał wtedy w nocy tego żołnierza? Może gdyby nie wracał pijany. Cóż, był życiowym maruderem i coraz bardziej zostawał w tyle, przeganiało go następne pokolenie.

Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Kwiecień 11, 2013, 13:57:34

Pijana kochanka

Wyszedłszy ze szpitala, postanowił, że przez lato nie wyda na wódkę ani grosza. A lato było piękne i upalne, i Kuba coraz bardziej zapominał o pobycie w szpitalu. Coraz mniej pamiętając o przykrościach, zaczął tęsknić do pijanej kochanki.
Odnalazł ją przypadkowo na strychu za starą szafą. Zamknięta w dymionie, wyglądała jak młode, fermentujące wino teścia.
- O, ty moja kochana biedaczko – wyszeptał rozczulony.
O mało się nie popłakał ze szczęścia na widok ogromnego dymionu. W zalanym woskiem korku, tkwiła szklana rurka, przez którą pijana rozpustnica usiłowała się wydostać na wolność. Wabiła cichym, pieszczotliwym bulgotaniem i obiecywała grzeszne rozkosze.
- O, ty moja ślicznotko – zamruczał. – Przecież nie poznają, jak się trochę napiję – kalkulował, kupując w aptece gumowy szlaufik.
I tak to znowu nawiązał z pijaną rozpustnicą grzeszne stosunki. Odwiedzał ją po kryjomu na strychu i całowali się przez szlaufik.
Potajemne pieszczoty trwały przez dwa tygodnie, do pewnej niedzieli. Pewnego, niedzielnego przedpołudnia plątał się apatycznie po domu, kiedy usłyszał od żony.
- Tylko popatrz, jaka piękna niedziela, weź wózek z dzieckiem i jedzcie do parku, na spacer.
Zmilczał z początku, ale po chwili powiedział, że pojedzie, bo przecież lubił swojego trzymiesięcznego synka. Pomógł żonie znieść wózek i patrzył jak przygotowuje malucha do drogi.
A potem nie wytrzymał i poszedł odwiedzić kochankę. Takie ukradkowe spotkania pełne są pożądliwej niecierpliwości.
- Przecież jak pójdę na spacer, to na jakieś dwie, trzy godziny – myślał, przyssawszy się łapczywie do szlaufika.
Pił bez umiaru, przestał dopiero wtedy, kiedy mu zaczęło brakować oddechu. Oddychał głęboko i z lubością wciągał intymny, drożdżowy zapach, a potem wyciągnął szlaufik i zatkał korek.
- Ej! Chyba byłem za chytry – pomyślał, kiedy wypite litry zaczęły się rozpychać na wszystkie strony.
Za wszelką cenę usiłowały się wydostać na zewnątrz.
- Nie, tylko nie to! – panikował. – Nie wypuszczę!
Zacisnął zęby i po chwili udało mu się opanować sytuację. Zszedł na dół i nie odzywając się do nikogo, pojechał z dzieckiem na spacer.
Usiadł w parku na ławce i kołysząc wózkiem, zaczął się wspinać do siódmego nieba. W miarę przenikających do krwioobiegu procentów, osiągał coraz większy błogostan. Słońce świeciło coraz piękniej i radośniej, ptaki śpiewały coraz melodyjniej, drzewa rzucały coraz delikatniejsze cienie, a generał spoczywający w mauzoleum na środku jeziora wydawał się coraz bardziej bohaterski.
- Tyloma bateriami dowodził – myślał wzruszony. – Żołnierze nazywali go ojczulkiem Bemem. Szkoda, że nie mogłem walczyć u jego boku o wolność braci Węgrów – myślał i żałował, że się nie urodził w ubiegłym wieku.
Po chwili wrócił z obłoków na ziemię, bo wypite na strychu litry zaczęły sobie po przefiltrowaniu szukać ujścia. Cóż było robić, wstawał i chodził przez trawnik w załomy żywopłotu, gdzie rozstawał się z nimi bez żalu. Coraz bardziej pijany, w końcu zgubił drogę powrotną do ławki i śpiącego w wózku dziecka.
- Chyba przeholowałem z tym piciem – pomyślał wystraszony.
Pod wpływem lęku o dziecko, jakby trochę wytrzeźwiał. Bojąc się ruszyć z miejsca, żeby się całkiem nie pogubić, stanął na środku trawnika i nasłuchiwał.
- To chyba mój syn płacze – pomyślał, kiedy po chwili usłyszał płacz dziecka.
Nadstawiając ucha, zaczął się posuwać w tamtą stronę, przystanął zdezorientowany, kiedy na gałęzi pobliskiego drzewa rozległy się hałaśliwe popisy jakiegoś ptaka.
- O ty draniu cholerny! – zdenerwował się w końcu. – Koncertów ci się zachciało?
Podniósł patyk i ze złością cisnął w ptaka, ale nie trafił nawet w drzewo, podskoczył więc do góry z zaczął potrząsać gałęzią. Przestał, kiedy zauważył, że w alejce przystanęła młoda kobieta z dwójką dzieci i spoglądają na niego ze zdziwieniem.
- Pyskował z gałęzi – wyjaśnił.
- Kto pyskował? – zapytała ciekawie dziewczynka.
- Nie wiadomo, bo już go nie ma – odpowiedział i zaczął nasłuchiwać.
Tym razem szybko zlokalizował dziecko po płaczu i pośpiesznie pojechał z nim do domu. Już nie myślał o generale, tylko żeby jak najszybciej dojechać szczęśliwie z maluchem do domu.
Zostawił wózek z dzieckiem w ogrodzie i chyłkiem, po cichu, poszedł do siebie na górę. Nim zasnął, słyszał jeszcze, jak zszokowana żona mówiła w ogrodzie podniesionym głosem:
- Dwie godziny! Dwie godziny temu pojechał z dzieckiem trzeźwy na spacer, a wrócił kompletnie pijany. Gdzie pił? Gdzie pił i z kim?
Tak mówiła, bo nie kojarzyła, że Kuba ma na strychu kochankę.
Minęło kilka trzeźwych dni i Kuba znowu zatęsknił do dymionu. Zjawił się ze szlaufikiem na strychu, ale kochanki nie było. Znikła, zapadła się pod ziemię, rozpłynęła, nie wiadomo gdzie zginęła. Pomedytował przez chwilę i doszedł do wniosku, że teściu zauważywszy ubytki, ewakuował zagrożoną resztę w niewiadomym kierunku. Cóż było robić, wyrzucił bezużyteczny szlaufik, ale z pijanej kochanicy nie potrafił zrezygnować i zaczął jej z powrotem płacić za pieszczoty.


Trzy razy w twarz

Tego dnia poszedł po pracy na imieniny do kolegi. Iskrzył humorem, jak rozbłyskami sztucznych ogni i chyba dlatego spodobał się pijanej żonie solenizanta.
Wabi do siebie – pomyślał, kiedy wyszła do kuchni i zaczęła go przywoływać przez uchylone drzwi.
Popatrzył ze współczuciem na kolegę, potem z przyganą na jego żonę i nie poszedł. I chyba dlatego zaatakowała później przy stole.
- Niech ci się nie wydaje, że nasz dom to burdel.
- Nie jestem aż taki pijany – popatrzył na nią ironicznie.
- Ty się już urodziłeś alkoholikiem!
- Ale nie kurwiarzem, ladacznico.
Uderzyła go otwartą ręką w twarz.
- Ladacznico.
Kolejne uderzenie w drugi policzek.
- Ladacznico.
Trzecie uderzenie, po którym się rozpłakał.
Płakał po cichu, bo miał poczucie wyrządzonej mu krzywdy. Nie miała prawa powiedzieć, że się urodził alkoholikiem, bo nikt się alkoholikiem nie rodzi. Dziedziczona jest wprawdzie podatność, ale nie uzależnienie i tylko co czwarte dziecko alkoholika ulega nałogowi, ale i ono nie musi. Po prostu, tak jak rodzą się ludzie uczuleni na pyłki kwiatowe, podobnie się rodzą uczuleni na alkohol. Takich alkoholowych alergików żyje w tej chwili na ziemi ponad miliard, ale ani jeden nie wpadnie w nałóg, jeżeli będą unikać alkoholu.
On o tym wszystkim wiedział, ale nie potrafił tego wytłumaczyć głupiej babie, bo to się nie mieściło w jej ptasim móżdżku. Więc się rozpłakał, bo nie chciał jej uderzyć, a spotęgowane alkoholem emocje musiały sobie gdzieś znaleźć ujście.
Później żałował, że nie zaczął bić na odlew, że jej nie strzaskał po pysku, ale może i dobrze, że nie oddał. Był przecież na obcym podwórku, jak brzydkie kaczątko pomiędzy wronami, więc wolał się rozpłakać, zamiast krakać.
Po kilku dniach popił z tym samym kolegą, a potem poszedł do niego w odwiedziny. Kolega często zapraszał znajomych, a oni mu przyprawiali rogi.
Siedzieli w pokoju i pili, a potem kolega usnął i Kuba przydybał w kuchni jego żonę. Wróciwszy do zdarzenia sprzed kilku dni, opieprzał ją przez kwadrans, że bijąc go po twarzy, zachowała się jak razówa. Z początku się nie odzywała, chyba się bała, ale w końcu nie wytrzymała i zapytała, co to jest razówa?
- Razówa, to wychowana na razowym chlebie rzepa – wyjaśnił. – Taka, co to byle co zje i byle co powie. Potrafisz przynajmniej przeprosić? – zapytał na koniec.
Zmilczała, być może dotarło do niej, że przeholowała, ale nie przeprosiła, bo nie potrafiła. Pokazywała go na ulicy koleżankom i mówiła, że go zbiła, ale się nie chwaliła za co, ladaco.
Machnął na nią w końcu ręką i od tego czasu zaczął jej unikać, lepiej takich nie tykać.


Dwa światy

Płynęły kolejne dni pijanego lata, a Kuba z nimi i holowany przez alkohol, zbliżał się do Niagary swojego życia. Pewnego dnia tak się upił, że na drugi dzień rano ciągle był pijany i nie pojechał do pracy. Poszedł pić do miasta i włóczył się do wieczora po knajpach, nie bardzo pamiętając, gdzie i z kim pije.
Obudził się nazajutrz rano w izbie wytrzeźwień i spoglądał zdziwiony po chrapiących na sąsiednich na łóżkach. Nie pamiętał, kiedy się skończyło wczoraj, a kiedy zaczęło dzisiaj, z początku nie mógł sobie nawet przypomnieć w jakim jest mieście.
Wypuścili ich o szóstej rano, poszli pod otwierany o siódmej bar piwny i dołączyli do czekających na otwarcie wodopoju.
- Nowy? – pytali i popatrywali na niego przyjaźnie.
Stanął z boku, bo czuł się tutaj obco. Ani nie miał smaka, ani go nie suszyło, nigdy też dotąd nie pił klina na kaca, po dużym pijaństwie przez kilka dni nie mógł patrzeć na alkohol. No, ale skoro wszyscy ciągle tyle o tym klinie mówią, to przyszedł z ciekawości.
Po otwarciu baru, przebierające racicami stadko runęło do środka i ustawiło się w kolejce do bufetu. Wziął podany kufel piwa i zaczął pić pospiesznie udając, że go suszy. Szczerze mówiąc, pił z obrzydzeniem, ale nie okazywał tego po sobie, bo dla towarzystwa, Cygan dał się powiesić.
Przygodni znajomi patrzyli ze współczuciem, ktoś go poklepał po ramieniu i Kuba postawił wszystkim kolejkę, żeby uczcić pasowanie na pijaka.
Po drugim kuflu poczuł szmery, ale alkohol go nie cieszył.
- Co ty ze sobą robisz? – krzyczała jego dusza. – Gdzie ja będę mieszkać, jak ty się rozlecisz? – pytała zrozpaczona i szarpała za wszystkie sznury, jakich zdołała dosięgnąć.
- Bim, bam! Bim, bam! – biły na trwogę dzwony sumienia.
Kiedy koło południa usłyszał alarmujący sygnał karetki pogotowia, nie wytrzymał i wyszedł z baru.
Chodził po mieście, ale jakby nie chodził, bo żył, jakby nie żył, działał na zasadzie odruchów. Wszedł do sklepu monopolowego po butelkę wódki, ale brakło mu pieniędzy, więc kupił dwa najtańsze wina owocowe.
Wiedział w jakich niechlujnych warunkach je produkują, bo swego czasu, jeździł na reklamacje jakości i widział lochy pełne gnijących jabłek. Biegały po nich szczeciniaste, rude szczury, a robotnicy w gumiakach smarkali z rozpędu w tę fermentującą breję, niektórzy rozpinali rozporki i sikali.
- Opłukujemy z błota – żartowali.
- Dezynfekujecie? – udawał, że się śmieje.
- Dezynfekujemy – przytakiwali i dodawali, że oni tego nie piją.
Wiedział też, że w procesie produkcji sypie się w te pomyje wory żółtej siarki, ale w trzecim dniu pijaństwa było mu już wszystko jedno, więc kupił te dwa wina.
Sprzedawczyni zapakowała je w papierową torbę i poszedł w poszukiwaniu towarzystwa do picia. Plątał się środkiem ulicy i udawał, że nie słyszy pomstujących kierowców. Kiedy torba się rozerwała i jedno wino rozbiło, skopał szkło na pobocze i poszedł dalej z ocalałą butelką w ręce. Z przynętą na widoku, szybko znalazł towarzystwo, trzech nieletnich i poszedł z nimi na peryferie miasta.
Och, jak przyjemnie było tak płynąć pośród falującej zieleni. Rozbrykane koniki polne potrącały dzbanuszki kwiatów i wylewały na trawę narkotyczne pachnidła, i pachniała trawa, jak nie trawa.
- Ale zabawa – cieszyły się szafirowe motyle.
- No i z czego się tak cieszycie? – dziwiły się czerwone maki. – Czyż to jest powód do radości, że trawa pachnie, jak nie trawa?
Rozchylały purpurowe płaszcze i otulały nadlatujące motyle, na chwilę.
- Popatrz, jakie mają szafirowe łatki – zachwycały się bławatki i z tego zachwycenia stawały się jeszcze bardziej modre. – Skąd macie takie śliczne, szafirowe pierścienie? – pytały.
- Och, u nas to normalne – odpowiadały nonszalancko motyle i zapalały nad łąką kolorowe błyskawice.
Cały tamten niebiański świat istniał, jakby po drugiej stronie niewidzialnej szyby.
- Gdzieś musi być jakaś brama – pomyślał. – Gdzieś musi być brama do tamtego świata, tylko gdzie?
Po niebie płynęły białe chmury i nawoływała się z góry jaskółcza dziatwa. Gotyckimi literami kreśliła na tablicy nieba kod dostępu, którego nie potrafił odczytać, bo po pijanemu przestawał rozumieć ptaki.
W pewnym momencie zauważył, jego znajomi gdzieś znikli razem z winem. Pobiegł za nimi w jedną, a potem w drugą stronę, chwiały się trawy potrącone, ale w końcu zrezygnowany machnął ręką.
- Tam poszli, tam – pokazywał jakiś chłopak, ale udał, że nie słyszy.
Czuł, że jakby doszło do czego, to by sobie z tamtymi nie poradził, więc może lepiej, że poszli, zabierając tylko wino.
- Wódka jest słaba, ale najmocniejszemu da rady – szept cichy, delikatny, ledwie słyszalny, jak szmer strumienia.
- Kto to do mnie mówi?
- Już nikt.
W środku zieloności stał rozpłaszczony na niewidzialnej szybie i tęsknił, och! jak bardzo tęsknił za tamtym lepszym światem. I zapragnął wyzdrowieć, i zawrócił do miasta, i poszedł do poradni odwykowej.


Propozycja awansu

Wszedł do poradni, odszukał starą, siwą pielęgniarkę, usiadł przy biurku i zaczął płakać.
- Dlaczego pan do mnie przyszedł? – zapytała.
- Bo się leczyłem u pani antikolem – wyjaśnił.
- I co? Nie pomogło.
- Nie pomogło.
Ukrył twarz w dłoniach, a potem spuścił głowę jeszcze niżej i płakał oparty czołem o biurko. Skarżył się smutno, że on już tak dłużej nie może, i żeby mu się pomogła wyleczyć.
Rozczuliła się nad nim jak dobra i mądra matka.
- Dobrze – powiedziała życzliwym, zatroskanym głosem. – Jak ci antikol nie pomógł, to pojedziesz na leczenie – zadecydowała i chyba nawet miała go ochotę przytulić.
Kiwał potakująco głową i nic się nie odzywał, tylko płakał. Rzutka była, energiczna i momentalnie uruchomiła liczne sprężyny. W ciągu godziny podjechała karetka, żeby go zawieźć do odległego o osiemdziesiąt kilometrów miasta, gdzie był jeden z lepszych oddziałów odwykowych. W karetce jeszcze trochę popłakiwał. Nie za bardzo mu chciało, bo już go rozżalenie opuszczało, ale skoro go wieźli jako nagły przypadek, to przecież wypadało popłakać.
Tak był sponiewierany przez wódkę, że patrzył pokornie i ulegle na mijane po drodze miasta jak zbity psiak. Ożywił się jedynie trochę, kiedy przejeżdżali przez jego rodzinne strony i potem, kiedy dojeżdżali do szpitala.
Wielka, dwupiętrowa bryła podobnego do pałacu budynku, wkomponowana była w drzewa starego parku. Było późne popołudnie, nie było ordynatora i dano na razie z nienormalnymi. Z ciekawością i obawą patrzył na ich nieruchome, ziemiste twarze. Palili papierosa za papierosem, korytarz był tak zadymiony, że na ściennym zegarze nie można było doczytać godziny.
Spacerowali jak zamknięte w klatce zwierzęta, w pewnym momencie podszedł do niego sympatyczny mężczyzna w sportowym dresie i poprosił o papierosa. Wyciągnął paczkę i natychmiast ustawiła się kilkunastoosobowa kolejka. Jeden przez drugiego wyciągali bez pytania papierosy.
- Nie częstuj, bo nie nastarczysz – powiedział z pobłażliwym uśmiechem rozmówca.
Pociągnął Kubę za rękaw i rozglądając się podejrzliwie na boki, powiedział konspiracyjnym szeptem, kiedy stanęli przy oknie.
Widzisz, tak naprawdę, to ja mam papierosy, ale szukałem pretekstu, żeby z tobą porozmawiać. Jak masz na imię?
- Kuba.
- Ładnie, a teraz słuchaj uważnie, bo to sprawa wagi państwowej. Mam telepatyczne przekazy od kosmitów, jestem ich tajnym współpracownikiem i chciałem cię zwerbować do współpracy na rzecz odległej gwiazdy. Wystawię ci rekomendację, ale na razie będą ci nadawali tylko czarno białe przekazy.
- A ty masz jakie?
- Ja mam kolorowe, bo jestem szefem siatki szpiegowskiej. Nadają mi telepatycznie trójwymiarowe hologramy i na razie będziesz mi podlegał, bo jestem oficerem liniowym.
- Dziękuję, ale ja nie chcę współpracować z kosmitami – odpowiedział grzecznie. – Kocham ziemię i nie chcę być kosmicznym szpiegiem.
- A jakby ci nadali szlachectwo i zrobili swoim generałem? – nalegał tamten z nadzieją w głosie. – Masz fajną, niebieską koszulę z naramiennikami i można by ci wyhaftować na każdym ramieniu po wężyku i po dwie gwiazdki, i byłbyś generałem dywizji. Jak chcesz, to pójdę do siostry oddziałowej i wydam polecenie, żeby ci wyhaftowała, chcesz?
- Nie chcę.
- Na pewno nie pozwolisz się zwerbować?
- Na pewno.
- Nawet jakby cię zrobili szlacheckim generałem?
- Nawet wtedy – zakończył Kuba zdecydowanie i odszedł.
Spacerował po zadymionym korytarzu i uśmiechał się z goryczą wspominając propozycję liniowego oficera. Na zakończenie trzydniowego pijaństwa, alkohol zaproponował mu awans na generała swojego oszalałego wojska. Wojska przeznaczonego na przemiał w młynie ewolucji.
Postanowił się stąd wydostać jak najprędzej.
- Musi pan poczekać do jutra – wyjaśniła pielęgniarka. – Porozmawiać rano z ordynatorem.
Kolacja była niesmaczna, kawałek żółtego sera, dwie kromki razowca i półlitrowy garnuszek wodnistej lury. Jedzenie mu rosło w ustach i nie chciało przejść przez gardło.
Patrzył z zazdrością na zajadających sąsiadów. Mlaskali i rozlewali kawę po stołach, niektórzy zlizywali językiem. Zmusił się do jedzenia, bo nie jadł od przedwczoraj.
Od samego rana czatował na ordynatora i zaraz po ósmej był u niego w gabinecie. Powiedział stanowczo, że chce wyjść do domu i czekał zaniepokojony na reakcję. Ordynator popatrzył w papiery i powiedział.
- Przecież chce się pan leczyć z alkoholizmu.
- Nie chcę.
- Nie jest pan alkoholikiem ?
- Nie jestem – zaprzeczył.
Nie wiedział jeszcze, że alkoholizm jest szatańskim demagogiem, który najmądrzejszemu potrafi wmówić największą głupotę.
- Wczoraj prosił pan o pomoc, wieźli pana tutaj karetką osiemdziesiąt kilometrów – powiedział lekarz.
- Ale już jestem zdrowy.
- Oszukuje pan samego siebie, ale nie mogę panu pomóc.
- Dlaczego ?
- Bo jeszcze pan nie dojrzał do leczenia.
- Dlaczego ?
- Bo jeszcze pan nie sięgnął swojego dna i nie ma się od czego odbić.
- Sięgnąłem, wczoraj.
- To jeszcze nie było pańskie dno, pańskie dno jest dużo niżej.
Lekarz obserwował go przez chwilę, a potem zadał kilka luźnych pytań, na które odpowiedział szybko i logicznie.
- Jest pan wolnym człowiekiem – oznajmił. – Niech pan idzie i robi, co panu pasuje.
I Kuba poszedł, i wrócił do domu.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Kwiecień 11, 2013, 19:36:34
Halloween
31 października, Halloween.

Bolało go w piersi. Jednak ból ten nie był spowodowany żadną fizyczną raną, a jedynie oddziaływał z głębi jego własnego umysłu. W głowie wciąż pojawiały się obrazy. Te, na których był szczęśliwy wraz ze swoją narzeczoną bledły pod naporem tych, na których jego ukochana dopieszczała swojego instruktora fitness w bardzo seksownym przebraniu pielęgniarki. Jej zaskoczona mina, a potem przerażona, gdy ten zaczął katować jej kochanka. Nie mógł znieść obrzydzenia, strachu i nienawiści wymalowanych na jej pięknej twarzy.
Ze złości uderzył zaciśniętą pięścią w kierownicę. Droga rozciągająca się przed przednią szybą była ciemna i nieprzenikniona. Nawet specjalne światła, w które było wyposażone jego auto nie mogły się przebić przez ścianę gęstej, mlecznobiałej mgły. Jednak mężczyzna wrzucił kolejny bieg i docisnął pedał gazu. Sięgając po napoczętą butelkę drogiej wódki zastanawiał się co zrobił źle. Może nie dbał o nią wystarczająco? Może nie spełnił jej oczekiwań? Dla niego była całym jego życiem. Wiązał z nią i tylko z nią swoją przyszłość. Gotów był poświęcić dla niej wszystko. Dlaczego ona tego nie doceniała? Może nie potrafił jej tego okazać w odpowiedni sposób?
Z ulgą przyjął jedynie fakt, iż wlewany w siebie od kilku godzin alkohol zaczynał dawać efekty. Z opóźnieniem docierały do niego wszystkie bodźce. Obraz przed oczami wciąż się rozmywał. Ciężko mu było stwierdzić, czy jedzie odpowiednim pasem, czy może sunie już po poboczu. Ryk silnika zagłuszał wszystko odbijając się donośnie w jego głowie niczym dźwięk w małym, pustym, szczelnie zamkniętym pomieszczeniu. Plamy i cienie przemykające za szybą przybierały przeróżne, fantazyjne kształty. I nagle jeden z nich o humanoidalnej formie wyłonił się z mgły przed maską jego auta. Z opóźnieniem zarejestrował zderzenie. Wciskając hamulec czuł jak strach w postaci zimnego węża sunie wzdłuż kręgosłupa mrożąc jego ciało. Jego żołądek zawiązał się w ciasny supełek powodując falę mdłości, a walące w szaleńczym tempie serce podeszło mu do gardła. Niepewnie spojrzał w lusterko modląc się w duchu, aby nie ujrzeć, tego, czego się tam spodziewał. Jęknął żałośnie widząc jak powyginany pod dziwnymi kątami kształt nie wykazywał żadnych oznak życia.
- To tylko zwierze. To tylko zwierze. To tylko, duże, zbłąkane zwierze - mamrotał to pod nosem niczym mantrę, aż w końcu zaczął wierzyć w powtarzane sobie słowa.
Zmienił bieg i ruszył dalej nie oglądając się za siebie, lecz nieprzyjemne uczycie nie chciało go opuścić.
***
31 października, Halloween. Rok później.

- Stary, nie daj się prosić - jęczał jego przyjaciel. - Zobaczysz, zabawimy się. Hektolitry darmowego piwa, przekąski i gorące, chętne panienki w obcisłych kostiumach. Czego więcej chcieć od życia?
- Świętego spokoju - mruknął pod nosem. - Nigdzie nie idę.
- Idziesz, idziesz, tylko jeszcze o tym nie wiesz... znaczy już wiesz... No wiesz, o co mi chodzi - zaśmiał się z własnego bełkotu.
- Właśnie nie - odburknął.
- Sęk w tym, że jeszcze się nie otrząsnąłeś po Nicki - zaczął przywołując obraz jego byłej narzeczonej. - Stary, minął rok, a ta suka wciąż zatruwa ci głowę. Nie-jest-te-go-wa-rta! Potrzebujesz pocieszenia. A uwierz mi, studentki potrafią pocieszać.
- Nie o to chodzi - bronił się.
- No, chłopie, jak cię studentki nie interesują, to ja zaczynam się o ciebie poważnie martwić. Chyba nie zmieniłeś upodobań, co? Mam nadzieję, że magazyn z tym półnagim modelem, leżący na szafce, to tylko czysty przypadek.
Spojrzał na niego krytycznie i westchnął zrezygnowany.
- Dobra, ale nie założę na siebie tego kretyńskiego kostiumu.
- Kobiety uwielbiają kowboi - wyszczerzył się.
- Tylko w twoim świecie - odgryzł się.
***
Kanapa, na której siedział była niewygodna, sączone piwo rozwodnione, muzyka - kiczowata, a samopoczucie parszywe. Jednak wziął kolejny łyk, rozłożył się w miarę wygodnie i zignorował dudniący hałas, który na pewno zakłócał spokojny sen sąsiadów.
Nagle obok niego opadła dziewczyna w skórzanym przebraniu kobiety-kot. Jej policzki były zaczerwienione, a oczy nieco zaszklone, co pewnie było efektem trzymanej przez nią, niepełnej butelki wódki. Miała bardzo zgrabne ciało i ładny uśmiech.
- Czemu pijesz to świństwo? - oburzyła się widząc trzymany przez niego kubek z piwem.- Masz, napij się czegoś porządnego.
Z chęcią przyjął podaną mu butelkę. Upił spory łyk, krzywiąc się na ostry smak. Dziewczyna widząc to uśmiechnęła się promiennie.
- Dzięki - powiedział z wdzięcznością.
- Nie ma za co. A gdzie twoje przebranie? - zapytała.
- Jestem Batmanem - odparł poważnie.
- Ach tak...? A gdzie maska? I peleryna? I obcisłe spodnie?
- Dzisiaj nie jestem tu służbowo - puścił do niej oko. - Tylko nie mów nikomu. Nie mogą mnie zdemaskować.
- Rozumiem - zaśmiała się. - Więc jak mam się do ciebie zwracać, aby nic nie zdradzić?
- Mów mi Dev - przedstawił się.
- Jestem Katy.
Podniosła butelkę do ust i napiła się. Potrząsnęła głową i wyciągnęła do niego rękę. Wziął kolejny łyk. Tym razem alkohol przeszedł mu łatwiej przez gardło.
- Widzę, że nie za dobrze się tu bawisz - stwierdziła.
- Po prostu nie mogłem sobie znaleźć odpowiedniego towarzystwa - odparł. - Aż do teraz.
Dziewczyna zareagowała kolejnym olśniewającym uśmiechem.
- Trochę tu głośno, nie uważasz? - zamruczała.
- Za głośno, jak na mój gust - odparł.
- To dobrze. Znam dużo spokojniejsze miejsce. Chcesz je zobaczyć? - spytała.
- Pewnie - uśmiechnął się.
***
Pchnęła go na wygodne, miękkie łóżko. Dosiadając go okrakiem zaczęła rozpinać pospiesznie kolejne guziki jego koszuli, która po chwili wylądowała na ziemi. Przyciągnął ją do siebie i zaczął namiętnie całować błądząc dłońmi po skórzanym stroju, szukając na jej plecach zamka, który pozwoliłby się pozbyć przebrania. Odsunęła się od niego z uśmiechem i ściągnęła przez głowę czarny top, ukazując jędrne piersi prężące się w jego stronę. Złapał ją za biodra i przewrócił na plecy. Znajdując się między nogami dziewczyny zaczął błądzić dłońmi po jej wypukłościach. Katy głośno westchnęła. Podniecenie i namiętność kumulująca się między nimi przybrała znacznie na sile.
Wtedy poczuł nieprzyjemne ukłucie w żołądku. Przed jego oczami pojawiła się roześmiana twarz Nicki, którą zaraz zastąpił brzydki grymas bólu i zniesmaczenia. Wszystko zasłoniła mgła, a z niej wyłonił się cień w kształcie człowieka. W jego uszach rozbrzmiał krzyk przepełniony cierpieniem, a kształt zaczął łamać się pod dziwnymi kątami. Po chwili wszystko wróciło do normy. Widział tylko zdziwioną twarz Katy.
- Wszystko w porządku? - zapytała.
- Przepraszam. Nie mogę - wybełkotał i zerwał się z łóżka zgarniając po drodze swoją koszulę.
Wybiegł na zewnątrz ignorując niezadowolone krzyki dziewczyny. Ciężko oddychając oparł się o ścianę budynku. Konwulsje w żołądku przybrały na sile, zmuszając go do zwrócenia wszystkiego, co wcześniej zjadł i wypił. Jednak nie poczuł się lepiej. Zaczęło mu się kręcić w głowie.
Rozejrzał się wokół siebie szukając tego kretyna ( czyt. przyjaciela), który go tu zaciągnął. Jednak nie dojrzał go wśród roześmianych i zajętych sobą imprezowiczów. Wyciągnął z kieszeni telefon komórkowy. Kiedy go odblokował na ekranie pojawiła się informacja, że powinien podłączyć ładowarkę, a dosłownie sekundę później urządzenie się wyłączyło. Przeklął pod nosem i ruszył przed siebie. Z jednego ze stołów wziął otwartą butelkę whiskey i opuścił imprezę.
***
Picie w tym stanie wcale nie jest dobrym pomysłem - powtarzał sobie. Chociaż co mi tam, przecież nikogo nie potrącę - zaśmiał się gorzko, aczkolwiek wcale nie było mu do śmiechu.
Podniósł butelkę do ust i pociągnął spory łyk. Droga przed nim zdawała się falować. Doskonale zdawał sobie sprawę, że to efekt działania alkoholu, ale kiedy starał się skupić na tym co widzi, obraz rozpływał się jeszcze bardziej. Zrezygnowany nakazał swoim nogom iść w miarę prosto. Nie był do końca pewny, czy go słuchają, jednak lepszego pomysłu nie miał. W miarę posuwania się do przodu, robiło się coraz ciemniej. I coraz późniejsza godzina nie miała wcale z tym nic wspólnego. Światło z ustawionych równolegle wzdłuż drogi lamp było tłumione przez wciąż gęstniejącą, mlecznobiałą mgłę. Mimo otaczającej go przestrzeni ogarnęło go nieprzyjemne, klaustrofobiczne uczucie. Miał wrażenie, że jest zamknięty w małym, ciasnym pokoiku z białymi, puchowymi ścianami. Zupełnie jak na oddziale psychiatrycznym. Przynajmniej oszczędzili mi kaftan bezpieczeństwa, rzucił w duchu, jednak zaraz uświadomił sobie, że mgła, brak widoczności, działający alkohol i dziwnie osłabione samopoczucie równie dobrze krępują jego ruchy.
Kiedy do jego uszu dotarły niewyraźne dźwięki pomyślał, że może powinien zgłosić się na wspominany odział. Po chwili jednak dźwięki zmieniły się w głosy, dużo różnorodnych głosów prowadzących przejęte konwersacje. Ruszył w ich kierunku. Z rozmowami zaczęły się komponować odgłosy wesołego śmiechu, a nawet muzyki. Doś dziwnej muzyki - stwierdził Dev. Melodia na pewno nie pochodziła z radia, nie było w niej nic ze współczesnych utworów doprawianych dużą dawką elektroniki. Jednak osoby grające na instrumentach sprawiały się o niebo lepiej niż niejedna maszyna. Piosenka wręcz hipnotyzowała, a kiedy kobiecy chór zaczął śpiewać, mężczyźnie przemknęło przez myśl, że teraz mógłby umrzeć szczęśliwy.
Niczym pogrążony w sennym marzeniu lunatyk ruszył za dźwiękami, brodząc wyciągniętymi przed sienie dłońmi w mlecznobiałej istocie wypełniającej w tamtej chwili jego świat. Mgła, niczym dwie ruchome ściany zaczęła się rozchodzić tworząc coś w rodzaju tunelu, u wylotu którego połyskiwało słabe, aczkolwiek jasne światło. Naprawdę musiałem umrzeć - przemknęło mu przez głowę, jednakże harmonijna muzyka skutecznie rozproszyła tę myśl. Jednak gdzieś na granicy podświadomości kołatało się jedno zdanie niedające mu spokoju: Po tym wszystkim powinienem trafić do piekła, nie nieba.
W świetle powoli zaczęły rysować się kształty, nabierające z każdym jego krokiem coraz więcej wyrazistości. Zamknął oczy, gdy jasność go poraziła, a kiedy otwarł je na powrót okazało się, że znów znalazł się na halloweenowym przyjęciu, jednak bardzo różniącym się od tego, z którego wyszedł. Właściwie przypominało to trochę festiwal. Wzdłuż brukowanej drogi poustawiane były różnego rodzaju stragany i stoiska, przy których tłoczyli się poprzebierani ludzie. Trasa rozciągająca się przed nim była prosta, ale wzbijała się nieco w górę prowadząc do kamiennych schodów u szczytu, których stał żeński chór i mężczyźni grający na instrumentach. Wszystkie śpiewające kobiety były piękne i ubrane w białe, skromne sukienki. Mężczyźnie skojarzyły się z anielicami, którymi może i były, gdyż on nigdy w życiu nie słyszał tak pięknych głosów. Mimo iż wszystkie były zachwycające, to jedna z nich wyróżniała się w szczególności. Kruczoczarne, rozpuszczone włosy oplatały jej zgrabną sylwetkę aż do ud, a w oczach odbijał się blask rozwieszonych wszędzie, kolorowych lampionów. Miała delikatny uśmiech, jednak gdy śpiewała Dev mógłby przysiąc, że emanowała ogromną, wręcz namacalną mocą.
Nagle poczuł szturchnięcie. Mężczyzna w przebraniu żołnierza zderzył się z nim barkiem. Jego uniform był bardzo stary, jak ocenił Dev. Widywał takie tylko w filmach historycznych i muzeach.
- Przepraszam - wymamrotał mężczyzna i spojrzał na niego.
Dev w pierwszym odruchu chciał odskoczyć, ale się powstrzymał, uświadamiając sobie, że to co widzi, to nic innego jak doskonale przygotowane przebranie.
- Nie ma sprawy - odparł do siwowłosego. Perfekcjonizm jego przebrania polegał na szczegółach, które były wykonane z niezwykłą starannością. Z klatki piersiowej żołnierza sączyła się czerwona ciecz imitująca ranę postrzałową. Jednak Deva najbardziej zachwyciła metalowa kula spoglądająca złowrogo z miejsca, w którym powinna znajdować się gałka oczna.
Mężczyzna ruszył dalej zapominając o Devie, a chór zaczął śpiewać nową piosenkę. Kiedy usłyszał pierwsze dźwięki poczuł przyjemne mrowienie, a na ciele zagościła gęsia skórka. Zdał sobie sprawę, że jego nogi przybierają konsystencję waty. Zaczął tracić równowagę, więc odruchowo wyciągnął dłoń, aby się czegoś złapać. Ze zdziwieniem stwierdził, że trafił na drewniany blat. Po jego prawej stronie stało stoisko pełniące rolę baru. Zmusił się, aby usiąść na wysokim krześle, lecz nie spuszczał wzroku z anielskiego chóru.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Lajna w Kwiecień 11, 2013, 19:38:59
fajne a jakie długie
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Kwiecień 11, 2013, 19:43:15
no i co?
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Kwiecień 11, 2013, 19:43:30
Uciekaj, człowieku - odparł grobowo barman. - Uciekaj, póki możesz.
Dev starał się zignorować targające nim konwulsję i poderwać się na nogi. Jednak szło mu to bardzo opornie. Kręciło mu się w głowie, a odgłosom łamanych kości towarzyszył obezwładniający szum. Przed oczami zaczęły przelatywać czarne mroczki. Nakazał swoim nogom biec bez względu na wszystko, jednak te co chwilę traciły rytm i potykały się o najmniejsze przeszkody.
Obejrzał się za siebie i zobaczył jak cienista postać nieubłagalnie zbliża się w jego kierunku. Zahaczył butem o wystający z ziemi korzeń i upadł na ziemię. Nie zwracając uwagi na otarcia starał się podnieść, lecz ta sama siła, która go przyciągnęła do tego miejsca, teraz przygniatała bezlitośnie do ziemi. Jęknął żałośnie czując jednocześnie jak coś ciepłego spływa mu po nodze. Zaraz jednak o tym zapomniał, gdyż zjawa pochyliła się nad jego twarzą. Świdrowały go dogłębnie jej przekrwione, czerwone oczy. Spod posklejanych zakrzepniętą krwią włosów wypłynęła czerwona kropla zaznaczająca szkarłatną ścieżkę wzdłuż jej czoła, aby po chwili skapnąć na policzek Deva. Zjawa uśmiechnęła się szeroko ukazując rząd zgniłych zębów, a mężczyznę owinął smród, od którego go zemdliło.
I wtedy poczuł jak łamie się jego pierwsza kość. Krzyknął głośno, a do oczu napłynęły świeże łzy. Potem z chrzęstem pękła kolejna. I następna. Niewidzialna siła wyginała jego kończyny pod dziwnymi kątami. Mężczyzna czuł każdy rozrywany nerw z osobna. Błagał w myślach o śmierć, lecz uśmiechnięta postać nie miała dla niego litości.
Gdy z jego rąk i nóg pozostał tylko sypki pył, mężczyzna poczuł jak żebra uginają się pod jakimś ogromnym ciężarem. Zaczynał się powoli dusić, czując jak każda kość z kolei pęka z nieprzyjemnym echem odbijającym się wewnątrz jego głowy. Do ust napłynęła mu krew, którą zaczął pluć, jednak jej wciąż przybywało coraz więcej.
Zjawa pochyliła się nad nim jeszcze niżej. Mężczyzna poczuł jak pachnie śmierć - strachem, moczem, ziemią, zgnilizną, pleśnią. Jej włosy przylepiły się mu do twarzy tworząc lepkie ślady na jego skórze. Duch złożył swoje spękane usta do pocałunku, który zostawił na czole Deva. Wraz z nieprzyjemnym, mokrym mlaśnięciem coś pękło w jego czaszce. Kobieta zaczęła się śmiać. Dev powoli tracił przytomność, lecz wcale nie przynosiło to ukojenia. Miał wrażenie, że jest jedną, wielką, bolącą kupą mięsa, której nawet oddychanie sprawia niewyobrażalne cierpienie. Śmiech zjawy stawał się coraz wyższy. Z jego uszu zaczęła wypływać krew, gdy nie mogły już nieść takiej częstotliwości. Brzmi zupełnie jak samochodowy klakson, przeszło mu przez myśl. I w tamtym momencie poczuł kolejne uderzenie, które wyrzuciło go w powietrze. Zderzenia z ziemią już nie pamiętał.
***
Najpierw były głosy. Z początku niewyraźne, zwykły bełkot, który słyszy się, gdy gdzieś w oddali gra telewizor, bądź radio, albo, kiedy w zatłoczonym barze, przy każdym ze stolików jest prowadzona energiczna, zaciekła konwersacja. Potem był obraz. Najpierw oślepiająco jasne światło, które po chwili rozbiło się na promienie pełne tęczowych barw. Zastąpiły je kolorowe obłoki w bliżej nieokreślonych kształtach. Przywodziły na myśl obraz namalowany przez dziecko, które uczy się dopiero, do czego służy pędzel. Następne z kolei były fragmenty wspomnień, które bardziej przypominały chory sen, człowieka mieszającego prochy nieznanego źródła z alkoholem i papierosami. Gorąca, chętna dziewczyna w skórzanym stroju, gęsta mgła i towarzyszące jej klaustrofobiczne uczucie, anielski chór, barman z rozwaloną czaszką i trupy, ale nie takie spokojnie spoczywające w grobach, lecz żyjące, poruszające się, przerażające trupy. I przekrwione oczy zjawy o nienaturalnie powyginanych kończynach. Jej wysoki śmiech raniący uszy. I jego krzyk. Pełen bólu, cierpienia, żalu i skruchy krzyk, kiedy uświadomił sobie, kogo tak na prawdę spotkał.
- Dajcie mu coś! - wrzasnął znajomy, męski głos. - Cierpi.
- Nie możemy mu dać więcej morfiny - odparł głos, którego nie poznał.
- Zróbcie coś - naciskał ten znajomy.
- Przykro mi, nie możemy.
Dev tak na prawdę nie czuł żadnego fizycznego bólu. Morfina spełniła swoje zadanie, jednak wewnątrz był wciąż na nowo łamany, szarpany i deptany. Światło przed jego oczami zaczęło czernieć, co przyjął z ulgą.
***
Obudził się wyczerpany i obolały. Nad sobą widział białe kwadraty w czarne plamki tworzące sufit. Obrócił głowę w prawo i spostrzegł swojego przyjaciela. Spał na siedząco w plastykowym, niewygodnym krześle. Wciąż miał na sobie kostium pirata, lecz przepaska na oko, z której był taki dumny gdzieś zniknęła.
Dev chciał wziąć głębszy wdech, aby coś powiedzieć, lecz ta czynność sprawiła mu okropny ból w klatce piersiowej, przez co wydał z siebie jedynie słaby jęk. To jednak wystarczyło, alby obudzić śpiącego obok mężczyznę.
- O! Stary!- ucieszył się. - Obudziłeś się. Dobrze. Czekaj, pójdę po lekarza. Nigdzie się nie ruszaj.
Jakbym był w stanie, głupku - jęknął w myślach.
Po chwili przybiegł z ubranym na biało lekarzem.
- Może pan mówić? - zapytał doktor.
Dev w odpowiedzi tylko jęknął.
- Miał pan bardzo poważny wypadek - zaczął lekarz. - Zderzył się pan z rozpędzoną ciężarówką. Właściwie to cud, że pan w ogóle żyje. Jednak obrażenia były bardzo poważne. Miał pan zmasakrowane kończyny i bardzo mi przykro, ale, aby pana uratować musieliśmy je amputować...
Dev nie słuchał dalszego wywodu. Gdzieś w głębi podświadomości, jeszcze przed przyjściem mężczyzny w kitlu, wiedział, że tak właśnie się to skończyło, chociaż wcale nie chciał dopuścić tej myśli do siebie. Był przerażony, ale zdawał sobie też sprawę, że to właśnie jest jego kara wymierzona przez dziewczynę o kruczoczarnych włosach.
Tak, piękną dziewczynę o anielskim głosie, bo zjawę stworzył sam, uciekając i pozwalając jej cierpieć zarówno przed jak i po śmierci.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Lajna w Kwiecień 11, 2013, 19:44:26
Długie są najlepsze!
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Kwiecień 11, 2013, 20:02:26
Tak racja!!!!!!!!!
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Lajna w Kwiecień 11, 2013, 20:04:00
:D
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Kwiecień 11, 2013, 20:10:07
Buba Nudy!!!
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Lajna w Kwiecień 11, 2013, 20:14:35
hehe
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Kwiecień 11, 2013, 20:49:22
hihi
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Kryształowa w Kwiecień 19, 2013, 20:23:34
Wstawiałam ten wierszyk ?

Jak wilk, samotna, wrażliwa.
Uciekam przed światem.
Chowam się do jaskiń, jam.
Biegnę coraz dalej, tam !
Tobie tylko pokażę się.
Tylko ty znasz prawdziwą mnie.
Kochasz, czy nie,
ja zawsze będę przy tobie..
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: anka06 w Kwiecień 19, 2013, 20:29:53
Nie wiem, ale bardzo fajny...xD
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: anka06 w Kwiecień 19, 2013, 20:38:50
A ja dzisiaj se na historii na fonie napisałam..xD

Gdy nie wiem co uczynić mam,
umysł mój zostaje sam.
Jestem sama, mogę rzec,
przed tym nie ukryję się.
Myśli moje poszły w cień,
stoję ja jedna, jak głupi pień.
Co zrobić? Myślę na głos.
Może powiesz mi to wprost?
Nie chcesz? DOBRA! Boisz się?
Przed prawdą nie schowasz się...
...Ja też...
Krew nieczysta, mroczna, zła.
Uchrońcie przede mną skrawek świata.
Błagam słuchaj, ten jedyny raz.
Możesz dłużej, dam ci czas,
Tylko zmień Histirię, proszę cię.
Wysłuchasz mnie?
Co jeszcze zrobić mam?
Nie odpowiadaj. IDŹ! Zostań SAM!
Jak ja...
Imoja dusza zła...
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Lajna w Kwiecień 19, 2013, 21:04:08
spoko
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Kwiecień 20, 2013, 18:18:33
Fajne Krystal i Mistic.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Kwiecień 20, 2013, 20:07:42
UWAGA!!! UWAGA!!!
JUŻ NIE DŁUGO KILKA ROZDZIAŁÓW MOJEJ KSIĄŻKI!!!
CZEKAJCIE!!!
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Setra w Kwiecień 23, 2013, 10:37:43
Czekamy, czekamy.

Kto z was wysłał już opowiadanie do "Motylem jestem" ? Ja tak.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Kwiecień 23, 2013, 11:52:33
Ja piszę długie więc wyślę za bardzo długo!!!
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Marley w Kwiecień 23, 2013, 13:45:18
Ja wyślę niedługo.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Jeida w Kwiecień 23, 2013, 13:49:03
A mi się nie chce pisać ;P
Zbieram się, żeby napisać drugi rodział na bloga :)
a właśnie, I rozdział już jest ;)
www.grada.blog.pl
Zapraszam ^^
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Demon w Kwiecień 23, 2013, 14:55:22
Ojej jakie to dłuugie... przeczytam wieczorem.
XD
Mam pytanie: dlaczego Grada?
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Jeida w Kwiecień 23, 2013, 14:59:21
Ale w sensie dlaczego taka nazwa bloga?
Bo glowa bohaterka ma tak na imie ;)
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Kwiecień 23, 2013, 15:08:45
Jakie długie.
Nie chcę mi się czytać.
Ale zostawie otwarte.
Mam lekturę!!!
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Demon w Kwiecień 23, 2013, 15:22:44
Aham XD
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Kryształowa w Kwiecień 23, 2013, 18:56:05
Pisałam 3 część "Mutantka.." ?
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Śnieżka (Blanka) w Kwiecień 23, 2013, 19:00:11
yeyy
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Lajna w Kwiecień 23, 2013, 19:02:53
...
I co z tego?
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Kryształowa w Kwiecień 23, 2013, 19:06:16
"Mutantka.."

Obudziłam się. Promienie słoneczne raziły po oczach. Czułam się pełna życia. Wstałam z łóżka i ubrałam się w sportowe ciuchy. Zeszłam na dół zjeść śniadanie. Całkowicie zapomniałam o wczorajszym wydarzeniu. Wyszłam sobie na spacer. Doszłam do miejsca, gdzie wczoraj uciekłam od Slender Man'a. Zeszłam na dół *to jednak nie był sen..*. Pomyślałam o kocie i zaraz nim byłam. Szłam między celami. Zauważyłam go. Tego co zrobił ze mnie mutanta.
-Witaj Olu, ponownie. - uśmiechnął się lub tak mi się wydawało.
-Cześć - powiedziałam oschle.
-Gotowa na trening ? - spytał po czym poszedł na wprost. Pobiegłam za nim..
CDN.. *v* Dalsza część już jest. :D Ale nie wiem czy wam   dam :D
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Kwiecień 24, 2013, 15:48:36
DAJ NASTĘPNĄ, DAJ NASTĘPNĄ!!!
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Setra w Kwiecień 25, 2013, 11:41:55
Ja też czekam na następną część.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Kryształowa w Kwiecień 27, 2013, 13:07:52
Dzisiaj wstawie ! :*
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Lajna w Kwiecień 27, 2013, 13:10:37
Kolejna szrama. Kolejna blizna. Kolejna dawka bólu. Boli? Nie, pozory... A pozory często mylą. Za często. Kochałam go. Kolejny sznyt. Tak do szaleństwa. Ostry scyzoryk błądzi po mojej cienkiej skórze. Sprawdzałam. Przeciąłby ją w sekundę. Ale ja nie chcę skończyć. Następna czerwona plama. I co z tego? Gdy boli fizycznie, nie boli w środku. Tylko na zewnątrz. Nie mogę w domu. Ktoś by mnie nakrył i do psychologa wysłał. Tego by brakowało. Nie jestem nienormalna! Ja po prostu nie chcę, żeby bolało. W środku. Zamknęłam się w nieczynnej toalecie. Damska, czy męska, rybka mi to. Ważne, że nieczynna. Popatrzyłam na mój nieodłączony przedmiot. Scyzoryk. Jakie to… Pospolite… Rzuciłam nim o ścianę. Z torby odczepiłam agrafkę. Zawsze kochałam się w agrafkach. Są takie ostre… Otworzyłam jedną. Rozejrzałam się po moim ciele. Zdjęłam polarową bluzę. Nie służyła mi za ciepło. Osłaniała moje blizny przed cudzym okiem. Na moich rękach było już tyle fioletu, czerwieni… Strupów też. Ale znalazłam „czyste” miejsce. Wbiłam. Bolało? Nie… Pozory. Pociekło. Cholera, będę musiała coś wymyślić przed rodzicami. Nie mogą zobaczyć plam krwi. Nadal zastanawiam się jak mogą być aż tak ślepi, żeby nie widzieć moich ran? Aż tak mało ich obchodzę… Po co mieli by się mną przejmować… Mam tego dość! Pozwoliłam agrafce tańczyć jak chce. Zaczęła pisać. Jego literę. Imię. STOP! Muszę zapomnieć… Muszę zapomnieć o NIM. Muszę zapomnieć o niekochających rodzicach. Zapomnieć o beznadziejnej przyszłości! Zapomnieć… Tylko tego chcę…

- Karolina? Jesteś tu?- usłyszałam.
Michał. Szuka mnie. Jedyna osoba, która się mną przejmuje. Mało? Sama nie wiem… Powinno być wystarczająco.
- Karola?- powtarzał. Skuliłam się w sobie. Wbiłam agrafkę mocniej. Mocniej. Niech boli. Chcę się wreszcie doprowadzić do płaczu. CHCĘ!
- Boże… - szepnął- dziewczyno, zgłupiałaś? Co ty wyprawiasz?!- Podbiegł. Wyciągnął agrafkę. Nie bolało. Pozory. Czerwony strumyczek. Małe źródełko. Rzeka.
- Co ci odbiło?!
- Oddaj- powiedziałam cicho.
- Nie ma mowy! Wstawaj. Chodź. Opatrzymy te rany.
- Oddaj- powtórzyłam.
Spojrzał na mnie przerażony.
- Oddaj- znowu odezwałam się. Nie wiedziałam czemu.
- Nie- powiedział stanowczo. Podszedł do mnie. Wyjął chusteczkę z kieszeni. Wytarł krew. Ze mnie, nie z podłogi. Jakie to dziwne… Chyba po raz pierwszy byłam ważniejsza niż podłoga. Pociekła łza. Nie. Nie czerwona. Przezroczysta. Wytarł i ją. Delikatnie. Palcem. Nie brzydził się mnie dotknąć. Nie on…
- Czemu?- zapytał tylko.
Po chwili milczenia odparłam
- Nie wiesz o mnie nic.
-Co ty pleciesz?
- Nie wiesz o mnie nic- powtórzyłam.
- Wiem więcej, niż ci się wydaje.
- Co wiesz?
- Jesteś Karolina. Najwspanialsza osoba na ziemi. Najśliczniejsza dziewczyna pod słońcem. Najbardziej dobra istota ludzka. ON, nie kochał cię. A właściwie to NIGDY tego się nie dowiedziałaś. Rodzice mało się tobą interesują. Właściwie dają ci tylko pieniądze, a tobie potrzebna jest miłość. I w nauce też idzie ci kiepsko. Ledwo co zdajesz do następnej klasy. Marzysz o miłości. I marzysz o kochających rodzicach. I o mnóstwie przyjaciół. O popularności. Żałujesz, że masz tylko mnie- mówił już jakby z wyrzutem.- Chciałabyś, żeby wszyscy cię lubili. Taką jaka jesteś. Ale ciągle chcesz być lepsza. Chcesz pokazać światu na co cię stać. Chcesz zawsze dawać z siebie 100% i więcej. Chcesz miłości. I przyjaźni.
Mówił do mnie. A ja czułam się jak otwarta książka. Jakby czytał ze mnie wszystko co ukryte jest na dnie mojej duszy.
- Kochasz czytać książki. Chcesz zostać pisarką. Poetką. Albo tłumaczką. Myślisz jednak, że jesteś beznadziejna. A jesteś rewelacyjna.
- PRZESTAŃ!- krzyknęłam. Nie wiem dlaczego. Nie mogłam tego dłużej słuchać. On znał mnie bardziej niż ja. A ja poczułam się dziwnie. Jakby ktoś porządnie uderzył mnie w twarz. Jakbym otrząsnęła się z koszmaru. I wtedy poczułam. Poczułam jak bolą okaleczona ręce. Jak bolą i nogi, które okaleczałam w nocy, pod kołdrą. Nie boli? Pozory…
- Karolka… Chodź… Nie powiemy o tym nikomu. Zostanie to między nami. Tak jak tego zawsze chciałaś. Zwolnimy się dzisiaj wcześniej z lekcji. Przestaniesz już to robić, dobrze?
Popatrzyłam na niego. Michał. Ten Michał, który zna mnie od przedszkola. Ten Michał, z którym zawsze siedziałam w ławce, który zawsze mnie rozśmieszał, który dawał spisać prace domowe. Ten, z którym uczyłam się do chemii i matmy. Ten sam Michał, za którym szalała połowa żeńskiej części szkoły. I ta sama połowa żeńskiej części szkoły nienawidziła mnie. Myślały, że jesteśmy razem. A ja patrzyłam na niego, jak na przyjaciółkę. Nie jak na chłopaka. Był moim pamiętnikiem. Tylko teraz… Takie… Świeże spojrzenie… Delikatne dłonie… Aksamitny głos.
- Dziękuję ci- wyszeptałam.
Wstałam, ale zakręciło mi się w głowie. Złapał mnie. Nie pozwolił, żeby stała mi się krzywda.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Lajna w Kwiecień 27, 2013, 18:28:30
Brzydkie wiem:(
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Śnieżka (Blanka) w Kwiecień 27, 2013, 19:09:00
mi się podoba.. :) przeczytałam i jestem z siebie dumna :P
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Lajna w Kwiecień 27, 2013, 19:28:35
:D
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Arser w Kwiecień 30, 2013, 17:35:18
                      ''Duch wilka ''
 Głośne bicie serca.Ciężki i chrypliwy oddech.Krwiste oczy i ogon pozbawiony futra .Tak to ja Arser .Znieważony i wytępiony przez stado młodszy brat Alfy ,a jednak bez przyszlości.Maszerowałem dostojnie z podniesionym łbem szukając schronienia przed burzą ,jednak na zupełnym pustkowiu nie da się się znaleść niczego oprocz trawy i sterty śmieci wyrzuconych przez ludzi.Jako ,że wyrzucili mnie ze stada nie mialem już ochoty być dobrym ,by znowu stac się odludkiem z innej epoki .Świat jest tak samo zły ,więc po co być jego wrogiem skoro możesz stanąć po jego stronie .Ja mam zamiar tak zrobić. Poszukać swojej ciemnej strony jako Arser młody wojownik z krwi i kości. Silny ,zwinny i mądry jak Alfa !
 Nagle ni z tąd ni z owąd na mojej drodze pojawił sięmłody wilk zupewnie inny niż te ,które dotad widziałem na własne oczy.Był jakby powiedziec to ,by się nie wygłupić biały ,niewidoczny,popielaty.Nie!!!.Niewidzialny niczym duch. Zrobiłem jeden krok do przodu ,a ten już odwrocił się w moją strone i szykując się do ataku skoczył na mnie.
 Skuliłem się jednak wilk zniknął ,rozpłynął się w powietrzu jak chmura ,a nade mnął wirowały małe kłębki jakby niewidocznego styropianu.

 Jestem nowy i sprzydaloby się coś napisac !!
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Kryształowa w Kwiecień 30, 2013, 18:08:19
"Mutantka.."


Weszliśmy do sali, było tam wiele rzeczy do treningów.
-Widzisz te tory ? Musisz je ukończyć, używając swoich zdolności. - powiedział Man
-Okey, mogę spróbować.. - niepewnie podeszłam do początku. Spojrzałam na długą trasę. Co jakiś czas buchał ogień. Przerażona zmieniłam się w geparda. Dobiegłam do pierwszej przeszkody. Ognista obręcz wydawała się nie do pokonania..
-Woda ! - krzyknął. *No tak, przecież mam moce..* Przeskoczyłam przez przeszkodę, gasząc ją. *Pierwsza przeszkoda za mną..* Uśmiechnęłam się. Dalsza trasa wydawała mi się już prostsza. Czułam się, jakbym grała w jakąś grę.. a jednak nie.. To normalny, no w pewnym sensie dzień.. Trening dobiegł końca. Przeszłam już trzeci tor. Zatrzymałam się i stanęłam już jako człowiek.
-Chyba na dzisiaj wystarczy. - spojrzał na zegar. Dochodziła już 17, a przecież wyszłam o 10 !. Ale ten czas szybko leci.. Jutro poniedziałek, czyli szkoła, 1 liceum. Jeszcze trochę i koniec budy.. Wyszłam od niego. Po paru, krótkich minutach byłam w domu. Ogarnęłam trochę w pokoju i wzięłam się za lekcje. Położyłam się spać. W nocy, dręczyły mnie koszmary, tak naprawdę jeden, ale pod różnymi postaciami.. CDN... A wiecie, że jeszcze 6 części przed wami :D
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Lajna w Kwiecień 30, 2013, 19:33:42
                      ''Duch wilka ''
 Głośne bicie serca.Ciężki i chrypliwy oddech.Krwiste oczy i ogon pozbawiony futra .Tak to ja Arser .Znieważony i wytępiony przez stado młodszy brat Alfy ,a jednak bez przyszlości.Maszerowałem dostojnie z podniesionym łbem szukając schronienia przed burzą ,jednak na zupełnym pustkowiu nie da się się znaleść niczego oprocz trawy i sterty śmieci wyrzuconych przez ludzi.Jako ,że wyrzucili mnie ze stada nie mialem już ochoty być dobrym ,by znowu stac się odludkiem z innej epoki .Świat jest tak samo zły ,więc po co być jego wrogiem skoro możesz stanąć po jego stronie .Ja mam zamiar tak zrobić. Poszukać swojej ciemnej strony jako Arser młody wojownik z krwi i kości. Silny ,zwinny i mądry jak Alfa !
 Nagle ni z tąd ni z owąd na mojej drodze pojawił sięmłody wilk zupewnie inny niż te ,które dotad widziałem na własne oczy.Był jakby powiedziec to ,by się nie wygłupić biały ,niewidoczny,popielaty.Nie!!!.Niewidzialny niczym duch. Zrobiłem jeden krok do przodu ,a ten już odwrocił się w moją strone i szykując się do ataku skoczył na mnie.
 Skuliłem się jednak wilk zniknął ,rozpłynął się w powietrzu jak chmura ,a nade mnął wirowały małe kłębki jakby niewidocznego styropianu.

 Jestem nowy i sprzydaloby się coś napisac !!

Super!
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Kwiecień 30, 2013, 19:54:21
Do wszystkich którzy napisali opowiadania: super.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Kryształowa w Kwiecień 30, 2013, 22:40:33
"Mutantka.." Część 5

Biegłam przez las. Czułam czyjś zimny oddech na plecach. Potknęłam się. Obróciłam i spojrzałam w wielkie, zielone oczy. Był to jakiś stwór. Nagle uderzył mnie w twarz, zostawiając ślad na poliku. Obudziłam się cała mokra.
-To tylko sen.. - próbowałam się uspokoić. Poszłam po szklankę wody. Wróciłam i spałam do 7.00. Przyszykowałam się i wyszłam do szkoły. Normalny dzień. Znów widziałam tego, przystojnego (dla mnie) chłopaka. Wstydziłam się do niego podejść. Dopiero po chwili się ocknęłam, że gapię się na niego. Zadzwonił dzwonek i poszłam do klasy. Pierwsza była fizyka. Pani Martez, jak zwykle przynudzała. Siedziałam z moją przyjaciółką Rose.
-Ale ty patrzysz na tego chłopaka - szepnęła do mnie
-Ja ?! Nie.. tylko się.. zamyśliłam. - spróbowałam skłamać.
-Widać, że ci się podoba.. Powinnaś zagadać. - mrugnęła
-Ciszej bo Martez usłyszy.. - siedziałyśmy już cicho i "słuchałyśmy" pani. W końcu przerwa. Teraz miała być historia. Wzięłam książki z szafki i ruszyłam pod salę. Byłam nieźle rozkojarzona. Uderzyłam w kogoś .
-Przepraszam ! - powiedziałam. Podniosłam wzrok. To był on ! Ten co mi się podoba !
-Nic się nie stał. Ty jesteś Alex ? - spytał. O kurczę ! On zna moje imię..
-Tak, a ty ? - spojrzałam w jego oczy. Były takie ciemno brązowe.
-Mat. - uśmiechnął się i dodał :
-Ja spadam na matmę. - odszedł. Jaki on cudowny ! Po prostu nie wytrzymam.. CDN
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Kwiecień 30, 2013, 22:44:15
Dajesz następną część!!!
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Łobi w Kwiecień 30, 2013, 22:47:07
fajowe :D
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Kryształowa w Kwiecień 30, 2013, 23:08:21
"Mutantka.." Część 6

Podbiegła do mnie Rose.
-I co ?! Jak ma na imię ? - spytała, chyba tak radosna jak ja. Widać, że mnie "podglądała.."
-Mat. - uśmiechnęłam się. Byłam tak podjarana !
-To super ! pierwszy krok. - poszłyśmy pd klasę. Nagle przyszedł dyrektor i powiedział nam, że mamy iść na lekcje do klasy 2 liceum !
-Rose ! Do tej klasy chodzi Mat ! - powiedziałam.
-Cieszę się.. - weszłyśmy na lekcje. Zobaczyłam, że obok Mata, jest wolne miejsce. Podeszłam i usiadłam obok niego. Nawet nie spojrzał.. Wysłałam do niego liścik :
-Hej
-Hej, co robicie na naszej lekcji ?
-Nie ma babki od histy.
-Czyli na razie będziecie mieć z nami lekcje ?
-Taak.
Schowałam kartkę. Patrzyłam na nauczycielkę, ale jej nie słuchałam. Już koniec.. szkoda. Wyszliśmy z klasy. Wzięłam kurtkę i spojrzałam na parking. Nie było mojego roweru ! 5km nie będę szła.. Był tylko jakiś motor. Rose już pojechała z mamą. A ja ?! Ze szkoły wyszedł Mat. Nagle się rozpadało. No świetnie, nie dość, że ukradli mi rower to jeszcze leje. Usiadłam pod szkołą. Podeszło "moje" ciasteczko.
-Nie jedziesz do domu ? - spytał, a jego brązowe włosy, zrobiły się czarne od wody.
-Rower mi ukradli.. deszcz pada..
-Mogę cię podwieźć.. CDN
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Łobi w Kwiecień 30, 2013, 23:15:27
Historia bez tytułu

    Stałam i jak zahipnotyzowana patrzyłam na płonący dom . Z głowy uciekły mi wszystkie myśli , pierwszy raz nie wiedziałam co mam robić . Więc stałam przed płonącym domem w środku lasu ... przed ? nie, zaraz W DOMU .
    Rozejrzałam się po płonącym pokoju w poszukiwaniu wyjścia . W ostatniej chwili odskoczyłam przed płonącą deską . Rozejrzałam się jeszcze raz . Jedyną drogą ucieczki było okno . W pół sekundy doskoczyłam do parapetu . Wyjrzałam na zewnątrz . Na oko byłam jakieś dwa metry nad ziemią . jednak nadal było to jedyne wyjście . Wyskoczyłam przez okno i wylądowałam w kucki , mimo to w lewej nodze poczułam przeszywający ból . Wstałam tak szybko jak pozwalała mi na to skręcona kostka i zaczęłam odbiegać od tego okropnego miejsca . Jednak nagle przez myśli przeszło mi zdanie : " Rodzina została w płonącym domu " . Potknęłam się i upadłam . Wstałam z ziemi i dostrzegłam niedaleko jaskinie . Weszłam do niej i usiadłam pod ścianą . Poczułam nagle dym , nie był to jednak dym z palącego się domu , to było o wiele bliżej ... jakby za mną . Nagle się zorientowałam ze ... warkocz zajął się ogniem . Wstałam błyskawicznie zaczęłam gasić ogień . Z warkocza do pasa zostały mi włosy do ramion . Usiadłam na środku jaskini i zaczęłam się zastanawiać nad swoją sytuacją . Nie robiłam sobie nadziei że ktoś przeżył oprócz mnie . Pozostawało jednak zagadką : Kto podpalił dom ? 

C.D.N.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Łobi w Kwiecień 30, 2013, 23:15:46
Idę się schować ...
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Demon w Kwiecień 30, 2013, 23:25:01
Ejj... nooo
przez moje lenistwo nie chce mi się tego tera czytać i na moją opinie poczekacie sobie do jutra :P
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Maj 01, 2013, 07:24:03
Super
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Maj 01, 2013, 10:09:06
ŻYCIE NASTOLATKI część 1

Szłam przez szkolny korytarz. Nagle podbiegła do mnie Ashley. Popatrzyłam na jej bladą twarz. Miała smutny wyraz twarzy. Popatrzyła na mnie tymi swoimi oczami.
-Gadaj co się stało.-rozkazałam jej.
-Rose przestań. Jack mnie żucił.-powiedziała przygnębiona.
Poszłyśmy na matme. Tak jak zawsze nasz wróg siedział na naszej ławce. Popatrzyłam na nią wściekłym spojrzeniem.
-Czego chcesz zgrywusie?-spytała kpiąco Lena.
-Spadaj z mojej ławki.-powiedziałam do niej.
Wszystkie uciekły do swoich ławek. Tuż koło mojej ławki siedział chłopak...
C.D.N
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Łobi w Maj 01, 2013, 21:00:58
Ejj... nooo
przez moje lenistwo nie chce mi się tego tera czytać i na moją opinie poczekacie sobie do jutra :P
 
To nie czytaj lepiej -.-
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Maj 01, 2013, 21:20:15
Za chwilę obuplikuję "ŻYCIE NASTOLATKI" część 5.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Lajna w Maj 02, 2013, 18:54:01
                                        ' Stracona szansa'
             Daleko z stąd żyła wataha Delonia. Był tam ród wilków Margaina. Były to wilki specjalizujące się w żywiołach. Pewnego dnia jedna z wilczyc się oszczeniła. Urodziła szczenię, które nazwała Glow. Mała wadera rosła. Kilka lat później miała 3 lata. Znalazła partnera z innego rodu. Nie powiedziała tego rodzinie. Sami  znaleźli jej męża. Szarona. Był to tyran i egoista. Glow nie chciała za niego wyjść. Długo płakała i błagała. Rodzina się nie zgodziła. Wadera po tajemnie spotykała się z Marhim. Zaszła z nim w ciążę. A Marhi był z rodu magi. Po kilku mieiącach się Szaron dowiedział. Postanowił się zemścić....

CDN....... Pisać dalej? Bo nw czy ma to sens
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Śnieżka (Blanka) w Maj 02, 2013, 18:55:25
pisz pisz !
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Lajna w Maj 02, 2013, 18:58:25
1 tak
 jak bd 3 to napiszę 2 część
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Łobi w Maj 02, 2013, 18:59:08
będziemy cie dopingować !!
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Lajna w Maj 02, 2013, 19:01:45
2 jeszcze 1!
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Lajna w Maj 05, 2013, 10:25:18
Samotność to ból. Cisza i zmartwienie. Każdy chce mieć chwilę ale później żałuje. Samotność to rzecz straszna. Nikogo nie masz. Przyjaciół i rodziny. Samotność boli.

I jak? Bo wymysliłam przed chwilą. Krytyka też zostanie przyjęta. :D
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Rebeka w Maj 05, 2013, 11:50:52
Ja tam nwm... czasem samotność jest czymś cudownym, ucieczką od uciążliwego życia.
Czasem w samotności w tej owej ciemności czuję się lepiej niż w towarzystwie.
Czasem samotność jest jedyną rzeczą która mnie ratuje...
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Arser w Maj 05, 2013, 12:10:22
swiat to czarna dziura .Wsysa całe szczęście z ludzi zostawiając tylko jedną wielką pustę ,którą można zapełnić jedynie prawdziwym uczuciem .!
                                                                                                                     Ari  :-\
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Rebeka w Maj 05, 2013, 12:15:18
Jeśli się t uczucie znajdzie xD
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Arser w Maj 05, 2013, 12:16:37
Mogą być też lody !!!  :-[ :-\
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Rebeka w Maj 05, 2013, 12:33:07
Nie od lodów to bolą mnie migdałki.
Czekolada! *_*
Taaa czekolada= lekarstwo na wszystkie problemy.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Arser w Maj 05, 2013, 12:34:06
Kurde no i teraz mam ochote na czekolade...
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Rebeka w Maj 05, 2013, 12:36:39
Tak ja też, ale będę musieć zadowlić sie koglem-moglem bo nie chce mi się iść do sklepu xD
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Arser w Maj 05, 2013, 12:37:43
HAHAHHA EJ NO JA TEŻ CHCE KOGLA-MOGLA
niestety mam tylko lody !
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Śnieżka (Blanka) w Maj 05, 2013, 12:38:53
xD niestety?? ja po kościele na napuszczanie poszłam... yeyy śmietankowo-kakaowe z polewą jabłkową ^^
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Rebeka w Maj 05, 2013, 12:39:47
Nie lubie kakaowych :/
Truskaweczki rządzą albo bananowe, owoce leśne.. achh nwm wszystkie owocowe.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Arser w Maj 05, 2013, 12:40:18
Nie noooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooo
Ide po lody ,bo mnie taarczyca bierze !
Ja lubie wszystkie lody oprocz bakaliowych
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Rebeka w Maj 05, 2013, 12:56:25
Co ty chcesz od bakaliowych?
Cytrynowe są też dobre...
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Arser w Maj 05, 2013, 12:57:03
Nie wiem jakoś tak nie przepadam
Nie lubie tesz rodzynek w lodach !
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Rebeka w Maj 05, 2013, 13:01:13
A ja uwielbiam rodzynki szczególnie w ciastach xD
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Arser w Maj 05, 2013, 13:02:43
o JAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA
 MOJA MAMA JE SSAME ...JA NIENAWIDZE RODZYNEK YYYYY W CIASTKACH LUB CZEKOLADZIE OK ,ALE SAME NIGDY
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Rebeka w Maj 05, 2013, 13:04:01
Hahaha ja nie lubie suszonych moreli :P
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Arser w Maj 05, 2013, 13:05:07
Z tym się zgodze też nie lubie wszystkiefgo co suszone !!!
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Rebeka w Maj 05, 2013, 13:06:08
suszone śliwki są nawet nawet... rzuje się to jak ślimaki ;P
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Arser w Maj 05, 2013, 13:07:46
haahahahah musze sprobować kiedyś moze wytrzymam !!
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Rebeka w Maj 05, 2013, 13:08:59
powodzenia :P
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Arser w Maj 05, 2013, 13:10:11
Nie dzieki to by nie zapeszyć ....moze nie zwymiotuje !
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Rebeka w Maj 05, 2013, 13:14:21
Powrót do starego avka? :P
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Arser w Maj 05, 2013, 13:15:23
No tak tamten był za duży ,a po za tym wole ten ,bo szczerze tamten mi się nie podobał ...
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Rebeka w Maj 05, 2013, 13:17:43
To w imagesie można zmniejszyć :P
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Arser w Maj 05, 2013, 13:20:34
A tam nie będe już zmieniał !
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Rebeka w Maj 05, 2013, 13:26:45
Ja bym swój zmieniła ale tak mi się podoba, ze na razie nie.
Jak znajdę coś lepszego lub mi zrobią to wtdedy.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Arser w Maj 05, 2013, 13:27:57
No wlaśnie ja tez tak zrobie !
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Arser w Maj 06, 2013, 16:48:38
Złamane serce niczym lód skruszony .......zimnei popękane !
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Arser w Maj 06, 2013, 20:26:05
I ilekroć slyszysz dwa złączone serca bijące w tym samym rytmie......do oczu napływają ci same łzy !
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Rebeka w Maj 27, 2013, 18:05:25
"mroczna ballada gotycka o czarnym aniele i śmierci"

czarne róże w oknie stały
jednak słońca tak się bały
że gdy dzisiaj rano wstałam
z żalu aż się rozpłakałam

tyle piszą o demonach
i że toną w ich ramionach
wszystkie przemroczone panny
topielice prosto z wanny

więc wracając:siedzę, płaczę
bo nie może być inaczej
gdy mi zwiędły czarne róże
chyba nie wytrzymam dłużej

więc tak siedzę i rozpaczam
i w keczupie palce maczam
wszyscy myślą że to krew
słyszę już anielski śpiew

czarne lecą tu anioły
wykąpane w kotle smoły
lecą niczym messerchmitty
wiatr rozwiewa mroczne kity

te anielskie oczywiście
niebo srebrzy się srebrzyście
noc jest czarna noc jest mroczna
są anioły , zwiędłe róże( ciemność taka jest urocza)

również czarne, wręcz cmentarne
atmosfera przejmująca
mrokiem i grozą wiejąca
więc zatapiam się w otchłani
choć to inni mają za nic

nie kumają mego bólu
weltschmerz stale się pogłebia
czas nade mną się zazębia
więc sie chyba zamknę w sobie

będę pisać mroczne wiersze
czekać aż je ktoś zrozumie
wtedy nie zaginę z tłumie
czarne róże flaki śmierć

będę taka oryginalna
będę niereformowalna
będę propagować mrok
przez najbliższy cały rok

...."chryzantemy złociste
w półlitrówce po czystej
stoją na fortepianie
i nie podlewa ich kur*a nikt"...

(data i miejsce dzisiejsze tudzież nawet i wczorajsze )

To nie jest mój wiersz, wysłała mi go moja bff, a ona go znalazła na jakieś stronce. Tak mi się spodobał, że go tu wstawiłam xD
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Śnieżka (Blanka) w Maj 27, 2013, 18:36:32
mi też się spodobał.. :P
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Demon w Maj 28, 2013, 12:16:07
Super... *.*
To założę się, że Danka Ci wysłała a mi to już nie raczyłaś przesłać?
Jędza...
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Demon w Maj 29, 2013, 17:39:13
Opowiadanie pt. "Nina" napisane przez Akirę

Nina - wstęp!

Moje życie było cudowne!
Mieszkałam z siostrą i rodzicami w małym miasteczku na południu kraju, gdzie wszyscy się znali i wszyscy sobie pomagali.
Mój ojciec był miłośnikiem zwierząt i podróż i tą swą pasją zaraził całą naszą rodzinę. Chciaż mieszkaliśmy, że tak powiem w dziurze to on potrafił zrealizować swe marzenia.
Mama była drobną kobietką, która zawsze wspierała ojca i nas i służyła dobrą radą, pomocą.
Całą swoją karierę aktorki zniszczyła by zamieszkać z ojcem w miasteczku.

Ja z Alex to siostry, więc wieczne kłótnie o byle co rozchodziły się po domu.
Chociaż i tak się kochałyśmy - no bo jak nie kochać swej drugiej połówki? Siostry bliźniaczki.

Jednak to wszystko się skończyło, to wszystko to tylko cudowne wspomnienia dawnego życia, które znikło i nigdy nie powróci!.
Nigdy!
A dlaczego? Pewnie chcesz mnie zapytać.
Ja ci odpowiem.
Było to tak, już od paru miesięcy planowaliśmy wyjazd do Europy, zwiedzić całą Europę, gdzie nigdy nie byliśmy.
Jednak nawet nie zdążyliśmy opuścić naszego rodowitego kraju.
Jechaliśmy samochodem w stronę miasta zakochanych -Paryża, opowiadaliśmy sobie kawały, tata -jak to już na naszego tate przystało -opowiadał zabawmne historie a mama płakała ze śmiechu. Ja z Alex walczyłam o mp4.
Jechaliśmy jakoś dwupasmową drogę, gdzie nie było żadnego życia, brak ludzi, brak domu... nic prócz gęstego lasu, który otaczał jezdnię.
Nagle przed nami pojawiła się ciężarówka wioząca jakiś ciężki ładunek. Mężczyzna, który nią kierował jechał slalomem. Tata starał się jak mógł by uniknąć zderzenie, jednak prędkość była za wysoka.
Wpadliśmy do fosy a na dodatek za nami wpadła ciężarówka, która nasz samochód przygniotła miażdżąc go.
Dalej to nie wiem co się stało, zemdlałam i obudziłam sie kilka dni później w szpitalu na dziale intensywnej terapii.
Od razu wiedziałam, że coś strasznego się stało gdyż zjechałą się cała rodzina, która na mnie patrzyła i starałą się ukryć łzy.
Po chwili sobie przypomniałam wypadek.
-Co się stało? Gdzie są rodzice, Alex?! - łzy zaczęły mi ściekać z oczu.
Zapadła cisza, a następnie szepty.
-Ona musi się dowiedzieć, musi znać prawdę -mówiły ciotki między sobą.
-Co się stało?! -prawie że krzyknęłam.
-Kochanie - zaczęła babcia - Twoi rodzice nie żyją, zginęli. - powiedziała i mnie przytuliła.
-Jak to?! Żrtujesz! Chcesz mnie nabrać! -nie chciałam do siebie dopuścić tej mysli.
-A Alex?
-Alex jest w sali obok, wczoraj miała zabieg, ale już jest wszystko dobrze.
Zaczęłam płakać *oni na serio nie żyją, zostawili mnie* - myślałam i aż ryczałam żałośnie.. to nie był płacz to był jęk, tak żałosny, tak prezszywający, ze mój głos roznosił się po całym budynku.
Kolejny szok!
Gdy już ochłonęłam doszło do mnie, że nie czuję nóg! Odsłoniłam kołdrę i spojrzałam na nie, chciałam ruszyć prawą nogą - nic.
Lewą - to samo.
Z wrażenia zemdlałam.

JEDEN DZIEŃ Z MEGO ŻYCIA

(Jestem już w domu, babci).
Noc przespałam niespokojnie, śniły mi się dawne rzeczy, historie kiedy to żyli moi rodzice. Nagle wypadek, wylądowanie w fosie. Spadłam z łóżka na samą tą scenę.
-Czy kiedyś zdołam o tym zapomnieć?! -chciałam krzyknąć, lecz był środek nocy i nnie chciałam nikogo obudzić.
Leżałam tak chwilę na miękkim dywanie i myślałam jakby tu wstać?
Wcale to nie jest takie łaptwe jak sie nie czuje ciała od pasa w dół.
Przeturlałam się na brzuch i jakoś wczołgałam się na łóżko.
Gapiłam się w sufit i coraz bardziej przekonywałam się z tym, że jestem tylko ciężarem dla moich bliskich, że jestem kaleką, że nie umiem o siebie zadbać! Te myśli mnie przerażały.
Gorąca łza spłynęła po policzku, zaczęłam cicho płakać, szlochać.
Na łóżko wskoczył mój najlepszy przyjaciel -rudy kocur z białym pyszczkiem, brzuszkiem, łapkami i końcówką ogona.
Zaczął się łasić, tulić po czym wlazł pod kołdrę i usnął wtulony w miękkie swe foterko.
Jeszcze bardziej mi się chciało m i się płakać, zaczęłam go głaskać i tulić a on tylko pomrukiwał do mnie jakby chciał mnie pocieszyć.
-Oj staruszku tylko ty mi zostałeś, tylko ty mnie rozumesz - szeptałam głaskając go.
-Obiecaj, ze mnie nie opuścisz - polała się kolejna dawka gorących łez.
Rano obudziły mnie promienie słońca, które wpadały do mojego pokoju przez ogromne szklane drzwi, prowadzące na duży taras, do mego prywatnego raju.
Rozejrzałam się po pokoju i pocałowałam Timona w czółko.
-Nina, obudziłaś się już? -zapytała cicho Alex, która stała za drzwiami.
-Tak -odpowiedziałam cicho.
Moja siostra weszła do pokoju radosna, chciała sobie jakoś radzić ze śmiercią rodzićow i postanowiłą po prostu zapomnieć.
-Jak się czujesz kochana? -zapytała
-A jak mam się czuć~? Nic sama nie mogę zrobić, nawet nie opanowała technikę samodzielnego wsiadania na wózek! - krzyknęłam i ledwo wstrzymałam łzy.

Alex nic nie powiedziała tylko mnie przytuliła
-wszystko będzie dobrze -szepnęła.
Jakoś się pozbierałam i windą zjechałam na parter do kuchni.
Cała rodzina złożyła się na to by przebudować dom tak by mi się łatwo po nim przemieszczało. Roznosił się cudowny zapach płatków cynamonowych zalanych gorącym mlekiem. Ze smakiem zjadłam i spojrzałam na piękny ogród.
Wjechałam do swego pokoju a potem na taras, obserwowałam bawiące się dziec na drodze.
Dziewczynki skakały na skakankach, grały w klasy i chłopcy grali w "jedno podanie" przy naszej bramie.
Szczerze to z zazdrością na nich patzryłam, dawniej to by mnie tam nie obchodziło że się bawią itp. a teraz to jak widziałam ze mogą biegać, skakać to mnie zazdrość zżerała, że ja tak nie mogę.
Nagle coś się stało - zemdlałam.
Spadłam z wózka i mocno wyryłam głową o podłogę.
Babcia z Alex szybko przybiegła, zadzwonili po karetkę.
I znów pobudka w szpitalu.
Doktorzy nie wiedzieli czemu zemdlałam, jednak to był pikuś przy tym co stało się potem.
Przeszłam wiele badać, które miały wykazać co mi jest...
Wreszcie nastąpiła noc, dali mi odpocząć.
Zaczęłam myśleć co mi moze być?
Całą noc nie przespałam. Słońce zatrzeło powoli wychodzić zza horyzontu
*To już świt?* - pomyślałam lekko przestraszona - dzisij wyniki badań.
Koło 9.00 salowa roznosiła śniadanie, obrzydliwą jakąś paćkę nie do zjedzenie. Wsadziłam łyżkę do tego czegoś a ona stała na baczność jak wmurowana
-Fuuu - wykrzywiłam się.
-Nie grymaś już tyle, biedne dzieci w Afryce to by się zabijały o to - powiedziała do mnie chamsko ta pani co roznosi jedzenie.
W pokoju obok doktor rozmawiał na osobności z moją babcią, słayszałam jak ta płacze.
*Moja babcia płącze? Coś musiało się strasznego mi stać!*
Po bardzo długim czasie, który ciągnął się i ciągnął wreszcie weszli do mnie.
Babcia cała czerwona z płaczu a doktór z twarzą jak skała.

Z tego co wiem, to raczej nie będzie kolejnej części, zobaczymy co Akira wymyśli.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Demon w Maj 29, 2013, 17:44:11
Opowiadania Emen'a który usunął tu konto ale dał swoje opowiadania, szkoda by się zmarnowały, może ktoś je kiedyś przeczyta, więc je tu kopiuję.
Ola i Szymuś w Krainie Snów
 Opowiem wam historię o
Oli i Szymusiu i o krainie snów (Ola ma 8 lat a Szymuś 11 lat )
 Zapraszam !
Rozdział 1
Krzak Patolipaju
Rodzina Oli i Szymusia była biedna nie mieli zabawek więc poszli bawić się w śniegu .
( Zima , 1866r.) Nagle gdy tak kopali w śniegu dokopali się do zamarzniętego lodu rozkruszonego jak sól – Szymusiu pacz to sól !– krzykła Ola – sól pewnie będzie dużo kosztować teraz w mieście strasznie jej brakuje ! – powiedział Szymuś – szybko biegnijmy do mamy .
Mama przyszła dzieci były tak zadyszane bo szybko biegły aby ktoś nie zebrał soli .- mamo zobacz sól – powiedziała Ola wyciągając rękę z rzekomą  solą – to jest sól !!- zdenerwowała się mama – jeśli to jest sól to ja nazywam się Karina Balzerte ( tak naprawdę nazywała się  Aniela Kałużniak ) –
To co to ? – zapytał cicho Szymek – to lód a teraz do sklepu po prawdziwą sól !- tylko burkła mama …
Dzieci szły i szły i nagle zobaczyły rzepichę ( przezwisko sąsiada Jana Rzepaka ) grzebiącego w śniegu podbiegły i grzecznie zapytały – co pan tu tak grzebie ? – a on na to – drogie dzieci Czysz wy nie wiecie że przywiozą nam tu nowy kwitnący krzew patolipaju - - krzew pato… palo… patolipaju ? a po co on nam tu ?– zapytała Ola – by się zanurzyć w snach …-roześmiał się rzepicha-bo podobno gdy zje się jego owoc przenosi was do krainy snów !
  A Szymuś myślał i myślał  - ale jak to?! Przecież jest zima kwiaty teraz się chowają a nie kwitną! Jak to możliwe?!- zapytał znieruchomiały Szymuś – a widzisz moje dziecko – pokiwał palcem Rzepicha – to zaczarowana , magiczny krzew lecz nie wiadomo czy bezpieczny bo kto zjadł owoc i przeniósł się do krainy snów już nigdy prze nigdy nie wrócił –
Hm… dziękujemy panu już późno a my nie mamy soli dowidzenia panu – powiedział Szymuś i dzieci szubko pomknęły do sklepu pani alibali ( przezwisko pani Anny Baliny ) . Pani alibali akurat robiła jakiś nawóz – do czego pani ten nawóz ?- zapytała cicho Ola – najpierw to się mówi dzień dobry ! dzieciaki a nawóz to do krzewu patolipaju by dobrze rósł i szybko –uśmiechnęła się pani alibali – pani też o tym patolipaju ! aa… proszę kilo soli – machnął ręką
Szymuś.
Państwo Bonkowie przywieźli krzew patolipaju .
Upłynęła 2 dni , 3 dni i nic dzieci codziennie przychodziła podlewać krzew .Pani alibali przywoziła codzinnie nawóz d krzewu .
Minęły  2 tygodnie a z śniegu wydobyła się mała łodyżka z małym owocem i kwiatem na którym było napisane „Zjedz mnie a zobaczysz tajemnice tajemnic„ dzieci gdy przyszły podlać krzew tak się ucieszyły z wyrastającej łodygo je nie zauważyły napisu lecz zauważyły owoc podzielili go na pół i już mieli zjeść by sprawdzić czy kraina snów naprawdę istnieje –Szymusiu potrzebne nam będzie kilka rzeczy ! naprzykład jedzienie , picie ?!-powiedziała Olka – tak masz rację – opowiedział Szymuś i dzieci pobiegły do domu wzięły jedzenie , picie , lekarstwa , bandaże , line , i przydatne rzeczy . wtedy złapały się za rękę i ugryzły owoc patolipaju .
Rozdział 2
Droga do Krainy Dobrych Snów
Nagle dzieci stanęły po środku ciemności z jednej strony był znak „Kraina Dobrych Snów” a po drugiej stronie „Kraina Koszmarów” –i co teraz ?-zapytała Ola –jak co? Idziemy do Krainy Dobrych Snów !- stanowczo oświadczył Szymuś. A więc dzieci szybkim krokiem zaczęły maszerować w kierunku Krainy Dobrych Snów . Przeszli Może 200 metrów! a Ola już się zmęczyła i musieli zrobić krótką przerwę. I tak szli i szli aż po 4godzinach marszu doszli do małej chaty w której mieszkał dziwny pan Grantfonury . Miał blado biała twarz , brązowe włoży zaprawione w kucyka , szaro ciemne oczy , dość długi nos i czerwone nie przestające się uśmiechać usta . Był ubrany w biały garnitur pod spodem miał czarną jak smoła koszulę i długi krawat na nogach miał czarne połyskujące buty w których można było zobaczyć swoje odbicie . Dzieci zapukały do drzwi chaty , otworzył oczywiście pan Grantfonury –Witam pana – powiedział cicho Szymuś –czy mogli byśmy z siostrą przenocować u pana ?- uśmiechnął się szeroko pan Grantfonury i otworzył szerzej drzwi ( co znaczyło że wpuszcza dzieci ) dzieci bez wahania weszły bo były bardzo głodne i zmęczone .
Gdy  przekroczyły próg domu otworzyły szeroko oczy i szeroki uśmiech pojawił się na ich twarzach . zobaczyły ogromny dom , górę z zielonego lukru  i spływającą po niej wodospad czekolady wszędzie były rozrzucone mordoklejki , krówki , landrynki , cukierki , paski kwaskowe , gumy i wszelkiego rodzaju słodycze . –A więc drogie dzieci nazywam się pan Grantfonury a wy?- pomachał im rękom przed oczami –ja Ola - - a ja Szymuś – powiedziały równo dzieci – idźcie do swoich pokoi – powiedział pan Grantfonury i natychmiast udał się do kuchni . –Szymusiu ale jak znajdziemy swoje pokoje ? – powiedziała Ola – może pójdziemy za tymi strzałkami ?- Szymuś wskazał palcem na strzałki na których było napisane „ Do pokoju Oli  i Szymusia tędy ->” a więc dzieci szybko pobiegły za strzałkami i znalazły drzwi na których było napisane „Pokój Oli” a na drzwiach obok było napisane „Pokój Szymusia” .Dzieci bardzo się ucieszyły i natychmiast weszły do swoich pokojów. Ola gdy weszła do rzekomo swojego pokoju zobaczyła małe pomieszczenie pomalowany na różowo w kąciku stało łóżko a w drugim kąciku biurko , krzesło oraz szaf w trzecim kąciku stało mnóstwo lalek małych i dużych . gdy Szymuś wszedł do rzekomo swojego pokoju zobaczył tak jak Ola małe pomieszczenie lecz pomalowane na niebiesko w kąciku stało łóżko w drugim biurko , krzesło i szafa w trz4ecim zaś auta duże i małe oraz książki . Nagle wydobył się głos z dołu – zapraszam na kolacyjkę !-zawołał pan Grantfonury . Dzieci szybciutko wyszły z pokoi i zbiegły po schodach na których były strzałki z napisem „Kuchnia”  minęły wodospad czekolady i wbiegły w próg kuchni zatrzymały się i oczy wystrzeliły im na wierzch bo zobaczyli ogromny stół chyba na 5 metrów ! a na nim tony jedzenia tak kurczak , tu sałatka , tam ziemniaki , a na końcu stołu po drugiej stronie stał pan Grantfonury – moje drogie dzieci oto co dla was przygotowałem – pokazał ręką na stół – a i mam do was kilka pytań siadajcie – dzieci usiadły i odpowiedziały – oczywiście odpowiemy na każde z pytań – a więc – zaczął pan Grantfonury – powiecie skąd się tu znaleźliście ?- - zjedliśmy owoc patolipaju – odpowiedział Szymuś opychając się kurczakiem  - a gdzie idziecie i jak się nazywacie? – zadał drugie pytanie pan Grantfonury  - idziemy do Krainy Dobrych Snów ,-powiedziała Ola na chwilkę przestając jeść - a ja jestem Ola a to mój starszy brat Szymuś –
Dobrze , dobrze a więc czy znacie drogę do krainy dobrych snów ? – zbliżył się pan Grantfonury – no właśnie – powiedział Szymuś – niestety nie – a więc ja was zaprowadzę! -= krzyknął pan Grantfonury podniósł palec do góry i wstał – dobrze !- dodały dzieci – jak zjecie to idźcie  do swoich pokoi ja już idę do mojego – dodał pan Grantfonury i wyszedł – Ola – powiedział Szymuś – tak Szymusiu ? – zapytała Ola – ten pan nie wydaje ci się trochę dziwny ?- zapytał Szymuś – no tak może trochę ale ja jestem śpiąca idę się porządnie wyspać tobie też to radzę jutro idziemy – powiedziała Ola i też wyszła . Chwilkę po niej wyszedł i Szymuś .Godzina 6.30 – tutururu…! – grają głośne fanfary . Dzieci natychmiast wybiegły przed drzwi swoich pokoi ( były w piżamach ) nagle usłyszał wołanie – Jeśli chcemy dotrzeć do Krainy Dobrych Snów przed zachodem słońca musimy już wyruszać !!- pomyślały „ To pewnie pan Grantfonury „ – weźcie torby i potrzebne rzeczy ja też zabrałem torbę i lekarstwa , jadenie , picia …-pan Grantfonury zaczął tak wymieniać i wymieniać  a w trakcie tego wymieniania dzieci przebrały się i przygotowały do drgi.
Godzina 7.00 w końcu wychodzą są 500metrów od domu i robią przerwę jedzą 10 potraw! I piją 4 soki ! – Jeszcze 4 godziny drogi – powiedział pan Grantfonury – jeszcze! – zesmutniała Ola – no przecież chcecie dotrzeć do krainy dobrych snów ?- dodał pan Grantfonury – oczywiście ! – odrzekł Szymuś  - no to ruszajmy ! – powiedział pan Grantfonury zapakował to co wypakował i wszyscy wstali zaczęli maszerować w stronę Krainy Dobrych Snów przy maszerowaniu pan Grantfonury wsunął do plecaka Szymusia 5 dolidów i powiedział mu na ucho – tym się płaci w krainie snów masz 5 dolidów w plecaku - . Co jakiś czas widzieli tabliczki z napisem „ Do Krainy Dobrych Snów tędy „ i była pokazana strzałka w przód . Końca nie było widać dochodziła godzina 11.00 w końcu zobaczyli…     



 Rozdział 3
W starej ruderze Krainy Dobrych Snów
Malutkie miasto mieszczące się na ludzkiej dłoni – No to jesteśmy – powiedział dumnie pan Grantfonury –ale to miasto jest strasznie małe !- wykrzyczał Szymuś –jak my się tam zmieścimy ?- - jak to jak? – powiedział zdziwiony pan Grantfonury – przejdziemy przez zaczarowany portal i staniemy się tacy mali jak oni ! lub jak kto woli miasto i ludzie w nim stanom się tacy duzi jak my!- Ola zaś podczas tej dyskusji po miedzy mężczyznami przyjrzała się dokładnie miastu i zobaczyła ten zaczarowany portal – no to wskakujemy !- powiedział pan Grantfonury i wskoczył do małego portalu . Dzieci wskoczył wraz za panem Grantfonury i nagle wszyscy znaleźli się na małej drodze no teraz już normalnej drodze jeździły tam już auta i jeszcze trochę powozów za przędzonych w konie . Nagle przyjechał powóz a woźnica uchylił się nisko – Witam panie Grantfonury oraz witam pańskich gości - - no dzieciaki wsiadajcie !- i poganiał dzieci na wóz później sam wsiadł na wóz i wszyscy pojechali w powozie .
Po chwili zajechali przed starom brzydką ruderę – no wysiadamy – powiedział pa Grantfonury –  - Tu wysiadamy ? – zapytał przeraźliwie Szymuś – tak tu !- popatrzył dziarsko na Szymusia – mi się podoba – uśmiechnęła się Ola ( oczywiście wcale jej się nie podobało lecz była tak miłą i uprzejmą dziewczynką że nie mogła obrazić pana Grantfonurego ) . Powóz odjechał a pan Grantfonury otworzył drzwi do rudery dzieci i pan Grantfonury weszli do rudery i zobaczyli miłą restauracyjkę wypełnioną dziećmi i milionem cukierków – zostańcie tu ja za chwilkę przyjdę – powiedział pan Grantfonury i wyszedł . Dzieci podeszły do stolika i usiadły zaczęły dyskutować .- Całkiem tu ładnie pełno cukierków i rówieśników – uśmiechnęła się Ola – tak , tak ładnie – powiedział Szymuś patrząc zupełnie w inną stronę – na kogo ty tak patrzysz ? – zapytała zaciekawiona Ola – już na nikogo- otrząsnął się Szymuś i popatrzył na Olę – może zamówimy coś do jedzenia mam 5 dolidów?- zapytała Olę Szymuś ( musicie wiedzieć że w krainie snów płacono właśnie tym )    - Dobrze – skinęła głową Ola .Więc Ola i Szymuś podeszli do lady za którą stała prze mile uśmiechnięta pani – Co wam podać kochaneczki?- zapytała przemiła pani dzieci .Szymuś odpowiedział:- poprosimy kartkę Menu- - proszę – powiedziała miła pani i podała dziecią kartę Menu –dziękujemy – powiedziały razem dzieci i zaczęły wybierać z pośród cukierków mięs i innym pysznością w końcu Ola powiedziała – ja chcę zupę z grzybów motipolu i pyszny sok z bambusa to razem 2 dolidy - - dobrze – odrzekł Szymuś – ja wezmę mięso z bażanta z ziemniakami wietrznymi i jeszcze picie z owocu Brzoski -. Dzieci podeszły do pani oddały kartę i Szymuś powiedział : - poproszę zupę z grzybów motipolu , pyszny sok z bambusa , mięso z bażanta z ziemniakami wietrznymi i picie z owoców Brzoski - . Pni podeszła do szafy wyciągła zupę z grzybów motipolu , pyszny sok z bambusa , mięso z bażanta z ziemniakami wietrznymi i picie z owoców Brzoski ,położyła na ladzie . Szymuś podał dolidy pani . Ola wzięła swój posiłek a Szymuś swój. Usiedli przy najbliższym stole i zaczęli powoli jeść.
Rozdział 4
Złoty kluczyk
Gdy dzieci skoczyły jeść do rudery wszedł pan Grantfonury – dzieciaki zabieram was do dobrej noclegowni „Noclegi pod Jednorożcem”- powiedział i zapędził dzieci do powozu który zawiózł ich tu. – Woźnico zawieź nas do Noclegowni pod Jednorożcem – powiedział pan Grantfonury i zaczął jechać, Jechali tak i jechali w końcu dotarli do Noclegowni pod Jednorożcem . – dzieci wchodźcie – powiedział pan Grantfonury i wszyscy wyszli z powozu . Pan Grantfonury otworzył drzwi przed dziećmi – wchodźcie , wchodźcie – poganiał pan Grantfonury. Dzieci wraz z panem Grantfonury weszli i podeszły do recepcji – poprosimy 1 pokój i proszę by tam były 3 duże łóżka .- powiedział pan Grantfonury. – Poproszę 20 dolidów – powiedział recepcjonista . Pan Grantfonury podał recepcjoniście 20 dolidów a recepcjonista podał klucz do pokoju. Dzieci wraz z panem Grantfonurym pognali do pokoju który dostali czyli do pokoju numer 332 – 328 , 329 ,330…- szli po korytarzu i liczyli – 332!- w końcu krzykną pan Grantfonury . Pan Grantfonury powoli otworzył drzwi do pokoju . Pokój wyglądał prze pięknie tu łóżka tak biurko tu schodki , łazienka…. – Jej ale tu ładnie – powiedziały dzieci jednocześnie wchodząc do pokoju  weszli i szubko przebrali się w piżamki dzieci i pan Grantfonury . Gdy już pan Grantfonury spał , Szymuś zauważył mały kluczyk wiszący na pajęczynie w kąciku – ej ,ej Ola śpisz?- zapytał szeptem siostrę – tak – odpowiedziała dziewczynka – aha, dobrze – powiedział chłopiec . Szymuś zasną i śniło mu się że wziął  kluczyk wiszący na pajęczynie i otworzył tajemnicze drzwiczki wszedł przez nie i doszedł do domu gdzie stało mnóstwo jedzenia i picia . Na ten widok ślinka leciała mu z buzi… Nagle obudzi go huk otworzył oczy i zobaczył Olę która szła do kuchni. Szymon zerwał się na równe nogi i pobiegł za siostrą – Ola! Co ty wyrabiasz!?- wrzasną cicho by nie zbudzić pana Grantfonurego który smacznie spał w swoim pokoju. Dziewczynka ocknęła się szybko      –ja… ja… yyyy…- Ola  stanęła w bezruchu – ja nie wiem…- wymamrotała po chwili namysłu – yyy…- skrzywił się lekko chłopiec – ahm… mama wspominała że w pełni chodzisz po domu. A teraz do łóżka…- dodał po chwili i oboje wrócili do łóżek. Szybko zasnęli.  Szymuś nie miał już takiego pięknego snu wręcz był to koszmar! Błąkał się po wypalonej łące wokół był mroczny las w którym straszyło… Na niebie były ciemne burzowe chmury… Jak na 11-latka Szymek bał się bardzo ale pomyśl czy ty byś się nie bał jeśli z lasu dobiega huk łamanych kości! Gdy się obudził rano jeszcze się bał lecz nie tak bardzo jak przed godziną.
***
Przy śniadaniu Szymuś był jeszcze trochę wystraszony – Szymuś co się stało?- zapytała łapiąc go za nadgarstek gdy sięgał po następną kanapkę.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Demon w Maj 29, 2013, 17:46:51
Opowiadania Karoiiiny, która również usunęła konto.

Księżniczka.. Cz. I.
Dzień był jak zawsze nudny. Gdy tylko spojrzałam przez okno, nie spodziewałam się niczego innego. A dokładnie po raz kolejny był deszcz. W końcu zwlekłam się z łóżka. Poczłapałam na dół na śniadanie.
- Dzień dobry córeczko! - powiedział tato
Usiadłam przy stole. Nie odezwałam się ani słowem. Mama podała mi płatki z mlekiem. Popatrzyłam się na nie i zaczęłam mieszać je łyżką.
- Nie baw się jedzeniem. - powiedziała mama
Zaczęłam jeść. Powoli. Nie obchodziło mnie to, że zaraz muszę iść do szkoły. W końcu zjadłam śniadanie i poszłam do pokoju ubrać się. Schodziło mi to wieczność. Wzięłam torbę i poszłam na przystanek. W autobusie już na mnie czekała Ruta. Usiadłam obok niej i autobus ruszył.
Szkoła jak szkoła. Parter i pierwsze piętro. Piwnica. A w tej piwnicy szatnie.
Weszłam z Rutą do szatni. Pan Pączek już tam był. Pan Pączek jest nauczycielem wychowania fizycznego. Nazwaliśmy go tak, bo jest bardzo gruby..
- Ciekawe, jak udało mu się zdobyć posadę nauczyciela "włebu". - szepnęła Ruta
- Nie wiem.. - mruknęłam - Może na fejsie dał fotki sportowca..
Wybuchnęłyśmy śmiechem. Podeszła do nas Klaudia "Wścibski Nos" Barry.
- Ooo.. Nasza księżniczka raczyła przyjść do szkoły. - powiedziała
Miałam coś powiedzieć, ale Ruta była szybsza.
- Odwal się.
- No dobrze. - powiedziała i poszła z Kostką Masła na górę.
My też ruszyłyśmy pod salę lekcyjną.
Księżniczka.. Cz. II.
Zadzwonił dzwonek na lekcję. Usiadłam w ostatniej ławce pod oknem z Rutą. Nauczycielka francuskiego weszła do klasy.
- Bonjour, les étudiants! - powiedziała
- Bonjour à tous. - odpowiedzieli bez entuzjazmu uczniowie
Zaczęło mi się nudzić. Zaczęłam rysować długopisem po ławce. Oto, co narysowałam:

Nagle podeszła do mnie pani.
- Co ty wyprawiasz? - krzyknęła
Gdy zobaczyła mój rysunek, popatrzyła się na mnie groźnie.
Kolejne lekcje mijały bardzo powoli...
W końcu doszłam do domu. Weszłam do kuchni. Tata groźnie łypał oczyma na mamę.
- Co się stało? - spytałam
- My się..

Księżniczka.. Cz. III.
- My się.. rozwodzimy.. - powiedziała mama
- Mamo, która ma fajny fryz, że co? - krzyknęłam
Rodzice coś zaczęli mówić. Jednak ja ich nie słuchałam.
- Mam was gdzieś! - krzyknęłam i wybiegłam do pokoju
Rzuciłam się na łóżko. Podłączyłam słuchawki do IPada i zaczęłam słuchać.
Ktoś zaczął pukać do moich drzwi. Nie było to pukanie mamy ani taty.
- Proszę. - powiedziałam
Do mojego pokoju wszedł jakiś lokaj.
- Dzień dobry. Caroline, prawda? - spytał
Usiadłam na łóżku.
- Tak.. A co?
- Khe, khe *kaszel lokaja*. Niniejszym mam ci ogłosić, że zostałaś wybrana jako przyszła dama dworu. A teraz, jeśli łaska, wychodzimy.
- Okej.. To było dziwne. - powiedziałam
Poszłam za lokajem. Wymieniłam się z rodzicami spojrzeniem typu "kto-to-jest-i-co-on-tu-robi". Rodzice jednak się uśmiechali i machali mi na do widzenia.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Demon w Maj 29, 2013, 17:49:52
Opowiadania Cleo

Rozdział 1: Lillianna
Rozejrzałam się.Po podwórzu chodziły w grupkach inne uczennice wszystkie w obowiązkowych mundurkach,na których wyszywany jest herb szkoły.Jeszcze tylko jedna,okropna lekcja matematyki i do domu!Tylko ta myśl dodawała mi sił.
Siedziałam na ławce tuż przy oknie.Jakże wysoko się znajduje ten korytarz! Na którym jestem piętrze? Drugim? Trzecim? Już sama nie wiem...Reszta koleżanek gawędziły wesoło obok.
W naszej szkole im.Matyldy były tylko dziewczynki.Ta szkoła była chyba najbardziej wymagająca po wsze czasy.To ogromny budynek i jeśli wydaje ci się,że znasz tu każdy kąt odkrywasz jeszcze jedno pomieszczenie.Okna są tu zamknięte nawet w upalne dni,a nauczyciele,którzy akurat mają dyżur zwracają uwagę nawet za najmniejsze złe zachowania - opieranie nogi o ścianę,bieganie po szkole itd.Nawet za szepty zwracają uwagę!Tutaj należy mówić głośno i wyraźnie.
Zabrzmiał dzwonek.Nie miałam do klasy daleko,bo drzwi od sali matematycznej były naprzeciwko więc się nie spieszyłam.Gdy doszłam do klasy,nauczyciel matematyki,profesor Rayan wchodził do klasy.
Z profesorem Rayanem było najgorzej.Był chyba najsurowszy z całej szkoły.

...Za najdrobniejszą pomyłkę profesor Rayan karał najgorszą jedynką.Dobrze,że dzisiaj nie była moja kolej na odpowiadanie przy tablicy.Gdy wszyscy już zasiedli wygodnie w ławkach Rayan otworzył dziennik i uśmiechnął się złośliwie pod nosem patrząc jak uczennice wstrzymują oddech.Profesor specjalnie przedłużał czas.Jednak zamiast wybrać osobę,on wstał i zapisał na tablicę numer zadania,które będą rozwiązywać.Otworzyłam na podanej stronie podręcznik.
-Przykład pierwszy rozwiąże nam... - Nauczyciel znowu zerknął do dziennika. - A...Niech będzie,Zapraszam do tablicy Lilliannę Foutley!
No tak,mogłam się tego spodziewam.Wstałam i ruszyłam najwolniej jak mogłam do tablicy.
-Niech się panienka ruszy! Nie mam całej godziny - naskoczył nauczyciel.
Ruszyłam więc do tablicy i rozwiązałam przykład.Nauczyciel z krzywą miną poprawił moje napisane na tablicy cztery,mówiąc,że za krzywo je piszę.
,,Mów co sobie chcesz,palancie" - pomyślałam z pogardą siadając przy stoliku. - ,,Uwierz mi,mam to w nosie"
Teraz zaczął męczyć słabą z matematyki Amy.
...Co kilka minut zerkałam stale na zegar czekając aż wreszcie zadzwoni.Zaczęłam coraz szybciej rozwiązywać przykłady,które inne uczennice rozwiązywały na tablicy.Gdy okazało się,że jeden źle rozwiązałam,skreśliłam przykład i odłożyłam długopis siadając obrażona z założonymi rękoma.Widocznie dostrzegł do nauczyciel,bo podszedł do mojej ławki i spojrzał surowo na zeszyt bez notatek.
-Niech się panienka lepiej bierze za pisanie! - fuknął i odszedł.
Wreszcie zabrzmiał dzwonek.Uczennice wyparowały z klasy spiesząc do piwnicy gdzie znajdowały się szatnie.Nie spieszyłam się.Widziałam jak minęła mnie na schodach do piwnicy Emily.
-Em! Jutro na placu?! - krzyknęłam.
-Spoko! - usłyszałam.
Stary plac był raczej nieodwiedzany przez nikogo.A wejście do niego tak zarosły krzaki i chwasty,że wątpię czy ktoś o tym miejscu pamięta.Jednak ja z koleżankami spotykamy się tam kilka razy.Ten plac jest tuż obok lasu,nie mówiąc już,że w lesie.
Szłam przez piwnicę kierując się do szatni,w której pospiesznie przebierały buty dziewczęta.
W piwnicy było zimno,ale akurat to nie przeszkadzało uczennicom.Na ścianach wiszą dyplomy,puchary,medale i inne nagrody przyznane szkole nawet nie wiem za co,bo nie chce mi się tego czytać.Wiszą też obrazy,jeden jest taki fajny przedstawia jakiegoś umierającego człowieka,który siedzi na kanapie a za nim ducha w kapturze.
Weszłam do szatni,przebrałam buty i wsadziłam do worka tenisówki.Wyszłam ze szkoły akurat gdy zabrzmiał dzwonek na siódmą lekcję.
Z pobliskiego,szkolnego placu zabaw dobiegały wesołe krzyki przedszkolaków.Wesołe dzieciaczki goniły się wokół huśtawek denerwując nauczycielkę.
W końcu ruszyłam rowerem kierując się w stronę domu.Zatrzymałam się w sklepie,naprzeciwko biblioteki.Wygrzebałam z kieszeni parę złotówek i weszłam do sklepu.
Ale ktoś coś kupował.I to bardzo znany mi chłopak...
Stałam w wejściu jak zamurowana.Po chwili,gdy Nat się chciał wyjść,odwróciłam się na pięcie i wyszłam pospiesznie.Słyszałam jak za mną woła.Dogonił mnie.
-Czego chcesz - fuknęłam zrezygnowana siadając na rower.
Nat otworzył usta jakby chciał powiedzieć i zamknął od razu jakby się rozmyślił.Machnął ręką na znak,że to nie ważne.
-Nie mam zamiaru wałęsać się z tobą po lesie - mruknęłam. - Nawet o tym nie myśl.I nie zaczepiaj mnie.
Z tymi słowami odjechałam.
Nat ciągle utrzymywał,że w lesie ukryta jest jakaś wioska.Namawiał mnie ze sto razy żebym z nim tam poszła.Ale...Jak można mieszkać w lesie? To nie logiczne i nie poważne...
...Przeszłam przez bramę i oparłam rower o ścianę garażu.Weszłam do domu.Rzuciłam plecak na krzesło i weszłam do kuchni.
Kuchnia wyglądała jak każda inna.Na lodówce było sporo magnesów i kalendarz na ten rok.Zjadłam najszybciej jak mogłam naleśniki i wbiegłam po schodach do swojego pokoju.
Był bardzo mały i ciasny.Było tu duszno,ponieważ mój ojciec kiedy jest pijany zwykle pali w piecu nawet wtedy gdy jest gorąco. Taak mój ojciec pije.Prawdziwy alkoholik.
Nie mam siostry ani brata.Jestem jedynaczką.Mama jest weterynarzem,mój ojciec nie pracuje.
Błękitne ściany pokoiku były pokryte różnorodnymi plakatami ze zwierzętami.Na biurku był bałagan - książki leżały byle gdzie,lampka się przewróciła,nie gdzie walają się papierki od ciastek i butelki od tymbarków.Obok biurka stała półka z książkami.Przeze mnie nazywana ,,mini biblioteczką". Przeważały tam książki o zwierzętach i encyklopedie,ale spotkać można było też książki przygodowe czy kryminalne. Tylko w tej biblioteczce (mając na myśli cały pokoik) było wszystko uporządkowane.
Usiadłam na łóżku i przytuliłam ulubioną poduszkę.Nat mnie męczył...Oczywiście nie można powiedzieć,że jesteśmy parą.Po prostu przyjaciele,ale ile razy ja to ludziom tłumaczyłam,tyle razy nie uwierzyli i tylko kiwali głową i z ironią powtarzali: ,,Taaak,jasssnee". Nie lubię takich ludzi...Oprócz Emily i Nata nikogo nie lubię...Mamy w szkole kilka uczennic,które trzymają ze sobą i zaczepiają innych,kpią i drwią z nich i w ogóle...A nauczycielom to się podlizują.Maya,najładniejsza uczennica w szkole jest najgorsza.Ślicznotka ma zielone oczy i krótkie czarne loczki...Jej ,,psiapsiółka" Róża ma piwne oczy,ale ubiera się dokładnie tak samo co Maya.Ona jest blondynką co nie bardzo jej odpowiada.Są jeszcze inne uczennice,ale nie takie złe jak te dwie wiedźmy.
Rozejrzałam się po pokoiku szukając jakiś rozrywek.Wyszłam z pokoju,przebiegłam przez korytarz i wpadłam do pokoju mojej babci.Rozejrzałam się.Ten pokój był dużo większy od pokoiku...Miał żółte ściany i biały sufit.W kącie stały szafy,na których walały się kartki,pocztówki i stare listy.Za stolikiem stało łóżko babci z wygodnym materacem,a na stoliku były gazety,okulary i inne zbędne przedmioty.Był oczywiście też mały telewizor,który stał na niskiej szafce.Na szafce leżała mała szkatułka zamknięta na klucz.Gdzie jest klucz i co chowa ta szkatułka? Tego chyba nikt nie wie oprócz samej babci...

Rozdział 2: W lesie
O piętnastej wzięłam rower i pedałując z trudem,bo jechałam akurat pod wiatr,ruszyłam w drogę.Dojechałam po dłuższym czasie niż zwykle.Rozejrzałam się.Gdzie zostawić rower? Pod lasem to tak nie bardzo...
Bramy nie było widać.Nie było widać nawet domów mieszkalnych,które znajdowały się przed lasem,do którego wjechałam.Westchnęłam i ostrożnie położyłam rower na ziemi.Obejrzałam dokładnie miejsce,w którym powinna być brama i zaczęłam zrywać chwasty torując sobie drogę naprzód.Zajęło mi to tylko kilka nędznych chwil,aż dokopałam się do bramy.Pchnęłam lekko,ale nie chciała się otworzyć.Skrzywiłam się i rozejrzałam szukając jakiegoś wyjścia.Zaczęłam cofać się patrząc wciąż na bramę,aż na kogoś wpadłam. Odwróciłam się błyskawicznie i ujrzałam Nata.
-Oh,cześć - mruknęłam przygnębiona.
-Co ty tu robisz? - zapytał wyraźnie zdziwiony.
-Nic,tylko na plac przyjechałam spotkać się z Em.A ty?
-Idę tam,gdzie ty nie chcesz ze mną.
Z tymi słowami,obrażony ruszył w głąb lasu.Przewróciłam oczami i wróciłam do bramy.Pchnęłam ją tak mocno,że kiedy otworzyła się wpadłam do środka przewracając się na ziemię.Wstałam i wróciłam po rower.Z trudem wprowadziłam pojazd na plac,który otoczony był małym,starym płotkiem zarośniętym zielskiem podobnie jak brama.Oparłam rower o jakieś stare,ulubione drzewo nazywane przeze mnie Krzywym Drzewem,może dlatego,że można było na nim usiąść
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Rebeka w Maj 30, 2013, 12:13:52
Super... *.*
To założę się, że Danka Ci wysłała a mi to już nie raczyłaś przesłać?
Jędza...
Ups przepraszam, ale tutaj przeczytałeś więc nic się nie stało.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Demon w Maj 30, 2013, 12:42:43
Heh ale jak mogłaś zapomnieć o mnie? No wiesz co!

(aa spk)
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Maj 31, 2013, 12:28:42
Spox
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Rebeka w Czerwiec 01, 2013, 09:14:08
Demonku nie spamuj i nie  żal się już tyle hahaha
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Rebeka w Czerwiec 02, 2013, 13:59:29
To Karoiiina napisała na konkurs "Motylem Jestem".


Wydarzenie to miało miejsce kilka lat temu. Ludzie słyszeli o II Wojnie Światowej. Ale nie my.
Ktoś może spytać, czy nie pomyliłam się. Niektórzy są obojętni. Lecz moi znajomi wiedzą, że to prawda. „II WWŚ” to jest prawie to samo, co II Wojna Światowa. Otóż to jedno „W” oznacza „wilcza”. II Wilcza Wojna Światowa. Była również I, ale wtedy mnie nie było na tym świecie.
Kilka miesięcy temu zdobyłam rangę, w której można mieć skrzydła. 2 tygodnie po tym osiągnięciu wstąpiłam do WAS (Wojska Armii Skrzydlatej). Istniało bowiem niebezpieczeństwo wybuchu wojny. Moi rodzice protestowali przeciw tej decyzji, ale ja stałam przy swoim zdaniu. Trzy miesiące po wstąpieniu do WAS ukończyłam je. Przypuszczenia przywódców sprawdziły się. 6 maja wybuchła wojna. Wojownicy obcych watah wtargnęły na nasz teren. Chciałam ruszyć do boju, jednak wszędzie słyszałam to samo: „Nikogo nie potrzebujemy”. Rozczarowana siedziałam cały czas w jaskini.
Nadszedł w końcu drugi dzień wojny. Pewnego dnia wybrałam się do lecznicy sprawdzić, czy mogę w czymś pomóc. Gdy przechodziłam obok jednej z sal, dowódca SA (skrzydlatej armii) rozmawiał z uzdrowicielem.
- Jak tak dalej pójdzie, przegramy tą wojnę.
- A może i nie. – westchnął uzdrowiciel – Wystarczy…
I nie dokończył. Basiory spojrzały na mnie, wymienili się spojrzeniami, po czym dowódca powiedział:
- Caroline, wypełnisz dla nas jedną misję…
- Tak jest! – starałam się odpowiedzieć jak prawdziwy żołnierz.
- Może wyjdźmy z lecznicy. – zaproponował i wyszliśmy – Jak zauważyłaś, większość naszych najlepszych wilków musi przebywać w lecznicy. Spójrz na tą mapę. Przedstawia ona tereny watah całego świata. My jesteśmy tu. Po lewej są zachodnie wilki. Ich żołnierze nie cierpią tak jak nasi. A spójrz tu. Azjatyckie wilki przygotowały jakąś broń, którą chcą na nas zrzucić. Masz wykraść ich plany. Po powrocie musisz polecieć do zachodnich wilków i wykraść im strategię. Zrozumiano?
- Tak. – powiedziałam trochę zmieszana
Po południu ruszyłam w drogę. Musiałam przelecieć daleko na wschód. Leciałam chyba tydzień. Gdy się dostałam do bazy głównej, myślałam, że mi się nie uda.
- Niewidzialność. – mruknęłam i stałam się niewidzialna
Bez problemów dostałam się do papierów. Odnalazłam i zaczęłam czytać.
- Bomba atomowa.. – szeptałam – Najpotężniejsza broń w ostatnich czasach.
Schowałam papiery i wyleciałam.
Tym razem podróż trwała krócej. Przy granicy WP i WZ (watahy zachodniej) musieli mnie przeszukać strażnicy. W końcu odnaleźli papiery.
- Bierz to. – warknął jeden – A ta panienka spędzi ładnych parę lat w więzieniu.
- Accio papiery. – szepnęłam
Kartki wyrwały się strażnikom z łap. Podleciałam, złapałam je i poleciałam w stronę siedzimy przywódcy.
- ALARM! – krzyczeli strażnicy.
Czarami wysłałam te kartki do dowódcy NAS (naszej skrzydlatej armii). Nagle zatrzymali mnie strażnicy. Zakuli mnie w kajdany i zaprowadzili do getta. Uwolnili mnie z kajdan i odlecieli. W getcie spotkałam przyjaciela Johna.
- Tu Ti tu rum tu tu. – mruknęłam
Przede mną pojawiły się plany strategiczne oraz papiery o bombie. Szybko je ukryłam.
- Teraz wszyscy do lochów spać. – krzyczeli strażnicy
Poszłam z Johnem do jednego z bardziej strzeżonych lochów. Zamknęli nas i pilnowali.
- Niewidzialność. – szepnęłam
Jeden ze strażników zobaczył, że mnie nie ma, otworzył drzwi i porozglądał się. Wyleciałam z lochów. Wzbiłam się wysoko nad chmury. Jednak ZSA już tam byli. Na szczęście byłam niewidzialna. Poleciałam kawałek. Oni za mną. Obniżyłam lot, bo miałam lądować. Oni to samo. W końcu stanęłam na ziemi. Dowódca SA ucieszył się na mój widok.
- Myślałem, że nie wrócisz. – powiedział
- Jest jeden problem. – mruknęłam i wskazałam na wilki
Dowódca podszedł do nich, po czym mruknął jakieś zaklęcie. Okazało się, że mieli jakieś obroże, przez które każdy w otoczeniu 5 metrów sterował nimi.
- Przydadzą się do naszej armii. – powiedział dowódca – Dobrze się spisałaś Caroline. Teraz przydałby ci się odpoczynek.
Poszłam do lecznicy. Tam się mną zajęli. Po kilku minutach byłam cała i zdrowa.
Trzeci rok wojny był najokrutniejszy. W końcu azjatyckie wilki odważyły się użyć bomby atomowej. Pierwszy zrzut miał się odbyć tego samego dnia, kiedy dowiedzieliśmy się o tym zdarzeniu. Mieli to zrobić akurat na WP. Wszyscy co mieli skrzydła pochwycili tych, którzy ich nie mieli. W ostatniej chwili zauważyłam szczeniaka. W tym samym czasie ASA (azjatycka armia skrzydlata) wypuściła wojnę. Nie zdążyłam go złapać i odlecieć, ale podleciałam do niego i okryłam go swoim ciałem.
- Ci… Nie bój się. – szepnęłam
Wybuch trwał krótko, jednak zdążył dojść do nas. Szczeniakowi nic się nie stało. Ale mi tak. Wypuściłam szczeniaka. Pobiegł do swojego taty. A ja zemdlałam. Nagle z nikąd pojawił się Chris. Przyszedł, aby sprawdzić, czy nie ma ofiar.
Porozglądał się i zobaczył mnie. Podszedł do mojego ciała i przeteleportował siebie i mnie do lecznicy. Po niecałym tygodniu w końcu obudziłam się.
Czwartego i piątego roku wojny nie pamiętam, bo spędziłam je w lecznicy.
Zaś szóstego roku wróciłam do wojska, chociaż wszyscy protestowali.
- Nie pozwolę, żeby WP przegrała wojnę! – broniłam się
Dowódca kazał wojsku zbierać jedzenie dla zwykłych wilków. Wleciałam do lasu. Upolowałam kilka jeleni.
- Nie powinnaś się przemęczać. – ktoś powiedział
- Chris, zamiast się skradać, to mógłbyś normalnie podejść? – warknęłam
- Spokojnie. – mruknął
Podniósł zabite jelenie i wylecieliśmy.
W tym samym czasie SA obcych latały nad naszymi głowami. Chris spojrzał w niebo.
- Hobimus oktus petrus. – szepnął
Obce wilki nie widziały nas. Przeleciały dalej.
Chris wysłał mięso do bazy. Gdy to uczynił, poleciał w stronę lecących wilków. Poleciałam za nim.
W tym samym czasie dowódca zaczął myśleć nad strategią  obronną.
- Chris, co robimy? – zapytałam
- Caroline, cała nadzieja w tobie. – powiedział i zniknął
Poczułam się bezradna. Zaczęłam myśleć. Po kilku minutach miałam już pomysł. Podleciałam na początek wilków.
- Trele morele. Nie złapiecie mnie! – krzyknęłam
Rzuciłam się do ucieczki. Było to bardzo ryzykowne wyzwanie. Wszystkie wilki zaczęły mnie gonić. Kilka wilków miało kule ognia w łapach. Już prawie ich zgubiłam, jednak ktoś rzucił we mnie kulą.
Spadłam na ziemię. ZSA (zachodnia skrzydlata armia) odleciała do siebie. Bolało mnie wszystko. Podniosłam się i poleciałam.
Kilka tygodni później wydarzyło się coś cudownego.
- Drogie wilki! – powiedziała Alpha – II WWŚ została zakończona!
Wszystkie wilki głośno zawyły. Prawie wszystkie. Otóż ja siedziałam nad jeziorem. Patrzyłam się w swoje odbicie. Od czasu do czasu jakaś łza wypływała i szybko znikała w mojej sierści.
Rozległ się hałas. Odwróciłam spojrzenie w stronę krzaków. Wyszedł z nich dowódca NSA.
- Caroline, czemu nie jesteś razem z innymi żołnierzami na placu? – spytał
- Em.. – zamyśliłam się – Nie lubię, gdy ja jestem w centrum uwagi.
Dowódca usiadł obok mnie. Popatrzył się w jezioro.
Co się dalej wydarzyło, może opowiem przy innej okazji.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Rebeka w Czerwiec 02, 2013, 14:00:22
Napisane przez Skule

...
Wierszyk
...

Poszła dziewka do starej chaty.
Chciała otworzyć list,
Dostała go od taty.
Usłyszała cichy gwizd.

Co się stało?
Dziewka leży.
Ostrożności było mało,
Dajcie coś co ból uśmieży.

Wstała chwiejnie,
Złapała się za głowę.
-To wszystko wygląda beznadziejnie!
W jej głosie słychać było trwogę.

Listu nie było.
Załamala się
Dla niej już wszystko się skończyło.
Wybiegła szybko potykając się o swą nogę.

Weszła do lasu.
Tam straszne dziwy.
Zamknęła oczy, nie zatrzymała czasu.
W zamyśleniu widziała zamek urokliwy.

Otworzyła oczy,
Zerwała się,
Przed nią był jej pokój uroczy.
-To sen-Mruknęła, i ukryła się w cień.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nana w Czerwiec 02, 2013, 22:18:51
A więc mam wenę na JEDNO małe opowiadanko i nie będzie to ani o "Nanie" ani o czymś takim zwykłym.Od razu mówię że takie opowiadanko ciążyło mi na sercu od dłuższego czasu i nawet zaczynałam rozważać o napisaniu tego.Mam nadzieję że jakoś przejdzie  :P
 

                                                             "Bez tytułu"

Czy to on?Czy na pewno?Czy na pewno jest tutaj?Na polu bitwy?Czy na pewno?A może to sen który został zmieniony w rzeczywistość?Czy to możliwe aby przeszedł przez przepaść którą miał w sercu od tylu lat spędzonych w Ostoii?Czy Chwila miała rację co do jego porażki z Dacią?Czy żyje?Czy on mnie zabił?Czy Hera żyje?Jeśli nie to się zabiję!
 Myśli i pytania przechodziły jedna po drugiej gdy tak leżał na zimnej i mokrej trawie.Cisza była wprost przerażająca.Dlaczego tak cierpi z powodu ciszy?
 Nagle zerwał się wiatr i ogień pochłoną niebo.Znowu zapadła cisza.Ktoś zbliżał się do niego.Jakieś wspomnienie wzbudziło się w nim.
Biały wilk który był jego przyjacielem i zawsze mu towarzyszył.
"Arser?Czy to naprawdę on?"
-Nie wolno ci się zbliżyć do jego ciała!Może być zakażone Virusem!Na miłość boską....Arserze!-ktoś wołał.Wołał białego basiora.Głos był przemądrzały i należał(jak się domyślił) do szarego basiora.
"Chyba Gadulin...A może Gaduła?"-zastanawiał się.
-Gadio przestaniesz?-spytał jakiś miły dziewczęcy głos.Głos należał do dziewczyny która szła pewnie obok białego wilka.
-Patrz!-dziewczyna zawołała sprawnie przeskakując nad martwymi ciałami i małymi płomieniami ognia.Dobiegła do niego i położyła rękę na jego brzuchu pokrytym zeschłym błotem i zakrzepniętą krwią.
"To człowiek!Jakim prawem zbliża się do wilków?!"-zdobył się na resztki sił i warknął najgłośniej jak mógł.
 Dziewczyna nie cofnęła ręki tylko spojrzała na jego pysk i oczy.
-Tutaj Arserze!Gadio!-zawołała.
-Brawo Yuki...-mruknął Arser,biały wilk przy którym szła dziewczyna.
-Znalazła się nasza zguba...jakie to przykre...-zawył Gadio na znak żałoby.
-Jest ciężko ranny...trzeba go szybko zanieść do Amy!Powinna mu szybko pomóc...
-Ma kulę w piersi...Oby nie było za późno...-mruknął Arser po raz kolejny.
-Oczywiście że zawsze będzie za późno...nie było Cię!Musiałem wszystkich zabić aby Cię tu zwabić!I dlaczego tak długo?
Nie wiadomo skąd zjawił się wilk o wiele większy od Arsera.Jego czarne futro pokrywało błoto.Pysk miał nieco podrapany i nie miał czubka lewego ucha.
-Po co to zrobiłeś Miki?Wiemy że masz zamiar się zemścić za Domę...Ale nie teraz...Nie teraz póki jest wojna z ludźmi i Robertem!
-Skoro jest wojna dlaczego masz u swojego boku tą dziewczynę?Zapewne jest wilkiem zmieniającym postać co?Ale wiem że to zwykła  głupia dziewczyna!-wrzasnął Miki.Yuki wycelowała w jego stronę rękę jakby miała zamiar go odepchnąć.
-Mylisz się i to bardzo!-warknęła.Niebieskie oczy natychmiast zmieniły barwę na jasną zieleń.
-Ochuchuchu!Czyżby był tu Dziedzic Ostusa?Naprawdę?Arserze?Chyba nie wierzysz w te stare bajeczki?!-wrzasnął po raz kolejny śmiejąc się.
-Wierzę i chciałbym abyś ty też w nie uwierzył...
 Miki śmiejąc się wyciągnął umysłem kulę i dał nowe siły Fehu.
-Po co to robisz?Przecież mogłeś mnie zabić...-spytał zaskoczony Fehu.
-Bo wasz przyjaciel gaduła zwiał...Chcę was wszystkich zabić po kolei.Ale najpierw dziewczyna!-warknął rzucając się w stronę Yuki.
Arser odepchnął go swoim ciałem i stanął pomiędzy nimi szczerząc kły.
-Najpierw musisz mnie pokonać...-szepnął.
 Arser skoczył na Miki'ego chcąc jak najszybciej go uśmiercić...skończyć mu cierpień lecz Miki nie jest tak łatwym celem.Natychmiast zrobił unik i skoczył ku gardłu Arsera.Przeciągnął go kamieniach jak szmatkę.Fehu natychmiast rzucił się Arserowi na pomoc lecz został odepchnięty.
 Yuki nie miała szansy na walkę z Mikim i stała z wycelowaną lewą dłonią w zbitą kulę jaką tworzyli Miki i Arser.Już miała strzelić wodną kulą gdy nagle Miki po prostu jak gdyby przez całe życie to robił związał pnączami łapy Arsera co zmusiło go na skupieniu się jak rozerwać pnącza.Miki ruszył ku Yuki lecz ta szybko strzeliła najpierw ognistą a potem ziemną kulą.Wilk nie zmieniał jednak kursu.Yuki nie mając wyciągnęła miecz i starała się jakoś walczyć.Na ich szczęście nadleciała Chwila która natychmiast nabiła Miki'ego na miecz Yuki.Po paru ostatnich ruchach Miki'ego Yuki wyciągnęła miecz z jego głowy i schowała go do pochwy.Natychmiast podbiegły do Arsera rozwiązując pnącza.
-Trzeba uprzedzić Nalę przed atakiem Domy.Nie zginęła...przeżyła...nie wiem jak ale przeżyła.-powiedziała Chwila pomagając Arserowi wstać.Gdy doczołgali się do starego muru Yuki mruknęła zaklęcie i znaleźli się z powrotem w wiosce Shun'a.Opatrzyli wszystkie rany i poszli do jego gabinetu.
-Doma żyje...Miki nie.Alin jest sprzymierzeńcem Bolta który może nam pomóc.Niestety dwa dni temu Mukasha została zaatakowana przez Bertichi.Nie pomoże nam bo nie żyje.Jesteśmy skazani na Bolta i jego wsparcie.-powiedziała Chwila patrząc na wielką mapę rozłożoną na podłodze bo nie mieściła się na biurku.
-A Toboe?Przecież może pomóc.Jeszcze nie skreślajmy Sasuke,Davida no i Ostuna oraz jego brata Oliviera.-powiedziała Yuki.
-Dobry pomysł..warto ich sprowadzić...-Shun wysłał sowę z listem.
-Dziś nic nie ustalimy...proponuję się położyć i jutro może coś się uda wymyślić...-dodał Fehu.I tak zrobili.
 Gdy Yuki leżała w swojej jaskini gorączkowo myślała o następnych dniach.
"Mam nadzieję że Black mnie odnajdzie..."-pomyślała po czym zasnęła niespokojnym snem.


Mam nadzieję że się spodoba i spokojnie za tydzień...no może szybciej pojawi się kolejna część "Historii".
Dobrej Nocki życzę i wesołych snów o tęczy! xD ^.^

 
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Charlotte w Czerwiec 03, 2013, 15:01:33
Nana, to opowiadanie było EPICKIE!!
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Demon w Czerwiec 03, 2013, 16:11:23
Podziwiam ludzi co potrafią pisać opowiadania z tak dużą ilością dialogów, ja tego nie potrafię to już jeden szacun/plus.
Poza tym zajebiste opisy, no super. I czekam na ciąg dalszy, który wydaje się że będzie ciekawy...
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Arser w Czerwiec 03, 2013, 16:25:18
Arser tam jest Arser dopiero teraz się skapłem !!!!!! :D ;D ;) :)
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Demon w Czerwiec 03, 2013, 16:36:45
Hah no wczas jesteś Ari xD
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Arser w Czerwiec 03, 2013, 16:42:03
Jestem popularny xD Wkońcy w takim zarąbistym opowiadaniu występuje MOJE IMIĘ !
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Demon w Czerwiec 03, 2013, 17:04:18
No to teraz kolejka po autografy do Ari'ego jaki taki popular xD
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Arser w Czerwiec 03, 2013, 17:06:59
Nie lepiej nie ,bo lepiej żeby nie zobaczyli mojego pisma .Ty będe mógł sobie pisać fałszywe zwolnienia xD
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nana w Czerwiec 03, 2013, 22:40:56
Ari wiesz ta postać wymyśliłam w czwartej klasie gdy pisaliśmy jakieś opowiadanie o snach xD
Był Arser jako biały wilk, Makatu i Toboe xDD
Co do Demona:spokojnie będzie.Wiesz mnie nachodzi wena na napisanie jakiegoś fragmentu i albo napisze albo nie. Jak chcesz mogę ci pisać Wenowe Opowiadania xD
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Demon w Czerwiec 04, 2013, 14:45:21
No pewnie, że chcę. :D
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nana w Czerwiec 04, 2013, 16:15:31
Tylko teraz nie piszę bo dostępu do kompa nie mam. Tak za chwilke będę miała ;)
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Demon w Czerwiec 04, 2013, 16:40:25
Ok. ;)
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Czerwiec 07, 2013, 18:59:29
"Znów"

Już drugi raz.  I tak zawsze będzie. Kilka dni i już zdrada. Nie zniszę tego. Gdzie by się tu przenieść? Rozmyślań. Nie umiem sobie poradzić z miłością. Żadna mnie jeszcze nie pokochała. W moim życiu jest tylko jedno, pech. Dlaczego mnie to spotyka? Co ja zrobiłem? Tak wiele pytań sobie zadaję na które nie umiem odpowiedzieć, ani nikt. Po prostu mam pecha. Nie lubię tego. Głupio mi...
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Czerwiec 07, 2013, 19:00:38
ŻYCIE NASTOLATKI część 1

Szłam przez szkolny korytarz. Nagle podbiegła do mnie Ashley. Popatrzyłam na jej bladą twarz. Miała smutny wyraz twarzy. Popatrzyła na mnie tymi swoimi oczami.
-Gadaj co się stało.-rozkazałam jej.
-Rose przestań. Jack mnie żucił.-powiedziała przygnębiona.
Poszłyśmy na matme. Tak jak zawsze nasz wróg siedział na naszej ławce. Popatrzyłam na nią wściekłym spojrzeniem.
-Czego chcesz zgrywusie?-spytała kpiąco Lena.
-Spadaj z mojej ławki.-powiedziałam do niej.
Wszystkie uciekły do swoich ławek. Tuż koło mojej ławki siedział chłopak...
C.D.N
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Czerwiec 07, 2013, 19:01:28
ŻYCIE NASTOLATKI część 2

Popatrzyłam się na nauczycielkę i zaczęłam "słuchać". Lecz kątem oka patrzyłam na tego chłopka. Zadzwnił dzwonek na przerwę. Wyszłam z Ashley z klasy. Popatrzyła na mnie zdziwiona. Papatrzyłam na nią.
-Co?-spytałam.
-Tak przez całą lekcję patrzyłaś się na tego chłopaka.-wskazała go palcem.
Podeszłam do szawki. Ashley odeszła z uśmiechem. Westchnęłam tylko. Otworzyłam szawkę. Wzięłam książki do polaka. Zakmnęłam szawkę. Szłam przez korytarz. Nagle na kogoś wpadłam...
CDN
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Czerwiec 07, 2013, 19:03:50
ŻYCIE NASTOLATKI część 3

Popatrzyłam na tego na którego się natknęłam. To on! To ten chłopak w którym się zakochałam! Poatrzyłam w jego oczy. Były ciemne. Spóściłam wzrok.
-Oj, przepraszam.-powiedziałam zawstydzona.
-To ja przepraszam. Jak zacznę grać na fonie to tak każdego to toruje.-powiedział uśmiechnięty.
-Jak się nazywasz?-spytałam.
-Mat. A ty?-powiedział.
-Rose.-odpowiedziałam.
-Muszę lecieć na histe.-powiedział.
-Pa.-odeszłam.
-Pa.-powiedział do mnie i poszedł.
Zadzwonił dzwonek na lekcje...
C D N
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Ashland w Sierpień 19, 2013, 14:42:16
Un'altra Fenice Morti
1 Łzy.

Kolejny raz sucha łza chciała mi spływać po policzku, ale została kolejny raz zduszona, kolejny raz pisnęłam jak Banshee 'nie'. Nie kontrolowane bicie serca w bliznach niszczyło tylko moje poczucie, jakbym miała zaraz zginąć. Dzisiaj kolejny raz miałam zdusić żałosne łzy porażki ale nie mogłam tego powstrzymać. Kilkuletnie łzy zostały uwolnione, nawet krzyk Banshee nic nie dawał, zaczęłam liczyć jedna łza, następnie druga czułam jakbym miała się odwodnić, te łzy wpadały mi do ust, słony posmak cierpienia został uwolniony. Ciekawe, te 'łzy' przecież były moją krwią...
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Lajna w Sierpień 19, 2013, 14:44:23
O.o
 
Fsjne
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Karoiiina w Sierpień 29, 2013, 17:41:53
Hehe.. Raz mi się na lekcji nudziło, kiedy to zamiast matematyki mieliśmy zastępstwo z takim księdzem, którego nasza klasa miała w głębokim poważaniu. A więc proszę:



Rozglądam się dookoła. Znajomi rozmawiają. Ale nie ze mną. Tablica wisi. Ławki stoją. Nic się nie zmieniło. A może jednak? Niby ta sama klasa, lecz inna. Niby ta sama ławka, lecz inna. Niby te same osoby, lecz inne. Patrzę na słowa zapisane i myślę - Dlaczego? Świat kiedyś był inny, a teraz? Powiedziałabym - dno. Chmury na niebie, drzewa kołyszące się na wietrze. Nie. Można by pomyśleć, że... sama nie wiem. W klasie głośno, niczym w dżungli. A ja siedzę. Samotna. Jak palec. Dzwonek za chwilę. A ja piszę. Nie przejmuję się nimi, bo po co? Lubią mnie wtedy, kiedy coś potrzebują. Jak każdy człowiek. Nikt nie jest idealny. Nie jest mi smutno z tego powodu. To normalne. Chciałabym wyjść z tej klasy. Ale nie mogę. Dlaczego? To normalne.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Śnieżka (Blanka) w Sierpień 29, 2013, 17:54:52
Jakie przemyślenia... superrr.. :P
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Karoiiina w Sierpień 29, 2013, 18:11:25
Hehe.. Tak to jest, jak Karo się nudzi na lekcjach xD
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Aisha w Wrzesień 14, 2013, 12:51:43
Hehe.. Raz mi się na lekcji nudziło, kiedy to zamiast matematyki mieliśmy zastępstwo z takim księdzem, którego nasza klasa miała w głębokim poważaniu. A więc proszę:



Rozglądam się dookoła. Znajomi rozmawiają. Ale nie ze mną. Tablica wisi. Ławki stoją. Nic się nie zmieniło. A może jednak? Niby ta sama klasa, lecz inna. Niby ta sama ławka, lecz inna. Niby te same osoby, lecz inne. Patrzę na słowa zapisane i myślę - Dlaczego? Świat kiedyś był inny, a teraz? Powiedziałabym - dno. Chmury na niebie, drzewa kołyszące się na wietrze. Nie. Można by pomyśleć, że... sama nie wiem. W klasie głośno, niczym w dżungli. A ja siedzę. Samotna. Jak palec. Dzwonek za chwilę. A ja piszę. Nie przejmuję się nimi, bo po co? Lubią mnie wtedy, kiedy coś potrzebują. Jak każdy człowiek. Nikt nie jest idealny. Nie jest mi smutno z tego powodu. To normalne. Chciałabym wyjść z tej klasy. Ale nie mogę. Dlaczego? To normalne.

Fajne ;)
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Defera w Wrzesień 14, 2013, 13:04:40
Zajefajne xD
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nana w Wrzesień 15, 2013, 23:01:42
Tak wiem...Nana...
 A więc złapało mnie na coś...cUś pojedynczego czyli takie bez sensu tylko że to będzie...wiersz cos podobnego do wiersza...mój pierwszy więc to będzie dla mnie wyzwanie ; )


Świat już się tu kończy
Dalej drogi nie ma..po prostu jej brak
Tylko mrok a jednak światło
Cień i Noc tańczą razem w świetle księżyca którego blask niesie echem
Zwlekam się z łóżka, po ciężkim dniu, czarny kot do mnie przyszedł
Zielone jego ślepia wgapiają się we mnie, przytulam go i ruszam dalej
Do kościoła czas iść, na mszy ksiądz mówi coś o diable i szatnie, o złu które tuż za rogiem jest
Lecz ja nie słucham tego, mimo że katolik to mam gdzieś kościół i prawo...
Idę ciemną ulicą, czarny pies przebiega mi drogę ale ja go mierzę wzrokiem i ten w popłochu wieje
Kto by pomyślał?
Że moc drzemie tam?
"Posiadam wiarę w niemożliwą moc. Wystarczającą by rozświetlić mrok!" ryczy tekst COMY.
Mówią o końcu świata, o Raju tam daleko. Że zabić się trzeba w Boga wierzyć aby tam być
Ale ja wiem to z głębi siebie że nadzieję i wiarę trzeba mieć aby tam dojść
Że ginąć nie trzeba....Trzeba tam tylko dojść!



 
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Karoiiina w Wrzesień 16, 2013, 06:09:07
Cuuuuuuuuuuudne
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Demon w Wrzesień 16, 2013, 16:47:06
No normalnie jak o mnie wiersz... tylko z tą różnicą, że ja do kościoła nie chodzę ale na religii usłucham się od księdza o tym "złu"

Za je bi sty!
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nana w Wrzesień 16, 2013, 21:17:15
Kolejny wierszyk z typu....: Ćpałęś? Piszęsz!! ^.^

Idziesz ulicą, nie spodziewasz się
Syreny wciąż wyją
Radiowozy zagradzają Ci drogę
Wychodzą policjanci i mierzą do Ciebie...ostrzegają o czymś
"-Rzuć broń!"- wrzeszczą
Przyjeżdża karetka i stoi tak.
Czujesz dziwny pot, budzisz się ze snu.
Leżysz w trumnie w garniaku, wszyscy uciekają
Czujesz ból w ramieniu, kule po kolei wypadają
Znieczulica, ludzkie znieczulenie
Dlaczego?
Bo sami jesteśmy na siebie zdani!"
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nana w Wrzesień 16, 2013, 21:24:06
 Coś tam jeszcze o magii lasu...( No co?! Wzięło mnie!!)


Zwęglone drzewa leżą w spalonym lesie.
Podpalili lasy aby dom tu wybudować.
Ogień las pochłoną, spalone szczątki się walają...
Ale tam! Coś się rusza, pod spalonym pniem.
A tam leży, ranny zając, cały biały.
Po chwili jednak umiera z bólu.
Coś z lasu wyłania się jednak.
Drzewa wstają i idą tam gdzie stały
Zieleni się las!
Martwy królik wstaje i odżywa.
Biała sierść mu odrasta.
Nie ma śladu spalonego lasu.
Spalone szkielety wstają i zamiast kości, rudą sarnę widzisz.

Las nauczył się bronić przed złem.
Przed człowiekiem z ogniem, toporem i siekierą...
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Karoiiina w Wrzesień 16, 2013, 21:25:50
CUDOWNE!
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Arser w Wrzesień 16, 2013, 21:27:09
PIKNE !
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nana w Wrzesień 16, 2013, 21:28:38
                  Dla Karo za komentarze! :3

"Ciemna wadera, czarne skrzydła
Dar kochania ma
Mimo że przeciwnik to mimo wszystko brat.
Każdy "kocha" ją, za przyjaciela ją uważa mimo że przeciwnik i wróg
Jest jak noc...Cicha i nieuchwytna..."
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Karoiiina w Wrzesień 16, 2013, 21:39:05
Do podpisu to wrzucę! Cudne!
Teraz muszę napisać całą rozprawkę o Nanie xD
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Karoiiina w Wrzesień 16, 2013, 21:47:45
Co mogę powiedzieć o Nanie?
Biała wadera, z watahy pierwotnych.
Prawie od początku istnienia tego stada.
Może tak długo jej nie znam.
Może tak długo ją znam.
Ale wiem jedno -
Najlepiej pisze.
Jej historie wzruszające do łez,
Rzadko pełne śmiechu.
Ciekawe opisy, dialogi,
A wszyscy w domu twierdzą,
Że to ja piszę cudnie.
Ale nie o mnie chciałam napisać,
Tylko o białej waderze - Nanie!
Długo już nie popiszę,
Bo pewnie was to już nudzi,
Lecz... chcę ci Nano podziękować!
Za co? Za co?
Za wszystko!
Za to, że jesteś.
Za to, że piszesz.
Za to, że CIĘ LUBIĘ!
I za to, że piszesz do mnie komentarze :P
I to takie miłe..
A nie takie, jak do Demona! xD
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Demon w Wrzesień 17, 2013, 14:38:16
Uu ale Cb Nanka wzięło na wiersze.

Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nana w Wrzesień 17, 2013, 22:00:30
Wilk plączą nam się pod nogami a my nie wiemy co robić mamy
Zapomniane uczucie władzy
Znowu odzywa się
Na skinienie służą nam
Lecz gdzie oni są?
Ja! Ja wiem!
Więc gdzie?
W naszym świecie.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Karoiiina w Wrzesień 18, 2013, 15:15:33
U nas to chłopaki
Są jak živých žraloky (żywe żarłaki).
Gdy nie trzeba - wtedy krzyczą,
Jak zwierzęta czasem ryczą.
Dobrze grają w koszykówkę,
W piłkę nożną i siatkówkę.
Matematyka dla nich jest jak zmora,
Ma ukrytego w sobie potwora.
Chłopcy liczą "raz, dwa, trzy, cztery
Przy szkole stoją cztery rowery".
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Aisha w Wrzesień 18, 2013, 17:18:26
Fajne ;)
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Karoiiina w Wrzesień 18, 2013, 17:32:12
Nudziłam się na w-f xD
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Aisha w Wrzesień 18, 2013, 17:38:12
Gdy ja będę miała pomysł to też coś dodam. Ale do mojej pustej głowy nic nie wpada xD
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Aisha w Wrzesień 19, 2013, 20:48:10
O! Moja pusta głowa jednak nie jest taka pusta! Nuda na technice czasem się przydaje. Stworzyłam wiersz biały ;)

Nuda na technice

Nudzi mi się na technice,
Bo to bardzo nudny przedmiot.
Nie obchodzi mnie szkło, glina!
Kiedy to się w życiu przyda?

Zasnąć można, ale z nudów.
Chyba każdy chciałby spać,
Kiedy musi słuchać tego,
Co go wcale nie obchodzi.

Te projekty, te zadania
To jest nuda oraz męka.
Teraz wiersz ten muszę skończyć,
Bo z tej nudy zaraz zasnę...


Takie rzeczy powstają, gdy Aisha się nudzi xD I naprawdę prawie zasnęłam z nudów xD
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Aisha w Wrzesień 19, 2013, 20:48:41
I proszę o nie kopiowanie mła wiersza.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Karoiiina w Wrzesień 19, 2013, 20:52:08
Fajne..
Ja napisałam coś, ale wrzucę jutro, bo mi się pisać nie chce  :P
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Mistic w Wrzesień 19, 2013, 20:58:09
A mnie naszła wena na moją ulubioną psychopoezję...xD
Czasami siebie nie ogarniam (_ _')

Tłumię w sobie to wszystko
I wszystko i wszystko i tłumię to wszystko
Chcę krzyczeć, chcę płakać
Nie mogę, ja tłumię
Uczucia przeminą zatłumię to wszystko
I wszystko i więcej
Zatłumię
Zapłaczę zakrzyczę, podniecę
Opadnę, umrę, odnowię i odrodzę
Pomogę, zatłumię to wszystko
To wszystko i nic
Nie zapłaczę
Nie zakrzyczę
Nie mam sił
zatłumię to wszystko
Zatłumię, zatłumię stłumię się
I zamknę ten ryj…
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Karoiiina w Wrzesień 19, 2013, 20:59:56
CUDNE *.*
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Mistic w Wrzesień 19, 2013, 21:02:20
Tsa... Pierwszy "wiersz" który napisałam w 2 minuty...xD

Mam jeszcze takie coś co wynalazłam...

Nie wiem nic nie wiem
Wiem lecz nie wiem co
Bełkot, plątanie, poplątanie,
Trud ze zrozumieniem
Nieskazitelność
Nie mam co ze sobą zrobić
Unosząc się w czerni otchłani
Piszę, piszę i tworzę i znów piszę
Tworząc to nic nie wiem
Natchnieniem niewiedza
Niezrozumienie, tak to ja
Niewiedza mnie ogarnia
Jam niewiedzą
Niezrozumiałą
Nierozumną
Rozumną, lecz i nie…
Niepewną
Nic nie wiem
Jednak wiem
A może nie?
Ja? Nie…
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Karoiiina w Wrzesień 19, 2013, 21:08:06
CUDNE *.*
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Mistic w Wrzesień 19, 2013, 21:09:04
Aha, a teraz prawdziwa odpowiedź, bo wyjadę ze wszystkim co mam...xD
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Arser w Wrzesień 19, 2013, 21:35:45
Huehheeuheue fajne !!!!!!!!!!
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Mistic w Wrzesień 19, 2013, 21:39:19
Wcale nie...
Lalalalalalalalalalalaaaaa... Nie słucham...  -.-

A to takie napisane przed chwilą na Lobo... (Nawet nie wiedziałam, że to napisałam, ale ok...xD)

W ciemnej czerni
Siedzę, siedzę
W ciemni pracuję
Ja myślę i myślę
Pracuję w ciemni
Zatracam marzenia
Te myśli
Już precz
Oddalić się możesz….
Pozbędę się tego
W tej ciemnej czerni
Ja siedzę, tam siedzę
Godzinami tak mogę
Nie wyjdę, nigdy nie wyjdę
Zostanę
WYGOŃ MNIE!
Albo nie, zostanę
Posiedzę
Poczekam
Wywołam te zdjęcia
Co na nich jest?
Czerń, krew
Pogrzebane marzenia zatracające się w krwi
Siedzę i siedzę
Nie wyjdę
Nie mam klucza
Zostanę…
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Arser w Wrzesień 19, 2013, 21:41:14
Nie dość ,ze świetnie rysujesz i wgl robisz fajne graficzne te nwm jak to nazwać to jeszcze tak piszesz ...Weś no czlowieku sie opanuj ....
Tylko pozazdrościć ...
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Mistic w Wrzesień 19, 2013, 21:45:42
Tsa, tylko jak przyjdzie co do czego, albo jak łaskawie musze zrobić coś na polski, to kurde cały czas 3, bo piszę za mało emocjonalnie, dlatemu nie dodaję opowiadań... -.-
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Karoiiina w Wrzesień 20, 2013, 17:32:43
OMG, tak się nudzę, że coś napisałam..

W tej ciszy tak siedzę,
Myślę nad przyszłością.
W tle piosenka,
Przede mną laptop.
I myślę..
Brak pomysłu na przysy.złość.
Brak pomysłu na teraźniejszość.
Co ja mam robić?
Zginąć? Żyć dalej?
Nie dam rady!
Potrzebuję pomocy.
Pomocy, która będzie trwała
Po wsze czasy.
Nadal nie wiem, co mam robić.
Plakat nietknięty, brystolu nie ma.
Głowa pusta, aż piszę to coś.
Nawet wiersza nie przypomina.
Nawet... podoba mi się.
Ale teraz wołam o pomoc!
Bo plakatu sama nie zrobię.
Nie dam rady.
Za słaba jestem.
Co z tego, że słucham muzyki,
Dzięki której żyję.
I tak nie dam rady.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Mistic w Wrzesień 20, 2013, 17:51:09
Hah, Nie mogę z tego  "przysy.złość" ...xD
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Karoiiina w Wrzesień 20, 2013, 17:51:42
Się pomyliłam! xD
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Defera w Wrzesień 20, 2013, 17:52:41
A o co chodzi w tym wątku  ???
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Mistic w Wrzesień 20, 2013, 18:06:27
Karo: xD
Def: xD

~.:Moja  Królewno Śnieżko:.~
Tyś jak ten płatek…
Moja Królewno Śnieżko.
Nie jesteś jak Inne.
Moja  Księżniczko, Królewno, Śnieżko.
Powróć, proszę.
Czy jam śnię?
Czyż to nie piękne?
Błogie, melancholijne.
Moja  Królewno Śnieżko.
Podejdź, odsuń się, albo przybliż, bliżej, jeszcze…
Jesteś inna, inna niż inni, inna niż inne… *Wyjątkowa*
Jak ja, jak  ma siostra.
Moja Królewno Śnieżko,
Czemuż ty łkasz?
Zrobiłam coś nie tak?
Podejdź, oprzyj wygodnie głowę o głowę
ramię o ramię i śnij…
Moja Królewno Śnieżko, Księżniczko, Pani!
Tyś mną Ja tobą My sobą!
Inna niż inne, jak ja, bo tyś mną, ja tobą…
Zapamiętaj to! My inne, my razem…
*My Wyjątkowe*
Niech myślą co chcą, my sobą, inne, niezwykłe…
Tyś mną, ja tobą, razem, zawsze razem, me odbicie…
Te ruchy, takie same, ten nóż, w tej samej dłoni.
Ten płacz, te łzy, jak moje.
Żegnaj moja Śnieżko.
To moje ostatnie spotkanie z mą Panią…
                                                                   ~„My suicide”~
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Aisha w Wrzesień 20, 2013, 21:06:29
SUPER <3
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Karoiiina w Wrzesień 22, 2013, 10:42:18
MUAHAHAHA..
Mówiłam, że przepiszę.
Macie i się cieszcie:
 
"Pomocy!"
Samotność to... pustka.
Brak bliskich,
Brak znajomych,
Brak akceptacji.
Stojąc tak na pełnym korytarzu,
Zagubiona w tłumie uczniów,
Cichutkim głosikiem o pomoc proszę,
Lecz wszyscy się ode mnie odwrócili.
Pomocy! Ja chcę żyć normalnie!
Kilku się ze mnie śmieje,
Kilku popycha,
A kilku dogaduje.
Mam ochotę uciec -
I nie wrócić.
Chcę żyć jak zwykła koleżanka,
A nie jak "odmieniec".
Pomocy...
Ostatni głos z mych ust się wydobywa,
Serce przestaje bić.
Nikt tego nie widział,
I nikt nie przyszedł.
Martwe me ciało w trumnie,
Pożerane przez robaki,
Opłakuję mą przeszłość,
Która... była piękna.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Mistic w Wrzesień 22, 2013, 13:40:45
Nawet fajnie, tam kilka rzeczy dla mnie nie jest dość spójnych, ale ogółem ciekawe :3
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Karoiiina w Wrzesień 22, 2013, 13:46:59
Tak to jest, jak mi się nudzi na lekcji :3
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Mistic w Wrzesień 22, 2013, 13:55:03
Jak mi się na lekcjach nudzi, to wychodzą wilki, albo złudzenia optyczne...xD
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Mistic w Wrzesień 22, 2013, 15:58:49
Tęsknię za tymi czasami
Czasami gdy beztrosko bawić mogłam się z każdym
Nie było wtedy tego wszystkiego
Teraz, gdy nie mam na nic ochoty zatracam się
Zatracam się w nutach, pięknych melodiach
Upiornej, lecz jakże wspaniałej muzyce
Tęsknię
Ja tęsknię za tamtymi chwilami
Znów pragnę wyjść z tego kąta, oderwać się na chwilę od tej maszyny
Pragnę wyjść na zewnątrz, dotknąć świata, lecz…
Lecz, boję się tego
Nie mam co ze sobą zrobić
Jedynym odciągiem od tego wszystkiego jest powrót
Powrócić się do tego pięknego wyimaginowanego świata
Wszystko było takie, takie jak chciałam
A teraz?
Nie mam już nic.
Ciągle tylko te przemyślenia
Czuć się rozdartą to dla mnie nie nowość
Często szukam innej drogi lecz coraz częściej myślę nad nożem
Pragnę znaleźć coś ostrego
Tyle zła na tym świecie, a ja?
Nic nie mogę na to poradzić
Gdy znajdę ten nóż będzie jeden kłopot mniej…
Oderwę się od tego wszystkiego
I powrócę do pięknego wyimaginowanego świata…
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Demon w Wrzesień 22, 2013, 19:07:04
Aaa końców zajebista z tym nożem, wreszcie nóż a nie tylko żyletki! xD

Karo fajny ten Twój wiersz, lecz coś mi nie gra w tym "Martwe me ciało w trumnie,
Pożerane przez robaki,
Opłakuję mą przeszłość,
Która... była piękna."
Normalnie, żywy trup. Martwy ale płacze... poza tym super! :D
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Mistic w Wrzesień 22, 2013, 19:14:51
Demon: Wpierw pisałam o nożyczkach, ale doszłam do wniosku, że skoro nie mogę ich odszukać będzie nóż...xD


Ups...
Wcześniej mi się napisało Domon..xD
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Karoiiina w Wrzesień 22, 2013, 19:54:12
Demon - taka metafora.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nana w Wrzesień 23, 2013, 22:12:04
Przedstawiam wam kolejnego cośka który wpadł mi do głowy >.<

                                                  "Bez tytułu"

 Biedronka weszła do pokoju. Na ścianie czaił się jej cień. Modliła się w duchu aby nikt jej nie usłyszał.
Podłoga za nią zaskrzypiała. Biedronka odwróciła się gwałtownie uderzając głową w ścianę. W tej samej chwili zapaliło się światło.
 Na łóżku siedziała grupka wilków z opowiadania "Historie Nany" które pisała. O szafę był oparty SlenderMan, obok niego siedział Altair, Ezio i Connor (assasin creed). Na krześle siedziała wyciągnięta Alice z gry "Alice Madness Returns"
-Oj nieładnie wracać po nocy!- powiedział Slender.
-To nie moja wina! Spóźniłam się na tramwaj!
-Było powiedzieć bym ci konia ukradł i byś się nie spóźniła!- mruknął Connor.
-Spóźniłaś się na film...mieliśmy razem obejrzeć " Ghost Rider" ale Ghost utknął w korku...-dodał Kiba z "Histori"
-Ojej..przepraszam no...
-Tyłek mi przez ciebie zdrętwiał- powiedział bezceremonialnie Altair.
-A gdzie ten "Dosoyoto" z fabuły?
-Randkę ma..-powiedziała Nana. 
 Biedronka wyciagnęła DVD i wyjęła parę płyt.
-Możemy obejrzeć: Death Note, Wolf's Rain, Transformers, Transformers 2, Transformers 3, Most do Terabiti, Iron Man, Avengers, Thorn?- powiedziała machając płytkami.
-Wolf's Rain!-zawołali wszyscy.
 Po paru godzinach wspólnego oglądania i wyjadania pizzy wszyscy zrobili się senni.
-Dziś śpimy z tobą.- powiedział Aragorn z "Historii"
-O! To my śpimy w szafie!!!- zawołali chórkiem assasyni.
-Mogę z wami?- spytał Slendi.
-Jasne!
Pozwolicie że się zmniejszę i będę spać w kwaitku.- rzekła Alice z zadowoleniem.
-Śpicie jak chcecie tylko rano macie mnie nie męczyć...-powiedziała Biedronka kładąc się do ciepłego łóżeczka.
 Za nią po kolei wilki zaczęły wchodzić na łóżko i układać się każdy w swój sposób.
Slender z assasynami weszli do szafy a Alice się zmniejszyła i ułożyła w kawitku na parapecie.
 I tym sposobem Biedronka i jej przyjaciele miło spędzili wieczór...

Coś mnie napadło na napisanie takiej głupoty xDD
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Karoiiina w Wrzesień 24, 2013, 15:58:11
Cudo C:
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Arser w Wrzesień 24, 2013, 17:03:53
Fajne !!!
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: mste2828 w Wrzesień 25, 2013, 22:37:19
Fajne i śmieszne ja mam piosenkę bez refrenu, krótką

Głupota mi odbija, zaraz j***ę sobie z kija.
Straciłem wszystko, życie, miłość, towarzystwo...
Nie mam już nic, zostały tylko wspomnienia,
Wspomnienia z tobą gdy byliśmy razem, kochałem cię lecz wolałaś jego... i zostawiłaś mnie na ulicy całkiem samego.
Tamtego dnia nigdy nie zapomnę, a o tobie też już nigdy nie wspomnę.
Wk****łem się i wziąłem gnata, strzeliłem w niego, on upadł na kolana.
Przez ciebie siedzę w pierdlu i czekam na wolność, lecz gdy ciebie spotkam to nigdy nie przeproszę tylko powiem jedno -Odejdź ode mnie proszę-. Teraz myślę o jednym -Chcę popełnić samobójstwo-, skocze z mostu a ty mnie nie zatrzymasz, tylko się popłaczesz a ja będę gdzie indziej i już cię nigdy nie zobaczę
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Aisha w Wrzesień 28, 2013, 10:27:45
MUAHAHAHA..
Mówiłam, że przepiszę.
Macie i się cieszcie:
 
"Pomocy!"
Samotność to... pustka.
Brak bliskich,
Brak znajomych,
Brak akceptacji.
Stojąc tak na pełnym korytarzu,
Zagubiona w tłumie uczniów,
Cichutkim głosikiem o pomoc proszę,
Lecz wszyscy się ode mnie odwrócili.
Pomocy! Ja chcę żyć normalnie!
Kilku się ze mnie śmieje,
Kilku popycha,
A kilku dogaduje.
Mam ochotę uciec -
I nie wrócić.
Chcę żyć jak zwykła koleżanka,
A nie jak "odmieniec".
Pomocy...
Ostatni głos z mych ust się wydobywa,
Serce przestaje bić.
Nikt tego nie widział,
I nikt nie przyszedł.
Martwe me ciało w trumnie,
Pożerane przez robaki,
Opłakuję mą przeszłość,
Która... była piękna.

Piękne <3
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Karoiiina w Wrzesień 28, 2013, 10:37:24
Mam jeszcze wiersz o Adamie, co siedzi przede mną na polskim xD
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nana w Wrzesień 30, 2013, 20:33:19
dobry ten "wierszyk" ^.^
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Sierra w Wrzesień 30, 2013, 20:39:39
MUAHAHAHA..
Mówiłam, że przepiszę.
Macie i się cieszcie:
 
"Pomocy!"
Samotność to... pustka.
Brak bliskich,
Brak znajomych,
Brak akceptacji.
Stojąc tak na pełnym korytarzu,
Zagubiona w tłumie uczniów,
Cichutkim głosikiem o pomoc proszę,
Lecz wszyscy się ode mnie odwrócili.
Pomocy! Ja chcę żyć normalnie!
Kilku się ze mnie śmieje,
Kilku popycha,
A kilku dogaduje.
Mam ochotę uciec -
I nie wrócić.
Chcę żyć jak zwykła koleżanka,
A nie jak "odmieniec".
Pomocy...
Ostatni głos z mych ust się wydobywa,
Serce przestaje bić.
Nikt tego nie widział,
I nikt nie przyszedł.
Martwe me ciało w trumnie,
Pożerane przez robaki,
Opłakuję mą przeszłość,
Która... była piękna.

Piękne <3
Te ostatnie 4 wersy przyponinają mi trochę Demonologię xD
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Karoiiina w Wrzesień 30, 2013, 21:30:38
Ta, wkurzyłam się na szkołę.
A oto i wierszyk o Adamie!

"Adam"
Przede mną siedzi taki Adam,
On nie jest grzeczny, tak powiadam.
Jak najęty ciągle gada,
Dziwne marzenia wciąż układa.
Nic on nie wie, gdy się pyta,
Mało książek czyta.
Ciągle gra na komputerze,
Chyba nagrodę za to odbierze.
Dziwnie się zachowuje,
Przez to ma same dwóje.
Mam go już dość,
Przywaliłabym mu w kość.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Demon w Wrzesień 30, 2013, 22:12:29
Hahahahahhahahahhaa to o Adamie super.
"Mam go już dość,
Przywaliłabym mu w kość." a to to mi nieco przypomina tekst pewnego utworu raperskiego, kurde nwm jakiego bo to lata temu słuchałem metalu... ale to było o takim kolesiu co idzie drogą, wszyscy się na niego gapią... no melodie mam w głowie ale nie mogę sobie przypomnieć... No trudno, walić to, wiersz fajny. Super się go czyta i nawet śmiać mi się chciało.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Karoiiina w Wrzesień 30, 2013, 22:14:24
Jeszcze muszę napisać 17 wierszy. Chcę o każdym chłopaku, żeby się kiedyś pośmiać. xD

A to taki wierszyk, bo mnie bardzo wkurzył na polskim, wena mnie naszła, nabazgrałam, z dziewczynami się pośmiałam i git xD
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Demon w Wrzesień 30, 2013, 22:26:29
17? Ile ty masz osób w klasie.
U mnie tylko 11 chłopaków... czy tam 12... jakoś tak nie chce mi się liczyć.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Karoiiina w Wrzesień 30, 2013, 22:39:14
18 chłopaków, 11 dziewczyn (_ _')
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Demon w Październik 01, 2013, 15:29:39
29? O.o Wow ale dużo... ja to zawsze, ale to zawsze mam po 24 os w klasie...
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Karoiiina w Październik 01, 2013, 17:33:10
Napisałam.. piosenkę?

"Znów"
1. I znów się ode mnie odwrócili,
Ci, którzy byli przyjaciółmi.
Znów sama jestem,
Tak zawsze będzie i nikt tego nie zmieni.

Ref.: Wspomnij tamte czasy,
Kiedy będzie źle.
Spójrz jeszcze za siebie,
Wciąż żyj nadzieją.

2. Gdzie ta przyjaźń z dawnych lat?
Ciągle jeszcze woła mnie,
Gdzie jej zaginiony śmiech?
Tak zawsze sama i nikt tego nie zmieni.

Ref.: Wspomnij tamte czasy...
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Demon w Październik 01, 2013, 19:41:15
Długa xD
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Karoiiina w Październik 01, 2013, 20:41:15
4 razy po 2 razy ma jeszcze więcej.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Aisha w Październik 02, 2013, 17:28:36
Fajny ten wiersz o Adamie i piosenka : D
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Karoiiina w Październik 02, 2013, 17:34:51
Dziś pokazałam wierszyk o Adamie staremu nauczycielowi. Jak się zaczął śmiać xD
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Aisha w Październik 02, 2013, 17:38:26
Nie dziwię mu się xD Mi też się bardzo podoba! xD
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Karoiiina w Październik 04, 2013, 17:11:02
Głupia wena, głupia wena, głupia wena..


"No title"
W końcu nadszedł weekend. Powinnam być zachwycona, jednak ze spuszczoną głową powlekłam się do domu. Nie miałam ochoty tam iść, bo gdy mój starszy brat David poszedł do poprawczaka, nie dostawałam zrozumienia. Tata zginął w wypadku samochodowym, a po jego śmierci mama zaczęła pić.. Bałam się wrócić, ponieważ znając życie znów mama będzie leżała i się na mnie darła, kazała sprzątać. W końcu, gdy dotarłam do budynku, spojrzałam za siebie z tęsknotą, że może kiedyś jeszcze mama przestanie pić i będzie normalnie. Weszłam cicho do domu. Mama oglądała telewizor. Gdy usłyszała drzwi, natychmiast zareagowała, jak to miała w zwyczaju.
- Karolina! Przylazłaś do tego domu?
- Tak mamo! - powiedziałam
- Zostaw plecak i zmywaj gary, bo jak nie, to użyję pas!
Pokiwałam smętnie głową i poszłam do kuchni. Podwinęłam rękawy i zaczęłam myć. Mama co chwile krzyczała, bo jacyś ludzie kłócili się w telewizji. Gdy umyłam, podeszłam do salonu.
- Jest coś na obiad? - spytałam
- Nie ma! Jesteś duża, sama sobie zrób!
- Ale nic nie ma w lodówce!
- Zaraz coś kupię..
Mama podniosła się i wyszła z domu. Usiadłam w pokoju i napisałam zadanie domowe, aby mieć z głowy. Głód dawał o sobie znać.. Spojrzałam na zegarek. Mama wyszła około piętnastej, była osiemnasta. Wystraszyłam się. Po chwili ktoś zapukał do drzwi. Powlekłam się i otworzyłam. W drzwiach stali... dwaj policjanci. Uśmiechnęli się miło, później zaś znów stali się poważni.
- Ty jesteś Karolina, prawda?
Skinęłam głową, odjęło mi mowę.
- Coś się s-stało? - spytałam niepewnie
- Niestety tak.. Przyłapaliśmy twoją matkę, gdy próbowała okraść sklep.
*Dlatego jej tak długo nie było!* - pomyślałam z lękiem, mama nigdy tak nie robiła!
- Jest druga wiadomość.. Nie jest ona dobra..
Spojrzałam na policjanta ze zgrozą. Bałam się jego wiadomości.
- Musisz iść do domu dziecka. Nie ma innego wyjścia.
Popatrzyłam się na nich z miną typu "WTF?".
- Teraz proszę, spakuj swoje najważniejsze rzeczy.
Oprzytomniałam.
- A co ze szkołą?
- Jak na razie będziesz miała lekcje indywidualne..
Skinęłam głową i poszłam do pokoju. Złapałam pierwszą lepszą walizkę i byle jak wsadziłam najpotrzebniejsze ciuchy. Do plecaka spakowałam książki i kilka innych rzeczy. Wyszłam na korytarz.
- Gotowe.. - powiedziałam
- Dobrze... zamknij dom, klucze oddasz nam, zawieziemy cię tam.
Pokiwałam głową, zamknęłam dom. Podałam im klucze i powlekłam się za funkcjonariuszami policji do radiowozu. Usiadłam z tyłu, położyłam obok siebie walizkę i plecak, zapięłam pas. W końcu ruszyliśmy. Przyglądałam się przez szybę na ludzi.. Wydawali sie tacy szczęśliwi. Po niedługim czasie radiowóz zatrzymał się pod budynkiem. Wydawał się taki smutny.. Był stary.. Weszłam do środka, za mną szedł policjant. Czułam na sobie spojrzenia innych dzieci. Ciągnęłam walizkę za sobą. Funkcjonariusz załatwił wszystko i wyszedł. Rozejrzałam się, a do mnie podeszła młoda kobieta.
- Ty pewnie jesteś Karolina? Witamy cię u nas! - uśmiechnęła się miło
- T-tak.. D-dziękuję.. - powiedziałam cicho
Pani zaprowadziła mnie do pokoju, który był obok pokoju dwóch chłopaków, którzy byli starsi o rok ode mnie. Pomieszczenie, któro przypadło na mnie, nie było ładnie umeblowane. Jakieś łóżko postawione w kącie, mały stolik pod oknem i szafa. Skinęłam głową dziękując. Usiadłam na łóżku i podkuliłam nogi. *Kiedyś myślałam, że zawsze będzie dobrze, a w cale tak nie jest* - pomyślałam ze łzami w oczach. Po chwili ktoś zapukał do drzwi. Otarłam oczy i podeszłam do drzwi. Za nimi stali chłopcy z pokoju obok.
- Ty jesteś Karolina? Ja jestem Dawid, to jest Jakub.
Skinęłam głową. Nadal miałam podkulone nogi.
- Chcesz.. żebyśmy poszli? - spytał Jakub, widać, że Dawid był jego agresorem
Pokręciłam głową. Szczerze chciałam, żeby poszli, ale nie chcę od razu wyjść na chamską dziewczynę.
Pogadaliśmy chwilę, bo pani Kasia (tak miała na imię) zawołała nas na obiad. Zjadłam szybko i wróciłam sama do pokoju. Usiadłam na łóżku i wyciągnęłam jakąś kartkę. Zaczęłam pisać jakieś słowa. Nie wiem, co to było, ale coś nabazgrałam. Zgniotłam kartkę i rzuciłam do kosza. Położyłam się i spojrzałam w sufit. Leżałam tak rozmyślając w nieskończoność. Jednak moje rozmyślenia przerwała pani, wołając na kolację. Zjadłam kanapkę i poszłam spać.
Następny dzień zaczął się szybciej, niż mi się wydawało. Zdziwiłam się, bo nie czułam zapachu alkoholu, jednak otwierając oczy przypomniało mi się, że nie jestem w domu. Z trudem podniosłam się i przebrałam w ciuchy. Poszłam na śniadanie. Usiadłam gdzieś w kącie. Wokół dzieci darły się i bawiły jedzeniem. Szybko pożarłam co miałam i omijając dzieciaki weszłam do swego pokoju. Do pokoju zapukał Dawid. Sam? Zdziwiłam się i otworzyłam drzwi. Ten jakby nigdy nic wszedł i zamknął za sobą drzwi. Na klucz.
- E.. Co to ma znaczyć? - spytałam
- Jesteś taka słodka.. aż muszę to zrobić! - zaśmiał się i wywrócił mnie na łóżko
- Odwal się! - krzyknęłam przerażona, gdy ten stanął na czworakach nade mną
- Spróbujesz powiedzieć nie, a zrobię coś innego.. Bardziej bolesnego.. Nie zgwałcę cię..
Pokręciłam głową.
- Nie, nie i jeszcze raz nie! - odepchnęłam go nogami, a ten się wywrócił.
- CO TO MA ZNACZYĆ? - wybuchł
- To znaczy, że nie masz u mnie szans zboczeńcu.
Chłopak podniósł się i uderzył mnie w twarz, robiąc mi śliwę na oku.
- Pożałujesz za to! - krzyknęłam i złapałam go za nadgarstki. Szybko obkręciłam go, i nadal trzymając za nadgarstki, położyłam na łóżku i przytrzymałam. Wzięłam jakiś sznurek, który miałam przy sobie i zawiązałam mu ręce.
- A teraz pójdziemy do pani i powiem, co próbowałeś robić.
Dawid zdziwił się.
- Skąd znasz te chwyty?
Przewróciłam oczami. Nie miałam ochoty odpowiadać mu na to pytanie, bo i tak do szczęścia mu to nie było potrzebne. Od dziecka marzyłam, żeby zostać policjantką, więc czasami oglądałam seriale policyjne i cząsto spacerując po mieście pytałam się funkcjonariuszy jakie są zadania w policji i tak dalej... Otworzyłam drzwi i wyprowadziłam chłopaka.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Karoiiina w Październik 05, 2013, 11:24:29
Dobra.. napisałam część dalszą "No title", nie chce mi się szukać fragmentu, na którym skończyłam, wkleję całe o:

"No title"
W końcu nadszedł weekend. Powinnam być zachwycona, jednak ze spuszczoną głową powlekłam się do domu. Nie miałam ochoty tam iść, bo gdy mój starszy brat David poszedł do poprawczaka, nie dostawałam zrozumienia. Tata zginął w wypadku samochodowym, a po jego śmierci mama zaczęła pić.. Bałam się wrócić, ponieważ znając życie znów mama będzie leżała i się na mnie darła, kazała sprzątać. W końcu, gdy dotarłam do budynku, spojrzałam za siebie z tęsknotą, że może kiedyś jeszcze mama przestanie pić i będzie normalnie. Weszłam cicho do domu. Mama oglądała telewizor. Gdy usłyszała drzwi, natychmiast zareagowała, jak to miała w zwyczaju.
- Karolina! Przylazłaś do tego domu?
- Tak mamo! - powiedziałam
- Zostaw plecak i zmywaj gary, bo jak nie, to użyję pas!
Pokiwałam smętnie głową i poszłam do kuchni. Podwinęłam rękawy i zaczęłam myć. Mama co chwile krzyczała, bo jacyś ludzie kłócili się w telewizji. Gdy umyłam, podeszłam do salonu.
- Jest coś na obiad? - spytałam
- Nie ma! Jesteś duża, sama sobie zrób!
- Ale nic nie ma w lodówce!
- Zaraz coś kupię..
Mama podniosła się i wyszła z domu. Usiadłam w pokoju i napisałam zadanie domowe, aby mieć z głowy. Głód dawał o sobie znać.. Spojrzałam na zegarek. Mama wyszła około piętnastej, była osiemnasta. Wystraszyłam się. Po chwili ktoś zapukał do drzwi. Powlekłam się i otworzyłam. W drzwiach stali... dwaj policjanci. Uśmiechnęli się miło, później zaś znów stali się poważni.
- Ty jesteś Karolina, prawda?
Skinęłam głową, odjęło mi mowę.
- Coś się s-stało? - spytałam niepewnie
- Niestety tak.. Przyłapaliśmy twoją matkę, gdy próbowała okraść sklep.
*Dlatego jej tak długo nie było!* - pomyślałam z lękiem, mama nigdy tak nie robiła!
- Jest druga wiadomość.. Nie jest ona dobra..
Spojrzałam na policjanta ze zgrozą. Bałam się jego wiadomości.
- Musisz iść do domu dziecka. Nie ma innego wyjścia.
Popatrzyłam się na nich z miną typu "WTF?".
- Teraz proszę, spakuj swoje najważniejsze rzeczy.
Oprzytomniałam.
- A co ze szkołą?
- Jak na razie będziesz miała lekcje indywidualne..
Skinęłam głową i poszłam do pokoju. Złapałam pierwszą lepszą walizkę i byle jak wsadziłam najpotrzebniejsze ciuchy. Do plecaka spakowałam książki i kilka innych rzeczy. Wyszłam na korytarz.
- Gotowe.. - powiedziałam
- Dobrze... zamknij dom, klucze oddasz nam, zawieziemy cię tam.
Pokiwałam głową, zamknęłam dom. Podałam im klucze i powlekłam się za funkcjonariuszami policji do radiowozu. Usiadłam z tyłu, położyłam obok siebie walizkę i plecak, zapięłam pas. W końcu ruszyliśmy. Przyglądałam się przez szybę na ludzi.. Wydawali sie tacy szczęśliwi. Po niedługim czasie radiowóz zatrzymał się pod budynkiem. Wydawał się taki smutny.. Był stary.. Weszłam do środka, za mną szedł policjant. Czułam na sobie spojrzenia innych dzieci. Ciągnęłam walizkę za sobą. Funkcjonariusz załatwił wszystko i wyszedł. Rozejrzałam się, a do mnie podeszła młoda kobieta.
- Ty pewnie jesteś Karolina? Witamy cię u nas! - uśmiechnęła się miło
- T-tak.. D-dziękuję.. - powiedziałam cicho
Pani zaprowadziła mnie do pokoju, który był obok pokoju dwóch chłopaków, którzy byli starsi o rok ode mnie. Pomieszczenie, któro przypadło na mnie, nie było ładnie umeblowane. Jakieś łóżko postawione w kącie, mały stolik pod oknem i szafa. Skinęłam głową dziękując. Usiadłam na łóżku i podkuliłam nogi. *Kiedyś myślałam, że zawsze będzie dobrze, a w cale tak nie jest* - pomyślałam ze łzami w oczach. Po chwili ktoś zapukał do drzwi. Otarłam oczy i podeszłam do drzwi. Za nimi stali chłopcy z pokoju obok.
- Ty jesteś Karolina? Ja jestem Dawid, to jest Jakub.
Skinęłam głową. Nadal miałam podkulone nogi.
- Chcesz.. żebyśmy poszli? - spytał Jakub, widać, że Dawid był jego agresorem
Pokręciłam głową. Szczerze chciałam, żeby poszli, ale nie chcę od razu wyjść na chamską dziewczynę.
Pogadaliśmy chwilę, bo pani Kasia (tak miała na imię) zawołała nas na obiad. Zjadłam szybko i wróciłam sama do pokoju. Usiadłam na łóżku i wyciągnęłam jakąś kartkę. Zaczęłam pisać jakieś słowa. Nie wiem, co to było, ale coś nabazgrałam. Zgniotłam kartkę i rzuciłam do kosza. Położyłam się i spojrzałam w sufit. Leżałam tak rozmyślając w nieskończoność. Jednak moje rozmyślenia przerwała pani, wołając na kolację. Zjadłam kanapkę i poszłam spać.
Następny dzień zaczął się szybciej, niż mi się wydawało. Zdziwiłam się, bo nie czułam zapachu alkoholu, jednak otwierając oczy przypomniało mi się, że nie jestem w domu. Z trudem podniosłam się i przebrałam w ciuchy. Poszłam na śniadanie. Usiadłam gdzieś w kącie. Wokół dzieci darły się i bawiły jedzeniem. Szybko pożarłam co miałam i omijając dzieciaki weszłam do swego pokoju. Do pokoju zapukał Dawid. Sam? Zdziwiłam się i otworzyłam drzwi. Ten jakby nigdy nic wszedł i zamknął za sobą drzwi. Na klucz.
- E.. Co to ma znaczyć? - spytałam
- Jesteś taka słodka.. aż muszę to zrobić! - zaśmiał się i wywrócił mnie na łóżko
- Odwal się! - krzyknęłam przerażona, gdy ten stanął na czworakach nade mną
- Spróbujesz powiedzieć nie, a zrobię coś innego.. Bardziej bolesnego.. Nie zgwałcę cię..
Pokręciłam głową.
- Nie, nie i jeszcze raz nie! - odepchnęłam go nogami, a ten się wywrócił.
- CO TO MA ZNACZYĆ? - wybuchł
- To znaczy, że nie masz u mnie szans zboczeńcu.
Chłopak podniósł się i uderzył mnie w twarz, robiąc mi śliwę na oku.
- Pożałujesz za to! - krzyknęłam i złapałam go za nadgarstki. Szybko obkręciłam go, i nadal trzymając za nadgarstki, położyłam na łóżku i przytrzymałam. Wzięłam jakiś sznurek, który miałam przy sobie i zawiązałam mu ręce.
- A teraz pójdziemy do pani i powiem, co próbowałeś robić.
Dawid zdziwił się.
- Skąd znasz te chwyty?
Przewróciłam oczami. Nie miałam ochoty odpowiadać mu na to pytanie, bo i tak do szczęścia mu to nie było potrzebne. Od dziecka marzyłam, żeby zostać policjantką, więc czasami oglądałam seriale policyjne i cząsto spacerując po mieście pytałam się funkcjonariuszy jakie są zadania w policji i tak dalej... Otworzyłam drzwi i wyprowadziłam chłopaka. Na korytarzu spotkałam panią Kasię. Opowiedziałam jej o całym zajściu i obiecała, że to się więcej nie powtórzy.
Tak w strachu, lęku i nadziei spędziłam ten tydzień. W poniedziałek straciłam całą nadzieję. Siedziałam właśnie na łóżku, gdy do pokoju weszła pani z uśmiechem.
- Jest rodzina, która chce cię zaadoptować! - zaświergotała
Uśmiechnęłam się, lecz miałam niemałe wątpliwości. Wyszłam za nią do jej gabinetu. Siedział tam jakiś facet, kobieta i... Jakub? Usiadłam na wolnym krześle i przysłuchiwałam się pani. Co chwilę potakiwałam, w końcu wypełnili karty i wysłali mnie do pokoju po rzeczy. Wsunęłam się do pokoju i poprawiłam łóżko. Spakowałam swoje manatki i posprzątałam pokój. Spojrzałam jeszcze raz na niego i wyszłam. Powlekłam się za nowymi rodzicami do ich siedmioosobowego auta. Szczerze powiedziawszy było, fajne, bo nigdy takiego nie widziałam. Przyglądałam się przez okno. Zawsze lubię tak robić, gdy na serio nic nie ma do roboty, a droga się dłuży i dłuży. Po niecałych pięciu minutach dotarliśmy na miejsce. Domek był zadbany, dość duży i elegancki. Uśmiechnęłam się na myśl, że to będzie mym domkiem. Z niecierpliwością poszłam za "mamą i tatą" do środka. Za mną szedł Jakub. Cały czas patrzył się na mnie, a gdy ja się patrzyłam na niego, ten odwracał wzrok.
- Witajcie w nowym domu! Wasz pokój znajduje się na górze, pierwsze drzwi na lewo..
Spojrzałam na nią z miną w stylu "WTF?".
- Oczywiście, będę z nią dzielił pokój. Oświadczam, że nie będę wrzynał żadnych wojen ani nic. - powiedział chłopak
Ojciec najwidoczniej był uradowny tym, że nie będziemy się kłócić. Pokręciłam głową i powlekłam się na górę. Widać było, że przygotowali z myślą o dziewczynie i chłopaku. Rozejrzałam się i rozpakowałam swoje manatki. Położyłam się na miękkim łóżku i westchnęłam. Jakub jak gdyby nigdy nic podszedł do mojego łóżka i położył się obok mnie.
- E.. To moje łóżko?
- Tak, wiem! Ale cieszę się, że mogę dzielić pokój z tobą! - zaśmiał się serdecznie
Wyczułam w nim jakiś podstęp.. Mój policyjny instynkt nigdy nie nawalał. Zwaliłam go kuksańcem w ramię. Podeszłam do swojego biurka. Na nim stał... nowiusieńki laptop. Kiedyś o takim mogłam tylko pomarzyć! Nie włączyłam go od razu. Przeszukałam szafki. Było trochę książek o dojrzewaniu i tak dalej. W jednej szafce był zapas podpasek, których wszak nie używam, bo mi nie są potrzebne, aczkolwiek jeszcze nie miałam okresu. Tymczasem Kuba przeszukując szafki również znalazł książki o dojrzewaniu. Znalazł chyba coś jeszcze, ale szybko schował i tylko głupio się uśmiechał. Podniosłam się i zeszłam na dół.
- Mamo, mamy jutro iść do szkoły?
- Karolino, ty zostań. Masz tą śliwę przy oku, będą się śmiać. Od Kuby odpiszesz lekcje później.
- Dobrze.. - powiedziałam ucieszona, że ja mogę zostać w domu. Zbliżał się wieczór. Na kolację zjadłam kanapkę z Nutellą i pognałam do pokoju. Wzięłam piżamy i poszłam do łazienki, gdzie szybko się przemyłam i przebrałam. Gdy weszłam do pomieszczenia, Kuba leżał na swoim łóżku i czytał książkę, która miała bardzo dziwny tytuł.
- Dobranoc! - powiedziałam, kładąc się i zasypiając.
Chłopak nie oderwał się od lektury. Widać było, że go bardzo zaciekawiła. Następny ranek był również cudowny jak poprzedni wieczór. Wstałam później niż zwykle. Kuba był w szkole, a rodzice w pracy. Poszłam na dół do kuchni. Zastałam tam karteczkę od nich. Uśmiechnęłam się i zjadłam płatki z mlekiem. Szybko przebrałam się i schodząc na dół skierowałam się do salonu. Usiadłam tam na bardzo miękkim fotelu i włączyłam telewizor..
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Demon w Październik 06, 2013, 08:50:01
Mega długie.... jejj... przeczytam w nocy xD
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Karoiiina w Październik 06, 2013, 09:39:22
Wiesz, że to jest jeszcze dłuższe? Rossa też pisze, później sprawimy, że nasze bohaterki się spotkają.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Październik 27, 2013, 06:48:24
Super
Dawaj następną! ;) :)
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Sierra w Październik 29, 2013, 18:36:05
Yey...moja wena mnie przeraża i doprowadza do płaczu...sama wymyśliła ten wiersz
Nie ma Ciebie tutaj...

Nie ma Ciebie tutaj...
Jesteś na tamtej stronie
Spójrz-wyciągam do Ciebie dłonie

Nie ma Ciebie tutaj...
Skończyłaś jedną ze swoich ról
W sercu czuje ogromny ból

Nie ma Ciebie tutaj...
Jesteś już w Niebie
Na zawsze straciłam Ciebie

Nie ma Ciebie tutaj...
Zamknięta już trumna
Wiem że Byłaś ze mnie dumna

Nie ma Ciebie tutaj...
Doceniam te spędzone chwile
Będe je wspominać bardzo mile

Nie ma Ciebie tutaj...
Byłaś człowiekiem,których było mało
Teraz w ziemi leży Twoje,zimne ciało

Nie ma Ciebie tutaj...
Dawałaś mi nadzieję
Wiem że było Ci ze mną trudno

Nie ma Ciebie tutaj...
Zniknęłaś z mego życia
Już nigdy nie zobaczę twojego oblicza

Nie ma Ciebie tutaj...
Wszystkie myśli zmierzają ku Tobie
Teraz stoje przy Twoim grobie

Nie ma Ciebie tutaj....
Nie mam sensu bycia
Nic nie przywróci Ci życia

Nie ma Ciebie tutaj...

Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Listopad 11, 2013, 22:55:54
Super Si
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Karoiiina w Listopad 12, 2013, 14:22:01
Czekajcie, jeszcze jak zobaczycie po szlabanie moją masę pomysłów i opowiadań, to będzie ciekawie c.c

A wiersz fajny.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Listopad 12, 2013, 14:26:43
Nie mogę się doczekać *spada z krzesła z radości "Au!"-mówi*
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Sierra w Listopad 12, 2013, 14:31:02
Dzięks xD
mi się już w głowie ułożyły 3 części opowiadania ale nw czy napisać ;-;
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Listopad 12, 2013, 14:51:46
Nie trzymaj mnie w nie pewności.

Pisz!
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Sierra w Listopad 12, 2013, 14:56:47
nw czy Ci się bd podobać...jestę nieśmiałę w pewnych sprawach xD
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Listopad 12, 2013, 15:06:00
że mi?  :o
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Sierra w Listopad 12, 2013, 15:12:36
No tobie też...ale innym nie wiem czy będzie się podobać... '-'
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Listopad 12, 2013, 15:14:03
Spodoba się, nie bój się
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Sierra w Listopad 12, 2013, 15:18:46
NIEEEE!!!!
Wg mojej koleżanki jestem baardzo śmiała i pojebana w pozytywnym znaczeniu ale jeśli chodzi o te sprawy to ja się zamykam
*zamyka się w trumnie*
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Listopad 12, 2013, 15:25:11
nie spammy

Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Listopad 16, 2013, 08:08:56
                                                                                 "Prolog"

Wstałam dziś o 6:00, z resztą jak zawsze. Dziś miały być moje 16 urodziny. Ubrałam się, umyłam i wyszłam na pole. Był piękny i słoneczny dzień. Wzięłam ze stołu smycz i zawołałam Nera, mojego psa. Zapięłam go i wyszłam z nim za brame. Zamknęłam furtkę, poszłam z nim polną drogą. Ta pora letnia była moja ulubiona. Wiatr rozwiewał moje czekolodowe włosy, a szare oczy patrzyły się na widoki. Doszliśmy na moją ulubioną łąkę. Spóściłam psa ze smyczy. Usiadłam na środku łąki i wyjęłam mój pamiętnik. Zaczęłam coś pisać. 1h zleciała bardzo szybko. Wróciłam z psem do domu. Zadzwoniła do mnie Lajla, moja najlepsza przyjaciółka. (L=Lajla, K=Kathrine=ja)
L: Siemka Kat.
K: Hej. Czego ode mnie chcesz?
L: Mamy zrobić tą makietę na historię.  Może przyjdziesz do mnie i ją zrobimy?
K: Spoko, już idę.
L:Pa
K: Pa
Rozłączyłam się. Podeszłam do mamy i zapytałam się czy mogę iść do Lajli, a ona się zgodziła. Pogłaskałam psa na pożegnanie.  Poszłam ulicą, zaczęło mi się kręcić w głowie, bolał mnie brzuch i chciało mi się wymiotować.
Nagle zmieniłam się w wilka...
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Listopad 16, 2013, 08:14:29
Zaczynam nową serię opowiadań. Nazywa się...
Zresztą zobaczcie na mój wątek to się dowiecie. :D
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Listopad 16, 2013, 18:26:13
                                                                                "She wolf"
                                                                                  "To prawda!"

Błądzę od paru godzin. Pada deszcz, jest ciemno, a do tego wszystkiego jestem głodna. Zobaczyłam jaskinię, weszłam do niej.  Cała przemoczona; próbowałam się jakoś ułożyć do spania. Ale przecież to mój pierwszy raz w postaci wilka więc nie wiedziałam jak. W końcu zwinęłam się w kłębek, koło kamienia. Zamknęłam oczy.
Zasnęłam...

        Rano obudziłam się jako wilk, a myślałam, że to tylko sen. Ten "sen" okazał się javą. Wstałam, chwiałam się na boki. Trudno mi było złapać równowagę. W końcu przyzwyczaiłam się do chodzenia na czterech łapach. Wyszłam spokojnie z jaskini.
          Dzisiejszy dzień był piękniejszy od wczorajszego. Wszędzie było jakieś zwierzę. Byłam głodna, nagle z niewiadomych przyczyn złapałam zająca! Zjadłam go, później się otrząsnęłam i uświadomiłam sobie co zrobiłam. Poszłam przed siebie.
           Na polanie zobaczyłam 3 wilki. Podeszłam do nich. Popatrzyły się na mnie.
-Cześć.-powiedziałam nieśmiało.
Nagle...
                 
                                                                                               C. D. N
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Karoiiina w Listopad 17, 2013, 16:22:27
To tylko fragment tego, co napisałam. Nie wiem kiedy c.c

Dziewczyna szybko wzięła do ręki kilka tabletek. Drżącą ręką wrzuciła je do ust i popiła wodą. Po kilku minutach dopadł ją wielki skurcz. Poszła do łazienki. Jej nogi już były całe we krwi. Chłopak, który jej towarzyszył nie wiedząc, co ma robić, zadzwonił po pogotowie. Karetka przyjechała i zabrała dziewczynę do szpitala. On zaś zadzwonił po jej rodziców i wyjaśnił sytuację. Jej rodzice wzięli chłopaka i pojechali do szpitala. Czekając przez godzinę, może dwie, w ich głowach pisały się czarne scenariusze. W końcu ordynator oddziału, który się zajął dziewczyną, powiedział, że wszystko z nimi dobrze. Nimi? A, no tak. Dziewczyna próbowała popełnić aborcję. Za tydzień miała kończyć osiemnaste urodziny. I przeszkadzała jej ta ciąża. Na szczęście wszystko z dzieckiem dobrze. Urodziło się trochę przedwcześnie, jednak było zdrowe. Musiało zostać w szpitalu przez długi czas. Jego matka też. Wszyscy jej znajomi się o tym dowiedzieli, jednak nie wyparli się jej. Pomagali jej jak mogli, jednak ona to ignorowała. W końcu, gdy pozwolono jej opuścić szpital, nawet nie spojrzała na córkę tylko poszła. Z dzieckiem została matka dziewczyny. Gdy malutka mogła opuścić szpital, babcia wzięła ją do siebie. Zajęła się nią najlepiej jak umiała. W końcu jej córka wzięła małą. Nic nie wytłumaczyła. Tak na serio, chciała 'zaszpanować' przed kolegami, że ma już dziecko. W końcu nadeszła taka chwila, że koledzy wyparli się jej i zaczęli ją wyśmiewać. Czemu? Bo chciała zabić to dziecko. Oni byli przeciwko aborcji. Dziewczyna udawała, że dba o córkę. Na serio dawała jej mało jeść, nie dbała o nią. Dziecko płakało, płakało, płakało...
W końcu mała urosła. Była wychudzona, często zostawała u babci na noce. Tam dostawała jedzenie. Dziewczynka rzadko chodziła do szkoły, bo nie 'wyglądała jak należy'. Wyśmiewali się z niej. Tak samo było w gimnazjum. Często była popychana, wyśmiewana, wskazywana palcem. Starała się to ignorować. W końcu zaczęła się ciąć. Nauczyciele zauważyli to i zawołali ją na spotkanie z psychologiem. Tam porozmawiały szczerze, pani psycholog powiedziała, że jeśli dziewczyna chce, to
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Listopad 17, 2013, 19:36:26
Dawaj dalej!
Super
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Karoiiina w Listopad 18, 2013, 14:17:56
Jak będę miała koniec szlabanu, to napiszę.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Listopad 19, 2013, 21:52:10
Nie mogę się doczekać!   :) 8)
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Karoiiina w Listopad 22, 2013, 09:47:59
Coś takiego nabazgrałam ;-;

Nie! Ja nie chcę stracić!
Tego wszystkiego co mam
Czego nie mam
Rodziny
Domu
Kraju
Świata..
Po prostu nie!
Zostaw mnie w spokoju!
Miej swoje życie
A od mojego się odwal
Co ja Ci zrobiłam?
Co ja Ci zabrałam?
Co przeze mnie straciłeś?
Po prostu nic.
Więc żegnaj świecie,
Bo i tak nikt mnie nie chce.
Żegnaj świecie
Nie zapomnij, że ja też tutaj byłam.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Listopad 22, 2013, 14:58:10
Fajne to
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Grudzień 01, 2013, 08:22:11
Wydanie specjalne:

                                                                              "She wolf"                       
                                                                              "It's me!"
Cały czas czułam, jak mnie ciągnęli, jakieś kamienie, liście, które łamią się pod moim ciężarem. W końcu ujżałam oślepiające światło. Wyszłam z worka. Dookoła stały wilki, ze skrzydłami lub bez. Różnych kolorów. Podszedł do mnie jeden z nich. Miał skrzydła, był koloru szarego, grzywka zaś czarna, a na pysku białe kropki. Popatrzyłam się na moją łape też szare futro. Nagle spokrzałam do tyłu, zobaczyłam tam... biale skrzydła! Spojrzałam znów na wilka, który szedł do mnie. Gdy był już o 30 cm ode mnie zatrzymał się. Spojrzał na mnie.
-Witaj moja droga...         
                                                                                              C. D. N
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Capable w Grudzień 01, 2013, 09:04:10
Super siostra
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Sierra w Grudzień 01, 2013, 11:38:30
superaśno-swetaśnie :3 xD
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Grudzień 01, 2013, 13:31:16
Thanks dziewczyny, wielkie dziękk
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Grudzień 08, 2013, 19:25:27
cz. lll
                                                                               "She wolf"
                                                                           "Jestem Alphą?"
-Ja nie mam żadnej siostry. -powiedziałam zadziwiona.
-Ależ masz, mnie.-uśmiechnęła się. -Hahah, bardzo śmieszne, hahahaha!-zaczęłam się śmiać.
Wilk, który był moją 'siostrą' nie śmiał się. Przestałam się śmiać, bo wiedziałam, że i tak niekt się nie zaśmieje. Spojrzałam się na wilka.
-Jestem Capable.-przedstawił się wilk.
-A ja Kathrine, ale mów mi Kat.-uśmiechnęłam się.
Capable zaczęła się śmiać, a inne wilki wraz z nią. Uśmiechnęłam się zakłopotana. Moja siostra przestała się śmiać i inne wilki też.
-Jesteś Rire.-powiedziała powarznie.
-Nie będę nosić takiego imienia!-powiedziałam.
-Ale to twoje prawdziwe imię.-powiedziała Capable.
-Nie prawda. To jest tylko sen, zaraz się obudzę i będę sobą.-powiedziałam.
-Choć za mną.-powiedziała Capable i poszła przez las.
Pobiegłam za nią. Po mału przyzwyczajałam się do mojego nowego ciała wilka. Po 10 minutach doszłyśmy do jakiegoś zamku. Był piękny, popatrzyłam się na zamek. Capable weszła do niego, a ja za nią.         
   Szłyśmy wielkimi korytarzami. Było w tym zamku po prostu pzrepięknie. Moja siostra podeszła do drzwi, a one się same otworzyły. Opadła mi szczena. Weszłyśmy do komnaty,  w której było wiele obrazów. Na jednym z nich były dwa wilki. Wyglądały podobnie, oba miały szrą sierść i białe skrzydła, tylko, że jeden z tych wilków miał czarną grzywkę, a drugi czerwoną. I ten z czarną grzywką miał jeszcze kropki na pysku, białe. Popatrzyłam się na Capable, a ona na mnie.
-To ja -wskazała wilka z kropkami na psyku- A to ty.-pokazała na drugiego wilka.
-Ok już wieżę.-odpowiedziałam.
-Jesteśmy przywódczyniami tego stada.-powiedziała Capable.
Uśmiechnęłam się do swojej siostry. Wyszłyśmy obie z zamku.
-A teraz pokaż mi nasze stado.-powiedziałam do siostry.
-Już się robi.- Capable uśmiechnęła się  i poszłyśmy...                       
                                                                                               C. D. N
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Mistic w Grudzień 17, 2013, 19:00:58
Taka chwilowa wena, czyli opowiadanie-hybryda, które muszę dać pani od polaka, za które na milion % mnie zrypie za samą treść, a co dopiero przesłanie...xD

Hah, krótkie jakieś wyszło, ale ograniczenie było, które ja oczywiście przekroczyłam x2...

„Znamię Śmierci”
-Otwórz oczy, jak się zwiesz? Słyszysz, otwórz oczy…
Dziewczę  powoli otworzyło czy.
Zrobiła to jak na zawołanie, jednakowoż zerwała się wręcz natychmiastowo i z całej swej siły przygwoździła ową kobietę, która ratować ją chciała, do gruntu, sięgnęła do kieszeni. Kobieta ruszyć  się nie mogła.  Dziewczyna  podniosła swą głowę śmiało i z dumą, obserwowała wszystko co działo się wkoło. Pełno ludzi, jakiś samochód, wypadek? Cóż się stało? Nie dała po sobie poznać żadnej emocji, ani jednego uczucia. A co się tak właściwie zdarzyło?
*Ranek*
Elva, tak się zwie ów młode dziewczę, które niewiadomo czemu tak postąpiło.
O 7.15 usłyszeć dało się piękną melodię, był to budzik, czas do szkoły… Ależ oczywiście… Elva nie szła do szkoły, szła na zagładę, na  śmierć, na zgubę… Wiedzieć chcecie od początku? Wszystko was tak nurtuje? Szczerze, mnie też to zastanawia, jednak cóż to by była za historia, gdyby na wstępie niewiadome stałyby się wiadome, nieprawdaż?
7.30 Elva powoli i dość niechlujnie wygramoliła się ze swego łoża. Cel łazienka. Siwe łaszki, które ona śmiała zwać koszulą nocną od razu powędrowały na ziemię… Mocny make-up, czerni wiele, włosy w kok, potem kucyk, na końcu jednak kłosa wybrała, przeciągnęła swą szczotą po zafioletowiałej końcówce owego warkocza. Następny etap- Szafa… Oj tak, przeto to dziewczyna, znalezienie ciuchów trochę trwa, jednak Elva tych problemów nie miała.
8.00 Ups, ktoś się chyba spóźnia. W szkole winna już siedzieć na lekcjach, a dziewczyna w domu.  Ona miała to gdzieś. Po co ma iść w miejsce gdzie jest szykanowana i wyśmiewana za to kim jest?
-Cmentarz.- Wymamrotała i pognała niczym błyskawica w wypowiedziane miejsce. Doszła do bramy i stanęła przed nią, chwilę tak w niepewności ta ubrana na czarno Elva, uginała tylko kolana. Jednak  odważyła się i weszła. Zaczęła maszerować żywym tempem pomiędzy nagrobkami. Przydreptała do grobowca. Wielki, czarny, stary. Podeszła blisko i padła na kolana, od razu łzy napłynęły jej do oczu, a makijaż zmienił się w czarną plamę wędrującą po jej alabastrowej karnacji. Suknię swą gotycką poprawiła lekko i przysiadła, dłonie złożyła w geście raczej szatańskim. Niedaleko przechodziła babinka, spojrzała na Elvę jak na dziewczę z rodziny „satan”, ona jednak zimnym spojrzeniem odwzajemniła „przywitanie”. Zawiązała swe ciężkie buty, które zwykła zwać glanami.
Pociągnęła nosem i wyciągnęła swą bladą rękę w kierunku betonowej, pustej donicy, gdzie winny znajdować się kwiaty, sięgnęła dna i po kilku sekundach wyciągnęła z doniczki nóż. Złapała go mocno prawą ręką, a lewą zaczęła gładzić ostrą końcówkę, nie raniąc się jednak. Westchnęła dość głośno i wstała, oczy jej jeszcze napuchnięte od płaczu były. Rozejrzała się z uwagą, staruszka już poszła, nikogo wkoło, uśmiechnęła się lekko i wsadziła nóż do przedniej kieszeni bluzy, od tak. Założyła kaptur, by jej zacieki nie były widoczne i skierowała się w stronę lasu. Przeszła przez ten niewielki gąszcz.
-Halo!- Usłyszała nagle i obejrzała się za siebie, rękę włożyła do kieszeni i w ostateczności gotowa była wyciągnąć narzędzie.
-Tak?- Odpowiedziała cicho i w miarę miło, gdyż ujrzała, iż ową postacią jest policjant, przyjaciel rodzina, masz ci los…
-A panienka co tak sama. Elcia w szkole chyba powinna być. Znowu to na wagary wagary się wybrałaś?
-Ale skądże znowu, po prostu troszeczkę zaspałam.
-Szkoła jest w drugim kierunku.
-Czyżby?- Zaczęła nerwowo wiercić dłonią w kieszeni, denerwowała się, a kropla potu spłynęła jej z czoła.
-Oczywiście, nie mów, iż znowu zabłądziłaś… A co ty tam masz?- Mężczyzna opamiętał się, widząc, iż coś błyszczącego mignęło mu przed oczyma, tak, Elva zapomniała się i nieuważnie i przypadkowo nóż odsłoniła… Podniosła głowę i ukazała swą twarz pokrytą szczątkami tuszu.
-Mordu jam świadkiem byłam i do mordy się przyczynię- Kolejna łza spłynęła jej z oka, bez wahania wyciągnęła nóż… Słyszeć dało się tylko jęk policjanta, krew napiętnowała na ubraniach oraz ciele dziewczyny. Nerwowo rozejrzała się, pogładziła po głowie policjanta, przysłoniła ręką oczy i zadała kolejny cios. Wyglądało to tak, jakby miała w tym wprawę…
Mężczyzna wyzionął ducha, a Elva przystawiła nóż do swych ust, delikatnie zlizała krew z ostrza, jak gdyby była to ambrozja. Nóż schowała do tej samej kieszeni, w której miała go przez momentem i pobiegła przed siebie. Przebiegła las w mgnieniu oka i wpadła niczym grom z jasnego nieba na ulicę, była w amoku, a to przez sytuację, która miała miejsce kilka minut temu. Usłyszeć można było tylko pisk opon, klakson i kobietę, która krzyczała, by Elva się odwróciła. Dziewczyna zamiast w bok spojrzała na ów starszą osobę płci żeńskiej.
Nagle usłyszał dało się potężny huk, trwało to mniej niż 10 sekund. Samochód z wielką impetem uderzył w nastolatkę, a ona poleciała bezwładnie na ziemię, nóż który miała w kieszeni o dziwo nie zadał ran, a jedynym widocznym uszkodzeniem, była nieco starta skóra na kolanach i prawym łokciu. Było to dziwne, jednak Elva straciła przytomność. Kierowca zdezorientowany zajściem wyciągnął swój metalicznie lśniący telefon i zadzwonił na pogotowie, w tym czasie kobieta podbiegła do szesnastolatki, by nieść jej pomoc.
-Otwórz oczy, jak się zwiesz? Słyszysz, otwórz oczy…- Teraz już wiecie co się stało? Tak więc konturować będę tą narrację…
Dziewczę  powoli otworzyło czy.
Zrobiła to jak na zawołanie, jednakowoż zerwała się wręcz natychmiastowo i z całej swej siły przygwoździła ową kobietę, która ratować ją chciała, do gruntu, sięgnęła do kieszeni. Kobieta ruszyć  się nie mogła.  Dziewczyna  podniosła swą głowę śmiało i z dumą, obserwowała wszystko co działo się wkoło.
-Cóż ty pragniesz uczynić?- Słyszeć dało się  bojaźliwy ton starszej pani, Elva uśmiechnęła się iście szatańskim ułożeniem jej nieco zakrwawionych ust. Nie była to jej krew, to było piętno sprawione poprzednim zdarzeniem, tym mordem, wyżyciem na mężczyźnie, owym policjancie. Ręka jej prawie całkowicie zaginęła w kieszeni, a już po chwili przy szyi kobiety widniał nóż… Rozległ się głośny, psychopatyczny śmiech Elvy. Nożem zrobiła jedno, powolne i dokładne cięcie, na oczach wszystkich. Polała się strużka cieczy czerwonej, wręcz bordowej. Dziewczyna była już cała splamiona tym cholerstwem. Kierowca spojrzał na nastolatkę i upuścił swój drogi telefon, uciekł. Wszyscy wkoło krzyczeli, mała dziewczynka płakała. Rozległ się dźwięk syreny, ktoś ją wsypał zadzwonił…
-Rzuć ten nóż i połóż się.- Jeden z policjantów zakomendował głośno i wyciągnął broń.
-Mej miłości się nie wyzbędę, jakem zrodzona jam byłam przy krwi ilościach ogromnych, tak i żywot mój zakończy ta katusza psychologiczna- Kolejne łzy zaczęły spływać po twarzy, niektóre kapały na ową, zabitą już kobietę…
*Tak i żywot mój  zakończy* Powtórzyła w myślach…
-Odłóż ten nóż, bo będziemy zmuszeni strzelać- Usłyszeć dało się kolejny rozkaz…
-Dobrze- Powiedziała posłusznie i jednym, błyskawicznym ruchem wbiła narzędzie w serce. Idealnie trafiła. Rozległ się stłumiony krzyk, krzyk ukojenia, wyzwolenia… Resztkami sił nóż wyciągnęła i jak kazał policjant, wylądował on na ziemi. Elva runęła z siłą koło zamordowanej kobiety i narzędzia zbrodni jej i swojej. Ręka jej odbiła się, a z kieszeni spodni wyleciał świstek.
Policjant podszedł i przeczytał, wyciągnął dłoń i sprawdził jej puls, nie było go, uniósł drugą rękę i przetarł nią po swej skroni, był widocznie zdruzgotany tym co mieściło się na świstku…
Co na nim było? To wie tylko on, gdyż schował świstek tak, iż nikt tego nie zauważył, wstał i odszedł, pozostawiając znamię śmierci…
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Grudzień 18, 2013, 08:14:38
Fajne...
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Kamikadze w Styczeń 02, 2014, 21:54:46
Nie wiem co to, ale proszę..

Ja - maleńka szara myszka.
Świat - wielka kuchnia.
Wrogowie - koty, czyhające na mnie.
Przyjaciele - i tu właśnie wszystko się wali.
Rodzina - najbliżsi, nie pojmują mnie.
Zwierzęta - najpierw robią, potem myślą.
Czy w ogóle myślą?
Coś czego szukam. Ale co?
Sera - czyli sensu istnienia.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nero01 w Styczeń 04, 2014, 10:02:20
Spox
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Lajna w Styczeń 04, 2014, 13:04:31
Misss plz to było zaczepiaste!! Ja Cię kręcę!! <33
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Mistic w Styczeń 04, 2014, 13:19:07
Hm? A, że to opowiadanie na polaka... Nauczycielka miała inne zdanie, gdyż znowu zbytnio "pojechałam", jak to ona powiedziała... v.v
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Lajna w Styczeń 04, 2014, 13:31:10
Niee jest zaczepiaste!
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Mistic w Styczeń 04, 2014, 13:38:45
Jest zwykłe... ._.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: blub w Styczeń 04, 2014, 14:07:29
Misty, ty pomiocie szatana xD
Fajne, ale nie przepadam za takimi zwrotami staroświeckimi, bo trudno mi się to czyta. Ale ogólnie świetne C,:
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Mistic w Styczeń 04, 2014, 14:34:31
To nie zwroty, ja tak się wyrażam w codzienności…C:
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: blub w Styczeń 04, 2014, 14:38:57
To po śląsku? OuO
I rozumie, Cię ktoś?? xD
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Mistic w Styczeń 04, 2014, 14:40:25
Jaki śląski?
To gwara plastykowa...xD
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: blub w Styczeń 04, 2014, 14:48:12
Ah... xD
To jest coś czego misiek nie lubi za bardzo xD Nie umiem rysować xD
Jestem totalnym beztalenciem pod względem kreski. Nawet kolorować nie umiem ._.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Mistic w Styczeń 04, 2014, 14:52:12
xD
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Sierra w Styczeń 19, 2014, 17:51:53
Taka chwilowa wena, czyli opowiadanie-hybryda, które muszę dać pani od polaka, za które na milion % mnie zrypie za samą treść, a co dopiero przesłanie...xD

Hah, krótkie jakieś wyszło, ale ograniczenie było, które ja oczywiście przekroczyłam x2...

K....K...KRÓTKIE??? dziewczyno dłuższe od moich czytanek w szkole!!!!!!  No i meszcze do tego limit 2x przekroczyłaś xD
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nana w Styczeń 25, 2014, 23:44:20
Silny wiatr wieje z nikąd.
Inni czują piekielny mróz, ale ja czuję się świetnie!
"Brawo Alen! Ładny podryw śniegu!" myślę z cholerną satysfakcją.
Czuję czyjąś dłoń na barku. To jakiś uczeń. Zaczynam udawać cichą i nieufną.
"Ojej! Co za pech! Szkoda!" mówię mu cicho i znikam w tłumie.
Słyszę szept którego inni nie słyszą.
"Spokojnie Alen. Pamiętam o tym. Wiem, uważać na ludzi."
Przechodzę obok kolegów z klasy.
Pchają mnie na podłogę i okrążają.
Słyszę szyderczy śmiech.
-WIEDŹMA!- wrzeszczą.
Sprawia im to podłą zabawę.
Biorą za ramiona i wpychają do jakiegoś schowka!
-Pomocy! Proszę wypuśćcie mnie!- ale słychać tylko w odpowiedzi śmiech.
Coś sprawiło że drzwiczki wypadały z szafek.
-Alen jak dobrze że jesteś! Czas na zemstę za te sześć lat piekielnej katorgi!
Duszą się wszyscy.
Giną w mgnieniu oka.
Lecz to nie koniec.
Nie. Jeszcze nie...


Tak mój kolejny odpał... ._.
A i to ku "czci" b]autorom gry "Beyond: Dwie dusze", bohaterce Jodie i jej przyjacielowi Aidenowi.
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Rena Ryuugu w Styczeń 25, 2014, 23:46:01
Jeszcze niech bohaterka wejdzie o 12 na '' piekielną klrespondencję'' xDD
Tytuł: Odp: Opowiadania
Wiadomość wysłana przez: Nana w Styczeń 25, 2014, 23:47:29
Nie bo już dwunasta....