Mirabilis!
Tereny Poza Watahą => Zaginione Królestwo => Wątek zaczęty przez: Kryształowa w Kwiecień 03, 2013, 14:46:44
-
Kościół znajduje się niedaleko zamku. Jest bardzo stary. Od zewnątrz jest brzydki, ale w środku... nie da się opisać.. Przypomnijmy przysłowie : Nie oceniaj książki po okładce. :)
(http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/4/4d/Stary_Ko%C5%9Bci%C3%B3%C5%82_w_Rabce_.jpg)
(http://kolumber.pl/upload/photos/0009/2444/7fb49bb22372aed29011e595482fe600_big.jpg)
-
Kręciłem się po terenach zaginionejnwioski.
Natrafiłem na jakąś budowlę, z krzyżami na szczytach dachu, z wierzchu deski zaczęły gnić, drewno z brązowego koloru stało się czarne, witraże były niektóre powybijane.
-To chyba to miejsce, to tu ludzie przychodzą i mówią coś hurem. Dziwne miejsce . Mruczałem pod nosem stojąc u bram kościoła.
-
.
Weźcie go i dajcie go jako ofiarę ! I tak się nam nie nada ! :D
-
________________________________________________________________
ale że co, gdzie, kogo? :P
-
Powoli zbliżałem się do wejścia do kościoła, dziwnie się czułem.
Popchnąłem lekko wielkie drzwi a te z zgrzytem się otworzyły ukazując pięknie zdobione wnętrze.
-
Wszedłem do środka.
Na ścianach były dziwne rzeźby, malowidła, szedłem samym środkiem budowli wprost do jakiegoś stołu na którym stał krzyż.
Drogą, którą szedłem otaczały ławki.
Wysoko w górze z sufitu na łańcuchach zwisały olbrzymie lampy, po których było widać, że już dawno nie świeciły.
-
Zanudziło mnie to miejsce kultu jakiegoś ludzi, wiec wyszedłem stąd.
-
Wszedł do kościoła powoli.... wbił wzrok w sklepienie.
- Widzę anioły... zaprowadzę je ku mym drzwiom...
-
weszła... Stanęła u wejścia i czekała na Demona
-
Wszedłem i stanąłem przy Blan.
-
Wskoczył za ołtarz...
-
*jest tam* posłała myśl Demonowi i wskazała nosem.
-
Zachowywał się tak, jakby nie było tu Demona ani Śniezki. Po prostu nie obchodziła go ich obecność.
-
co robisz Dashi?- zapytała powoli podchodząc.
-
-Ile tych włosów? - zapytał a dopiero potem przywitał się z Dashi'm.
-Cześć.
-
tyle by wystarczyło... nie dużo- powiedziała- chyba że chcesz by był łysy...
-
Spojrzał na wilki.
- To jest świat, który się skończył...
Wokół niego unosiła się czarne mgła.
- Nic się tutaj nie rodzi i nic nie umiera... Nawet czas przestał płynąć... Jesli szukałem miejsca, w którym mógłbym się narodzić, nie powinienem był wybrać tego świata.
-
- nie świruj... opętał cię demoniasty potwór.. temu tak mówisz- powiedziała
-
- Nic mnie nie opętało...
-
-Dobrze, dobrze... ja mam sprawę, tylko się nie wierć czy coś - powiedziałem i podszedłem.
________________________
Troszku sierści ci ubędzie xD
-
- ohoo.. czekaj... zaraz uwierzę.... nie jednak nie...
-
- Nic mnie nie opętało - powtórzył z naciskiem.
Spojrzał na basiora. Nie obchodziło go to, co zrobi.
-
- opętało!- krzyknęła- tylko nie chcesz się przyznać, bo steruje tobą jakaś ohydna pijawka przyczepiona do twojej mózgownicy! Tą pijawką jest nie kto inny jak demon... diabeł... upadły anioł... jak to jeszcze inaczej określić?? POTWÓR!!
-
Skubnąłem Dashi'ego i wyrwałem mu jakieś 19 włosów.
-O i już mam -powiedziałem i podałem kłaczek Śnieżce.
-
Ani drgnął.
- Mylicie się...
Obnażył kły.
-
ymm.. dzięki- powiedziała do Demona i wzięła kłaczek...
- nie mylę się... ja się nigdy nie mylę... no czasem się zdarza.. ale to rzadko
-
-To co teraz jeszcze? - zapytał i usiadł, ciągle obserwował basiora.
-
- yy.. krew kurczaka, smoka, jakiś kamień dla smoka... i...
Dashi.. lub kim teraz jesteś.. daj mi cos swojego.. medalion.. czy coś..
-
* Wilk żyjący w świecie, który się skończył. Wilk żyjący w tym pustym, martwym miejscu...*
- Po co? - warknął. - Chcecie mnie zabić...?
-
- nie... po co mielibyśmy cię zabić?- zapytała- potrzebne do eksperymentu
-
Zaczął iść w stronę Śnieżki.
- Wiem, co chcecie zrobić...
-
- no niby co?- zapytała
-
założyła tarczę na swój umysł by nic z niego nie mógł wyczytać...
-
Przyglądałem się całej sytuacji.
-
- Znam doskonale składniki... nie dam się tak łatwo zabić... nic mnie nie opętało...
-
- ale my nie chcemy cię zabić- powiedziała dobitnie..- mówiłam... eksperyment
-
Przez moment... znów był sobą... jego oczy znów były bladoniebieskie.
- To mnie zabije...
-
-Nie zabije... raczej - mruknał.
-
- nie- powiedziałą- nie zabije... sprawdzałam
_________________________
ej.. my tu zbieramy składniki na wysypisku a ty teraz mówisz że cię zabije ??
NO TO JEST NIE FAIR :P
-
________________________
nie bawię się tak :P ::)
-
- Chcecie wypędzić demona...? - spytał cicho. W jego oczachtlił się strach. - Skąd? Ze mnie...? Ja nim jestem....
-
- dobra nic nie rozumiem... skoro nie tego to tego co ci to zrobił- powiedziała
-
-Ja tam nie wiem, nie jarzę zbytnio tego ale jak jest takie coś to można spróbować.
________________
kończę pa
-
______________________
teraz ja się obrażę na Demona... :P
-
-______________________________
I obraziłaś się?
xD
-
_____________________
nie :P
-
________________
to się cieszę xD
-
______________________
ja się ni obrażam.. tylko chwilowo nie chcę z kimś rozmawiać.. zazwyczaj mam tak z Danutą... która jest trochę wnerwiająca. :P
-
_____________________________
Danutą powiadasz, hmn ja znam tylko jedną i jest nawet spk xD
-
_______________________
ja mam ciocię Dankę... super jest... ale ta dziewczyna z mojej klasy obraża się o byle co... Pani Danuta.. K... :P
-
Weszłam. Budynek był stary. Obeszłam go wokół. W końcu odważyłam się wejść do środka.
-
Było tu ładnie. Zaczęłam chodzić po całym budynku. Usłyszałam jakąś rozmowę. Wystraszyłam się z lekka.
-
Wyszłam.
-
No dobra... to co teraz zrobimy?- zapytała
-
-Streszczamy się bo ja mam jeszcze zadanie, smok i jego rzecz, tylko jak ją zdobyć skoro on jej dać nie chce?
-
___________________
Poszukajcie czegoś w pałacu ;)
-
on da... tylko potrzebny jest kamień szlachetny... to do kopalni- powiedziała
-
-To do kopalni - powiedział i wyszedł.
-
wyszła....
__________________________
wiesz wgl gdzie jest kopalnia?? :P
-
Jego oczy znów stały się szkarłatne. Wybiegł.
-
Skierowałam się w stronę mniejszego, niepozornego budynku obok zamku. Weszłam do środka. Mruknęłam cicho. No cóż - tu przynajmniej nie było krzesła na środku. Był tu za to stół bez krzeseł. Zastanowiłam się chwilę nad bezsensownością tego samotnego mebla i, dochodząc do wniosku że wiem skąd się wzięły samotne krzesła w komnatach zamku, rozejrzałam się po reszcie pomieszczenia. Do stołu biegła prosta, dość szeroka ścieżka między rzędami ławek. Podeszłam do stołu i obwąchałam teren wokół niego. Strąciłam przez przypadek świecę. "Szkoda, że nie mam jej czym zapalić" - pomyślałam i wskoczyłam na stół.
-Ups, chyba pobrudziłam obrus. - mruknęłam. Położyłam się na stole, zamierzając się później zająć powstałym problemem.
-
Weszła do kościoła. Rozejrzała się. Zawsze gdy wchodziła bądź przebywała w takich budynkach, przepełniało ją dziwne uczucie obecności. Nie chciała bardziej wytężać wzroku aby zobaczyć dusze. Czuła energię. Wiedziała że jest ich tu pełno. Były takie spokojne...
Spojrzała się na ołtarz. Znajomy zapach uderzył w jej nos. Zapach wina i kwiatów. Mdlący czasem zapach kadzideł. Podczas swojej podróży był i widziała wiele takich miejsc. Zawsze się zastanawiała jak ci zwykli i słabi ludzie mogli budować takie budowle. I w czyjej chwale?
"Bóg. Jedyny, prawdziwy". Przypomniała sobie słowa klechów.
Podeszła do ołtarza i spojrzała się na leżącą świecę.
-Nie powinnaś leżeć na ołtarzu.- poinformowała chłodno Nemhain, która wygodnie rozłożyła się na marmurze, przykrytym białym obrusem.
-
-Na czym? Myślałam że to zwykły stół... Wygląda jak stół. I jest równie niewygodny co stół. I... no cóż, przez przypadek pobrudziłam obrus. Zapomniałam wyczyścić łapy zanim tu wlazłam...
Po chwili dodałam:
-Visage się na mnie obraził.
Zeskoczyłam ze stołu i usiadłam przed nim.
-
___________
Nana, miałaś odpisać!
-
Spojrzała się na niedoświadczonego zwiadowcę. Musi się jeszcze wiele nauczyć... Z czasem nauczy się różnych kulturach ludzi i wilków.
-Według ludzi już byś nie żyła. Dla nich to obraza choć marmur jest jak każdy inny. Jak są ludzie w takim budynku uklęknij przed takim...hmm, stołem. Pomyślą wtedy że ten ich bóg ma władzę nad wszystkim.- powiedziała jakby od niechcenia. Westchnęła i podniosła świecę. Zwinnie wskoczyła na ołtarz i zostawiła ją tam. Spojrzała się na zabrudzony obrus z niechęcią. Zeskoczyła z ołtarza i usiadła na jednej z wielu ławek.
-Za co obraził się twój towarzysz?
-
__________________
Szadap! ;-; napisałam!
-
-Nie chcę żeby myśleli że ktokolwiek ma władzę nad wszystkim! I to jeszcze jakiś mistyczny twór, którego istnienia nikt nie udowodnił. Hm, chyba pomoże odwrócenie tego obrusa na drugą stronę, wtedy nie będzie widać śladów... Ach, Visage. Obraził się, bo mu powiedziałam, żeby się nie wkurzał tak szybko i powinien najpierw powiedzieć drugiej osobie o problemie. Odpowiedział, że smoki są na tyle potężne, że nie muszą się liczyć z niczyim zdaniem. No i tak wyszło. Poleciał gdzieś, nie wiem gdzie...
Skrzywiłam pysk, niezadowolona i stwierdziłam jeszcze:
-Do niczego go nie zmuszę, ale mógłby być trochę milszy.
-
Odwróciłam się, słysząc głośny szelest i widząc, że lekko pociemniało w pomieszczeniu. Do środka gramolił się Visage, hałasując łuskami o ściany, zasłaniając wejście swoim wielkim cielskiem i przeklinając na twórców małych wejść do budynków sakralnych. Po chwili przerwał próby dostania się do środka i przykucnął, rozwijając do połowy skrzydła, żeby było mu wygodniej i zasłaniając nimi część okien, co jeszcze bardziej przyciemniło pomieszczenie.
-Neemhaain, nudziło mi się i przyszedłem do ciebie! Mam nadzieję że już się nie gniewasz! O, a kim ty jesteś, białosierściowa? - zapytał obniżając pysk do poziomu Nany i zezując, żeby jej się przyjżeć.
-
Nie poczuła się pewnie siedząc na wysokości nozdrzy stworzenia. Wstała i z gracją przeszła obok smoka, podnosząc dumnie swój puszysty, biały ogon. Stanęła "pod kątem" do smoka.
-Nazywam się Nana, drogi smoku.- zwróciła się uprzejmie.
Obok niej, znikąd zjawił się czarny jak węgiel, o wiele większy od niej samej wilk z triumfalnym uśmieszkiem i złotymi ślepiami.
-A to mój towarzysz Dosoyoto. Doprawdy nie wiem co on tu robi.- spojrzała się zła na Dosa.
Z boku mogło to dość śmiesznie wyglądać. Nie za duża, biała wadera patrzyła się z wyrzutem na o wiele większego od siebie czarnego basiora, który miał łobuzerski uśmiech i miną przypominającą zakłopotanie.
-
Visage przechylił łeb, aby wyraźniej widzieć Nanę, nie pesząc jej swoim wielkim pyskiem.
-Miło poznać, Nano. Ciebie również, Dosoyoto.
-A ten oczywiście szpanuje dobrym wychowaniem przed nieznajomymi. - mruknęłam cicho, aby smok mnie nie usłyszał.
Visage kontynuował:
-Przecież jest towarzyszem, więc ci towarzyszy zapewne. - wyszczerzył się w uśmechu.
-
-Tak się składa, że nie jestem "towarzyszem" mojej drogiej "przyjaciółki"...- uśmiechnął się łobuzersko Dos.
-Aaach...I miło mi cię poznać drogi Visage!- basior pokłonił się smokowi. Nana nigdy nie widziała żeby komuś się kłaniał. Nawet jej się nie kłania... Szuja jedna.
-
Visage wyszczerzył się ponownie i zaproponował:
-Może wyjdziemy na dwór, bo trochę tu ciasno.
-To suń się. - powiedziałam.
Smok złożył skrzydła, aby przylegały ciasno do ciała i wysunął się z wejścia na dwór. Wyszłam za nim.
-
Uśmiechnęła się pod nosem. W kościele było już nieco duszno, a ona z chęcią by już stąd wyszła. Dosoyoto uradowany nową znajomością wyszedł z kościoła. Za nim wyszła Nana.