Tereny Poza Watahą > Góry
Wodospad
Mistic:
Weszłam i rozejrzałam się wkoło. Szłam wciąż przed siebie, jednakowoż przy spływającej wodzie przystanęłam. Usiadłam i zamknęłam oczy, chciałam wsłuchać się w szum, jednakże nie byłam w stanie się na tyle wyciszyć.
Mistic:
Powoli i skutecznie wsłuchałam się w płynącą w dół wodę, lecz co mi na to, jak już po chwili poczułam nieprzyjemny chłód… Co on oznaczał? Po zaledwie kilku sekundach stanął przy mnie Ivo, czarodziej jak zwykle z szatańskim uśmieszkiem spojrzał na mnie z pogardą, a w jego prawej, zaciśniętej dłoni dostrzec można było dość ostry, lecz jednak niewielki nóż.
-Odejdź. - Mruknęłam tylko, nawet na niego nie spoglądając.
-Bo co? Jak obiecałem, tak też zrobiłem, dałem Ci chwilkę spokoju i znowu zaczynamy zabawę.
-To sobie zaczynaj, proszę, zakończ ten mój marny żywot, nie wahaj się.
-Co? Dobrze usłyszałem, czy bredzisz od rzeczy?
-Nie, nie bredzę, mam powtórzyć? Zakończ to raz, a dobrze.
-Nie no, tak to ja się nie bawię, co to za radość.
-Czerpiesz z tego przyjemność?
-A jakby inaczej…
-No to proszę, jak mówiłam, nie wahaj się.
-Albo zdurniałaś do reszty, albo ktoś Ci zalazł za skórę.
-A od kiedy Cię to interesuje?
-Bądź co bądź, jednak rodzina…
-Która od kiedy pamiętam, ma na siebie haka i chce się nawzajem powybijać… I od kiedy używasz tego słowa? - Wtrąciłam się od razu w jego zdanie, jednak nie miałam ochoty, by na niego spojrzeć.
-A od pewnego drobnego incydentu.
-Incydentu? A co, w końcu ktoś silniejszy od wszechmogącego Ivo?
-Ej, nie nabijaj się jasne?
-Bo co? Ty możesz, a ja niby nie?
-Nie możesz...
-Czemu?
-Nie powiem Ci, bo to moje prywatne sprawy.
-O, właśnie prywatne sprawy, więc teraz albo daj mi spokój, albo to zakończ, daję Ci wybór.
Ivo spojrzał na mnie jak na desperatkę, czy wręcz idiotkę, ja zawsze się z nim plułam, tak teraz coś mu nie pasowało, zacisnął jedynie lewą dłoń w pięść.
Mistic:
-No dobra, powiesz mi, a ja powiem tobie. - Ivo spojrzał na swą dłoń w której trzymał nóż, a właściwie nożyk, wrzucił go do wody i siadł po turecku przy mnie.
Otworzyłam oczy i spojrzałam na niego. On? Nie, to nie był Ivo, to nie mógł być ten sam czarownik, który przy każdym naszym spotkaniu na wszelakie sposoby próbował się mnie pozbyć, z resztą nawzajem.
-Ty się dobrze czujesz? Czy ktoś Cię pustakiem walnął gdy spałeś?
-Powiesz ty, powiem i ja. - Człowiek spojrzał na taflę wody, a na jego twarzy widniał łagodny wyraz, jak nigdy.
-Nie powiem, pierw ty.
-Aha, a to niby z jakiej racji?
-Bo tak zażądałam.
-Wielmożna damulka się znalazła.
-Bez takich.
-Bo?
-No mów. - Burknęłam już lekko rozdrażniona tą całą rozmową.
-Ależ ty uparta.
-Mów!
-Takie zainteresowanie? No proszę. Nie było mnie dość długo po tym naszym ostatnim incydencie z tym twoim bachorkiem.
-Ej…
-No dobra, jak mówiłem, nie było mnie dość długo, gdyż miałem pewne jakby niedokończone sprawy.
-Sprawy? Ty nie masz takich spraw… - Mruknęłam trochę rozbawiona, gdyż Ivo gdy to wypowiadał zaczął się rumienić.
-Nie gap się tak, bo wyłowię ten nóż.
-Kontynuuj…
-…Niedokończone sprawy, a mianowicie, jakby to… Jest to dość dziwacznie mniemanie, ale chyba ten cały pakt, jakby przestaje być ważny.
-A co termin przydatności się wyczerpał?
-Mniej więcej, no, ja ten, jakby się…
-Nie mów że… - W tym momencie już nie mogłam się powstrzymać od śmiechu, jąka się? Rumieni?
-A co masz na myśli?
-No, że się… ZAKOCHAŁEŚ! - Nie mogłam opanować śmiechu, z tego wszystkiego aż przewróciłam się na grzbiet.
-Zamknij się!
-Ivo się zakochał! - Zaczęłam się drzeć niczym szczeniak. - No takiego obrotu akcji to się nie spodziewałam…
-Ty to wszystko rozwalisz, wiesz?
-Wiem.
-Dobra, kończ temat, teraz ty.
-Dobrze wiesz, że ja i tak Ci nie powiem, moje sprawy to moje sprawy. - Powiedziałam już nieco bardziej poważnie, jednak w środku dalej czułam że zaraz znów wybuchnę śmiechem.
-Jesteś straszna… - Jęknął czarownik, gdyż był całkowicie zażenowany tym jego uczuciem, czy postawą.
-No mów dalej, ja Cię chętnie posłucham, co to za jedna? Która sprawiła, że mnie jeszcze nie zabiłeś? Ładna? – Zaczęłam wymieniać wszystko co mi do głowy wpadło, skoro dowiedziałam się takiego czegoś, to wiedziałam, że tym razem Ivo całkowicie odpuści.
-Takie to ważne?
-Ależ oczywiście, mam Cię zacytować? Przecież rodzina…
-Właśnie widzę. Ale i tak kiedyś w końcu oberwiesz, jak nie za wcześniejsze rzeczy, to za to… - Mruknął Ivo, grożąc palcem,cbo wyglądało komicznie, wstał i już po chwili go nie było.
-No kto by się spodziewał? – Mruknęłam jeszcze ciągle rozbawiona, przynajmniej on nieświadomie chociaż na chwilę poprawił mi humor.
Mistic:
Leżałam tak ciągle na grzbiecie, a od czasu do czasu spoglądałam w niebo, raczej nie z nudy, a jakoś tak. Machnęłam jedynie ogonem, takie leżenie było nawet wygodne.
Mistic:
Coś mnie jakby olśniło, natchnęło. Zerwałam się i stanęłam, wyburczałam coś pod nosem i wyszłam.
Nawigacja
[#] Następna strona
Idź do wersji pełnej