Tereny Poza Watahą > Pustynia
Kanion
Vailins:
Znów uśmiech rekina. Brrr...
-Raczej grupka wilków samotników. Trzy wilki to nie wataha.-Prychnęłam na basiora. Wstałam i wyszłam z jaskini. Było jeszcze chłodno. Świetnie. Będzie można na coś zapolować. Wpuściłam do płuc świeże powietrze. Żadnych zapachów. Tylko wszechobecny piasek. A może jakieś dźwięki? Tylko ptaki. Ech... Kolejny dzień głodówki. Obejrzałam się na wejście do nory.
-Hej, idziecie?-zapytałam. Może oni wywęszą coś chociażby jadalnego.
Vailins:
Po dłuższym braku odzewu wzruszyłam ramionami i ruszyłam na poszukiwania jedzenia. Byłam strasznie głodna, od kilku dni nic nie miałam w pysku. Przynajmniej wiem, gdzie jest źródełko. Szybkim marszem przemieszczałam się po pustyni. Moje łapy co chwila miękko uderzały w piasek, nie zapadając się w nim. Hmpf. W końcu jestem Córką Pustyni. Obudziłam się sama w mojej norze, kiedy byłam mała. I słaba. Pewnie mnie porzucili. Dlatego moją matką jest właśnie gorąca i wroga dla obcych Pustynia.
W końcu dotarłam do mojej małej oazy. Nachyliłam się nad taflą wody. Bił od niej przyjemny chłód. Zamarłam. Po drugiej stronie jeziorka chłeptał łapczywie wodę mały wielbłądzi cielak. Marne szanse na schwytanie. Eh, zawsze warto zaryzykować. Powoli zaczęłam się podnosić. Wielbłądzik ciągle pił wodę z płytkiego zbiornika. Nagle rzuciłam się przez wodę, aby schwytać cielaka. Ten w ostatniej chwili zaczął biec. Chwilkę go ścigałam, a potem użyłam mocy, i unieruchomiłam zwierzaka. Powoli do niego podeszłam, i jak gdyby nigdy nic, wbiłam kły w jego szyjkę. Potem chwyciłam go za nogę i przez pustynny gorąc zawlekłam go pod norę.
-Hej, żarcie przyniosłam!-krzyknęłam w stronę wejścia do jaskini. Potem zaczęłam jeść. Nareszcie coś zapełni mi żołądek.
Dominique:
Zwinięty w kłębek z przymrużonymi oczami nawet nie słuchał co mówią po prostu starał się przemyśleć całkowicie tą sytuacje i czy ma sens takie ugrupowanie się czy lepiej znaleźć innych. Poczuł zapach mięsa wiec spojrzał na jego źródło i ujrzał Vailins konsumującą wielbłąda. Stwierdził że nie ma sensu zakładać watahy mimo wszystko. Wstał i bez rozciągania się wyszedł z jaskini bez żegnania się i opuścił pustynie.
Vailins:
Spojrzała na basiora, który bez słowa zaczął odchodzić.
-Hej, gdzie idziesz?-zapytałam lekko zbita z tropu.
W końcu ruszyłam łapami. Ze złością maszerowałam w poszukiwaniu lepszych miejsc, niż ta pustynia. Chciałabym zobaczyć w końcu coś innego niż tylko piach. Również opuściłam tą przeklętą pustynię. Zmieniłam się w kruka i wraz z porywami wiatru odleciałam w nieznane.
Isoschi:
Pomysł z watahą, czy tą małą grupką samotników jakoś mu do gustu nie przypadł. Grupa mała czy duża, to jednak grupa, już nie jest się samotnikiem, czyli coś nie dla niego. Po chwili wadera zniknęła, znów się pojawiła tym razem z posiłkiem, jednak ten pokręcił odmownie głową, za gorąco tu na jedzenie. Zaczęli się rozchodzić, więc i Is szybko to miejsce opuścił. z/t
Nawigacja
[#] Następna strona
Idź do wersji pełnej