Tereny Poza Watahą > Dżungla

Dżungla

<< < (441/525) > >>

Michonne:
-Wiesz co czuję się tutaj nieco obca. Każdy ma praktycznie samą radość z życia, a ja? Taki wilko-pies zdradzony aż trzy razy przez inne rasy. Wilki, ludzie i psy... Z resztą nie chcę ci się wyżalać i chyba pójdę gdzieś indziej...

Mistic:
- Radość z życia? Ciekawe kto... - Jęknęłam do siebie i przeniosłam wzrok na waderę. - Zostań, chętnie posłucham. Gdybyś chciała się komuś trochę pożalić, to ja stoję otworem.

Michonne:
-Naprawdę?
W moich oczach znów pojawił się blask.
-Chodzi o to, że zanim dołączyłam spotkałam zdrajców...yyy rodziców. Oni szukali mojej siostry odkąd mnie opuścili. Po prostu moja matka Alice się załamała, chciała od nowa odbudować rodzinę. Postanowiłam pomóc im szukać, ale oni wiedzieli, że ja do nich nie wrócę. Jako pies byłam faworytką pana, miałam w sobie to coś. Nie wiem co, ale tak słyszałam. Kiedyś chciałam zobaczyć wilki, jak one żyją. Ludzie myśleli, że chcę uciec. Zawiązali mi sznur i trzymali, nie opiekowali się mną jak dawniej. Może to i dobrze? Zrozumiałam wtedy, że można liczyć na siebie. Uciekłam więc, nauczyłam się panować nad żywiołami i przenikać przez coś. Chcę wykorzystać te moce by ją odnaleźć, nie pamiętam jak się nazywa... I tu pojawił się problem, bo jakbym znała jej imię to bym ją już znalazła. Haha takie to dziwne.
Zaśmiałam się.

Mistic:
Wsłuchiwałam się w wypowiedź i jakoś tak początkowo nie skoncentrowałam się na rozpoczęciu tej historii. Dopiero po paru chwilach, coś mi łaskawie we łbie zaświtało.
- Czekaj, czekaj... Jak mówiłaś? Alice? - Przekrzywiłam głowę, wydawało mi się, że znam skądś to imię, jednak to było tak dawno. Szmat czasu i jeżeli znam, to skąd?

Michonne:
-Alice, moja matka... Chociaż i tak byłam ulubienicą tatusia.
Zaśmiałam się.
-A co "Alice"? Znasz ją?
Zaczęłam merdać ogonem.

Nawigacja

[0] Indeks wiadomości

[#] Następna strona

[*] Poprzednia strona

Odpowiedz

Idź do wersji pełnej