Tereny Pierwotnych > Ocean
Stary pomost
Razer:
-Emm..co się dzieje z oceanem-wskazał łapą ocean,na którym powstawały wielkie fale uderzające o spróchniały pomost.W jednej chwili zerwał się silny wiatr,który zaczął ich pchać,ale nie w stronę lądu.Pchał ich do wody!Nawet ciężki samotnik nie mógł się zatrzymać,a co dopiero lekkie wilczyce,które w obliczu wiatru przypominały liście,zamiatane przez lekki podmuch wiatru.
-To nie jest zwyczajny sztorm!-krzyknął Razer,lecz wiatr zagłuszał krzyki wilków.
Nagle sucha kłoda,za którą wcześniej chowała się Gvilith popchnęła Menmę,wrzucając ją jednocześnie do oceanu.Nad całą plażą zjawiło się dosłownie znikąd stado kruków,lecz nie takich zwyczajnych.Miały widoczne czaszki,a białe ślepia obserwowały wilki z góry.Było ich setki.
_____________
Vail wpadłaś w samą porę!Ty to masz szczęście!xD
Menma:
W popłochy się wynurzyła,łapiąc łapczywie oddech,który brutalnie przerwała nakrywająca ją fala.Woda była za silna i zbyt gwałtowna,mimo to wadera próbowała dopłynąć do brzegu. Na marnę,chwilę później fale na dobre ją pochłonęły.
(ah...Razio chyba wie co się zaraz stanie xD)
Razer:
Razer nawet nie zauważył nieobecności Menmy.Piasek wpadał mu prosto w oczy.Rozłożył skrzydła i wzleciał w powietrze.Tam jednak został natychmiast zaatakowany przez stado wściekłych kruków.Zaczęły wyrywać mu sierść,pióra,dziobać oczy.Samotnikowi udało się kilka z nich podpalić,lecz one nadal go atakowały pomimo że trawił je ogień.Porażenie błyskawicą również nic nie dało.Te ptaki musiały być martwe.Wtedy olśniło Razera.Ten wilk przy wodopoju,niedźwiedź na łące,a teraz ptaki.One są z nimi powiązane.Wylądował szybko na piasku.Ptaki zakrywały całe jego ciało.Nie oszczędzały również Vail i Gvilith.
Menma:
Nagle z wody jak petarda wyskoczyła Menma,jednak jej ślepia nie były lazurowe,a stały się szkarłatne.Nad waderą zapanowało jej alter-a sądziłem że będzie nudno!-roześmiał się Shandy,lądując na piasku-ty! ćwirek! nie baw się !-zawołał,pojawił się przy basiorze uderzając łapą w ptaki,nawiązując z każdym łączność i wyniszczając im ciała,komórka po komórce=cały proces trwał pół sekundy.Gdy odrywał łapę od jednego,ten rozpryskiwał się na kawałki,cząstki padały na ziemie,a czarna ciecz chlapała Menme,barwiąc jej białe futro.Pojedyncze cząstki ciała ptaków drgały jeszcze chwile,po czym zastygały w bezruchu-ohyda...-zachichotał Shandy,kontynuując wyniszczanie ptaków,aż na Razerze nie został ani jeden,no..zamiast tego był cały w czarnej cieczy,którą ochlapały go rozpryskujące się ptaki.
(czyt..ptaki pękały jak balony xD)
Razer:
Na pysku Razera pojawiło się obrzydzenie.Smród był nie do zniesienia,a sama ciecz drażniła jego skórę i wypalała sierść.Nie zamierzał podziękować za tą jakże miłą przysługę. Shandy doskonale sobie radził z tymi dziwnymi stworami,lecz na ich miejscu szybko pojawiały się kolejne i to w jeszcze większej liczbie.Może Shandy dobrze się przy tym bawił,ale czy reszta?Niekoniecznie..
-Idź pomóc reszcie!-warknął do Shandiego,a sam chciał wzbić się w górę,lecz zauważył,że jego pióra się stopiły pod wpływem czarnej substancji.Zawarczał na siebie.
Nawigacja
[#] Następna strona
Idź do wersji pełnej