Tereny Poza Watahą > Las
Mokradła
Karoiiina:
Widać było, że wadera się tu zasiedziała. Jakieś pół miesiąca? Miesiąc? Ah, sama tego ona nie wie, straciła rachubę czasu. No cóż, taka sytuacja, nic na to nie poradzi. Podniosła się i przeciągnęła, następnie mlasnęła i podrapała się za uchem. Nie była głodna, co było dziwne. Ale coś czuła. No, dosłownie czuła, jej kawałek tylnej lewej łapy zaczął świecić. Ktoś tu był. Ale ona nie wiedziała kto, nigdy tam jej się nie świeciło (bez skojarzeń mi tu >.<). W końcu zaczęła iść. Sama nie wiedziała gdzie, ale gdzieś zaczęła. Przed siebie. Przyśpieszyła kroku i zaczęła biec. Nudziło jej się. Omijała drzewa, jakoś jej się udawało to robić.
Dominique:
Zawędrował aż na mokradła w końcu świat nie składa się tylko z schludnych i czystych miejsc. Jakoś nie miał ochoty na kąpiel więc unikał kontaktu z wodą za wszelką cenę w poszukiwaniu tradycyjnie wysokich miejsc jednak że takowych nie było więc został zmuszony być blisko ziemi. Żadne miejsce nie wydawało mu się na tyle godne żeby mógł spocząć to ruszył dalej może w tej części naprawdę nic nie było? Zobaczył powalone drzewo robiące za most więc podszedł do niego i usiadł.
Isoschi:
Dobra, wszystko fajnie, wilgoć, chłód i tak dalej, ale ten odór rozkładających się roślin i kij wie czego jeszcze, daje już po nosie stwierdził i wyszedł na jakiś korzeń i spojrzał na swoje dobrudzone błotem łapy, które zrobiły się takie chude, normalnie patykowate szczudła. Przechodził właśnie pod dość grubą gałęzią jakiegoś drzewa, gdy to właśnie coś zaczęło z niej zjeżdżać. Coś grubego, łuskowatego, z wysuwającym się jęzorem... i kurde, jaki olbrzym. Is gwałtownie odskoczył, wpadając znów w błoto, a ten gwałtowny ruch tylko pobudził gadziszona, który spuścił na ziemię większość swego długiego cielska. Anakonda czy coś takiego.
-Nie... kurde, znów? Czy ja jestem jakimś magnesem dla takich zwierzątek jak ty czy co? Pociągam was, czy jak? Kurde, nie odwzajemniam tego uczucia, idź, precz ode mnie ty gigantyczna wilczożerna glisto! - warknął i próbował wyjść z młaki i zwiać, lecz coś otuliło się wokół jego łapy i chociaż szarpał to nie mógł się wyrwać.
Karoiiina:
I znów kto się pojawił. No cóż, wilki przychodzą i odchodzą. Nadal biegła. W końcu ujrzała jednego basiora, to chyba ten, o którym została zaalarmowana lewą tylną łapą. Ciekawe. Zatrzymała się i spojrzała na niego. Szarpał się z wężem, da rady czy nie? Gdzie jest jej popcorn?
Pomóc? ::)
Isoschi:
Starał się uspokoić, wyciszyć i zmienić się w węża i zwiać, jednak... klapa jeśli chodzi o skupienie. zaje***cie przewrócił oczami i zaatakował to coś, co go trzymało, a gdy to coś go puściło puścił się biegiem przed siebie. Niestety większa gadzinka nie odpuściła, na dodatek zaczęło się jej coś robić, jej skóra zaczęła pękać, a z tych otworów wyłaziły jakieś kolce.
---
Nie pytaj, rób co chcesz :P
Nawigacja
[#] Następna strona
Idź do wersji pełnej