Tereny Pierwotnych > Las

Las

<< < (317/342) > >>

Nemhain:
Oddaliłam się trochę od tamtego wilka. W pewnym momencie usłyszałam biegnące zwierzęta - jedzonko. "Musiało je coś spłoszyć" - pomyślałam. Sprawdziłam, z której strony wieje, ukryłam się i, kiedy pierwsza sarna pojawiła się w moim zasięgu, skoczyłam tuż przed nią. Zwierze nie zdążyło wychamować i wpadło prosto mi na kły. Reszta stada odbiegła w innym kierunku.
Pochyliłam się nad zdobyczą i wyszarpnęłam pierwszy kęs.

Brulant:
Zaczęło się tu robić tłocznie. Brulant pokręcił łbem i zaczął powoli przemieszczać się w kierunku wilków.

Nemhain:
Dokończyłam jeść i rozejrzałam się. Wywęszyłam jakiegoś wilka i usiadłam, czekając aż się zbliży i oblizując pysk z krwi.

Karoiiina:
Mrucząc coś pod nosem wyszła, a basior wywlekł się za nią.
z.t.

Ian:
Ze zbitej warstwy drzew wyłoniło się się coś w rodzaju cienia, dymu czy też może skondensowanej ciemności. Wyjrzało, po czym cofnęło się, zajmując miejsce pomiędzy konarami bliźniaczej jodły. Nieruchome, zdawało się być niemalże niewidzialne, można było dostrzec tylko lekki ruch powietrza, gdy 'węszyło', odnajdywało się w tutejszej rzeczywistości. Potem zamarło.
A ja, naturalnie, wybrałem sobie akurat ten moment, by przez tę bliźniaczą jodłę przejść. W końcu, jak to tak - taki roślinny fenomen, a ja mam przejść obojętnie obok? No to przeszedłem. Jedna łapa, druga... Po czym padłem w drgawkach na ziemię. Ciemność siedząca na gałęzi zatrzęsła się i zafalowała, jakby ze śmiechu. Następnie zmaterializował się w tym samym miejscu wilk, basior. Chichocząc demonicznie, Gareth postawił mnie na nogi za pomocą niezwykle długiego ogona, przedtem strzelając mnie nim po pysku. Warknąłem gardłowo, usiłując chwycić go zębami, ale chwiałem się jak nowo narodzone źrebię i nie miałem siły rozluźnić szczęk. Spięte mięśnie dopiero po chwili zaczęły się rozluźniać, zdołałem stanąć na nogi, dysząc przez zęby.
- Zamknij... Pysk... - wydusiłem, piorunując go wzrokiem.
- Ale... Jak? - parsknął, wciąż sie ze mnie ryjąc. - Ja cię, tonto... Jak to jest, że musisz zawsze wleźć tam, gdzie ja? - i dalej się śmiał.
Warknąłem słabo.
- Nie ja... Tam gdzie Ty. Tylko Ty. Tam gdzie ja. To ja jestem starszy. Ty jesteś tylko tą głupszą częścią mojej osobowości.
- A może żyję wyłącznie w Twoim schorowanym umyśle, lobito, a inni gadają z Tobą normalnie tylko dlatego, że wiedzą, jak ci się pomieszało w móżdżku. Jesteś zamknięty, oni wszyscy to tylko wytwór Twojej chorej wyobraźni. - zaśmiał się. Jego ciało zamieniło się w dym, wisiał przede mną tylko jego pysk i wirująca za nim ciemność, cień. Zakręciło mi się w głowie, przestąpiłem z łapy na łapę.
- To by znaczyło, że nie istniejesz.
- Nie, to by znaczyło, że TY nie istniejesz. - jego czerwone oczy urosły do rozmiaru talerzy, a potem przesłoniły mi cały świat. Rąbnąłem o ziemię, nieprzytomny.
Gareth zachichotał i usiadł, rozganiając iluzję. Rozejrzał się, ziewnął i zaczął lampić na skołowanego i nieprzytomnego mnie.

Nawigacja

[0] Indeks wiadomości

[#] Następna strona

[*] Poprzednia strona

Odpowiedz

Idź do wersji pełnej