Tereny Pierwotnych > Las

Las

<< < (318/342) > >>

Karoiiina:
Korzystając z mocy wielożytności wadera, którą jest Karo, mimo przebywania w Zaginionym Królestwie zjawiła się w Lesie. Szła cicho, rozglądając się na wszystkie strony. Wyczuwała czyjąś obecność, z resztą, jej nos świecił innym blaskiem niż innym. Uśmiechnęła się pod nosem. Ian tu jest. Super. A jak Ian jest.. Gari też. YEAH! Trzy pieczenie na jednym ogniu - Demek, Ian, Gari.. Hehehehe.

Ian:
Dostałem mocnego kopa w umysł, jakby ktoś rąbnął w mój mózg taranem. *Wstawaj. Poczwara przyszła, hehehe.* Whaaat... Nie. Nie chce mi się. Jęknąłem, po czym ocknąłem się w końcu, mimo początkowego narzekania. Słowa Garetha natychmiast wyleciały mi z pamięci. Zebrałem się na łapy, przełamując zawroty głowy. Gari strzelił mi ogonem obok pyska. Wywarczałem się za wszystkie czasy, ale i tak odpowiedzią był tylko jego cichy demoniczny śmiech.
- Komu zabrałeś tę moc? - przymknąłem oczy, siadając na wszelki wypadek. W razie, gdyby znowu zachciało mu się mnie hipnotyzować.
- Nie zabrałem. Był na tyle hojny, że się podzielił. - wyszczerzył się. - Nie to co ty, skąpielcu.

Karoiiina:
Słysząc śmiech Gariego była w stu-procentach pewna, że to brat jej nerki. Wreszcie. Już miała wesoło podejść do Iana, przywitać się i w ogóle.. ale.. cholera! Trzasnęło parę razy piorunami. Wadera rozłożyła skrzydła, wyprostowała się i warcząc pod nosem w towarzystwie piorunów wtargnęła na miejsce, gdzie znajdował się Ian.
- Ian.. TY WREDNA.. MAŁA.. PODŁA.. GALARETO - wydarła się, trzaskając obok Iana piorunem. - CO TY SOBIE MYŚLISZ ZNIKAJĄC NA NIEWIADOMO ILE A POTEM NAGLE SIĘ TU POJAWIAJĄC?

Ian:
Sądząc po wyrazie pyska Garetha, demon wystraszył się w równej mierze co ja. Tyle że ja wydarłem się i wskoczyłem mu w łapy, a on momentalnie rozwiał się w dym, jednocześnie rozkładając skrzydła. Ciemność zawirowała i rozwiała się. U mnie tymczasem aktywowała się moc Firestorm. Włosy i łapy zapłonęły żywym ogniem, pojawiły się płomieniste skrzydła, które rozłożyłem szeroko, cofając się i stając na tylnych łapach. W tej samej chwili zakłębił się obok mnie czarno-szkarłatny dym, połknąłem go bez zastanowienia. Znaki zmieniły mi się na czerwone, tak samo oczy, pazury wydłużyły się, skrzydła zwiększyły.
Wszystko to w ułamku sekundy.
A w następnej sekundzie skapczyłem się, że tym napastnikiem z piorunami jest Karo.
Opadłem z powrotem na łapy z kwaśną miną. Prawe oko zmieniło się na turkusowe.
- Karo? Co ty do diabła wygadujesz? - odezwałem się. zwielokrotniony i brzmiący, jakby dochodził z dna studni, głos potoczył się echem po lesie.

Karoiiina:
- Jak to co? - była wściekła. Pioruny przestały walić, ale Karo nie zmieniła pozycji. - Siedzę sama na tym pustkowiu już od dobrego czasu, zastanawiam się gdzie Ty jesteś, a Ty jak gdyby nigdy nic spokojnie przyłazisz sobie do lasu i siedzisz jak gdyby nigdy nic. A pomyślałeś o mnie? Tyle tu basiorów, znaczy się Demek, a co jakby któryś się do mnie przystawiał? Iana nie ma i muszę radzić sobie sama!

Nawigacja

[0] Indeks wiadomości

[#] Następna strona

[*] Poprzednia strona

Odpowiedz

Idź do wersji pełnej